Dociekliwi zapewne zauważyli, że staram się ustosunkować do podnoszonych przez komentatorów kwestii poprzez odniesienie do wybranego cytatu z Lacana. Tak się składa, że problemat Symboliczności porusza komentatorami bardziej, niż można było przypuszczać. Wskazuje to na słuszność poglądu Freuda i Lacana na kwestię czym jest człowiek. Freud nie odstąpił od przekonania, że jest on (człowiek) istotą cierpiącą z powodu kultury, Lacan, że cierpiącą z powodu języka. Wspólne jest jądro cierpienia, niezadowolenia, a różnica między kulturą a językiem da się sprowadzić tylko do semantyki, fluktuacji w obszarze dyskursu. Kultura w czasach Freuda, to dyskurs dzisiaj; no bo dlaczego istnieją dyskursy? Czy nie dlatego, by dać wyraz niezadowoleniu?
Oczywiście, prawie zaraz usłyszę purystów różnej maści starających się rozszczepiać włos na czworo. Będą nalegać, by przyjąć za oczywistość to, że kultura dla Freuda nie jest tym samym co język dla Lacana; że język dla tego pierwszego nie jest sprężyną nieświadomości (albowiem są nią popędy), a jest nią dla Lacana. Biorą tacy teksty, wykonują rabiniczną pracę interpretacyjną i oznajmiają brak języka w nieświadomości freudowskiej. Ochoczo wnioskują przeto, że nieświadomość jest miejscem natury, a nie kultury (przyznając poniekąd rację Lacanowi, że kultura to język). Zakładając, że tak rzeczywiście myślał Freud, wpadamy wszelako w pułapkę, z której nie może wybrnąć kościół katolicki i wszystkie te jego odłamy, które tworzą świętych – chodzi o dylemat kanonizacji.
W zasadzie świętym może zostać tylko ten z ludzi, który dzięki łasce dostąpił zaszczytu nie posiadania nieświadomości, ten, dla którego myśli i życie były jednym. Ten kandydat, który życiem lub myślą daje powód do podejrzeń, że myśl i życie nie jest jednym, kanonizowany nie będzie (vide przykład jęzora księdza Skargi). Czy tak mamy traktować Freuda, jako przykład psychoanalitycznej wiary?
Nie ma Innego nad Innym; nawet Freud nie jest takim Innym. Bóg kazał nie cudzołożyć, ale co miał na myśli? Mamy pytać się o to Freuda, kaznodziei, papieża? Nieświadomość nie jest mówieniem Innego, jest dyskursem Innego. Mojżesz dostał tablice i nie miał szansy wypytać tychże autora o znaczenie zapisanych nań przykazań. Wiedza taka jest tylko zakładana, a milczenie Boga przyczynia się jedynie do trwania pragnienia, by nie-wiedzę uczynić wiedzą. Konsekwentnie odróżniam nie-wiedzę (jest to wiedza, której status jest co najwyżej domniemany) od niewiedzy (wiedzy zignorowanej tudzież ignorancji, namiętności trwania w niewiedzy, trwaniu głuptaka [nie ubliżając ptakowi noszącemu to imię]). Wiedza sygnalizowana przez „nie”, sokratejskie „wiem, że nic nie wiem” dotyczy wiedzy; Sokrates ją posiadał w większym stopniu niż przeciętni ludzi, aliści uczył nie-wiedzy, a nie wiedzy. Nie-wiedza przebywa poza dyskursami obowiązującymi, lecz jest dyskursem Innego i jako taka objawia się w formie znaków (w potocznym rozumieniu jako „znak od Boga”), znaczących. Samo istnienie znaczących wystarcza za rozrusznik pragnienia (przemieszczanie się od znacząego do znaczącego). I kończąc ten fragment – sam Freud nie jest zdecydowany czym jest jego nieświadomość, raz jest das Es, nieświadomością, a raz tylko Es, nieświadomym. Pytanie się jego o to jest przypisywaniem mu cechy pozostawania przejrzystym między jego myśleniem, a jego znaczącymi. Jego, czy „Jego”? Jak to napisać? Istnieje tylko jeden Inny, Inny Symbolicznego. Czy wystarcza, by wyprodukować nie-wiedzę w postaci wiedzy, uczynić całą nie-wiedzę wiedzą? Nie, nieświadomość jest ustrukturowana, „in” odgraniczone jest od „out”.
W tym kontekście kwestia sugerująca woluntaryzm analityka kierujący jego wyborami pracy nad tym, czym się zajmować, traci rację bytu. W jakimś „in”, (prośba o mówienie jako mówienie), pojawiają się znaki wskazujące na obecność jakiegoś „out”, czegoś wyekspediowanego „kiedyś tam” (lecz nie ekspediowanego, „nie chcę mówić tego” nie jest nieświadomością, ale tłumieniem, pruderią, rozwagą itp. przejawami świata cnót). „In” jest czymś intymnym, „bo we mnie jest seks” śpiewała K. Jędrusik (intymne jest takie tylko z racji, że jest w „in”), „out” jest ekstymne, pozaintymne, jest w koszu na śmieci, z czego bierze się mądrość, że jeśli chcesz poznać człowieka, to nie wypytuj go o przeżycia czy emocje, tylko przyjrzyj się jego śmieciom.
Renata wspominając swój przedporodowy sen dała prawo do ilustracji dzięki niemu tego, do czego się w tym wpisie odnoszę. W tym śnie ciężarna rodzi młodzieńca. Nie jest to rzecz niezwykła – Zeus urodził pannę, na dodatek w zbroi. W obu tych opowieściach i młodzieniec i panna należy do „in”, co więcej, matka rodzi syna, a ojciec córkę. Wszystko gra, a dyskurs tylko to potwierdza; wszyscy wokół nas wiedzą, że relacje między matkami i synami, oraz ojcami i córkami są bliższe niż w sytuacji relacji tożsamopłciowych. Owszem, to przesąd, prawda nie cała, ale obecna w dyskursie oficjalnym. Pomijając element zbroi w przypadku Ateny, sugerujący, że ma ona bronić jedynej cnoty przypisywanej kobietom od zarania, „tej cnoty”, to uderza nas co innego. Otóż, nie da się urodzić ani młodzieńca, ani panny inaczej jak tylko w formie czystego znaczącego. Lecz waśnie on sygnalizuje obecność owego „out” – zniesienie ciągłości czasu, może nawet pozbycie się go. I młodzieńcem i panną można się tylko stać, nie można się nimi urodzić. Ergo, młodzieniec, tak jak panna, urodził się z głowy. W innych okolicznościach musieliby się narodzić jako oseski.
Dzięki Renacie, którą pozdrawiam, miałem możność zilustrować sens innego cytatu z Lacana: „przekaz adresowany przez podmiot do Innego, powraca do podmiotu w formie inwersyjnej”, lecz o tym mam nadzieję napisać kiedy indziej.
Cytat przywołany w tytule nie bez podstaw odnosi nas do pierwszego przykazania oraz kanonu islamskiego: jest tylko jeden Inny i nie będziecie mieli żadnego Innego poza tym Innym. Przez tego Innego cierpimy, ale przez tego samego Innego bywamy uleczani.
Dlaczego nade wszystko Symboliczne? Albowiem: „Mowa zakłada podmiot”, a ten z kolei „jest odpowiedzialny za symboliczny dług, tak długo, jak długo pozostaje podmiotem mowy”.
KP
P.S. Cytat tytułowy pochodzi z artykułu „[działanie] Obalające podmiotu i dialektyka pragnienia w Nieświadomym freudowskim” z roku 1960, w: E, 813.
Cytaty kończące wpis znajdują się w „Odmiany leczenia typowego” z roku 1955, w: E, 351 oraz w „Rzecz freudowska” z roku 1955, w: E, 434.
Cytat ze środka tekstu zawarty jest w „Skradzionym liście” z roku 1966, w: E, 55-56
Litera E oznacza Ecrits, wyd.I, liczba po przecinku oznacza stronicę.
4 Comments, Comment or Ping
Bardzo to wszystko ciekawe i znaczące. Gdzie są dyskursy, tam jest niezadowolenie i pragnienia. Oj, tak.
Marzec 11th, 2014
Bardzo chciałabym się dowiedzieć więcej o tym niebycie różnicy między kulturą a językiem, który można sprowadzić ledwie do semantyki, fluktuacji w obszarze dyskursu.
Przez jakiego Innego my cierpimy? My? Znaczy jest jakiś jeden Inny nam wspólny? Zastanawia mnie kontekst w jakim Pan o tym pisze. Język jako kultura, kultura jako dyskurs, przykazania, Bóg, religia, islam. Repozytoria znaczeń. Kultura, która leczy, a z powodu której się cierpi. Kultura jako miejsce, czy kultura jako sens? Może inaczej zapytam, czy mam to jakoś tak infantylnie rozumieć, że jeśli cierpię z powodu katolickiej polskiej kultury, to uleczyć mnie może katolicka polska kultura? I jak to się w ogóle dzieje, że mogę cierpieć z powodu czegoś tak abstrakcyjnego jak katolicka polska kultura ? jeśli ją jakoś tak wyabstrahować z człowieka. Może tego nie pojmuję, ponieważ cierpię raczej z powodu ludzi, jeśli nachalnie mi tego wirusa katolickiej polskiej kultury próbują przekazać. Amerykanie podobno mieli cierpieć z powodu wirusa psychoanalizy, którego zawlókł tam Freud. No ale taka biblia, albo objaśnieniem marzeń… jak sobie tak leżą to ?ani grzeją ani ziębią?, ale jak przyjdzie drugi i walnie tym w łeb…cóż.
A że się w nadymającej się do rozmiarów byka żabie widzi byka…cóż. Podoba mi się Lacana porównanie obsesyjnego do nadymającej się do rozmiarów byka żaby. Kończy się to albo spektakularnym bum! Albo mniej efektownym puf!.
Albo dlaczego nie cierpię z powodu kultury inuitów?
Lacan nie skończył się na Ecrits. Gdzieś w okolicach seminarium 23, a może wcześniej mówił: ?Po tym jak przez długi czas mówiłem o Symbolicznym, Wyobrażeniowym… to, co jest istotne to Realne.? I odróżnił parletre od LOM, gdzie ten ostatni zrywając z Innym staje się wygnańcem z la langue do lalangue.
Dziura robi różnicę :-). Dzielenie włosa na czworo wydaje mi się być ‚psychoanalitycznie’ bardziej płodne niż mnożenie bytów nad potrzebę.
Marzec 12th, 2014
Szanowny Spoku, jeśli Freud pisze o kulturze/cywilizacji jajo źródle cierpień, a Lacan to samo pisze o języku, to znak równości jest tutaj oczywisty; źródłem cierpienia jest Symboliczne, dyskurs Innego. Nadrzędność Symbolicznego wynika z faktu, że jest ono przyczyną podmiotu. Twierdzę, że Freud i Lacan ma na myśli to samo, stąd różnica jest tylko semantyczna; kultura bez języka obyć się nie może. Problemat Realnego wynika tylko z tego, że Symboliczne nie wystarcza do poradzenia sobie z nim. Nie wystarcza tylko w takim sensie, że Symboliczne nie leczy z cierpienia. Symboliczne jedynie zmniejsza jego poziom, czyli cierpimy mniej; Symboliczne nie eliminuje, ale czyni znośnym uprzednie „nieznośne”. Paradoksalnie, pozycja Symbolicznego nie zostaje podkopana. Po prostu, Symboliczne staje się warunkiem koniecznym, choć niewystarczającym dla poradzenia sobie z cierpieniem. Radzenie sobie z Realnym nadal polega na symbolizowaniu – czy to będzie litera, czy znaczące popędu, czy akt (czyli działanie symboliczne).
Inny nie istnieje, istnieje tylko jego miejsce, jakby miejsce po nim, dziura, brak. Znów odwołam się do znienawidzonej religii. Warunkiem trwania religii, przykro mi, ale one trwają, jest chrześcijański „pusty grób”. Dla jednych to dowód zmartwychwstania, dla drugich dowód oszustwa, ale i jedni i drudzy starają się zaradzić tej dziurze, wszyscy składają akt wiary, jedni z wiary, drudzy z niewiary.
Istnieje wiara katolicka, ale nie istnieje kultura katolicka. Kultura Inuitów jest także źródłem cierpienia, także dla nie-Inuitów. W tej kulturze było przykazane, aby gościa ugościć swoją żoną. Trudno sobie wyobrazić większe cierpienie, męża, żony i gościa, ale kultura, Inny, tego chce – zatem jego pragnienie jest pragnieniem całej trójki. W kulturze judeo-islamo-chrześcijańskiej każe się nie cudzołożyć. Czyż nie jest to cierpienie? A „nie kłam”? „Przyznaj się, masz kochankę?”. „Nie mam”. To nie jest cierpienie? A „kochaj bliźniego”. „przebaczaj wrogowi”, i z drugiej „należy się zemścić”. Im więcej kodyfikacji, tym więcej cierpienia. Chcecie się tego dowiedzieć, pożyjcie z podmiotem obsesyjnym.
Ecrits się nie podoba? Tu muszę mocno przywrócić rozsądek. Więc czytajmy Lacana od XXIII seminarium! Jest bezsensem dzielenie myśli na ok i nie ok. Tym bardziej, że Ecrits jest jedynym dziełem Lacana, które sam korygował, adiustował, pisał przemowy i zatwierdzał do druku. Za jego życia jeszcze wyszło drugie, poszerzone wydanie Ecrits, które pieczętował i aprobował osobiście. Wyszło ono po XXIII seminarium.
Co do odróżnienia par-lettre od LOM {l’homme). Pozwalając sobie na złośliwość napiszę: zrywając z Innym, staję się dziecięciem, a właściwie bobaskiem. I przypomnę, gdy para się rozwodzi, zrywa ze sobą, dla kościoła jest to zerwanie z Innym. Lecz zerwanie z Innym nie likwiduje go; jeśli miałeś dzieci, nadal jesteś ojcem lub matką, nadal masz łożyć na nie, nadal musisz spotykać się z ex, by uzgadniać kwestie wychowawcze. To tylko drobne przykłady tego, że zerwanie z Innym, uformowanie się „pustego grobu”, nie przyczynia się do zakończenia misji rodzicielskiej i nie anuluje miejsca ojca czy matki, odwrotnie, wzmacnia misję.
Inny jest nie do zniszczenia, albowiem Inny nie istnieje. Albo przeczytajcie o morderstwie Ojca u Freuda i uformowaniu się długu symbolicznego; im bardziej chcemy zniszczyć Innego, tym większe zniewolenie sobie fundujemy.
Marzec 12th, 2014
Neologizm pubellication mi się z Ecrits podoba.
To, co mnie uwiodło w myśleniu Lacana to ruch, nieskończone ?to nie to?, tudzież encore. To miałam na myśli pisząc, że Lacan nie skończył się na Ecrits. W Polsce nie raz spotkałam się z opinią, że późne seminaria Lacana to efekt jego demencji, postępującego szaleństwa ? nieczytelne i do niczego – i pociągają mnie one tym bardziej, że opinie te formułowane są przez filozofów. Więc nie ?albo albo? ale ?to nie to?.
To ciekawe, skoro zerwanie z Innym warunkuje sinthom. Logike symptomu i sinthomu warunkuje różnica między negacją Innego a deinwestycją Innego w znaczeniu nieświadomości.
Taki cytat z Harrariego (który też mi się bardzo podoba, bo dość odważnie bada meandry myślenia podobno szalonego Lacan), który chyba nieco bardziej bezpośrednio niż Lacan w 24 (porównywane z tłumaczeniem Gallaghera), kwestię znaczenia Symbolicznego wyraża tak:
?Lacan emphasizes from 1974: the symptom can be swollen up with meaning (or signification). Swelling up a symptom or inflating it means endowing it with an excessive weight or presence via the meanings lent it by the analyst. In Seminar 24, I’insu . . . , Lacan claims that there are cases, frequently among „re-analyses,”where what is needed is in fact a „counter-analysis” to break down the imaginarization of the Symbolic or the reign of a pan-symbolism based on Realitat. There are well-known anecdotes about people who asked Lacan for a new analysis and were advised to seek a „de-analysis.”
Bywa różnie czasem jesteś matką czy ojcem dla dzieci a czasem nie. Dla mnie ten przykład dowodzi tego, że funkcja małżeńska i funkcja matki czy ojca się nie pokrywają. A co kościół na to i jego Inny, cokolwiek by to nie miało znaczyć…cóż.
Marzec 12th, 2014
Reply to “„Nie ma Innego Innego””