and in the end


Po dłuższej przerwie powracam; przerwie niespodziewanej, albowiem technicznej – ostatnie dziesięć dni roku strona była na urlopie. Strona tak, ale ja nie.

Przez ten niespodziewany okres śledziłem coraz bardziej nienawistną dyskusję dżenderystów i antydżenderystów, przy czym dyskusja to tylko wyraz mojego pobożnego życzenia. Nie ma dyskusji gdy strony najzwyczajniej w świecie nie lubią oponentów. Kto jest za to odpowiedzialny? Zdania nie zmienię, to dżenderyści. Wcale nie dlatego, że prowokują spór, ale dlatego, że pokazują, że strony sporu są siebie warte. Stronę episkopalną jest łatwo pokonać – wystarczy tylko trzymać się…Ewangelii. Tyle, że aby się jej trzymać należy ją szanować, nie traktować jej jak wroga. Po co ciskać kamieniem? Czy po to, by odwracać uwagę od tego, co samemu się ma za kołnierzem? A może by tak przyjąć ciosy kamieni i zacząć mówić o swych błędach, uproszczeniach, naiwnościach i misji?

Ostatnio dżenderyści rzucili do walki tajemnicze siły specjalne pod nazwą „mainstreaming”. Niejaka pani Barbara Limanowska, rzeczniczka tych sił, stara się ukazywać pożyteczność gender. No więc gender chce tylko sprawiedliwości (czyli nie chce tego, co zarzucają jej oponenci). Zamyśliłem się dłuższą chwilę nad tym i po cichu stwierdzam, że chciałbym by pani Barbara była naiwna i wierzyła, że nie jest agitatorką pewnej idei. Obawiam się wszelako, że wie, że tak jest. Inaczej mówiąc, wie, że traktuje sprawiedliwość partykularnie – pisz wymaluj jak rzecznicy wszystkich rewolucji: sprawiedliwe jest, by ci, którzy nie posiadają coś posiadali, a  zatem sprawiedliwe jest, by ograbić posiadających z tego co mają i obdarować nieswoim nieposiadających.

Czyli Bentham, szanowna pani Barbaro? Dodam od razu – nie jestem przeciwnikiem etyki utylitarystycznej, dzięki niej dokonał się niewątpliwy postęp, stwierdzam tylko, że etyka uniwersalistyczna nie powiedziała swego ostatniego słowa. Jesteśmy rozdarci pomiędzy sprawiedliwością, która jest jedna dla wszystkich i nie zna podziału na płcie, a sprawiedliwością, która jest odpowiedzią na konstatację, że ludzie są grzeszni, to znaczy, że wzbogacenie jednych może się dokonać tylko dzięki zubożeniu drugich.

Cytowany przykład ze Skandynawii jest pouczający. W/g pani Barbary procedura nakazująca odśnieżanie w pierwszej kolejności dróg, a dopiero potem chodników, obracała się przeciwko kobietom, które odprowadzają dzieci do przedszkoli i szkół. Zapomniała wszelako pani Barbara, że jeżeli się obracała przeciwko komukolwiek, to tylko przeciwko wszystkim, którzy odprowadzają dzieci. Jej twierdzenie, że przede wszystkim przeciwko kobietom, czyni z kobiet przedmiot działań procedur – kim przeto są wtedy dziadkowie, ojcowie i bracia odprowadzający dzieci, wnuki, czy rodzeństwo? Podmiotami takich procedur? To w tym miejscu gender zdradza sam siebie. Okazuje się, że aby istnieć potrzebuje kobiet jako nowych wykluczonych. Tymczasem odśnieżanie chodników winno być dokonywane niezależnie od tego jaka jest płeć osób odprowadzających dzieci.

Czy dżenderyści są w stanie to powiedzieć? Czy są w stanie stwierdzić, że płeć nie pozostaje w związku przyczynowo-skutkowym z faktem, że drogi są odśnieżane w pierwszej kolejności, podobnie jak to, że drogi odśnieża się nie dlatego, że kierowcami są głównie mężczyźni, ale raczej dlatego, żeby szybciej służby mogły dojechać na miejsca katastrof, a chleb był dostarczony do sklepów przed świtem?

Grzech dżenderystów polega na tym, że głosząc misję redukowania fatalizmu różnicy między płciami, nie dokonują niczego innego, jak demonizowania tej różnicy. Dostrzegają różnicę wszędzie, nawet tam gdzie nie ma ona znaczenia. Zachłannie posiłkują się psychoanalizą, przy okazji ślepnąc na to, że fatalizm różnicy między płciami zostaje w niej (zajrzyjcie do Freuda) ograniczony tylko do świata między kobietą a mężczyzną. To, że fatalizm ten odbija się na rodzinach, nie wynika z faktu istnienia rodzin, tylko z faktu, że matka i ojciec są przede wszystkim kobietą i mężczyzną. Fatalizm ten nie zniknie nawet w rodzinach jednopłciowych, albowiem dzieci w takich rodzinach nadal mieć będą dziadków i babcie, którzy przede wszystkim będą kobietami i mężczyznami.

To na tym polega złudzenie. To nie rodziny produkują neurotyków, perwertów i psychotyków. Wszyscy ludzie są jacy są nie z powodu swoich rodzin, lecz z powodu istnienia różnicy między płciami. Nie zmieni tego jakikolwiek kształt rodzin. Ten fatalizm nie zniknąłby nawet przy zakazie istnienia rodzin w ogóle, albowiem rodziny są pragnione. By natomiast zlikwidować pragnienie, należałoby zlikwidować całą Symboliczność. Lecz jeśli doszłoby do tego, równałoby się to zniknięciu istot ludzkich w ogóle.

Gdy Freud wprowadzał popęd śmierci, to czynił tak, moim zdaniem, by wyrazić przekonanie, że taka sytuacja jest możliwa, i to pomimo tego, że nie odwołał innego ze swych przekonań, tego o niezniszczalności ludzkich pragnień. Owszem pragnienia są niezniszczalne, ale nośniki dla tych pragnień, czyli istoty ludzkie, tak.

Co oznacza to proroctwo? Lub inaczej, czy apokaliptyczna wizja Janowa tyczy się końca świata istot ludzkich?

Tak, psychoanaliza jest fatalistyczna, lecz nie jest pesymistyczna.

KP

P.S. Posłużyłem się w swym tekście rozmową z panią Barbarą Limanowska (WO z 28.XII.2013).


2 Comments, Comment or Ping

  1. Joshe

    Kurcze, raz jest, że to właśnie rodzina jest źródłem neurotyzmu, tu znowu, że jednak nie. Ten blog jest interesujący, min dlatego, że rzeczy obracają się tu o stopni 180, a to by się zgadzało – z naturą rzeczy – rzecz jasna.

    To co między płciami. Ostatnio myślałam, że wszystkie te gry i napięcia, i „gaze”, ktore rzuca na kolana nas wszystkich i to relatywnie szybko, że to tylko pewna warstwa i to najbardziej powierzchowna. A ja chcę się dokopać głębiej. Ja wierzę, że coś tam do dokopania jednak jest.

    Styczeń 4th, 2014

  2. Renata

    Tam głębiej są silne więzi i jak się kopie delikatnie i z wyczuciem—czułe więzi. Pozdrowienia na Nowy Rok dla Was.

    Styczeń 6th, 2014

Reply to “and in the end”