Czy ameba wychodzi na spacer oraz dlaczego aria na strunie G wprowadza bezruch w życie


Dwa nowe komentarze i dwie nowe odpowiedzi. Konieczne, bo kwestie podnoszone w nich nie miałkie są. Na początek, skad wiadomo, że zachowaniem amebowatych stworów rządzi potrzeba, a nie pragnienie?

Doprawdy precyzyjnie opisał zachowanie galaretowatej masy kolega Rafał. Opisał jak robi to Blob, bardziej elastyczny kisiel. Niestety nie zadał sobie trudu, by zadać pytanie, które uwielbia – po co robi to, co robi, ameba? Tak oto jesteśmy w planie zagadnienia co jest czynnikiem sprawczym zachowania ameb, a co mam nadzieję, że zgrabnie, ująłem w formę pytania: czy nibynóżki ameby są kończynami spacerowicza, czy też głodomora. Zatem, czy u podstawy rozpełzania się nibynóżki leży mniej lub bardziej enigmatyczna chętka, by się przejść, czy też swojski głód, czyli zapełnienie dziury w żołądku.

W psychoanalizie różnica między potrzebą, a pragnieniem jest jakościowa. I tak, potrzeba jest modalnością instynktową, tzn. jest spotykana u wszystkich przedstawicieli ameb, więcej, istot zwierzęcych, z wyłączeniem wirusów (nie znają głodu, za to imperatyw rozmnożenia się). Instynkt z kolei jest ściśle upakowanym pakietem wiedzy, której niczego nie brakuje, czyli, że potrzeba zawsze wie czego chce i nigdy nie wątpi w to co wie. Dla niej pokarm=pokarm, a głód zaspakaja się pokarmem. Potrzeba nie zadaje pytań w postaci: „zjadłbym coś”, „co by tu zjeść?” itp. W polu potrzeby nie istnieje „coś” do zjedzenia, istnieje tylko „to” do zjedzenia. Brak napędzający zachowanie ma postać realną, a obiekt likwidujący taki brak znajduje się przeważnie na zewnątrz. Plan potrzeby nie różnicuje istot żywych, stąd katalog potrzeb jest wspólny dla wszystkich stworzeń. Człowiek natomiast idzie na spacer chociaż nie wie po co, chociaż „wie”, że chce, np. „idę się przejść”. Problem więc brzmi: czy wśród ameb znajdzie się chociaż jedna, której nibynóżka „idzie się przejść”. Istota ludzka jest efektem kontaminacji pola Symboliczności i Realności, a odpowiedź na pytanie, po co idzie się przejść, jest echem odbijanym przez Wyobrażeniowość.

W tym miejscu rzucam pomost ku kwestii poniesionej przez drugiego z komentatorów, mianowicie, psychoanaliza jest wróżeniem z fusów. Zadziwia mnie beztroska z jaką można mówić takie rzeczy. Przecież konsekwencją takiego sądu jest nobilitacja, albowiem jeśli ruguje się coś z jakiegoś obszaru, to równocześnie lokuje się to coś w innym obszarze – wróżysz, zatem nic po tobie wśród nas, lecz gdzie dobrze wypada wróż? Powtórzę poraz n-ty – psychoanaliza nie jest ani naukowa, ani naukawa, nie jest nauką. A wróży pełno znajdziecie wśród poetologów, literatów, muzykologów, krytyków sztuki itd. Dowolna odpowiedź na pytanie o czym jest Fantazy, albo co mówi preludium deszczowe Szopena, jest wróżeniem z fusów. Czy mam sądzić, że wymienione na chybił trafił dzieła nie niosą żadnego znaczenia? Na pytanie czym jest tęcza istnieje odpowiedź, która nie jest wróżeniem z fusów, ale na pytanie dlaczego mnie kochasz, nie istnieje odpowiedź nie będąca wróżeniem – dlaczego akurat mnie kochasz?, przecież jeśli jest to sprawa biologii, to dlaczego jesteś ze mną, a nie z X, Y, Z? Śmiem twierdzić, że ktoś zarzucający wróżenie ukrywa bezradność w obliczu takich pytań.

Ludzie nauki są zakochani w wiedzy, ale wiedzy nie kochają. Tym się różnią naukowcy od psychoanalityków. Ci pierwsi poszukują wiedzy, drudzy prawdy. Pierwsi utożsamiają wiedzę z prawdą redukując ją do res cogitans, tego co poznawalne; drudzy traktują wiedzę jako pozór, traktując prawdę jako nie-do-końca-wypowiadalne, jako enigmę (jak w przypadku „jestem, który jestem”, „jam jest prawdą” itp. „niezadawalające wypowiadane”). Styl nie jest wróżbiarski, albowiem co jest wróżone? Styl analizy jest profetyczny, to nie interpretacja płynąca ze znaków, ale z pomiędzy znaków. To, co wyróżnia analizę to fakt ekskluzywności znaków słownych, zwanych znaczącymi. Lecz zwróćmy uwagę, że słowa są mówione lub pisane. Tak czy owak, istnieje mówiący i czytający/słuchający słów. Sens nie jest dowolny – cecha charakterystyczna dla wróżbitów, kamyki nie mówią, choć są o to podejrzewane, kamyki nie są literami, sens nie zamieszkuje w nich, on zamieszkiwuje u wróżbitów. Tymczasem jakikolwiek użytek słów generuje sens w nich i pomiędzy nimi będący. Ten sens poprzedza analityka, tak jak książka poprzedza jej interpretatora. Analityk deszyfruje sens, a nie go objaśnia. Nie należy się dziwić, że kiedy sens zależy od słuchającego, od jego uszu lub od czytającego, czyli jego oczu i uszu, to będzie inny przy każdej kolejnej analizie. Prawda nigdy nie jest ta sama.

Aria na strunie G jest dla mnie wprowadzeniem bezruchu w życie. Czym jest dla Was? I to pozytywiści mają na myśli mówiąc o wróżbiarstwie. Niech się wypchają – muzyka nigdy nie jest po prostu myzyką, a poezja poezją. Koń nigdy taki, jaki się widzi.

KP


24 Comments, Comment or Ping

  1. Paweł Droździak

    W kawałku o wróżeniu z fusów wyraził Pan to tak fajnie, że od razu zacząłem się zastanawiać, gdzie by to można zacytować. Ale z nibynóżkami to nie taka prosta sprawa. Co jeśli pragnienie jest tym, co może pojawić się, kiedy jest na nie miejsce? Człowiek pod silną presją nie idzie się przejść, tylko walczy o życie. Pracując osiem godzin bez ustanku, by nie zostać uznanym za niepotrzebnego, szukając żarcia między obozowymi barakami itp. Stan „co by tu zjeść” pojawia się u najedzonych. Może zwierzę jest po prostu pod presją? Pająk może trwać nieruchomo całe godziny, ale kot, czy pies już nie. Moje koty biegają po domu dla samego biegania. Na wsi, gdzie psy chodzą same często można spotkać takie burki, co właśnie łażą się przejść. Nie wiedzą po co idą. Zwierzę zamknięte w ciasnej klatce i dokarmiane w niej cierpi, właśnie z tego nieracjonalnego powodu. Kto nie wierzy, niech idzie do zoo i popatrzy na pumę zamkniętą w klatce cztery na cztery. Ona krąży. Człowiek robiłby to samo. Budda nie.

    Listopad 6th, 2013

  2. Renata

    Oj, chyba tak. Na pragnienie trzeba miejsca, czasu, odpowiednich słów, zachodu i wschodu i… w ogóle.
    Pawle, przed laty, kiedy byłam jeszcze początkującą entuzjastką buddyzmu, dotarło do mnie, ze buddowie to ludzie, z całą mocą dotarła do mnie ta oczywistość. Nie bogowie, ale ludzie, po–ze tak to obrzydliwie nazwę- odpowiednim treningu. Na pewno wiesz , że w tybetańskiej tradycji taniec jest bardzo zalecany i poważany (np. taniec wadżry, którego na Zachodzie uczy Namkhai Norbu Rinpoche). Tak, że buddowie–jak kombinuję–też w ruchu, bo buddowie, to my („za chwilę”)

    Listopad 7th, 2013

  3. Paweł Droździak

    Ja myślę, że buddów nie ma. To konstrukt teoretyczny opisujący kogoś, kogo pragnienie umarło i została jedynie potrzeba, co ma być sposobem przystosowania się do rozczarowujących zewnętrznych warunków. Wydaje mi się, że pragnienie jest zawsze. Nawet jak się kurczak wykluwa, to też nie dlatego, że ma potrzebę, tylko to jest ta sama siła.

    Listopad 7th, 2013

  4. Akira

    Zarzut wróżenia z fusów rodzi się w sytuacji uzurpacji, gdy psychoanaliza poszukuje właśnie Wiedzy a nie Prawdy. Tylko wariat mógłby nazwać wróżeniem z fusów opis doświadczenia wywołanego „Preludium deszczowym”. Czy jakiś naukowiec się domaga: „ale proszę mi naukowo uzasadnić swoją wypowiedź na temat tego utworu, wskazując także odpowiednią metodologię?” Nikt nie wysuwa takich roszczeń! Wszyscy naukowcy wiedzą, że to dziedzina mętna i tak ohydnie podmiotowa. Dlatego się jej nie tykają. W nauce tendencją niebezpieczną jest izolacja podmiotu naukowca od Wiedzy. Tzn. naukowiec chciałby powiedzieć, że to X lub Y, dlatego, że tak jest, a ja nie mam z tym nic wspólnego.
    Jak to wygląda w psychoanalizie? Czy analityk może powiedzieć: proszę Pana, dolega Panu schorzenie X, gdyż w dzieciństwie gryzł Pan opiekunkę w dużego palucha u nogi. Wniosek ten wynika z przesłanek „a”, „b”, „c”. To byłaby wiedza. I tą uzurpację zwie się wróżeniem z fusów. Trzeba zaznaczyć, że Freud nie stworzył TAKIEJ psychoanalizy. Pisał, że coś na kształt wiedzy uzyskujemy dopiero wtedy gdy pacjent skończył psychoanalizę. Zatem czymże jest to, czym dysponuje analityk nim dany pacjent rozpocznie analizę? Jaki status w odniesieniu do podmiotu mają blubry o triadzie edypalnej, regresji, utrwaleniu, niedokończonym wyparciu? Czy są one Wiedzą? Tak są wiedzą. Specjaliści naukowcy chcieliby aby ta wiedza była zweryfikowana i naukowa, tak aby psychoanalizę można było sprowadzić do procedur, niezależnych od psychoanalityka prowadzącego analizę. Ukłonem w stronę tak naukowo rozumianej psychoanalizy jest sytuacja, którą opisałem w poprzednim poście. Czymże jest zatem ten brakujący element, wykraczający poza wiedzę? Czy pragnienie analityka jest czymś analogicznym do lekarskiego powołania? Czy wiedza w psychoanalizie w ogóle nie jest potrzebna? Czy samo pragnienie (analityka i pacjenta) wystarczy?

    Odnośnie wcześniejszych postów do wpisu, to chciałbym zauważyć, że właśnie zwierzę zamknięte w klatce może być metaforą pragnienia. Mam duże wątpliwości czy psy chodzą na spacer, odpoczywają, lenią się. Natomiast co do przepracowanych osób, to czy nie w takich warunkach zaczynały się rewolucje i międzynarodówki?

    Listopad 7th, 2013

  5. Jacek

    Nie do końca rozumiem o czym Wy rozmawiacie. Sugeruje pan, panie Pawle, że jak się ameba naje to pójdzie na spacer?

    Listopad 7th, 2013

  6. Paweł Droździak

    Ameba moze nie. Ale na przyklad pwn Pisula z SWPS bada z powodzeniem tak zwane spontaniczne zachowania eksploracyjne u zwierzat. Zwierzeta nie sa ograniczone do potrzeb. One sie bawia, wykonuja caly szereg czynnpsci swiadczacych o zaciekawieniu, badaja teren itd. Pragnienie w odroznieniu od potrzeby wydaje mi sie efektem powstania wolnego miejsca w umysle, w ktorym ono sie moze pojawic. Na przyklad kot poluje na myszy dla zabawy tylko wtedy, gdy jest najedzony. Glodny kot tego nie robi. Myszy nie sa jego potrzeba. Sa pragnieniem.

    Listopad 7th, 2013

  7. Joshe

    Z Lavinasa:

    „(…) Pragnienie metafizyczne nie szuka powrotu, bo jest pragnieniem krainy, w której wcale się nie urodziliśmy. Kraju całkowicie obcego, który nigdy nie był naszą ojczyzną i do którego nigdy nie zawędrujemy (…)

    Upragnione jest pokarmem wielkoduszności, zakładającej relację, która nie jest zanikiem dystansu, która nie jest zbliżeniem, ale, ujmując istotę wielkoduszności i dobroci dokładniej, taką relację, której pozytywność polega na oddaleniu, na separacji, można bowiem powiedzieć, że karmi się ona własnym głodem. Oddalenie jest radykalne w tym sensie, że pragnienie nie może antycypować upragnionego, nie może go uprzednio pomyśleć, lecz zmierza ku niemu po omacku, jak do czegoś absolutnie innego, nieprzewidywalnego – tak jak zmierzamy do śmierci. (…)

    Pragnienie jest pragnieniem absolutnie Innego. Poza głodem, który można
    nasycić, poza zmysłami, które można ukoić, metafizyka pragnie
    Innego wyższego nad możliwe zaspokojenia. Dlatego ciało nie
    zna gestu, który byłby w stanie zmniejszyć to pragnienie, nie
    może go ukoić żadną znaną pieszczotą ani wynaleźć żadnej
    pieszczoty nowej. Pragnienie bez zaspokojenia, które właśnie zakłada oddalenie, inność i zewnętrzność Innego. (…)

    Brak wspólnej ojczyzny sprawia, że Inny jest Obcym; „Obcym,”który zakłóca moje „u siebie”. Ale Obcy znaczy też wolny. W stosunku do niego nie mogę móc, nie mogę mieć żadnej władzy. Wymyka się on mojemu panowaniu w istotny sposób. (…)”

    Listopad 7th, 2013

  8. Joshe

    A co do zwierząt – wilki podobno po długiej zimie potrafią wpaść w szał i zabijać bez końca, mimo, że brzuchy dawno już nasycone.

    Mój dziadek opowiadał o wilkach i łapankach na wilki na Ukrainie. Był jedynym, który przeżył te wszystkie pucze z całej rodziny, ale nigdy o tym ani o rodzinie nie opowiadał, a jak coś opowiadał to tylko o wilkach.

    Listopad 7th, 2013

  9. Paweł Droździak

    Myske sobie, ze to nie jest prosty efekt zaspokojenia potrzeb jak w jakiejs piramidzie, tylko raczej efekt pewnego mentalnego rozluznienia, ktore daje zdolnosc do rozgladania sie. Ludzie w stwnach wiekszego leku przebywaja na przyklad dlugo w niewygodnej pozycji. Trzymaja w reku niepotrzebne juz przedmioty, bo reka sie na nich zacisnela i zostala zapomniana, albo powtarzaja stereotypowe, raz wyuczone zachowanie. To zupelnie inny stan niz takie „co by tu mozna wyszukac” ktore o ile dobrze rozumiem jest zwiazane z rejestrem pragnien, a nie potrzeb. To wymagaloby takiego luzu, w ktorym sie dostrzega rzeczy wokol. Przymus skupienia na potrzebach to uniemozliwia. Mewa musi lowic ryby caly czas. A czy psy spaceruja? Alez oczywiscie. Bardzo chetnie spaceruja. I wcale nie dlatego, ze chca siusiu. Chca doznan. Ale nie maja z gory planu, czego by tu doznac.

    Listopad 7th, 2013

  10. Joshe

    Trochę to brzmi jak piramida Maslowa. Gdy czyta się egzystencjalistów oświęcimskich to taki Maslow wypada cieniutko. Nie chcę tego rozwijać.

    Co do zwierząt. Wszystko jest projekcją, identyfikacją projekcyjną. Pomyślałam ostatnio o świnkach, bo zawsze miałam słabość i pewnie ja nie jedna. Z całą sympatią dla całego animal rights, myślę, że jadą sobie po nas, z tymi świnkami. Śmierć zwierzęcia jest straszna, zajmuje minuty, ruchy mjęśni i tak dalej. W tych wszystkich kampaniach zawsze są świnie.

    Australijscy Aborygenii i ci z wysp pacyfiku nazywali białego człowieka – długą swinią – zresztą nadal nazywają.

    Listopad 7th, 2013

  11. Joshe

    Stany teliczne i paratelicznym to też zupełnie inny poziom analizy…

    Listopad 7th, 2013

  12. Joshe

    W sensie nie da się o pragnieniu w kategoriach redukcjonistycznych i tyle…

    Listopad 7th, 2013

  13. Joshe

    Tak sobie myślę :)

    Listopad 7th, 2013

  14. Renata

    Pawle, to czy buddowie „są”, czy ich „nie ma”, to może nie kwestia wiary, a wyobrazni?

    Listopad 7th, 2013

  15. Paweł Droździak

    Joshe, jeśli chodzi o pragnienie, być może nie rozumiem dobrze tego pojęcia w tym znaczeniu, w jakim się tu go używa. Tak jak ja je pojmuję, jest to pewna siła życia, czy też siła do-życia która nas napędza i sprawia, że szukamy przeżyć. No i jest to coś całkiem innego, niż zaspokajanie potrzeb. Dla potrzeb wystarcza Zaporożec, dla pragnień trzeba mieć ciągle coś nowego, coś bardziej itd. Gdyby o to chodziło, pragnienie byłoby takim czynnikiem, który napędza do działania nawet wtedy, kiedy to jest z punktu widzenia potrzeb pozbawione sensu. Czyli na przykład idzie się w góry, choć nic tam nie ma do szukania. No i jeśli dobrze rozumiem, nie należy tego mylić z chęcią kreacji własnego obrazka, bo z tego powodu też można i w góry iść i Zaporożec też z tego powodu może nie wystarczać, ale to jednak nie do końca to. Jeśli to o to chodzi, to rozumiem, że zakłada się, że zwierzęta tego nie mają i kierują się wyłącznie potrzebą. Trudno porównywać istoty o różnym poziomie intelektualnym. Jak się może na przykład przejawiać pragnienie u człowieka o skrajnie niskim ilorazie inteligencji? No on się pewnie będzie po prostu bawił. I zwierzęta też to robią. Nie wydaje mi się, żeby to była redukcja, bo nie wydaje mi się, żeby tu były różnice jakościowe. Raczej bym to przejście widział jako płynne.

    Listopad 8th, 2013

  16. Paweł Droździak

    Renata, jaka jest różnica między zapisem

    a zapisem o formie na przykład
    ?

    Listopad 8th, 2013

  17. Paweł Droździak

    Coś się nie wkleiło. Jaka jest różnica między zapisem „są, czy ich nie ma” za pomocą cudzysłowów i bez nich?

    Listopad 8th, 2013

  18. Joshe

    Paweł wiesz ja to bym dużo chciała, rozumieć dużo też, a zwłaszcza całą dynamikę tego pragnienia. Rozumieć tak, żeby to było przeżyciem, a nie kolejną książką w bibliotece. Mam swoje intuicje, teorie i swoje własne doświadczenia, ale w jakąś ogólną dynamikę pragnienia to mi się nie wpisuje.

    Mam też wrażenie, że autor tutaj inaczej rozumie prawdę, wiedzę, naukę i wzajemne relacje tego wszystkiego z psychoanalizą, niż Lacan to rozumiał.
    Też się zastanawiam co Lacan by powiedział na zdanie, że psychoanaliza jest elitarna wsród psychoterapii.

    Różnica miedzy ludźmi i zwierzętami jest ilościowa a nie jakościowa i jednocześnie taka nie jest. Akurat tutaj mam bardzo określony pogląd – humanistyczny, o absolutnej wyjątkowości człowieka, każdego. Linia demarkacyjna przebiega mi tu mocno i dlatego uważam za niebezpieczne gdy próbuje się wyjątkowość rozciągnąć na zwierzęta lub ograniczyć do pewnej grupy ludzi, jak próbował robić to choćby Maslow.

    Kreowanie obrazka jest umiejętnością współcześnie przydatną, choćby po to by przejść rozmowę kwalifikacyjną. Ja tutaj akurat nie mam wielkiego konfliktu, choć pewnie każdy młody człowiek kiedyś miał i każdy wie o czym mowa. Zresztą wydaje mi się, że bycie kobietą jest nie do zniesienia jeśli nie nabrało się dystansu do własnego obrazu, być może dlatego narcyzm to jednak bardziej męska przypadłość. Kobiety lubią efekciarstwo i stają się w tym profesjonalistkami, niemniej jakoś więcej mają dystansu i mniej tego ciśnienia, napuszenia i bufoniarstwa. Wydaje mi się też, że inaczej wygaląda sprawa w przypadku tzw osobistości publicznych, które z tym obrazem są ciągle konfrontowane i zwykle mały mają na obraz wpływ.

    Przeczytałam kiedyś zdanie, że pragnienie jest zawsze pragnieniem śmierci (nie instynktem śmierci). Ja w sumie lubię najbardziej kiedy nie istnieję, a nie istnieję kiedy wychodzę ku Innemu, jak w cytacie, który umieściłam powyżej. Można się rozpływać w świecie na różne sposoby. To, że coś tu piszę i ktoś to słucha to też takie wychodzenie z siebie. Ja nie wiem czy ktoś inny ma potem do tego dostęp przez wyobrażeniowość, czy przez co. To co ludzie czytają nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać, to jest w ogóle temat bez końca. Też uderza mnie często, to co ja czytam w tym co ktoś pisze.

    Czym jest wiedza i prawda. Dla mnie to takie oczywiste nie jest i nigdy nie było. Oglądałam taki wywiad z wikipedystami, o tych ich negocjacjach, dyskusjach tematycznych itd. Wiedza nabiera zupełnie innego wymiaru w takim otwartym dialogu społecznym. Ja nie wiem czy to negocjowanie dyskursu, czy zwierciadło społeczne, coś to jest i sprawa jest fascynująca.

    Listopad 8th, 2013

  19. Renata

    Pawle, użyłam takiego zapisu, ponieważ z mojej wiedzy i doświadczenia wynika, że ci ” buddowie” nie mieszczą się w naszym dualistycznym postrzeganiu i są bardziej MOZLIWOSCIĄ niz twardym bytem. Natomiast wyobraznia jakoś czasem to ogarnia :) Zwłaszcza wyobraznia pozostawiona wolno bez konceptualizowania (czyli medytacja).Myslę, że medytacja dla człowieka jest tym, czym dla zwierzęcia zabawa :)

    Listopad 8th, 2013

  20. Joshe

    Jest jeszcze inna rzecz. Czy pocałunek istnieje obiektywnie? Czy zwierzęta też się całują? Czy cokolwiek istnieje obiektywnie, zanim ktoś o tym pomyślał i wyłowił to jako odrębność z tych bombardujących nasze zmysły setek doznań. A czy prawda to coś co przysługuje tylko zdaniom twierdzącym?

    Tak samo z pojęciami i całym tym językiem. Ja nie mogę w ogole czytać w dużych dawkach ani takiego Jaspersa ani wittgensteina, ani reszty filozofów jezyka, zwanych takze filozofami analitycznymi, bo mnie to gdzieś na skraj szaleństwa prowadzi.

    Pokazują oni, że źródła pochodzenia każdego pojęcia są metaforyczne, to nawet nie jest tak, że jest jakieś znaczone i znaczony, tylko, że wszystko wyłania się z jakiegoś przypadkowego chaosu wzajemnych połączeń i odniesień. Jeśli pojęcia nie są czymś namacalnym, to jak może namacalna być wiedza, czy nauka, która w pojęciach się zakotwicza.

    Ale to jest już trochę inny temat.

    Listopad 8th, 2013

  21. Joshe

    Tak na dobrą sprawę redukcjnistyczne jest wszystko. Są tacy, co powiedzą, że jest lepszy redukcjonizm i gorszy. Na przykład mówienie, że ktoś wspina się na tą górę z pragnienia lub ciekawości poznawczej jest lepszym redukcjinizmem niż mówienie, że to zwykły poszukiwacz wrażeń czy inny adrenalinowy ćpun, albo źe ma „mało MAO” – (mało monoaminooksydazy).
    I gdzie tu prawda, jaka prawda, czyja prawda, i gdzie dobro, i ktory redukcjnizm nam je zagwarantuje. I czy w ogole jest jakieś jebane abstrakcyjnego dobro (to w prezencie dla tych, co poprawności nie lubią). Co mi tylko przypomina, że wczoraj ktoś na facebooku zacytował – „codziennie mówiła, że pierdoli to wszystko, ale tak naprawdę nic nie pierdolila tylko się wszystkim przejmowała.” To taki piękny kwiat, ten cytat i trudno powiedzieć dlaczego.

    Listopad 8th, 2013

  22. Jacek

    Do niczego specjalnego właściwie nie dojdziemy poza tym, że zwierzęta nie mówią, więc nawet jeśli pójdą na spacer to i tak nie spotkają tam niczego, czego nie spotkały już wcześniej. Nie mogąc mówić, chyba nie da się przeżywać jakichś niejednoznacznych stanów psychicznych.

    Nie wyobrażam sobie, by jakikolwiek pies mógł wrócić ze spaceru i zamerdać ogonem: „Nie uwierzysz co mnie spotkało. No, z nóg mnie to zwaliło”. :)

    Listopad 8th, 2013

  23. wojtas

    Następnym razem warto zastanowić się nad pytaniem „czy androidy marzą o elektrycznych owcach?”.

    Listopad 8th, 2013

  24. Renata

    Joshe,
    ze słowami, metaforami bywa różnie; mienią się jak fatamorgana na pustyni, ale wspólne doświadczenia prowadzą do porozumienia, często bardzo serdecznego i tam już słowa nie są potrzebne, choć nie przeszkadzają, mogą być, lub nie.
    Spotkałam wczoraj koleżankę, z którą łączy mnie to, że miałyśmy podobne ciężary w dzieciństwie i młodości i bez wielu słów wreszcie się wypłakałam, choć dla mnie płacz jest „zakazany”, bujam się po świecie zawsze uśmiechnięta :)

    Listopad 9th, 2013

Reply to “Czy ameba wychodzi na spacer oraz dlaczego aria na strunie G wprowadza bezruch w życie”