Bez tytułu, ale z sensem


Odpowiem dziś komentatorom. Są psychologami, więc i nosicielami wszystkich wad sposobu kształcenia psychologów.

To prawda, sama prawda – płacenie za udział w badaniach zmniejsza emocjonalne koszty manipulowania eksperymentalnym scenario, zarówno dyrygentów, jak i orkiestry. Czy jednak płacenie orkiestrze jest pomysłem dyrygentów, czy kolejnym trikiem manipulującym orkiestrą, to już sprawa taka prosta nie jest. Upraszczając, zaczęto płacić, bo dyrygentom było głupio, czy dlatego, że orkiestry skrzyknąć nie było można?

Za czasów mojego kształcenia nikt nie miał pieniążków by płacić za uczestnictwo. Więc badania robiono na dzieciach, konkretnie uczniach. Nawet moje o decepcji. Przychodziło się do szkoły, załatwiało sprawę z dyrekcją, a nauczyciel kazał dzieciom uczestniczyć w badaniach. Udawano, że efekt przymusu nie istnieje. A skoro udawano, że nie, to nikt nigdy i nikomu nie dziękował, nawet cukierkami, za udział w badaniach. Pozwolę sobie zatem wątpić, by czynnik moralny był zasadniczym elementem sprawczym wynagrodzeń za udział. Pozostaje mi przypuszczać, że płacenie było kolejnym sposobem manipulowania, które nazwałem kupowaniem motywacji i rozciągnąłem aż do kupowania wyników badań.

Doprawdy, wierzcie mi – jak dotychczas, nie odezwał się żaden psycholog czy metodolog, który zaprotestowałby przeciwko moim uroszczeniom, lub opisałby, jak to się robi obecnie. Stąd zakładam, że czynnik moralny, choć obecny, jest bardzo mało ważny w płaceniu.

A co do uwag pana Rafała: stan psychiczny szczurów nie frapuje mnie, podobnie jak i komarów eksterminowanych masowo letnią porą. Więcej, nie jestem obrońcą praw zwierząt i aktywistą ruchów ekologicznych, zauważam i popieram wykorzystywanie bogactwa przyrody ożywionej do badań mających na celu podtrzymywanie nadrzędności gatunku ludzkiego,  a także zwolennikiem moralności Kalego – to, co dobre dla człowieka ma być dobre, a „dobre” dla zwierząt dobre nie jest. Jestem tylko człowiekiem, istotą, która wie jak okropnym stworem człowiek jest, oraz że bynajmniej nie jest powodem do chluby tylko bycie człowiekiem. Robimy rzeczy okropne, choć dla człowieka pożyteczne. I robić będziemy. Lecz to nie oznacza, że to, co okropne ma być zakrywane i traktowane jako niebyłe.

Badacze są tylko ludźmi, są stworami, jak świadczy pomysł przypalnia brzuszków jako sposobu frustrowania. Dlaczego akurat to? Że są to fantazmaty osobiste, to pogląd psychoanalityków, ale definiowanie frustracji jako jakiejkolwiek niedogodności doświadczanej przez żyjący byt, wprowadza zamieszanie – dlaczego nie jest to stres? Czy stres różni się, czy nie, od frustracji, skoro za wskaźnik obydwu służy poziom kortyzolu? Czy jest bez znaczenia ,że badacz nazwie wieszanie głową do dołu, raz frustracją, a raz stresem? Jeśli tak, to moje nazwanie tego męczeniem, męczeństwem itp. jest równie uzasadnione, bo nie muszę tego uzasadniać, podobnie jak badacz nie uzasadnia tego, że jest to frustracją, stresem itd.

Zacząłem używać przykładów z eksperymentów psychologicznych dlatego, żeby pokazać, że podmioty ludzkie, niezależnie od tego jak siebie określają, tkwią w relacji z jouissance; że jest to obecne w badaniach, bo jest tam obecny podmiot; że badania psychologiczne to niewiele więcej niż dziecięce zabawy, do których dokłada się zakładane dobro, pożytek. Tymczasem czasami on jest, a czasami nie.

Moje refleksje nie dotyczą nawoływania o etykę, lub oskarżania o brak etyki. Tam gdzie jest jouissance, tam nie ma etyki, przy czym te działania nie są nieetyczne tylko pozaetyczne, a-etyczne. Więcej, jouissance to pole czegoś koniecznego w życiu człowieka. Moje refleksje tyczą tylko tego, że poza satysfakcją tkwiącą w wynikach badań, i to zarówno, gdy coś założonego zostanie potwierdzone, jak i nie potwierdzone, jest wszelako również satysfakcja z wieszania głową w dół, czy przypalania. Dowodem na to fakt, że wystandaryzowano (oczywiście arbitralnym rozstrzygnięciem) czas, przez który te bardzo pożyteczne dla człowieka działania będą trwały, argumentując to w wymowny sposób, że chodziło o to, by nie przyczyniać zwierzętom nadmiernego cierpienia. Brawo, skąd to ukryte założenie, że gdyby nie wprowadzony standard, to badacz zostawiony sam na sam ze zwierzęciem, pofolgowałby sobie? Jasne, standard musi być, by wyniki były w miarę porównywalne, ale nie w ten sposób jest uzasadniany. Niewiedziana wiedza dotyczy skłonności ku nadmierności, a nie niedomierności cierpienia.

Podobnie ma się rzecz ze standardem kwotowym należności za udział probantów. Wprowadzenie odgórne standardu kwotowego ma uczynić tę zmienną niezależną, ukrywając w ten sposób nieco bulwersujące założenie o „korupcyjnej” naturze podmiotów badaczy i badanych – każdy wynik można kupić, to rzecz ceny. Każdy taki standard określony arbitralnie ma za zadanie trzymać na smyczy „ciemną stronę” badanych i badaczy.

I to ta „ciemna strona” jest trzymana poza badaniami i eksperymentami. Nie zajmuje się nią psychologia, chociaż bardzo dobrze wie o jej istnieniu. Jeśli tak istotna część człowieka pozostawiana jest poza dziedziną, która przynajmniej semantycznie zajmuje się istotą ludzką, to czemu tak się dzieje? I nie chodzi tu o badania eksperymentalne, bo te łamałyby kanony etyki, ale o wysiłek konceptualny nad zagadnieniem, które łamie błogi sen psychologii, że Ja=Ja, że Ja=świadomość.

KP

P.S. No to pewnie w końcu zajmę się nagą pupą Agnieszki Radwańskiej.


No Comments, Comment or Ping

Reply to “Bez tytułu, ale z sensem”