Kontynuujmy temat, albowiem dla rozumienia tego, czym jest podmiot ludzki, są to zagadnienia kluczowe. Badania weryfikujące eksperymenty Milgrama w pewnej części są mi znane; słyszałem o różnicach między narodowościami (nie wiem, czy między wyznaniami też były robione, w tym między duchowieństwem a laikatem, wierzącymi i niewierzącymi), także o różnicach między płciami (z charakterystycznymi gierkami pań z użyciem łez); nie wiem, czy robiono badania nad różnicami zwiazanymi ze statusem i pozycją (militaryści/pacyfiści; konserwatyści/anarchiści; różne służby specjalne/artyści itd.itp.).
Wszelako istniejące różnice, chociaż są interesujące, nie dodają nic do problemu zasadniczego badań psychologicznych. Z jednej strony chodzi o wysiłki, by podmioty ludzkie uczynić zmienną niezależną takich badań (czy ktokolwiek poważyłby się przeprowadzić badania te wśród ludzi noszących odmienne nazwiska, np. Marszałek i Mięczak? – postulat B.Russella, dla przypomnienia, brzmi: „Nigdy nie bądźcie niczego do końca pewni”, a z kolei za Mario Livio: „sceptycyzm jest nieodzownym elementem uprawiania nauki”). Z drugiej, i to jest najważniejsze, płacenie badanym, czyli kupowanie ich motywacji, nigdy nie było (z tego co mi wiadomo) przedmiotem krytycznego namysłu. Tymczasem, dopóki wiąże się udział probantów z dostarczaniem im satysfakcji, dopóty wyniki badań dadzą się uogólnić do banalnych wniosków w typie: „każde zachowanie i działanie ludzi można kupić”. Stąd interesuje mnie nieprzeciętnie kwestia, czy manipulując wielkością gratyfikacji pieniężnej, dałoby się uzyskać zachowania i działania probantów skutkujące „uśmiercaniem” badanych. Przypuszczam, że za 20$ nikt tego by się nie podjął, ale za 10000$ tacy „kaci” by się znaleźli. Trawestując pewien fantazmat Kanta powiedzielibyśmy: czy dacie głowę, że gdyby powiedziano badanym, że dostaną 1mln.$ za udane badanie, ale ryzykują to, że jeśli badany przeżyje badanie, to beneficjent pójdzie na 10 lat do więzienia, to nie znajdzie się nikt, kto pomimo takiej groźby nie zaryzykuje wygranej? A czy naciągam przypuszczając, że byłaby to większość?
Wyniki eksperymentów psychologicznych są w istotny sposób kupowane, zwłaszcza tam, gdy badanie dotyczy związków człowieka z etyką. Badamy skłonność do zła, dostarczając badanym satysfakcji, a trudno jest obalić tezę, że satysfakcja nie jest dobrem (przecież całe wyrządzanie zła będące skutkiem działania w obronie własnej, traktowane jest jako pewien rodzaj dobra, a ograniczona, czy też zniesiona odpowiedzialność jest dostarczaniem satysfakcji). Uzyskiwanie wyników sugerujących istnienie w człowieku skłonności do czynienia zła, za które to wyniki płaci się, usprawiedliwiajac się przy tym, że jest to honorarium za udział w badaniach, a nie wyniki samego badania, czyni z badacza główny artefakt takich badań.
Na czym on polega? Otóż, kupując motywację do robienia tego, czy owego, kupuje się też motywację badacza – właściwie może on robić wszystko co chce. Może głodzić, nie dawać pić, tworzyć ciemność, odcinać dopływ dźwięków, szczypać, aby nie pozwalać zasnąć (badania nad deprywacją sensoryczną, a teraz zgadnijcie ile zarabiał na tym badany? A robiono to w jeszcze bardziej ekstremalny sposób na oddziałach psychiatrycznych – nie płacono, ba!, nie dawano nawet tabliczki czekolady; no i jak to było możliwe, no jak?); badając zjawiska zwiazane z powstawaniem otyłości badacze wieszali szczury za ogony głową na dół, przypalali im brzuszki miniżagwią – wszystko po to, by dostarczyć im zwiększonej dawki frustracji (tak to nazywają, pojęcia nie mam, czemu nie nazywają tego mękami), po to, by stwierdzić tylko, że uzależnienie od jedzenia jest silniejsze (szczury nadal żarły). Te metody dostarczania „frustracji” to pisz wymaluj metody SS (czytaj Służb Specjalnych).
Zadam więc teraz prowokacyjne pytanie: czy tacy badacze kiedykolwiek się z tych „naukowo uzasadnionych” działań wyspowiadali?
Piszę to wszystko by pokazać ważność tezy psychoanalitycznej – gdziekolwiek mamy do czynienia z pragnieniem, tam mamy też do czynienia z etyką. Wszystko co poza pragnieniem jest też pozaetyczne. I dalej, kluczowe eksperymenty psychologiczne wychodzą daleko poza obszar etyki, wikłają i badających i badanych w relacje z jouissance, z satysfakcją perwersyjną per se, a czyniąc tak i wynagradzajac za to, zawieszają kwestię pragnienia (dylemat: „chcę, czy nie chcę dalej w tym uczestniczyć” – to sprowokowana bulimia pieniązków: co się frasujesz pragnieniem, weź 50$ i będziesz miał to, co będziesz chciał).
Jest jeszcze gorzej. Gdy badacze czynią z badanych szczury doświadczalne, ślepną na coraz bardziej oczywisty fakt, że sami są szczurami doświadczalnymi dla tych, którzy są donatorami grantów. To jednak prowadzi nas do zagadnienia jeszcze szerszego – istoty dyskursu kapitalistycznego.
Pewno przyjdzie się tym zająć kiedyś. Nie zapominajmy wszelako i o tym, że za działaniami ludzkimi, tymi lub owymi, tak czy owak, stoi satysfakcja (nie swojska przyjemność, coś co czute jest zmysłami, ale coś, co odbierane jest poza udziałem zmysłów, nie będąc równocześnie pozazmysłowe).
Tak oto wysuwa się na czoło dylemat: czy satysfakcja jest dobrem. A dalej, czy działanie etyczne dostarcza satysfakcji, a jeśli nawet, to dlaczego nieustannie przegrywa z jouissance?
KP
P.S. Czym jest jouissance świetnie pokazuje naukowy opis następującego eksperymentu: „zaczęliśmy ostrzegać szczury w trakcie jedzenia – stosując błysk światła – że zostaną mocno porażone prądem w stopy. Szczury, które jadły mdłe pożywienie, szybko je porzucały, natomiast otyłe z reguły nadal pożerały kaloryczne pokarmy, ignorując sygnał, choć zostały nauczone, aby nań reagować. Ich pożądanie brało górę nad instynktem samozachowawczym” Dodajmy do tego, że u ludzi biorą górę nad etyką, i tą badanych, i tą badających.
Pomimo takich wniosków, jak najbardziej słusznych, nadal nazywają całą sytuację przyjemnością („ośrodek przyjemności”). Inaczej mówiąc, zwkłe całowanie, zwykle przyjemne, uważają za coś, co nie zostanie zaniechane, gdy zostanie się potraktowanym prądem. Nie, to jest naukowa pruderia. Tu chodzi o coś bardziej „ciemnego”, o jouissance, o popęd śmierci.
2 Comments, Comment or Ping
Myślę, że płaci się za udział w badaniu, ponieważ w obecnych zabieganych czasach mało ludzi mogłoby chcieć wziąć udział w badaniu za friko. Myślę też, że zapłata może być również pokryciem ewentualnych strat moralnych dla osób biorących udział w badaniu a dla prowadzących badanie gwarancję braku wyrzutów sumienia.
Myślę, że satysfakcja bywa dobrem. Napisałam „bywa” bo zastanawiam się czy np. przypieprzenie komuś kto komuś wyrządza krzywdę jest dobrem czy nie?
Wrzesień 30th, 2013
Przyznam, że wizja szczura zdeprawowanego moralnie, szczura libertyna, taplającego się w jouissance jest mi wyjątkowo bliska. Szczura, który plwa na wszelkie zakusy frajerskich, schizotymicznych naukowców. Mogą dać i 1000V, on i tak będzie żarł tłuste żarcie. Mówi Pan „popęd śmierci”? Niech i tak będzie! Czemu nie?
Październik 2nd, 2013
Reply to “Artefakt nad artefaktami”