Zafrapował mnie komentarz pana Rafała, którego przy tej okazji pozdrawiam (ma się rozumieć serdecznie). Odpowiem na to takt: miałem 18 lat i…nic w głowie na temat tego, czego będę uczył się dalej. Za sobą zostawiłem pomysł na fizykę jądrową, przed sobą luźne rozważania: a może by tak biochemia? Z tej biochemii (to ewidentny znak wpływu wspaniałej nauczycielki młodego pokolenia, przy okazji pierwszej poznanej przeze mnie feministki, co to żyła feminizmem, a nie politykami feminizmu – zmarła młodo, tuż po niej umarła jej 4-letnia adoptowana córeczka) pozostała mi praca maturalna pod tyułem „Sekrety cyklu Krebsa”, która zaraz potem olśniła egzaminatorów biologii na Wydziale Psychologii UW. Dlaczego zdecydowałem się na psychologię? Bo bardzo chciała tego moja koleżanka – nie chciała studiować na tym wydziale sama. W ciągu miesiąca przestudiowałem podręcznik psychologii Hebba – ten organicystyczno-mechanicystyczny (a la pawłowizm) bryk i zaimponowała mi wtedy jego naukowa precyzja. W efekcie znalazłem się na psychologii.
Czy cokolwiek i w jakikolwiek sposób zapowiadało kim się stanę w przyszłości? Nic nie zapowiadało mojego przesunięcia od „scientific” do „humanities”, od chemicznej substancji nerwicy ku podmiotowej substancji nerwicy. Daję przykład siebie, by spróbować rozjaśnić kwestię „naukowości” Freuda. Psychoanaliza nie odrzuca naukowości. Freud tym bardziej. O stosunku do naukowości zdecydowało odkrycie fenomenu ekstymności (działanie hipnozy, jakby nie liczące się z chemią, czyli wpływ dyskursu, słów, na podmiot; dziecięca seksualność – klasyczny przykład istnienia i działania czegoś, co nie znajduje oparcia w hormonach płciowych [jeszcze lepszy przykład to seksualność starców, i to nie tych od Zuzanny w kąpieli]; odkrycie uwiedzeń fantazmatycznych [obok tych rzeczywistych], czyli substancjalizacja rzeczywistości wewnętrznej jako rzeczywistości fantazmatycznej; odkrycie realności per se, tej między niesamowitoścą unheimliche, a finalnością popędu śmierci).
Zacytuję Lacana: „nie można wysłuchiwać [czegoś u kogoś] nie tworząc przy tym metapsychologii”. Gdy uformowała się psychoanaliza, wychodząc poza hipnozę (skłanianie kogoś do słuchania tego, co mówi hipnotyzer) w kierunku wysłuchiwania nieznanego czegoś w tym, co mówi do nas podmiot [to jedyne podobieństwo między psychoanalizą a medycyną, tyle że lekarz wysłuchuje tylko tego, co jest mu znane, a psychoanalityk tylko tego, co jest mu nieznane], odkryła, że podmiot ludzki wystaje poza łańcuch znaczących, wystaje poza dyskurs, jak i swoją własną mowę; niezależnie od tego jak i co mówi, mówi więcej niż potrzebuje lekarz i więcej niż spodziewa się psycholog.
To „wystawanie poza” jest we wszystkim co jest mówione, oczywiście pod warunkiem, że będzie wysłyszane. Posłużę się przykładem: oto sen jak sen. Śni się komuś olbrzymia ważka. To koszmar, ten sen napełnia tego kogoś przerażeniem. Dlaczego? To proste, olbrzymie ważki nie istnieją, ten ktoś obwieszcza. Nie jestem zadowolony tym wyjaśnieniem. Przecież istnieją ropuchy olbrzymie (aga, czyli rhinella marina); gdy wszelako się śnią, to nie wywołują przerażenia. No tak, zostanie powiedziane, ale to naprawdę była olbrzymia ważka! Cóż tu widzimy? Że olbrzymie ważki mogą istnieć tylko poza dyskursem; a gdy tak się dzieje mogą zostać ponownie wepchnięte w dyskurs (niech przykładem będą horrory hollywoodzkie ze swymi gigantycznymi pająkami, osami itd.), mówimy wtedy: to tylko film (co pozwala nam obejrzeć film do końca), tudzież o wiele częściej: to tylko sen (co pozwala nam spać dalej w przeświadczeniu, że wszystko gra, a rzeczywistość jest przede wszystkim, przede wszystkim jest). Upewniamy siebie, że jesteśmy częścią rzeczywistości, a w niej nie ma miejsca na olbrzymie ważki, a jeśli są w niej olbrzymie ropuchy to tylko dlatego, że są one takie tylko dzięki temu, że zostały tak nazwane, ochrzczone przez Symboliczne; są olbrzymie względem innych ropuch, a nie względem podmiotu.
Otóż to właśnie pozwala nam zrozumieć złudzenie psychologii, jej sen na temat człowieka – dla niej alternatywa ma postać: albo podmiot (olbrzymia ważka), albo podmiot cały (ważka olbrzymia, odonata giganta), podmiot, który psychologia chce upchnąć w rzeczywistości, czyniąc z niego byt, który przestanie przerażać psychologów. Całość psychologii klinicznej stara się upchnąć podmioty ludzkie w psychologicznym zbiorze Linneusza. Znajdziemy w nim schizoidów, ludzi potrzebujących wsparcia, współuzależnionych, zakupoholików, nadmiernie sfrustrowanych, toksycznie zakochanych itd.itp. Na przykład w tym zbiorze toksycznie zakochany to jak aga olbrzymia, podmiot cały, który niczym już psychologa nie przerazi – możemy nie wiedzieć jak się rozmnaża w niewoli, ale nie ma szansy doprowadzić nas na skraj szaleństwa.
Konkludując, nerwicą na pewno rządzi jakaś substancja chemiczna. Gdy już ją znamy, czujemy się bezpieczni. Wystarczy przecież nią manipulować, ta substancja staje się viagrą, gram tu, gram tam. Wystarczy wszelako wysłuchać człowieka, który szczęśliwy, że dostał viagrę na swą impotencję, przyszedł do analityka z lekiem w kieszeni, którego nie zażył. Co o tym zdecydowało? Jedna myśl tuż przed viagry zażyciem: „a co będzie, jeśli viagra nie zadziała?”. Dla kogoś takiego miejsce już tylko w wariatkowie albo u psychoanalityka.
To nie nerwicą zajmuje się psychoanaliza, to podmiotem się zajmuje. Podmiot nie ma życia, ma tylko egzystencję. Nie jest nawet przypadkiem klinicznym.
Alternatywą dla psychoanalizy nie jest ta psychologiczna, ani ta medyczna (podmiot chory, albo podmiot zdrowy), ta psychoterapeutyczna (podmiot zadowolony, albo niezadowolony) ani też ta religijna (albo podmiot, albo Bóg [tylko chrześcijaństwo próbuje, niekonsekwentnie zresztą, nadać Bogu cechy podmiotowe]).
Alternatywą dla psychonalizy jest ta oto: albo podmiot, albo Nic.
Luka, z której wywodzi się człowiek ma jedno imię – to śmierć.
KP
P.S. Przykłady opisane przeze mnie są jak najbardziej prawdziwe.
9 Comments, Comment or Ping
Zatem miejscem, które zasiedla psychoanaliza jest to co „wystaje poza”, a co dla nauki jest „czynnikiem ludzkim”, artefaktem, akcydentem: to że magistrant fałszuje dobór próby dając kwestionariusz swojej dziewczynie, to, że profesor daje badania swoim studentom, to że firma farmaceutyczna zleca wykonanie badań klinicznych za pół ceny firmie wprost z Indii. Tutaj się czai podmiot, który chce więcej, szybcie, prościej. Chce potwierdzenia wyników badań, chce zdeprecjonować badanie konkurenta, itd. Logika i poprawność metodologii badań jest nietknięta, to tylko czynnik ludzki sprawia, że jest ona bezużyteczna. Lecz czy można pomyśleć o istnieniu logiki w oderwaniu od człowieka?
Graalem socjobiologów wydaje się „ośrodek nagrody”, do którego jak sądzą można przyczepić wędzidła aby kierować podmiotem. Stąd cała psychika staje się jedynie funkcją nagrody i kary. I tutaj odzywa się moja ostatnia lektura rozmowy z bezstronnym, w której Freud pisze, że Ja znajduje się miedzy wymogami świata zewnętrznego, a Id – świata wewnętrznego. I zapytuję siebie: czy w podobnej sytuacji nie znajduje się każdy pies, rozwielitka? Ba, czy – zgodnie z teorią – mechanizm ten nie funkcjonuje całkiem sprawnie także u psychotyka? I znowu trudność z doszukaniem się zagadnienia podmiotowości w piśmie Freuda. Wracając do kwestii ośrodka nagrody: w społeczeństwie gdzie w sprzedaży jest tylko aksamitny papier toaletowy, wielkie wzięcie miałby ten szorstki i drapiący. W świecie doskonałej medycyny problemem byłaby autoagresja. W świecie nieśmiertelności problemem będzie dobrowolny wybór śmierci. Obsesyjnemu zdaje się, że gdy swój umysł przeniesie do sieci komputerowej to problemy podmiotowe przestaną go dotyczyć. Ale przecież zawsze znajdzie się jakiś Talib…
Polecam dwa ostatnie akapity na poniższej stronie:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedysta:Dr_Grzegorz_Kaczmarczyk
Wrzesień 17th, 2013
A ja myślałam, że graalem socjobiologôw jest seks i agresja – albo jak ktoś woli – reprodukcja i przetrwanie. Ośrodek nagrody to z kolei terminologia z działki neurobiologów, odnosi się do układu limbicznego i ścieżek dopaminowych. A struktury biologiczne i mechanizmy biologiczne leżące u podstaw zachowania wszelkich socjo- interesują o tyle o ile, a dokładniej o tyle o ile nie są sprzeczne z ich socjoteorią. Ta biologia w nazwie socjobiologia to ewidentna zmyła – może dlatego socjobiologia znikneła szybko, czy też przepoczwarzyła się w psychologię ewolucyjną. Nagroda i kara to znowu pojęcia z jeszcze innej bajki – bajki o gołębiach Skinnera lub psach Pawłowa (jak ktoś Amerykanów nie lubi;) Natomiast pomiędzy wymogami swiata zewnętrznego, pewnymi normami, a popędami id nie leży u Freuda Ja, tylko ego. Freud chyba bardziej to Ja rozmywa i niedokresla niż Lacan.
Pisałam, że mnie męczy wpasowywanie się w terminologie, jednak rozpieprz w słowniku też mnie męczy.
Mi się ten link podoba, ten Pan był marzycielem.
Wrzesień 17th, 2013
P.S tego związku ośrodka nagrody z szorstkim papierem toaletowym też nie kumam :)
Wrzesień 17th, 2013
Mysle, ze miejsce ktore zasiedla psychoanaliza to raczej to, jak uzywamy swiata, a nie to, jaki swiat „jest”.
– podobno wynaleziono sposob na leczenie nerwicy natrectw za pomoca elektrody wszczepianej do mozgu
– i zastanawiasz sie teraz, jak sie wkurzy Wieslaw kiedy to uslyszy?
Wrzesień 17th, 2013
Czyli psychoanaliza byłaby takim wiecznym podwieczorkiem, którego uczestnicy –Alicja, suseł, marcowy zając, szalony kapelusznik i kto tam jeszcze się załapie–siedzą przy stole, zamieniając się filiżankami, zeby nie było konieczności zmywania a jednocześnie zeby trwało złudzenie, ze zastawa wiąż jest czysta i mają świadomość, że skutecznie odbywają karę za „zabijanie czasu”, zabijając czas właśnie…
Wrzesień 18th, 2013
Jest jakas roznica miedzy nazwaniem tego co robia osoby przy tym stole a zaproponowaniem kupienia zmywarki. Konsekwentne pozostawanie przy opisywaniu byloby pewnie jakos blizej psychoanalizy, natomiast wiara w to, ze kupienie zmywarki pchnie sprawe znaczaco naprzod plasowalaby sie gdzies w okolicach coachingu. Na przyklad (jesli ktos jeszcze nie widzial) takiego jak tutaj https://www.youtube.com/watch?v=tvbyY7oMT2E&feature=youtube_gdata_player
Wrzesień 18th, 2013
Cudowne. To działa. MonaVie – more meaningful life. Odnośnie podwieczorku. Alicja była tam tylko na chwilę, z innej bajki. Ciekawe, przebudziwszy się zasiadła do podwieczorku – już w swojej bajce.
Wrzesień 18th, 2013
Nie rozumiem tej metafory z podwieczorkiem…
Wrzesień 18th, 2013
W dzisiejszym świecie podmiot to raczej NIC niż coś
http://www.youtube.com/watch?v=tZu3EUVJ8-4#t=126
Może coś o tym by Pan napisał?
Wrzesień 19th, 2013
Reply to “Człowiek pochodzi z luki (i nie jest to sprawa metafizyczna)”