Jedno czyniące dwojga


Przez tydzień zastanawiałem się jak przedstawić jeden z owoców plonu zapoczątkowanego pojawieniem się fallusa. Dlaczego fallus problematyzuje ludzkie życie? Jaki jest jego status, bo że jest trudno mieć wątpliwość?

Pewnego razu powołałem się na zajęciach na przykład zaczerpnięty z Ewangelii. Oto bohaterka tej opowieści podchodzi do, jak należy mniemać, zdrożonego Jezusa, pochyla się do jego stóp, namaszcza je ówczesnymi perfumami i wyciera swymi włosami. Co jest przedmiotem tego uszanowania, co jest przedmiotem adoracji w tej scenie? Napisałem adoracji, choć dla jednej ze słuchaczek był to wyraz poniżenia – bardzo tajemniczego poniżenia, albowiem tylko w umysłach uprzedzonych pań jest to wyraz męskiej (Jezusowej) przemocy w stosunku do kobiet, lub też, tak czynią światlejsze z feministek, przemocy skrytej w umysłowości autora tego przekazu. Inaczej mówiąc, to sama słuchaczka mych zajęć odbiera swoją interpretacją suwerenność aktu jawnogrzesznicy. Suwerenność, to znaczy indywidualną wartość aktu – czy jakakolwiek kobieta może z własnego wyboru dokonać tego, co kobieta z Ewangelii? Czy istnieje kobieta, która może w mężczyźnie znaleźć coś, co mężczyzną nie jest, czemu może dać swe uwielbienie, nie będąc równocześnie podejrzana o zgodę na bycie poniżaną przez mężczyznę? Tym jest problemat fallusa dla feminizmu – co począć z tym, że to kobieta jest źródłem wiedzy na temat fallusa, bardzo dwuznacznej wiedzy – fallus jest bowiem źródłem i poniżenia i uwielbienia równocześnie.

Feminizm od początku ma problem z macierzyństwem, widząc w nim opresję, i słusznie. Fallus jest opresją – problem w tym, że jest to bardzo często opresja uwielbiana. Gdy matka tłumaczy swoją niechęć do rozwodu tym, że ma dzieci (że trwa ze względu na dzieci itp.), to jest tak dlatego, że reprezentują owe dzieci fallusa; dzieci są przeto opresją, z jednej strony, i uwielbieniem, z drugiej. Otóż feminizm znajduje bazę dla swej ideologii w podkreślaniu opresywności ze strony fallusa, przy, bywa że zupełnym, nie przyjmowaniu do wiadomości jego strony wywołującej uwielbienie.

Wiele lat temu wysłuchiwałem historii rodowej kogoś, kto był przesiąknięty pamięcią o czynie jego babci, która porzuciła ośmioro swych dzieci (zostawiając je ich ojcu) i umknęła ze swym ukochanym stangretem do Monte Carlo. Cóż, modelowy przykład kobiety wyzwolonej, ikona feminizmu. A przecież rzuciła wszystko dla fallusa, którego adorowała, którego odnalazła poza dziećmi, i któremu, jak porządna zakonnica, ślubowała śluby wieczne. Czy to fallus rzucił ją na kolana, czy to ona zgięła kolana sama? Radykalnie rzecz biorąc, wyzwolenie kobiet może być takim tylko jako całkowite wyzwolenie od fallusa – lecz czy istnieje taka rzeczywistość?

Psychoanaliza rozpoznała przynajmniej trzy opresje falliczne w życiu kobiet: po pierwsze dziecko, dzidziuś jako fallus, uwielbienie, którego cechą jest zniewolenie przez dziecko; po drugie mężczyzna, ten uwielbiany spokój i komfort, gdy wyśle jej co rano sms z „dzień dobry”, gdy jest z kim wyjść do kina czy teatru itd – we własnym gronie dają między sobą wyraz opresji w jakiej się znajdują, ale trwanie w tej opresji daje wyraz adoracji fallicznej; po trzecie, ciało, ta nieustanna opresja z powodu tego jakie jest, lub, co gorsze, jakie może być, z jednoczesną adoracją jego obecności, rytualnym celebrowaniem czynności, których ciało jest przedmiotem, ten powód łez i zgryzot, a zarazem miara szczęścia („ojej, schudłam o kilo”). Czy istnieje rzeczywistość, w której kobieta byłaby wolna od opresji ze strony dziecka, mężczyzny i ciała? Czy istnienie dziecka, mężczyzny i ciała może obyć się bez wartości fallicznej?

Poświęcam tyle uwagi falliczności, by wskazać też na istnienie różnicy między mężczyzną i kobietą w obrębie relacji z fallusem. Gdy kobieta szuka przede wszystkim fallusa (Urszula Jabłońska i Karolina Sulej dokumentują to w swym tekście z WO 34(741), mężczyzna poszukuje niczym pies łowczy obiektu, przedmiotu dla swych pragnień. Kobiety o tym świetnie wiedzą, lecz gdy same szukają fallusa w mężczyźnie czy dziecku, skazane są na kompromis – płacą okup przez godzenie się na bycie obiektem, mogąc w zamian adorować fallusa. Feminizm albo nie widzi, albo udaje, że nie widzi, że opresja ze strony fallusa nie jest tą samą rzeczą co opresja ze strony obiektu, a przez to ze strony mężczyzny. Albowiem fallus nie jest obiektem, chociaż za obiekt może być brany. Fallus jest znaczącym, coś znaczy, podczas gdy obiekt niczego nie znaczy, jest generatorem, powodem pragnienia. Fallus działa tak samo na mężczyzn i kobiety – ma stronę opresyjną i uwielbianą (vide wyprawa wędkarska czy miejsce ukochanej drużyny futbolowej w tabeli). Problem w tym, że kobieta rzadko bywa dla mężczyzny fallusem, problem to dla kobiet, nie dla mężczyzn.

Dlaczego istnieje ten konflikt?

Jest jeden fallus i dwie płcie – to tu leży zarzewie konfliktu. Rozwiązania proponowane przez monoteizmy zawodzą. Żaden z bogów nie przemawia jako To. Owszem, przemawia jako Ja („Jam jest…”), przemawia jako Ojciec, co siłą rzeczy odnosi do świata mężczyzn, i jako on, He, nie „It created”, ale „He created”. Feminizmy nalegają by był jakimś He-She albo She-He. A przecież rozwiązanie istnieje, wystarczy mówić Ono lub To, a pomimo tego świat upiera się by bogowie mieli płeć. Czy jest nadużyciem, że powiemy, że fallus jest dzieckiem płci, że płci nie poprzedza, ale z płcią powstaje? Że jest płciowy, choć płci nie posiada?

Fallus jest niepodzielny, bo jest jeden; bez płci nie ma sensu. Może być albo po stronie męskiej, albo kobiecej, ale nie może być ich dwóch i nie może być po połowie (jak go podzielić na pół, by w nieskończoności nie było go odrobinę więcej po jednej lub drugiej stronie?)

Dlaczego fallus odnajdywany jest po męskiej stronie, a nawet więcej, pragniony jest, by był po stronie męskiej?

Dominujący monoteizm głosi, żeby dwoje czyniło jedno („od dziś jesteście jednym ciałem itd..”). Lecz zanim dwoje weźmie się do tej roboty, musi najpierw stać się dwojgiem. Jeśli przyjmiemy, że ślub jest początkiem tej roboty, to skąd wzięło się tych dwoje, to „dwojga”, które limuzyną do tego ślubu przyjechało? Co uczyniło ich dwojgiem, potem ślubujących, że będą czynić jedno?

To fallus, znaczący sprawiający, że dwie płcie nieustannie na siebie wpadają, mają się ku sobie (nawet gdy te płcie odnajdują się w jednopłciowych związkach). To opresja ze strony adorowanego obiektu miłości (w miłości fallus brany jest często za obiekt) i mrocznego obiektu pożądania. To opresja, którą można znieść tylko dzięki uwielbieniu, pasji, namiętności.

KP

P.S. Następnym razem spróbuję przyjrzeć się szeroko otwartym oczom pani Hanny Samson; chodzi o felieton Pornografia jest be, także z numeru 34 WO z dnia 24 sierpnia.


One Comment, Comment or Ping

  1. Renata

    Jeśli „opresja namiętności, pasji i uwielbienia” prowadzi do ślubu, to jest to cudowna opresja i warta wszystkich slubów. Niestety, często do ślubu prowadzą inne opresje—np. dziecko w drodze i to już jest mniej miła opresja.

    Sierpień 31st, 2013

Reply to “Jedno czyniące dwojga”