Genderowe mrzonki, genderystyczne uprzedzenia (1)


Był urlop, nie ma wytchnienia – wracam do bloga i do Was. Z czym, spytacie? Z funkcją falliczną; nie ma zlituj, z fallusem należy żyć w zażyłości. Bez niego bylibyśmy inni, z pewnością nie bylibyśmy sobą. Przeto, czym jest fallus?

Zazwyczaj przed napisaniem eseiku na blogu rozmyślam nad tym jak ująć temat i w jakich ramach go umieścić; a na koniec czym ramy napełnić. Dla tego celu zabieram swego beagla na spacer (są spacery, gdy to on zabiera mnie, ale to inny rodzaj wyjść), robię skok do lasu kabackiego, skok tylko, bo mam go tuż za oknami, i przemyśliwuję bez nacisku pośpiechu temat. Jakie owoce to wydaje zostawiam waszemu osądowi.

Funkcja ojcowska pozostaje w bliskim związku z falliczną – ojciec to zaiste jest nosicielem, a nawet dzierżycielem fallusa. W tym miejscu genderyści (ich nadreprezentacja wolałaby bym pisał genderyści i genderystki – na szczęście to ja decyduję o tym co piszę) popadają w konfuzję, bo cały ich świat opiera się na uprzedzeniu, że fallus ma męską płeć, co rzekomo czyni męskość płcią uprzywilejowaną. Jeśli czytacie bez pośpiechu dostrzeżecie, że w żadnym razie nie napisałem rzeczownika „mężczyzn”, napisałem „męskość”. Czytać to należy jako: mężczyźni są płcią uprzywilejowaną, ale męskość żadnym przywilejem nie jest; odwrotnie, jest przede wszystkim obowiązkiem. Jeśli zaś obowiązkiem, to natychmiast odsyła nas to do pola etyki. Męskość to po prostu arrete, cnota, męstwo w sensie uniwersalnym – cierpliwość i mężność w znoszeniu tego, co jawi się jako nie do zdzierżenia, nie do stolerowania związek człowieka z bytem, swym bytem, jak i bytem świata, w sumie Bytem Najwyższym.

Już widzę wyraz irytacji na ustach tych, co to nie wiedzą po co mają myślenie. „Przestań pan filozofować, używaj tych 600 słów, z którymi jesteśmy obznajomieni i nie wymądrzaj się” – ale z Pawlakiem prosto nie jest. Niemniej jednak nie jest on filozofem i  szanuje sześćsetsłowne byty, przeto odniesie się do przykładu z filmu, sztuki dla mas, jak oznajmił swym wiernym Lenin, bodajże w 1921. Oto mamy ojca i syna; syn jest lekarzem, ojciec emerytowanym admirałem (zawód wojskowego chociaż nie bez związku, to jest tu wszelako bez znaczenia). Niespodziewanie syn rozpoznaje u ojca (poprzez zdjęcie rtg) terminalną postać raka płuc. Po wahaniach oznajmia to ojcu. Okazuje się aliści, że ojciec już o tym od dawna wie. Syn próbuje wymóc na ojcu spotkanie z onkologiem i podjęcie chemioterapii. A teraz odpowiedź ojca: „Nie, nie chcę spędzić ostatnich miesięcy życia na rzyganiu”. Macie oto jedno z oblicz fallusa – męstwo w obliczu finalności, spraw z kręgu The end; „and this is the end”, nie ending, rzyganie, ale the end – koniec, zero, nul, kropka. To „dość gadania, zaczynamy robotę”, „cicho tam, teraz X. ma głos”, „dość tego chorowania, dzisiaj idziesz do szkoły”, „jest czas na łzy i czas na koniec łez” itd.

W gruncie rzeczy nie ma to żadnego przyrodzonego związku z byciem mężczyzną; więcej, mężczyźni są tylko ludźmi (czytaj kobietami) i naprawdę woleliby być wolnymi od tego obowiązku stykania się z kresem, brzegiem, krawędzią, za którą jest już tylko nicość, raczej Nic, nie-sens, pole nie-znaczenia, ale nie bez znaczenia.

W czasie wojny życie rannych podlega procesowi konfirmacji lub infirmacji (infirmatio to unieważnienie, odebranie znaczenia, infirmary to szpital polowy, miejsce selekcji rannych na „przeznaczony do życia” i „przeznaczony na śmierć, na koniec”). Tak działa fallus, oddziela życie od smierci, byt od niebytu, pozytywne od negatywnego. Dlatego od niego się to zaczyna i nic fallusa nie poprzedza; inaczej mówiąc, jest on ojcem bytów, nawet ojcem Boga, a nie odwrotnie.

Zastanawialiście się dlaczego kobietom jest trudno, wyjątkowo trudno, zdecydować się na posiadanie dziecka, a zdecydowanie łatwiej z chwilą, gdy ich panowie okażą znak swój: „no to już dość tej zabawy, czas na robienie dzieci”? Jak sądzicie, dlaczego namawia się ojców, by dodatkowo jeszcze byli tatusiami i akuszerami swych dam? Dlaczego całość skarg pań koncentruje się na braku odpowiedzialności u mężczyzn? Czemu życzenia kobiet krążą wokół „szukam dojrzałego i odpowiedzialnego”?

Fallus, męskość, nie jest homologiczna względem bytu zwanego mężczyzną. Fallus nie jest naturalnym wyposażeniem mężczyzny, nie jest produktem hormonów i genów, w ogóle obywa się bez biologii. Prawdziwa, choć nie zupełna, definicja pragnienia kobiet brzmi, jako rzecze Pawlak, „kobieta nie pragnie mężczyzny, pragnie fallusa w mężczyźnie i tym fallusem pragnie zawładnąć”. Rzecz w tym, że jej to nie zadawala, ona pragnie przede wszystkim „więcej”.

O ile mężczyzna dźwiga fallusa, żyjąc fantazmatem, że zadowala w całości w ten sposób kobietę, z którą żyje, o tyle nie wie (lub wie niewiele) nic o nim. Kobieta aliści nie dźwiga fallusa, za to jest ekspertką (jaki ze mnie feminista!), gdy chodzi o wiedzę o nim.

Jakie wnioski z tego? Fallus jest powodem napięcia dialektycznego między kobietą, a mężczyzną; tego napięcia, tego poruszenia, które przyciąga płcie ku sobie. Panów sądzących, że fallus zaspakaja kobiety; Panie sądzące, że jak już go obłapią, dopadną, to niczego więcej pragnąć nie będą. Fallus ma szaty męskie, nosi spodnie i bokserki, współczesną wersję cul-de-sac, albowiem jest to wynik kobiecych pragnień. Szaty męskie nosi też w przypadku par homoseksualnych. Szaty kobiece posiada w przypadku transwestytyzmu – ale to ściema, robienie w konia. Pod szatami kobiecymi fallus nadal nosi spodnie. Gdy ubierze sukienkę, kobiety czmychają od niego gdzie pieprz rośnie i nieustannie ubierają go na powrót w spodnie, mówiąc bez końca: „mężczyna zyskuje na męskości kołysząc dziecię do snu, tudzież małpując kuwadę w szkołach rodzenia”.

Fallus nie jest znaczącym różnicy między płciami, jak chcieliby feminiści wszelkiej płci. Jest znaczącym różnicy o wymiarze klinicznym – w nim lokuje się rozdział pomiędzy histerycznością a obsesyjnością (dla czytających blog psychiatrów dodam, że nie jest to rozdział między bezładem a perseweracyjnością). Gdyby histeria była zupełnie kobieca, a obsesyjność zupełnie męska, genderyści mieliby jakąś rację, a tak zajmują się w koło szatami króla, dukając bez końca swą mantrę, że płeć jest tylko kulturowa.

Pragnienie genderystów pozostaje bez zmian – nadal, a nawet jeszcze bardziej, jest to pragnienie fallusa. Wierzą tylko, że ubrane w nowo wymyślone szaty tworzą nowe płcie – trzecią, czwartą, piątą…To haute de couture na scenie płci, sprowadzenie fallusa do zawartości szafy z garderobą.

Napisałem, że fallus to obowiązek, a nie przywilej. Niemniej jednak można uczynić go przywilejem. I za tym także stoi kobieta. Przekonamy się o tym dzięki głośnym już słowom profesorczyni Środowej.

KP

P.S. „And this is [it’s] the end” to słowa kończące istnienie The Beatles (i temat głośnego utworowiersza Morrisona). Dla ortodoksów lacanizmu mam niespodziankę – szereg słów: kraniec, brzeg, krawędź itd.. nie świadczy o mojej merytorycznej ignorancji (jakąś wiedzę o topologii posiadam), świadczy tylko o szacunku wobec czytelnika, który nie ma obowiązku traktowania ich inaczej, niż tylko jako ciąg synonimów.


3 Comments, Comment or Ping

  1. Joshe

    A jaka to znowu siła, która ciągle zła pragnąc wiecznie dobro czyni! To wymaga umiejętności niemałej, tak pisząc polemikę z genderyzmem wymalować tekst o jakim genderysta jeszcze nie zamarzył. Bo czym jest genderyzm jak nie odrywaniem rodzaju od płci, gender od seksu, kobiecości od kobiet i męskości od mezczyzn, to przecież jest sama esencja! Czy kobiecość zostanie opisana tu bardziej łaskawie, czy mniej to jest inna sprawa, to też jest sprawa spojrzenia.

    Przypomniał mi się wywiad z tym artystą, który mówił o sobie, że jest „transgender”. Słyszałam ktoś kiedyś o nim powiedział – kim jest ta niedorzeczna istota. Pamiętam też złośliwa krytyka nazwała go zawodzącym, wyrzuconym z oceanu na brzeg wielorybem. I wtedy pomyślałam, to chyba najpiękniejszy wielorybem jakiego znam i chyba najbardziej przejmujące z zawodzeń.

    http://youtu.be/eXjk05UVpOw

    Może taki jest jeden z obrazów kobiecości. Może to jest tak, że wszyscy jesteśmy wielorybami, albo delfinami – miękkimi, wielkimi, tłustymi i zawodzącymi, tylko jedne zawodzą bardziej przejmująco a drugie mniej. Może trzeba się wszystkim z tej kobiecości podnieść! Naprężyć mięśnie, najeżyć grzbiet i wypiąć klatę. Ja np staram się być mężczyzną każdego dnia :)

    Lipiec 22nd, 2013

  2. Genderowe idee można krytykować, ale mają w sobie pewien ciekawy aspekt. O ile bowiem faktem jest, że to zawsze autor decyduje co pisze, to jednak kiedy raz już ktoś powie o pomijaniu kobiecej formy, autor nie jest w stanie napisać „genderyści” tak, by choć nie pomyśleć o kimś kto by mu zarzucił, że nie napisał „genderyści i genderystki”. Od nas zależy co piszemy, ale nie od nas zależy kto decyduje co napisaliśmy.

    Lipiec 22nd, 2013

  3. Jacek

    To jest delikatny temat, trudno o nim mówić bez ideologicznego zacietrzewienia. Mi się podoba, że jest jakieś inne spojrzenie, poza totalną krytyką z jednej i wersją typu ‚free your mind, free your love’ z drugiej. Ten tekst nie jest chyba jednak taką esencją genderyzmu, jak pisze Joshe, bo mówi przecież, że męskość i kobiecość są czymś ograniczone, czy z czymś związane, a nie oderwane od wszystkiego. Tak mi się wydaje.

    Zresztą mi się zawsze wydawało, że w gender chodzi bardziej kobiecą płeć właśnie, oraz tą ‚trzecią’, a nie męską. To ta kobieca ma się przede wszystkim uwalniać. Męska to tak raczej przy okazji, bo tak wynika z teorii.

    Lipiec 24th, 2013

Reply to “Genderowe mrzonki, genderystyczne uprzedzenia (1)”