Polityka jest koniecznością


Choć w tytule wpisu widnieje słowo polityka, to rzecz nie będzie tyczyła politologii. To zastrzeżenie uspokoi mających się za politologów, dla których jest ona monopolem. Prychną zapewne poirytowani na wzmiankę o polityce społecznej, zdrowotnej czy kulturalnej, politykach dyrektorów teatrów i instytutów filmowych, że nie wspomnę o PRLowskiej polityce mieszkaniowej. Mogą uznać to jedynie za zabieg czysto semantyczny, coś na kształt wysiłku umysłowego osiłka łączącego mieszkania z polityką, próbującego określić coś co ma najwyższą wagę, wagę przekraczającą interes prywatny. Czy można by wszelako bez kontrowersji twierdzić, że polityka zajmuje się sprawami ponadprywatnymi? Jeśli tak, to, dajmy na to polityka rodzinna, jest pojęciem uzasadnionym, albowiem trawersuje prywatność w kierunku wszystkoizmu, każdoizmu. Poszczególne traci sens bez odniesienia, tła jakim jest w stosunku do poszczególności powszechność. Pomiędzy tymi biegunami istnieje „napięcie na zawsze”.

Na styku pojedynczości, głosu prywatnego, mówienia każdego pojedynczego podmiotu (a on nie mówi niczego innego, niż o swoim interesie), i powszechności, klasycznego „głosu narodu” – tego zaklęcia szczególnie ojców narodów – zadekretowanego w konstytucjach, czy, jak zwą to niektórzy, ustawach zasadniczych, pod postacią dawanych do wierzenia poszczególnym ludziom zapewnień w rodzaju: „My, naród Polski”, „My, Obywatele Rzeczpospolitej..”, to tu, na tym styku, rodzi się polityka, wszystkoizm i każdoizm obecny w grupowym „My”, lub w „Ja i cały [mój] naród”, tudzież „Ja z całym narodem” (można śledzić cały wachlarz zaklęć różnicujących formy władzy, nie tyle realizowanej władzy, ile zadekretowanej w polu Symboliczności przemocy dyskursu).

„Ja, z woli Senatu, [na początku] Dyktator, [później] Cesarz” wiąże się ściśle z formułą „Ja, Bóg wasz [a dalej obietnice, począwszy od Narodu Wybranego, po megauniwersalizm Ludzkości]”, wszystkie one mierzą w literę, w „napisane”, mówią uczenie, że szukają oparcia w legitymizacji; nie mówią wszelako, skad pochodzi to parcie ku legitymizacji.

Użyte przeze mnie przykłady „dyskursu władzy” pochodzą z dwóch różnych dyskursów, dyskursów o różnych obliczach – nowoczesnej formy dyskursu mistrza (coraz bardziej opartego na nauce) i dyskursu religijnego. No dobrze, ale co ma z tym wspólnego psychoanaliza? Przecież to blog o psychoanalizie, a nie o polityce! Nic bardziej błędnego.

Każdy, kto dociekliwie, czyli mądrze, zajmuje się psychoanalizą szybko zauważa, że psychoanaliza też jest rodzajem wszystkoizmu; formułuje twierdzenia uniwersalne typu: „człowiek jest…[istotą nieuleczalnie związaną z brakiem] „, „mężczyzna jest…[skazany na dźwiganie funkcji fallicznej]”, „kobieta jest…[nie-cała względem falliczności]”, „bazą strukturującą rodzinę jest…[kompleks Edypa]”, „[każda] psychoza jest par excellence chorobą języka” itd.itp. Konstrukcja tych twierdzeń jest taka, jak „[każdy] człowiek jest zwierzęciem” – teza czysto naukowa, lub: „[każdy] człowiek jest stworzeniem bożym” – teza czysto religijna. Używanie aliści kwantyfikatorów ogólnych nie upoważnia do utożsamiania ze sobą tych dyskursów. Gdy przyjrzymy się bliżej, będziemy mogli dostrzec, że twierdzenia wygenerowane przez te dyskursy celują nie w to samo, a i działania wywodzące się z tych dyskursów są odmienne.

Zauważmy, „człowiek jest istotą nieuleczalnie związaną z brakiem”; w tym twierdzeniu człowiek ściśle powiązany jest ani z genami, ani z biologią, ani z Bogiem, za to sedno lokowane jest w czymś, co określane jest jako brak. Zaś brak jest poza zasięgiem nauki, która zajmuje się czymś [nauka zaprzecza istnieniu braku], a także poza zasięgiem religii [grzech co prawda jest rodzajem uniwersalnego defektu, ale religia obiecuje wyleczenie tego defektu; to forma swego rodzaju rehabilitacji tegoż powszechnego uszkodzenia]. Psychoanaliza twierdzi, że brak czyni człowieka, a nie człowiek brak; brak jest uniwersalny i nieusuwalny; nie może go usunąć ani nauka (tu przypomnieć warto mody na cudowne terapie i leki), ani religia/Bóg (gdyby taka możliwość była, człowiek przestałby nim być – np. o czym mówi człowiek w niebie?, a z kolei dla nauki, znanej mi o wiele lepiej od strony medycyny, człowiek/pacjent, który mówi, a nie odpowiada na pytania, jest zakałą, jest trudnym pacjentem – lekarze nie chcą słuchać tego, co mówione przez pacjenta). Prawda dla analizy celuje w brak, celuje w Realne.

Dla nauki prawda skorelowana jest z Symbolicznością, realne jest tylko to co daje się ująć w postaci równań, w postaci symbolicznego zapisu – prawda o grawitacji zapisana jest w postaci równań, ale przedstawiana za pomocą wyobrażeń (jabłko spadające na głowę Newtona). Dla psychoanalizy prawda pisze się w postaci tworów Nieświadomego (symptomy, sny itd.), a przedstawiana jest przez słowo. W religii zaś, prawda celuje w Wyobrażeniowe (błogość bycia w niebie i koszmar bycia w piekle), a przedstawiana jest w postaci symbolicznej jako skodyfikowany i precyzyjny ciąg rutuałów.

Nauka, religia i psychoanaliza mają za wspólne to, że istnieją jako dyskursy (wzajemnie zresztą odmawiające sobie prawa do uznawania jako dyskursy; dla nauki, religia i psychoanaliza są jak dzieci z nieprawego łoża, dla religii bękartami są nauka i psychoanaliza, dla psychoanalizy, nauka i religia). Czy istnieje wspólny ośrodek dla tych dyskursów? Czy istnieje wspólny interes dla tej Wielkiej Trójki?

Te pytania są ściśle polityczne. Zważmy, czy istnieje wspólny interes dla PO i PiS? Czy istnieje wspólny ośrodek dla dyskursików PO, PiS i SDP? To jasne, że narzuca się tu megapesymizm. Niemniej jednak jest to zagadnienie sensu stricte polityczne. Patrząc od strony polityki, psychoanaliza wchodzi do gry od strony podmiotu ludzkiego, który musi uzgadniać swoje bycie z istnieniem Innego, z istniejącymi dyskursami, o ile nie ma być wyjętym spod prawa wyrzutkiem, podejrzewanym o nieustanną rebelię i anarchizację, wrogość w stosunku do dyskursów i Innego. Co analiza może zrobić dla wiecznie niezadowolonego z życia podmiotu, który jawi się dyskursom, Innemu, jako impertynent? Jak przerzucić pomost między jednostką a rodziną, grupą, klasą, społecznością lokalną, obywatelami, w końcu narodem, a jeszcze dalej z ludzkością? Jak podmiot ma się wkupić „w łaski” ogółu, ale i jak ogół ma się „wkupić” w łaski jednostki?

Niedawno zarzucono mi, a raczej analizie, że nie rozumie sztuki. Inaczej mówiąc, na czym polega dobro piękna? To oczywiście efekt uprzedzeń i towarzyszący temu skutek idolizacji piękna, ubóstwienia estetyki. Piękno pełni funkcję pomostu między jednostką, a ogółem. Przez efekt piękna ogół zaakceptuje w swych szeregach najbardziej „ohydnych” przedstawicieli ludzkiej menażerii (zarówno krępującą pedofilną erotykę Carrolla, korofilijną erotykę Nabokova, jak i deprawującą erotykę Polańskiego). Dobro piękna tkwi w oczyszczeniu i wytchnieniu, w oczyszczeniu z „brudów” ludzkiego bycia i wytchnienia od codzienności grzechów i grzeszków człowieczych. Masa ludzka (nawet jeśli naród) składa się z jednostek – a jeśli wszyscy jesteśmy Carrollami, Nabokovami i Polańskimi to…?

Sztuka to pomost między jednostką a ogółem, lecz nie pomost między różnymi dyskursami. Ogół, masy ludzkie mogą zaakceptować każdą nietuzinkowość twórcy (jednostki), nie znaczy to jednak, że zaakceptuje to dyskurs. W swej masie ludzie tej masy zaaprobowali deprawującą erotykę Polańskiego, lecz jurydyczny, państwowy dyskurs jedynego istniejącego tu i teraz imperium nie. Przemyślany gest Nergala znalazł całkiem sporą grupę afirmatorów, nawet wśród prokuratorów i sędziów, ale wewnątz dysursu religijnego nie.

Czy nam się to podoba, czy też nie, nauka i religia to dyskursy, którego efekty odciskają się na nas codziennie. Psychoanaliza też jest dyskursem, o czym będę Was przekonywał dalej.

Obok władzy, jako jednej ze sprężyn polityki, istnieje inna sprężyna, o której mówi się ze wstydem. To odpowiedzialność. Moim zdaniem ta spręzyna jest istotniejsza. Mało prawdy jest w stwierdzeniu, że Polacy boją się władzy PiS, wiele zaś w stwierdzeniu, że boją się braku odpowiedzialności PiS.

Czy wyobrażacie sobie analityka, który nie bierze odpowiedzialności za podmiot, za pacjenta? Ja nie, za to mam wiele przykładów, że odpowiedzialność za podmiot nie jest udziałem psychoterapeutów. Oni z pewnością oburzą się na te słowa, więc dodam teraz szybko jak tylko się daje: być odpowiedzialnym w pracy nie oznacza koniecznie bycia odpowiedzialnym za podmiot.

Odpowiedzialność za podmiot to kwestia polityki, a nie taktyki, czy nawet strategii leczenia, tudzież pomagania mu.

KP


12 Comments, Comment or Ping

  1. bogna choińska

    Pozwolę sobie na obszerny komentarz:
    1. Między psychoanalizą a filozofią (a także nauką) istnieje pewien związek. Otóż filozofia (nauka) formułuje sądy wyłącznie ogólne, nawet jeśli są egzystencjalne (istnieje pytanie i próba odpowiedzi: czym jest sens życia, co jest dobre a co złe, co jest piękne), ale nie formułuje sądów konkretnych (typu: ty w tej sytuacji powinieneś zrobić tak a tak, masz taki a nie inny problem). Są to dwa typy „dyskursów” (w cudzysłowie, zaraz powiem dlaczego). Filozofia, nauka jest DYSKURSEM, ideologią nawet. Psychoanaliza jest PRAKTYKĄ, opartą o doświadczenie życiowe i opartą o te dyskursy. Psychoanaliza nie jest filozofią ani nauką, może sobie korzystać z nich (tak jak Lacan korzystał z Hegla, Heideggera itd), ale nie staje się przez to jednym z filozoficznych dyskursów. Dlatego sposób mówienia Lacana jest właśnie taki – trudny i irytujący dla filozofa. Ale tak samo filozof jest irytujący dla Lacana, bo porusza się jedynie w sferze idei i konkretni ludzie (śmiem twierdzić, że łącznie z nim samym – filozofem) nie obchodzą go. Niemniej, psychoanaliza, prócz tego, że pochyla się nad konkretnym podmiotem, po prostu pasożytuje na dyskursach filozoficznych i naukowych. Ale jest też krzywym lustrem, przez samą swoją obecność nie da tym dyskursom spokojnie się toczyć. Ale mieć pretensje do filozofii, że jest ogólna to tak jakby mieć pretensje do fizyki, że nie pomaga mi chodzić z większym wdziękiem ;))
    2. Piękno jest dziedziną filozofii, nie psychoanalizy. O pięknie mówimy ogólnie (choć sądy jego są szczególne, podpadają pod ogólność). Piękno (estetyka) jest dziedziną filozofii tak jak dobro (etyka), nie odnosi się do konkretnych ludzi i nic o nich nie mówi. Teza, że coś jest nie tak, skoro Hitler (hipotetycznie, bo nie wierzę w to) znał się na sztuce i był na nią wrażliwy, jest tezą psychoanalityczną – miesza się tu dwa różne sposoby podejścia do świata: ogólny i szczegółowy. To znaczy pod pozorem mówienia o pięknie mówi się o Hitlerze. Choć używa się takiego a nie innego zaplecza filozoficznego.
    3. Pomieszanie porządku psychoanalizy z porządkiem filozofii daje absurdalne i niedopuszczalne rezultaty. W filozofii oceniamy idee (które analiza może wykorzystać), psychoanaliza zajmuje się podmiotem konkretnym. Korzystanie z biografii filozofów w innym celu, niż by sprawdzić, co czytał i z jakim filozofem dyskutował jest niedopuszczalne! Np. Foucault był filozofem i jego bujne życie erotyczne nie ma nic wspólnego z jego ideami (czasem to dosłownie przeciwieństwa ;). Czytanie Foucaulta powinno się ograniczać do czytania jego książek. Psychoanalityk może spróbować go pośmiertnie „zanalizować”, ale na litość boską, nie mieszajmy tego!
    4. Piękno w filozofii od Platona broni się pięknie (sic!). Być może jest spoza porządku ludzkiego i absolutnie nie broni Polańskiego czy Nabokova jako (być może) zwyrodnialców. To dwa różne porządki. Tak jak w punkcie 4.
    Ufff….

    Lipiec 1st, 2013

  2. bogna choińska

    Nie jestem tego pewna, bo leży to całkiem poza moimi kompetencjami, ale sądzę, że religia jest dyskursem, „ogólnym” (praktyką tylko wtórnie) i bliżej jej (pod tym względem) do filozofii i nauki niż psychoanalizy. Dlatego psychoanaliza może (i chyba powinna) ją tylko przedrzeźniać, może czasem, tak jak filozofię, wykorzystać :) O pojednaniu między nimi mowy nie ma.

    Lipiec 1st, 2013

  3. wojtas

    Czemu nie mieszajmy aż „na litość boską!”? Wg jakiego standardu to jest „niedopuszczalne!”? Pewnie wg filozofów, broniących swojej integralności.

    Dla mnie każda filozofia jest próbą radzenia sobie (także emocjonalnego) z danymi egzystencjalnymi. Widać to szczególnie na przykładzie wczesnych filozofii „przyrodniczych” ale i nadczłowieka Nietzschego można ładnie porównać z nim samym. Charakter człowieka też bywa definiowany jako suma sposobów radzenia sobie z rzeczywistością. Pacjent pozbywa się lęku, nazywając go. Dodając dwa do dwóch można uzyskać w rezultacie historię filozofii jako galerię charakterów. Idąc krok dalej, można rzec, że historia filozofii jest historią uciekania przed prawdą. A że na niej cywilizacje budowano, to już inna sprawa.

    Lipiec 1st, 2013

  4. Spokojny

    Sublimacja. Ta niby prawda przed ktora ucieka filozof podana na czysto nie da sie nawet pomyslec. Czym to mogloby byc? Jakis instynktowny ped zeby go ktos polubil albo zeby poczul sie fajny itd? Probowac sie do tego dobrac bezposrednio to jak jesc surowe mieso. To tylko zwierze potrafi. My musimy filozofowac.

    Lipiec 2nd, 2013

  5. Renata

    Dobro piękna, tak samo jak dobro filozofii, nauki, czy psychoanalizy tkwi w mówieniu odpowiedzialnym i z perspektywy bliższej niż „sądy ogólne”.

    Lipiec 2nd, 2013

  6. wojtas

    Pomyśleć się nie da i filozofować trzeba. Ale filozofować tylko do pewnego stopnia, który umożliwia dobrą (pragmatyczną) orientację w „terenie”. Jest granica w filozofowaniu, którą człowiek przekracza, moim zdaniem w zadufaniu. Za tą granicą obiekt obserwacji się zniekształca – to jakby oglądać nagą kobietę przez szkło powiększające. Zaczynamy produkować epifenomeny, bawić się myślami. Coś jak zasada nieoznaczoności. W praktyce granica oznacza po prostu powstrzymanie się od zadawania pewnych pytań. Innymi słowy, nie pytanie „jak jest”, tylko pytanie „dlaczego jeden sądzi że jest tak a drugi że inaczej” otwiera (czasem, na chwilę) przestrzeń, w której można się do prawdy zbliżyć, na bezpieczną odległość.

    Lipiec 2nd, 2013

  7. bogna choińska

    Wyjaśniam, co miałam na myśli pisząc o tym „na litość boską” pomieszaniu jako czymś złym – złym i dla filozofii i dla psychoanalizy.
    Jeśli psychoanaliza zaczyna patrzeć na twory kultury (filozofię np) w sposób „biograficzno-demaskacyjny” to podcina sobie konar, na którym siedzi. Dzieje się tak, gdyż psychoanaliza nie jest jakimś dyskursem spoza kultury. Nieświadome, wg Freuda pojawiło się w poezji i filozofii romantyków niemieckich, teoria pragnienia Lacana jest przeróbką Heglowskiej tezy (pan – niewolnik). Jak sądzicie – w jaki sposób Lacan czytał Hegla? Czy pod kątem jego (Hegla) biografii (np. Hegel stworzył tezę o pragnieniu pragnienia, bo przez złe relacje z ojcem miał problem ze wzwodem) czy pod kątem idei, które potraktował poważnie?
    Dlatego uważam, że psychoanaliza nie może demaskować tworów kultury, tak jak demaskuje osobiste symptomy analizanta, bo sama się wtedy staje jedynie czyimś symptomem, jednym z wysublimowanych kulturowych dyskursów.
    Z kolei filozofia, kiedy się zaraziła psychoanalizą (myślę tu przede wszystkim o francuskim post, bo tym się zajmuję) doszła donikąd – do paraliżu poznawczego, etycznego itd. Dlatego właśnie uważam, że psychoanaliza nie jest filozofią, jest sposobem radzenia sobie z cierpieniem konkretnych osób i powinna stać z boku. A filozofia nie powinna korzystać z psychoanalizy, bo umiera od tego.
    Psychoanalizę przetrwa nauka (bo ma silne wsparcie kapitału), być może też sztuka – może jeszcze będzie umiała być naiwna i niewinna.
    Filozofia… no cóż, myślę, że Derrida, Foucault, Barthes, Kristeva już ją rozdziewiczyli i się biedna nie pozbiera. A może…

    Lipiec 2nd, 2013

  8. Spokojny

    A moze nie doszli do paralizu tylko widzi sie to jako paraliz kiedy sie wciaz chce uprawiac cos co jak sie wykazalo jest tylko objawem? Problem w tym, ze jak nie ma juz zadnych objawow ani filozofowania to nie bardzo jest dalej o czym pogadac. Zawsze wtedy mozna jeszcze pogadac o tym czy to paraliz..

    Lipiec 3rd, 2013

  9. Jacek

    Prof. Wesoły od filozofii starożytnej w Poznaniu mówił: „Nie czytajcie Derridy, to brednie!”. Najlepszy sposób, żeby zainteresować. W filozofii tak jak wszędzie ci z jednej barykady uważają tych drugich za idiotów.

    Ja nie do końca rozumiem z czym Bogna dyskutuje. Chciałabyś czytać bez końca Kanta? Od tego też można umrzeć :) to był dopiero sztywniak. Przez całe życie chodził na spacer o tej samej porze tą samą drogą.

    Lipiec 3rd, 2013

  10. Spokojny

    Zreszta psychoanaliza ma ten sam problem. Taki jeden co przez 30 lat analizowal ludzi u boku Lacana dzis pisze artykuly kołczowskie o blogoslawienstwie uzywania nici dentystycznej dla zdrowotnosci czlowieka. Ponadto zaleca duzo czytac z roznych perspektyw i poza swoja dziedzina (bo to rozwija wszechstronnie) oraz robic notatki. No i zeby kultywowac przyjaznie bo sie przydaja. Ja sie ciesze ze chociaz nie pale.

    Lipiec 3rd, 2013

  11. Hannah

    Bogna, daj już spokój z tą filozofią.

    Lipiec 3rd, 2013

  12. elka

    Podporządkowanie psychoanalizy, jakiemuś jednoznacznemu określeniu, że generuje wyłącznie sądy konkretne /dolega ci to i to, zrób tak i tak/ też jest niezgodne z duchem tej myśli a nawet nierozsądne. Psychoanaliza L. nie zakłada leczenia, leczenie może być ubocznym produktem tego procesu, któremu bliżej do sztuki niż do terapii. Analiza lacanowska przekreśla pojęcie „Ja”, odprowadza na margines własne „ego”. Podmiot zanalizowany to taki, który zyskuje umiejętność widzenia samego siebie w przedziale „dobra” i „zła”. Proces psychoanalityczny, to konfrontacja z traumą realnego, zanurzenie w to co „pierwotnie niechciane” i wytrwanie w tym. Obszar pomiędzy znaczacym – a das ding to miejsce na PIĘKNO. To co tu się dzieje, Lacan nazywa etyką psychoanalizy, natomiast ABR zwaraca uwagę, że jest to odpowiedź Lacana, jaką daje Kantowi, jak wytrwać w logice Wzniosłości.
    Kolejna sprawa to czy filozofia, która korzysta z psychoanalizy umiera? Pytania, które stawia przed sobą filozof decydują o narzędziach i obszarach eksploracji, ale trudno przewidzieć, w razie porażki, co lub kto zawinił: filozof, pytania czy obiekt.
    Psychoanaliza, w wydaniu Freuda i Lacana, jest z pewnością płodną myślą intelektualną, szufladą ciągle niezamknietą, świadczą o tym, powstające odmienne podejścia do dzieła Freuda i Lacana. Szkoła słoweńska, która w przeciwieństwie do szkoły francuskiej /też zresztą, podzielonej w samym podejściu do procesu psychoanalizy/ w ogóle nie zajmuje się kliniką, pozostaje w przestrzeni pojęć lacanowskich, które wykorzystuje do analizy tekstów klasycznych od Platona po Heideggera – i robi to z niemałym sukcesem.

    Lipiec 5th, 2013

Reply to “Polityka jest koniecznością”