Czy nie za dużo tych międzyczasów?


Okazało się, że mam dziś nieco extra wolnego czasu, a że muszę teraz codziennie zaglądać na blog, by wyrzucać zeń fałszywe wpisy i lewych użtkowników, to po przeczytaniu kolejnych komentarzy, a każdy z nich jest intersujący, i niektóre poświadczają, że moje pisanie tutaj ma znaczenie, to ze względu na wagę zagadnienia, a także przezorności własnej, by nie doprowadzić do takiej ilości komentarzy, że nie daje się później ustosunkować do nawet najbardziej istotnych spraw, zasiadłem do nowego wpisu.

Zacznę od spostrzeżenia Spokojnego, że psy nie znają gniewu itd…Myślę sobie, że nie posługiwałem się przykładem psów, by powiedzieć coś rozstrzygającego na temat istoty psowatości. Nie jest mi ona znana, a to z tej prostej przyczyny, że chociaż psy mają swój język, to żaden z nich nie mówi. (Gdyby był to fragment książki naukowej musiałbym to stwierdzenie obdarzyć przypisem ustosunkowującym się, lub tylko sygnalizującym istnienie kontrowersji wokół zagadnienia centralnego dla lacanizmu, a mianowicie: czy nieświadome jest ustrukturowane jak język, czy też jak jakaś mowa; pominę to zagadnienie, bo ten blog nie jest po to, by toczyć debatę nad tak subtelnymi zagadnieniami). Dodam tylko, że gniewu nie daje się powiązać z zagadnieniem wybaczania. Osobie gniewnej można wybaczyć, ale cóż miałby wybaczać gniewosz? Raczej miałby przepraszać lub prosić o wybaczenie. (Zagadnienie gniewu subtelnie przemilczają kaznodzieje i teologowie, cóż, gniew Jezusa jest jedynym przykładem na to, że poddawał się ludzkiej namiętności jaką jest nienawiść).

W tym miejscu przywołuję stwierdzenie Jacka(komentarz z soboty, godz.23.18) odnośnie pragnienia, którego szczególną intensywność dostrzega w używaniu siekiery. Nie da się w bezsporny sposób zrównać pragnienia z działaniem bezrozumnym, czyli działaniem, którego główną sprężyną jest afekt. Pragnienie korzysta z Symboliczności (albowiem znaczące są jego stacjami przesiadkowymi, a każdy znaczący składa się z dwóch składowych, substancji, którą dla Freuda jest myśl i afektu obsadzającego tęże myśl; składowa afektywna nigdy nie podlega wyparciu i nie da się jej wyprzeć). Stąd pragnienie jest nieświadome, a afekt jest ślepy. By to wyrazić Lacan używa znanego paradoksu o paralityku (myśl), który wiedzie ślepca (afekt). Sam ślepiec miota się bezładnie; sam paralityk tkwi w miejscu. Myśl bez energii tkwi w obsesyjnym impasie, a energia bez myśli wykonuje nieustanny taniec Wita. Pragnienie podporządkowane jest znaczącym (jest ono wypowiedzią w kaskadzie wypowiadanych słów). Siepacz z mojego przykładu niczego nie wpowiada, realizuje coś popędowego, co należałoby okiełznać znaczącymi popędu. To obrazuje jedno z najważniejszych działań analityka, a zarazem trudności – jak działać w przypadku pacjentów (osób), którzy jouisansują, oddają się jouissance. Jouissance dzieje się w Realnym (bywa też, że podporządkowane jest Symboliczności – nosi wtedy nazwę jouissance fallicznego). Pragnienie jest w sumie symbolicznym środkiem do stworzenia granicy między tym co podmiotowe, a tym co Realne, pozapodmiotowe. Pragnienie można poszerzać (czyli upodmiotawiać), redukuje się wtedy, pomniejsza Realne (lecz uwaga, Symboliczne nie może w pełni okupować Realnego, a tymczasem Wyobrażeniowe może). Siepacz robi to co robi, ponieważ Wyobrażeniowe zajęło cały teren Realnego i doprowadziło do zanegowania symbolicznego statusu psa (psy mają imiona, są przyjaciółmi itd.). Pies jest wśród zwierząt przypadkiem szczególnym. Zwierzęta to istoty, u których Wyobrażeniowe całkowicie anektowało Realne (zwierzę ma wiedzę całkowitą potrzebną do życia). Pies tymczasem odnajduje się jakoś w szczątkowym Symbolicznym i tego właśnie nie pojmuję. Swego psa uwielbiam wyprowadzać na spacer, chodzić z nim; a ponieważ nie jest kobietą, to nie szczebiocze i truje mi nad głową; a ponieważ nie jest mężczyzną, to nie ciągnie na piwo czy panienki, tudzież nie rozważa błędów taktycznych Fornalika; pies jest w miejscu szczególnym – to miejsce idealnego przyjaciela.

Pani Renacie wtrącę, że zalękniony i straumatyzowany pies także wybacza. Jest to pies, który najzwyczajniej w świecie ma symptom, ma swoją nerwicę; lecz jego dharmą jest wybaczanie, pomimo nerwicy i przerażenia; łatwo to zobaczymy, wystarczy przegnać siepacza i opuścić samemu jego pozycję. Jest to jak dar, o którym marzą psychoanalitycy (w realcji do pacjentów) i pacjenci jego (w realcji do analityków). Nie urodziłem się jako analityk, stałem się nim ze względu na ten dar, jego okruszek. Całe moje ujadanie o lękach, irytacjach, melancholiach własnych, całe to warczenie na złe duchy wokół mnie, nie zlękło mego analityka, ani nie zwróciło go przeciwko mnie. Tajemnicą jest dla mnie, jak stało się to w przypadku Freuda, jak skorzystał z daru, skoro nie miał swego analityka i przez analizę nie przechodził. Tym różnią się ludzie wyjątkowi i niezastąpieni od innych, równych mu ludzi.

Na koniec pani Bogna, ekspert od Kanta, której obecnością na blogu się cieszę (bo brakuje mi tutaj ekspertów od filozofii). Dlaczego psychoanaliza nie jest i nie będzie filozofią? Przekreślony status dobra najwyższego (brak gwaranta, że to jest i to działa), to rzecz nie do zaakceptowania dla filozofów, pisze. Pełna zgoda. Żadnej filozofii nie udało się oddzielić od ech różnych metafizyk. Istnieje filozofia człowieka, istnieje filozofia dialogu, filozofia spotkania, ale pragnienie filozoficzne jest pragnieniem jednorodności i całościowości. Symboliczne jest dla niej bez wad, ono nie szwankuje. To umiłowanie mądrości, a nie umiłowanie człowieka. Filozofowie analityczni tworzą system wniosków niesprzecznych o tym czy owym, ale za nic mają człowieka pytającego ich: „doradź mi, mam ożenić się z A. czy z B.?”. Człowiek jest nim tylko jako nie-mężczyzna i nie-kobieta i nie naprzyksza się im ze swym Realnym. Filozofowie chętnie by zajęli się Realnym, pod warunkiem jednak, by dostęp do niego, nie był uzależniony od pojedynczości podmiotu. Ta pojedynczość sprawia, że samo myślenie nie myśli o Realnym – Realne jest nie-do-pomyślenia – o Realnym świadczą tylko działania i/lub mówienie podmiotu. Bogowie ich systemów (bóg fenomenologów zawiesza czas w pojedynczości chwili; bóg tomistów i neotomistów zawiesza czas w wieczności trwania pozbawionego ruchliwości pragnień; bóg Arystotelesa jak robotnik przed taśmą produkcyjną tylko oliwi tryby i trybiki itp.). Kogo interesują skargi i utyskiwania ludzi? O czym zaświadczają podmioty ludzkie, jeśli nie o tym, że żaden z tych bogów (dodajmy np. Historię, Boga Hegla, rozgwieżdżone niebo, Boga Kanta) ma w nosie nawet najmniejsze z ludzkich pragnień? Czy markiz de Sade jest filozofem dla filozofów? Chyba nie, to zboczeniec i szaleniec.

Z chęcią poznałbym opinię pani Bogny na ten temat. To wcale nie była z mojej strony krytyka filozofii. To była tylko konstatacja specyficzności psychoanalizy. To, co łączy psychoanalizę z filozofią, to np. fakt, że problematyzacja Najwyższego Dobra, nie oznacza jego likwidacji i głoszenia królestwa Najwyższego Zła. Jedyne znane człowiekowi dobro to to, które zna od strony swego pragnienia i tylko od niego zależy jego przetrwanie. Gdy psychoanaliza stwierdza, że uzasadnianie, dajmy na to całkowitego zakazu aborcji, Dobrem Najwyższym, dodaje tylko konkretnym ludziom (kobietom, mężczyznom i dzieciom) nieszczęść, przypomina tylko wielkim myślicielom Realne konkretnego podmiotu; lecz nie mówi przy tym, że aborcja nie jest złem; akcentuje, że życie podmiotu jest ciągiem wyborów (nieświadomych pozycjonowań siebie), a nie służeniem zadowalaniu Najwyższego Dobra.

Dla Lacana psychoanaliza nie jest dziedziną medyczną (łączy z nią ją taktyka i strategia analityczna). Jest czymś więcej, stąd jego nacisk na politykę, ukoronowanie taktyki i strategii. Celem tej polityki jest ustanowienie psychoanalizy jako partnera religii (wraz z filozofią) i nauki. Tak jak analityk ma być partnerem dla symptomu pacjenta, a symptom partnerem dla analityka, tak psychoanaliza ma być jak symptom, wyrażajacy ciągłe niezadowolenie z cywilizacyjnych i kulturowych wytworów ludzkości, partnerem dla dotychczasowych głównych rozgrywających, religii z filozofią i nauki.

To nie ma być polityczka, tak łatwa do zaobserwowania w naparzaniu się pod dywanem na przykład różnych lacanowskich kółek, kółeczek, grup i grupek, for i forumiątek. To ma być polityka. Stawką tej polityki ma być podmiot ze swym Realnym, a konkretną realizacją przyjęcie do wiadomości istnienia symptomu podmiotowości – niezadowolenia. Niezadowolenie jest symptomem podmiotowości, to nie choroba, to symptom, gwarant istnienia i działania podmiotu. Podmiot ma gwaranta, Najwyższe Dobro wątpliwe by miało.

Niby to proste, ale przerażające, unheimliche, pomyślał kiedyś Freud.

KP


4 Comments, Comment or Ping

  1. wojtas

    Tak sobie czytam o tym pragnieniu, próbując nie wytwarzać zbędnych bytów i wychodzi mi na to, że przywoływane tu pragnienie to nic innego jak wiara. Idące za nim banalne stwierdzenia „trzeba w coś wierzyć, każdy w coś wierzy, trudno nie wierzyć w nic” odpowiadają tu niezbędności Imienia Ojca jako podstawy porządku symbolicznego. Nie jest specjalnie istotne, czy wierzy się w Boga, naukę czy cargo – sam fakt ufundowania wiary stwarza podstawę i orientację do działania (pragnienia). W tym kontekście dyspozycja „Ojca raz, zamawiam!” brzmi z jednej strony jak wyrażenie bólu-istnienia-bez-wiary (Eli, lama sabachthani) a z drugiej strony, biorąc pod uwagę skojarzenia z restauracją i kelnerem, brzmi jak zamówienie „Wyobrażeniowego Kotleta”, który na chwilę złagodzi Realne. Pozycja analityka oznacza drążenie w poszukiwaniu Prawdy – analizant wychodzi ze swoją prawdą a analityk drąży dalej, niebezpiecznie zbliżając się do doświadczenia na sobie absolutnego relatywizmu obiektu wiary. Jednak z drugiej strony „trudno nie wierzyć w nic”, więc „ojca raz, zamawiam”. Wygląda mi to na dylemat nierozwiązywalny z pozycji analityka, szczególnie gdy pozostaje on analitykiem po wyjściu z gabinetu. Ja osobiście doradzałbym pójść na ryby i wierzyć że coś się złapie. Ale, jak wiemy, doradzanie się nie sprawdza.

    Czerwiec 17th, 2013

  2. Jacek

    To psychoanalityczne rozumienie pragnienia jest dosyć specyficzne. Ja nie wiem, czy tu chodzi o wiarę. Wiara też jest dosyć bliska pewności mi się wydaje, a to pragnienie o którym tu mowa jest dosyć chwiejne, jak znak zapytania. Pewnie ci, którzy ucinają psom łapy, czy zakopują ludzi żywcem, czy podpalają ich gdzieś w lesie benzyną – oni pewnie nie mają tego znaku zapytania.

    Ja właśnie z filozofią miałem dokładnie taki problem, kiedy ją studiowałem – że tam jest zawsze odwołanie do jednego abstrakcyjnego podmiotu ludzkiego, podczas gdy te podmioty są bardzo różne. „Normalny” neurotyk to jest jednak podmiot zasadniczo inny niż ten, który jest w stanie uciąć psu nogę siekierą. To są inne światy, niemal nie do uzgodnienia ze sobą. Tu jest jakaś ułomność filozofii, która nie dostrzega tego zróżnicowania.

    Czerwiec 17th, 2013

  3. Renata

    Różne samsaryczne względy każą nam „wierzyć w ojców”, także w „ojców analityków”, a nawet w filozofię i jej ułomność lub nie wierzyć w to wszystko. Wiara to nie jest rozwiązanie, to związanie.Brak wiary i wejście w Realne (już chyba kumam, co przez to rozumieją lacaniści), wymaga negocjacji języka bo inaczej jak, no jak? Nie każdy jest jak szekspirowski Puk, który śmieje się serdecznie z tego, co się splata niedorzecznie.

    Czerwiec 18th, 2013

  4. bogna choińska

    Filozofia, która, jak sądzę, wywodzi się z Lacana – francuski poststrukturalizm – wcale nie jest zwykłą filozofią. Pokazuje, że dotychczasowa filozofia (logo-fono-centryzm), o której, jak rozumiem Pan pisze, choć stara się być jak maszyna, to śruby ma jednak poluzowane. I nijak się nie da ich przykręcić. Dlatego zarzuca się jej, że nie daje żadnych recept, żadnych ostatecznych wniosków, właściwie wprowadza tylko zamęt do mądrych filozoficznych głów. Ale ta filozofia nie zajmuje się pojedynczym podmiotem, po prostu dlatego, że jest teorią, a teoria jest z samej istoty zainfekowana heglizmem (systemowością). Post… próbuje to pokazać, stara się jakoś upojęciowić ten dziwaczny stan języka i ten chaos poznawczy, etyczny itd. Sama siebie podważa, działając w obrębie systemu pokazuje jego ograniczenie. I dlatego jest i nie jest systemem. Ale na pewno nie jest to filozofia, która ma ojca, jest co najwyżej bękartem lacanizmu. Post… nie kocha swego oficjalnego tatusia (filozofii klasycznej), ale prawdziwego też nie. Filozofia (od) początku i filozofia końca. Jedno i drugie. Filozofia i antyfilozofia.

    Czerwiec 19th, 2013

Reply to “Czy nie za dużo tych międzyczasów?”