No i okazało się, że komentarz tajemniczego X wylądował w koszu. Mogłem go zatem przywrócić, choć powinienem zlikwidować. Dlaczego? Bo być może mam siano w głowie i ptasi móżdżek, ale można to ująć w sposób, w którym fuckowanie nie będzie służyło tylko fuckującemu. Zapewne jestem tradycyjny i staram się dzierżyć funkcję ojcowską, stąd wyrzucał będę komentarze, które unikają wyrażania poglądów inaczej niż tylko w sposób wulgarny. Wolność wypowiedzi nie jest zagrożona, dowolność formy jest; tym bardziej, że według X wszyscy tu obecni mają fuckwit, „nas…ne we łbie”.
Ten wstęp prowadzi nas do pierwszej kwestii, którą chcę poruszyć w tym wpisie. Dlaczego prezentując przykład pani Jolie używałem skrajnych przykładów, jak to zauważył Spokojny? Myślałem, że osiągnę zamierzony efekt, ale usłyszałem w komentarzach nutę w rodzaju „freedom come, freedom go”. Niech za wolność odpowiada sam podmiot – równość w wolności, oto hasło czasów współczesnych. Może Angelina obciąć swe piersi przy zagrożeniu chorobą wyliczoną na 86%, może i ten, komu statystyka wylicza ryzyko na 0,005%. Liczyłem na protest, przynajmniej intuicyjny, wyrażający niepokój, że coś tu nie gra. Bo nie gra. Groźne są konsekwencje takiej ułudy, którą karmi nas to, co robi za liberalizm. Główną konsekwencją jest anulowanie pojęcia normy w klinice, przynajmniej w klinice; z szaleństwa czyni się cnotę; wolność staje się szaleństwem, które sądzi, że jest cnotą, a nawet czymś w rodzaju sakramentu. Zdrowie psychiczne znika z podręczników psychopatologii; ba!, psychopatologii już nie ma. Tylko czy w ten sposób osiągniemy stan szczęśliwości? Ten quasipsychotyczny mechanizm nie zlikwiduje patologii, tylko sprowadzi ją spoza podmiotu w sposób o wiele bardziej opresyjny wobec podmiotu. Przykłady? Proszę bardzo. Pewna osoba z przykrością znosiła stan znieruchomienia charakterystyczny dla melancholii. Biła się z myślami jak mało przydatna w życiu jest teraz: inni wokół niej robią to, co i ona mogłaby robić – kurze zetrzeć, śmieci wyrzucić, z psem wyjść na podwórze. W skrócie, czuła się winna. Opowiedziała to lekarzowi. Z jakim skutkiem? Powiedział jej doktor, że ma ona urojone poczucie winy! Biedaczyna zrównał jej poczucie winy z winą tego, który rozpoznał siatkę kosmitów w swym mieście, a nie doniósł o tym odpowiednim służbom. Nie miałem i nie będę miał okazji spytać się doktora o to, czym różni się urojone od nieurojonego poczucie winy. Pewno by nie wiedział, z pewnością jednak traktuje poczucie winy jako patologię, którą koniecznie trzeba wyeliminować. Tak oto rzekome uwolnienie się od patologii skutkuje widzeniem jej od zewnątrz w formie niewiarygodnie wyolbrzymionej. Teraz drugi przykład – biedny pies uratowany z rąk obojętnej nań rodziny przechodzi test na odpowiedniość jego do adopcji przez inną rodzinę; pani psycholog od zwierząt daje mu ucho wieprzowe (to ulubiony przysmak psów), a potem próbuje mu je wyjąć z pyska; pies nie pozwala (skoro mi je dałaś, to teraz jest moje, zachowuje się bardzo po ludzku); wniosek: pies jest agresywny, z przykrością stwierdzamy, że nie może zostać oddany do adopcji, musimy go uśpić (tak więc uratowano psa, by zaraz potem zabić). Gdzie tu była patologia? Przestroga Freuda znana jako: „nie budzi się śpiących psów” zostaje przerobiona na sen (stan normalny)-budzenie-warkliwe przeciwstawianie się złośliwcowi (to patologia pod nazwą agresja), a skoro patologia, to trzeba ją wyeliminować. To nie jest śmieszne! W wytycznych do kolejnej wersji DSM umieszczono wściekłość kierowcy prowadzącego samochód (wściekłość na innych kierowców lub drogowców) jako jednostkę chorobową (powstaną tysiące grup wsparcia itp. kwiatków dla ludzi poirytowanych i dających temu wyraz). Śmieszne? A zespół nudzącego się ucznia? Też ma to być! Wniosek: gdy odbierze się podmiotowi odpowiedzialność za patologię, nie będzie ratunku dla bycia prześladowanym, przez napiętnowanie wszystkich, jakimś rodzajem nowej patologii. Już dziś w tej ostoi wolności jakim jest USA przemyśliwuje się nad penalizacją osób, których fantazmaty niebezpiecznie blisko obracają się wokół dzieci – cóż, posiadanie fantazji i snów o aktualnie podejrzanej wymowie będzie patologią. Nie zmyślam! Zbliżają się czasy, w których fakt cierpienia, jego zakresu, skali, znośności itp. cech, nie będzie wyznacznikiem dla leczenia. Do naszych gabinetów trafiają osoby, których zmusza do tego cierpienie, które przekroczyło jakąś podmiotową miarę. Jaki będzie świat, w którym będzie się słyszało w sądach, że „masz odbarwienie skórne, musisz je usunąć, lub usuniemy je za ciebie”? Czy daje się to wszystko wywnioskować z casusu A.Jolie? Moim zdaniem tak.
Kolejna kwestia zasygnalizowana jest pytaniem o to, czy jest coś, czego nie rozumiem, czego nie rozumie Krzysztof Pawlak. Jak sądzę, to pokłosie fuckwit – czy oby racji nie ma mister X zarzycający mi to, żem wszystkie rozumy pozjadał? Lecz to też echo znanej krytyki psychoanalizy dokonanej przez K.Poppera, zarzucający analizie brak w jej wyjaśnianiu braku wyjaśniania; czy są w niej pytania nie znajdujące w obrębie analizy wyjaśnienia? Odpowiedź brzmi, że są. Przyjrzyjmy się przeto temu, czego rzekomo „wszechwiedzący” KP nie rozumie.
Po pierwsze, nie rozumienie jest jego metodą działania – przede wszystkim nie należy starać się człowieka rozumieć, rozumienie go zawsze wiedzie na manowce. Gdy analizanci pytają analityka, dlaczego ich analityk nie stara się ich rozumieć, słyszy odpowiedź: analityk nie jest od rozumienia. Oto figiel, KP nie rozumie człowieka. Ale to drobiazg.
Po drugie, piszący tu analityk widział niedawno psa, któremu odcięto siekierą łapę. Wiecie, takim ciach. Otóż, nie rozumiem jak to było możliwe (oczywiście wiem, że to jouissance itd., ale po co to jouissance wplątało się w ludzki byt?). I z drugiej strony, KP nie rozumie jak pojąć to, że nawet najbardziej poszkodowany przez człowieka pies wybaczy cało zło swemu oprawcy – czym jest ta niebywała zdolność wybaczania, przy której człowiek zmuszony jest reprezntować tylko całą swą demoniczną istotę; żaden człowiek, nawet w porywach, nie jest w stanie zbliżyć się do takiej jakości, siły i wzniosłości psiego „przebaczam”, „przebaczam” wychodzącego poza pustkę słowa ku wybaczającemu merdaniu ogonem (na nic tu żonglowanie masochizmami; to coś ze świata, którego nie sposób pojąć).
Po trzecie, kontynuując szereg: KP nie rozumie zachęty do kochania każdego bliźniego, każdej postronnej osoby, do nadstawiania karku i policzka, ale przez przykład psów wie, że jest w tym coś na rzeczy, tylko nie pojmuje co.
Po czwarte, KP trzykrotnie spotkał w swej praktyce osoby wierzące; stąd zareagował tak na insynuacje (czyli po ludzku rozumienie) filozofa, pana Mikołejko, na temat pani Agaty Mróz. Swego czasu KP wysłuchał kilkukrotnie młodą matkę, która nieuchronnie musiała poddać się degeneracyjnej chorobie mózgu. Nigdy w życiu nie spotkałem tak pewnej swego wyboru (urodzić czy nie urodzić?) osoby, tak spokojnej i tak niezmąconej lękiem. Tu psychoanaliza była na nic. Czy rozumiem, co to było (tej osoby nie ma już wśród żywych)? Nie. Cóż, istnieje niepojęte.
KP mógłby dłużej snuć opowieść o tym, czego nie rozumie i nie ogarnia. Lecz ten blog nie jest audycją o niewyjaśnionych zjawiskach. KP nie sądzi, że niepojęte będzie kiedykowlwiek wyjaśnione. Niepojęte jest bowiem, że istnieje niepojęte, lub sprowadzając rzecz na ziemię, że istnieje na toni życia brak, dziura, która narzuca naszemu myśleniu i byciu granicę.
KP
We wpisie tym skorzystałem z przykładów podawanych przez gościa Sinthome, pana Marco Jorge i publikcji z 4 numeru Psychoanalizy, zwłaszcza tekstu pana Franciszka Ansermet.
16 Comments, Comment or Ping
Wyszło trochę na to, że KP nie rozumie tego, co niepojęte :)
A z casusem Angeliny to jest chyba tak, że dosyć łatwo zauważyć tę tendencję do odpodmiotowiania i medykalizowania, choćby ostatnio w traktowaniu klientek sławnego penisisty. Wynika to pewnie z pomylenia idei równości z brakiem różnicy (w tym seksualnej). Więc idąc za Lacanem można tu przeczuwać koniec podmiotu. I to już da się odczuć gdzieniegdzie na własnej skórze, chociaż w Polsce mniej niż więcej, za co być może Ojcu Dyrektorowi jeszcze będziemy dziękować. Być może też taka jest kolej rzeczy, której się nie zatrzyma, że bogowie silni i surowi zastępują bogów obżartych i dobrotliwych, którzy zapomnieli już jak się walczy (pragnie). Po liberalizmie już tylko szariat.
Ale wracając do Angeliny myślę, że nie było odzewu, bo ona zrobiła to sama sobie (no i może trochę Wielkiemu Bradowi) a przecież najniebezpieczniejsi są ci, którzy wymagają tego od wszystkich innych. Tak jak twórcy DSM, niech ich piekło pochłonie.
Czerwiec 15th, 2013
Przeciwieństwem dla wolnego aktu etycznego nie jest zło tylko patologia. Akt ma pustą formę (tzn. tę, którą wybraliśmy i za którą bierzemy odpowiedzialność). To Inny Innego jest wolnym podmiotem. Prawo jest prawem tylko w momencie działania i nie w związku z dobrem drugiego, bo nie wiemy czym ono jest.. Samo działanie jest prawem, nie ma bezwzględnego nakazu, któremu podmiot ma się poddać. Kłania się czysta forma Kanta (małe a). Poczucie winy jest dowodem wolności podmiotu podzielonego (moi i je), bo z intencjami różnie bywa, tak jak ze skutkami naszych czynów. Akt etyczny jest aspołeczny i może być czystym złem, byle nie był patologiczny.
Na szczęście celem nie może stać się śmierć, bo żadnego celu w swoim powrocie popęd nie ma (nie-chce niczego). Ale samobójstwo może być etyczne, jeśli nie jest robione np, komuś na złość.
Realne pojawia się przy okazji akcji.Jeśli akcja realizuje pragnienie do końca, prowadzi do jouissance. W świecie po „śmierci boga” (Innego) nie pozostaje nic innego niż działać bez wiary przekraczając fantazmat poprez naleganie na pragnienie do końca. Jouissance jest wtedy aktem (jedzenia, kopulacji…). Czyli trudno ją wyminąć, bo może stać się czymś gorszym (nadmiarem jouissance) :))
Czy resztka (Realne) jest odpadem znaczącego (tak ja to rozumiem) czy odpadem das Ding?
Czy chrześcijaństwo (kochaj wszystkich) nie jest terrorem?
I jeszcze coś: Czy to raczej nie hańba psiego rodu, że psy wybaczają swoim oprawcom? I czy to, że czegoś (jakiegoś działania) nie pojmujemy, oznacza, że nastąpiło tu spotkanie z Realnym (małe a)?
Trudny temat….
Czerwiec 15th, 2013
Pies wybacza ponieważ nigdy się nie gniewał. Wścieka się kiedy jest atakowany żeby się bronić ale wściekać się będąc atakowanym to całkiem coś innego niż się gniewać. Gniewa się ten kto ma jakąś ideę tego jak powinno być i kogo zdaniem zrobiono mu rzecz niesprawiedliwą. Kto nie ma żadnej idei sprawiedliwości, nie ma też żadnej zdolności chowania urazy czy obrażania się bo nie może osądzać. Z chwilą gdy pies uzna, że mu nic więcej nie zrobimy zaczyna nas znów traktować przyjaźnie.
Co do przejścia od Angeliny do mnożenia pseudopatologii.
Nawiasem mówiąc nowe DSM nie przeszło i narodowa agencja zdrowia amerykanów wyśmiała całość wprosty pytając o ontologiczny status psychicznej choroby co nawet mnie zaskoczyło bo bym się w życiu nie spodziewał że tam może siedzieć ktoś kto rozumie takie kwestie no ale jednak jest tak, że to wyśmiane i nie będzie DSM 5 :) Niech Bóg błogosławi Amerykę.
Każdy może sobie odciąć biust bo inaczej to psychiatra ustalałby kto może a kto nie może sobie odciąć biustu. Poczucie winy nie jest stanem patologicznym tyle, że nie wobec KP ono ma być, a wobec konsensusu społecznego. Spor o prawo Angeliny do obcięcia jest sporem o to jaką ten konsensus aktualnie ma zawartość ale jasne jest, że każdy kto zbyt daleko od niego odleci (każdy mniej wiecej intuicyjnie wyczuwa gdzie to jest lecz to nie jest punkt a chmura) będzie czuł jakąś winę. Kto ma określać? Ja proponuję, żeby mr X określał co jest normą a co patologią. On chyba próbuje straszyć sądem, więc ma zadatki. Tak czy inaczej ja myślę, że X jest potrzebny na tym blogu właśnie jako taki prototyp tego punktu widzenia który „wie jak jest”. Ale nie może tego wprost powiedzieć tylko takimi zagadkami jak I Cing będzie to mówił. I będziemy zgadywać co też on by myślał o obcięciu biustu przez Angelinę. Uznałby to za normalne czy za patologię? Dla mnie to ważne bo chcę widzieć jakiś sens w życiu i żeby miało kierunek oraz cele.
Czerwiec 15th, 2013
Kiedy będziemy bliżej ciała, będzie mniej niezrozumienia siebie na wzajem. Pies nie zna emocji gniewu, jak zauważył Spokojny, ale zna i zapamiętuje ból mu zadany. Miałam psa, który jako szczeniak został zaatakowany przez dorosłego amstafa. Wylizał się i ludzie (czyli ja) mu pomogli, ale przez całe pózniejsze życie miał pamieć tej agresji w swoim ciele, była obecna w jego reakcjach, lękach na weterynarza, etc. Pies nie zna pojęcia hańby i dlatego jest „nieludzki” i dlatego–na miłość psiego boga– traktujmy go jak psa, nie jak człowieka dla jego i naszego dobra (odnoszę się do uwagi p. Bogny o rzekomej „hańbie psiego rodu”).
Cierpienie staje się patologią, chorobą. Ludzie coraz mniej wiedzą, jak radzić sobie z cierpieniem własnym i cudzym, zwłaszcza, że coraz bardziej cierpienie postrzegane jest jako wstydliwe, upokarzające. Mam koleżankę, która od dwóch lat cierpi bo rozstała się z mężem, nie jest psem, więc nie może mu tego i owego wybaczyć, a więc cierpi, ale ta moja koleżanka jest blisko ciała i jest spontaniczna, kiedy mnie widzi, a ja uśmiechnę się do niej , to ona po prostu z całym swoim serdecznym impetem przytula się do mnie i cieszy. Obie się wtedy cieszymy :)
Bliżej ciała, bliżej ciała, bliżej ciała. Ciało wie co i jak.
Czerwiec 15th, 2013
Hańba psiego rodu to była metafora, nie wyraz niechęci do psów :). Chodziło o niepojętość tego zachowania, bo Pan KP pisał o Realnym.
Do Spokojnego: Nie ma czynu nie-patologicznego, bo każdy jest powiązany z przyjemnością podmiotu. Nawet najczystszy czyn jest patologiczny. Ale i tak trzeba nalegać na pragnienie do końca.
Czerwiec 15th, 2013
Paradoks polega na tym: chodzi o to, by akt nie był patologiczny, choć zawsze jest.
Czerwiec 15th, 2013
Pani Bogno ja nic nie zrozumiałem zupełnie. Dałoby się tę myśl wytłumaczyć komuś kto pracuje w warzywniaku za pomocą przypowieści albo coś?
Czerwiec 15th, 2013
Pani Bogno, domyslam się, ze to była metafora, ale z doświadczenia wiem, ze niektóre metafory mogą być odbierane mylnie, dlatego rozwinęłam ten wątek psiej czułej pokory wobec cierpienia. No własnie ja też pisałam o tej „niepojętosci” psiego zachowania. Pies nie konceptualizuje, więc nie ma „dumy i uprzedzenia” wobec złego pana, ale w ciele mu zostaje ból. Mam nadzieję, ześmy się teraz porozumiały :)
Czerwiec 15th, 2013
Ciężko to wytłumaczyć. W etyce psychoanalizy nie mówi się o dobru najwyższym (bo ono ma niepewny status – dla filozofa rzecz nie do zaakceptowania), ale o działaniu, które ma „dopełnić” brak, nadać sens jakiejś sytuacji. Widzimy coś złego i nie możemy działać w imię najwyższego dobra, bo nie wiemy czym ono jest, przecież dóbr jest wiele i są sprzeczne między sobą. Pozostaje zatem po tym dobru coś na kształt „szkieletu” – który każdorazowo trzeba zapełnić kierując się nie własną przyjemnością lub zyskiem (to właśnie patologie), ale wyłącznie obowiązkiem, szacunkiem dla tej pustej formy prawa, której nadaliśmy treść. Czyste zło nie różni się zatem od czystego dobra, prócz tego, że… jest złem. Problem jest w tym, że nie sposób działać w sposób „czysty”, nie-patologiczny (zawsze można się doszukać w swoim działaniu jakiegoś „interesiku” np. satysfakcji, że jest się czułym albo, że w niebie nas wynagrodzą). Ale to nad czym się biedzą filozofowie, przejawia się dla Lacana w działaniu, działanie zgodne ze swoim pragnieniem jest etyczne. Czyli tej czystej formie prawa nadaliśmy jakieś znaczenie (np. życie dziecka jest ważniejsze niż matki kiedy ratujemy je z pożaru) i postępujemy w zgodzie z nim do samego końca. Poczucie winy uświadamia nam, że jesteśmy wolni, nawet wtedy, gdy nie mieliśmy wpływu na dany czyn, poczucie winy mówi nam, że jesteśmy za to odpowiedzialni. Nie wiem, czy rozjaśniłam i nie wiem, czy Pan KP się z tym zgodzi.
Czerwiec 15th, 2013
Ból zwierząt chyba najciężej znieść, bo one „są niewinne” – tak napisało jakieś małe dziecko do gazety po tym, jak opublikowano w niej zdjęcia męczonych w laboratoriach zwierząt. Mamy poczucie winy, bo wszyscy bierzemy w tym udział (np. kupując aspirynę w aptece). Niestety, odpowiedzialność to niefajna rzecz.
Czerwiec 15th, 2013
Spokojny, teraz już chyba wszystko jasne, co?
Czerwiec 15th, 2013
Wydaje mi się, że w tym co pisze Bogna jest więcej Kanta niż Lacana. Ale może się mylę. Nie wiem czy na pragnieniu można opierać jakąś etykę, w końcu ten co uciął psu nogę też działał w zgodzie z własnym pragnieniem. I to jak! Tak jak powiada ostatnio mój 5-letni syn: „Chciałem, to mogłem.”
Czerwiec 15th, 2013
Kant, czy Lacan (dzięki Bogno za rozjaśnienie), to się trzyma kupy. U Hellingera jest podobnie „ruch wewnątrz”, domaga się ruchu na zewnątrz (działanie) i tzw. reprezentanci poruszają się (działają) jakby popychani przez wolę działania, która zawsze, co oczywista, wiąże się z odpowiedzialnością i poczuciem winy. Poczucie winy, to że jesteśmy winni, przecież towarzyszy nam od dziecka, do diabła, powinniśmy się już do niego przyzwyczaić, ale nie, nie umiemy, zawsze prawie zgrywamy „lepszych niż jesteśmy”. A to znowu wynika z dumy rodu człowieczego. A duma prowadzi do nieczułości i do blokad energetycznych w ciele i na umysle. Ach ta duma, chętnie zażyłabym jakąś aspirynę z kochanego zwierzaka na dumę, by mi tak nie przeszkadzała w zyciu… Powiem Wam to moi drodzy, że ten buddyzm, za którego naukami ja staram się podążać naucza, że zwierzęta, które tak ofiarniczo oddają nam ciało, oczyszczają się w ten sposób (kij ma dwa końce, jak zwykle, na tym tu dualistycznym świecie samsarycznym) i „odradzają się” (to też metafora) w korzystniejszej dla swoich umysłów substancji. Ale w buddyzmie my też coś dla nich robimy. A te panie w Krakowie, które karmią gołębie, one też trochę odciążają nasze „poczucie winy” wobec zwierząt. Jednak poczucie winy to sprawa–choć powszechna–jednak bardzo indywidualna.
Czerwiec 16th, 2013
Wojtas no jakby niespecjalnie. Jedno co zrozumiałem, to z tą matką i pożarem, że ważniejsze dziecko niż matka. W sensie rozumiem, że im ktoś jest bardziej bezbronny tym budzi więcej współczucia i troski więc najpierw dziecko bez nóżek, dopiero później z nóżkami, najpierw matkę, później ojca, najpierw ojca bez nóżek itd. No bo jak tu takiego z nogami wynieść z pożaru pierwszego skoro tamten nie tylko, że całe życie nóg nie miał ale go jeszcze z pożaru nawet pierwszego nie wynieśli. Dbamy i wynagradzamy.
Ale etyka to w ogóle ciekawa rzecz w kontekście psychoterapii. Na przykład patologiczny altruizm. Facet mówi „jak mnie porzucisz to ja się zabiję” i ona jest sparaliżowana. Poszła na terapię, terapeutka jej powiedziała, że nie ponosimy odpowiedzialności za cudzego zajoba, że on nie ma prawa nadużywać i tam w tę stronę i że trzeba być asertywną. No to ona była asertywna a koleżka zrobił psikusa i się wziął i zabił. I jeszcze tak to zrobił, żeby nie było wątpliwości dlaczego. Terapeutka na to „uwolniła się pani, rozmawiajmy teraz o pani przyszłości” no bo co miała biedna zrobić już tylko mogła przeć do przodu z tym. A ta jej na to „to przez panią i to pani jest winna, więcej nie przyjdę, do widzenia”. Tak oto bardziej godny współczucia niczym pan Jezus na krzyżu zawsze na koniec zwycięży.
Czerwiec 16th, 2013
Bogna mówi, że w etyce trzeba się kierować nie własną przyjemnością, którą nazywa patologią (w sensie – że to jest nierozumne), ale szacunkiem dla czystej formy prawa.
Czerwiec 16th, 2013
No tak. Analiza zajmuje sie tym co jest poza kodeksem. Nie da sie przezyc w prawdziwym swiecie jak sie tylko podaza za pragnieniem. Z drugiej strony jesli sie juz przeszlo analize to jak tu jakikolwiek kodeks traktowac powaznie?
Czerwiec 17th, 2013
Reply to “W międzyczasie (7)”