Dziś ciągnę temat rodziny, lecz…odpowiem krótko Panu X – komentatorowi (z braku adresu mailowego ne mogę napisać prywatnie). że nie jestem jedyną osobą uprawnioną do administrowania blogiem. Blog jest integralną częścią strony Sinthome. Być może jakiś komentarz przepadł nawet przypadkiem, tak jak przypadkiem pojawiają się wpisy nie mego autorstwa, a większość blogowego czasu muszę poświęcać na usuwanie spamu. Dotychczas zdarzyło się kilka razy w ciągu kilku lat, że osobiście usunąłem komentarze kierowane ad paersonam (np. sławny komentarz, że jestem pojebusem, lub że hersztem jakiejś sekty, że jesteśmy gronem onanistów itp. kwiatki). Istnieją powody, dla których należy ręcznie sterować forum. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, to znaczy, że utożsamia wszelkie fora z absolutną wolnością wypowiedzi. Ani forum rzymskie, ani agora ateńska, ani Hyde Park nie realizują takiej równości. We wszystkich tych trzech przypadkach między tym co wypowiadane, a osobą wypowiadającą istnieje łączność – wolność wypowiedzi nie jest tożsama z mówieniem wszystkiego (przekonanie, że można powiedzieć wszystko jest tylko fantazmatem, kluczowym zresztą dla demokracji). A tak przy okazji, czy ktoś przeczytał komentarz Pana X., bo ja nie miałem szczęścia tego uczynić?
Zawsze pouczające jest widzieć wyparcie in action. Tak dzieje się w przypadku A.Jolie, której acting-0ut przyczynił strapień. Dlaczego jest to acting-out – może ktoś spróbuje zmierzyć się z tym zagadnieniem? Acting-out jest tworem nieświadomości, więc…
Przy okazji tego zdarzenia zadałem zagadkę do rozważenia. Oto ona: jeśli podmiot jest jedynym władyką swego istnienia i może podjąć decyzję o sobie samym w dowolnych warunkach, to decyzja o usunięciu swych piersi będzie równa decyzji o ich usunięciu także wtedy, gdy nie będzie żadnego zagrożenia rakiem; więcej, decyzja o własnej śmierci na wieść o rodzinnej formie raka też będzie równa. Pytanie: czy zgadzacie się na to? A przy okazji, śmierć na życzenie actnig-outem nie jest, dlaczego?
Fakt, że nikt „nie zauważył” tej kwestii jest właśnie nieświadomością in action. To zignorowanie tego zagadnienia pokazuje co współcześnie dzieje się z ojcem (rozumianym jako metafora pewnej funkcji). Jest on ignorowany lub, co coraz częstsze, anulowany. Jeśli wykreślenie Innego, ojca, stanie się faktem, jeśli zatrze się po nim każdy ślad, to nie będzie ratunku dla podmiotu, choć samemu człowiekowi nic się nie stanie. Nastąpi królestwo zakazów. Unaocznijmy to teraz. W jednym z odcinków Ostrego Dyżuru doktor Doug Ross (George Clooney) natyka się na następujący problem: odkrywa uzależnione od heroiny niemowlę; pozostaje, by uratować jego życie, przeprowdzić natychmiastową detoksykację; by tak się stało musi uzyskać zgodę matki (sic!); matki narkomanki nie można odnaleźć. Doug Ross dokonuje detoksykacji (konieczność ratowania życia), lecz zostaje zdegradowany i grozi mu utrata pracy wraz z odebraniem licencji na leczenie. Dlaczego? Bo złamał procedury, traktowane jako żelazne.
Co właściwie zrobił Doug Ross? Kierował się pragnieniem (dokładnie, etyką pragnienia), którego fundamentem jest Inny, czyli nie procedury, nie matka, nie szpital, nie dyrektor, nie przełożony, nie szansa na powodzenie. Widzimy, że Inny jawi się tu jako Inny czystą Innością stanowiony (to klasyczny przykład potwierdzania istnienia przez negację – inny niż…, inny niż…, inny niż…). Ten Inny nie ma gwarancji, ani co do istnienia, ani co do działania. To dlatego Lacan proponuje pisać go jako S(Aprzekreślone). Ten Inny, pomimo braku gwarancji, jest przywoływany przez podmiot, którego pragnienia jest sprawcą. Ten Inny nakazuje iść drogą pragnienia, zakazując tylko poruszania się drogą jouissance. To pragnienie nie istnieje dopóki nie ruszy się w drogę, że sformułuję to inaczej. Kluczem tutaj jest akurat brak gwarancji (dobro dziecka narusza dobro matki, szpitala, ministerstwa itd.itp.); to dlatego etyka klasyczna opiera się na Najwyższym Dobru, które teologia stara się zagwarantować, choć od czasów Hioba wiemy, że taka gwarancja nie istnieje. Doug Ross kieruje się pragnieniem; realizuje jakieś dobro, choć nie Najwyższe – gdyby życie nim było należałoby usunąć z kodeksów karę śmierci. W tym miesjcu Najwyższe Dobro pokazuje swój wątpliwy status – ani człowiek nie wie, czym jest Najwyższe Dobro, ani sam Bóg nie wie czym ono jest; wiedzą za to teologowie i każdy ksiądz. To jest podstawa erozji funkcji ojca, a także Innego jako takiego. Doug Ross robi coś, ale nie zna powodu tego; zna tylko w postaci ułamka: „bo chodzi o życie”, lecz nie potrafi zagwarantować tegoż jako Dobra Najwyższego. Może jedynie wierzyć, że to co robi jest ok (stąd wypływa różnica między a-teizem, a ateizmem).
A przykład z życia? No to weźmy ministra Arłukowicza, który nękany, podobno, znieczulicą lekarzy zaapelował do nich, by stosowali empatię(sic!). Bezradność ministra rozśmiesza, a niewiedza przeraża. Empatia dla niego to jeszcze jeden specyfik, który można zaordynować. Panie ministrze – na co? Pan minister nie rozumie, że empatia nie jest możliwa do zastosowania inaczej, niż przez wykreślenie czasu, odebrania czasowi jego wartości mierzalnej. Dlaczego o tym wspominam? Tylko dlatego, że gdy jest empatia, to nie liczy się czas, nie liczy się noc, czy dzień, nie liczy się kwadrans do końca zmiany, czy kwadrans do jej rozpoczęcia. Tymczasem wśród lekarzy nie ma Dougów Rossów; empatia jakiś czas temu została zakazana. Spytacie się w jaki sposób, zapewne. Otóż, przez podporządkowanie praktyki lekarskiej procedurom (10 minut na pacjenta, ratowanie życia tylko na SOR-ach, przyjmowanie ilości pacjentów tylko w zgodzie z ilością określoną kontraktem i mnóstwem innych, w tym najdziwniejsze – sprowadzenie wywiadu do kilku pytań: jak się nazywasz?, co ci dolega?, gdzie cię boli?, na co chorujesz?, jakie leki bierzesz?, czsami jeszcze: kogo zawiadomić?). Rzadko kto dostrzega, że procedury przede wszystkim zakazują, nawet tego, w jakiej kolejności zadaje się pytania (jest tylko właściwa kolejność).
Ostatnim razem przywołałem korektę wniosku Dostojewskiego, która mówi, że gdy Boga nie ma, wszystko stanie się zakazane, przede wszystkim zaś pragnienie. W filmie Doug Ross nie oglądał się na procedury, a w życiu? W życiu przyjęcie pacjenta przez godzinę nie obserwowane jest prawie nigdzie, a lekarz, który wyszedłby do czekających i poprosił ich o cierpliwość, przeprosiwszy równocześnie za niedogodności, musiałby być bohaterem. Dlaczego miałby to robić? Czemu miałby pragnąć tak robić?
Bez ojca, bez instalatora pragnienia, nie ma takiej możliwości. Pozostaje wołanie Arłukowicza na puszczy, albo…nauka mego superwizora sprzed wielu wielu lat: jeśli wierzysz, że Inny może zatrzymać serce, a nie wierzysz, że może je poruszyć, to daj sobie spokój z byciem analitykiem.
Dlatego też: ojca raz, zamawiam.
KP
28 Comments, Comment or Ping
Oj wiem zbyt dobrze co się dzieje kiedy droga mailowa otwiera się z Panem. Świetnie (czy ja wiem?) Pan wszystko filozofuje i sobie poukłada w słowach, tylko szkoda że Pan nie umie godnie żyć z dnia na dzień, pewnie to klątwa psychoanalityka. Back off. Żegnaj.
Czerwiec 8th, 2013
Czy ten „ojciec raz, proszę” nie przypomina trochę Boga Ojca? Ja to nawet nic nie mam przeciw Niemu, niech będzie, a nawet niech bardzo będzie ale—na łąkach, za stodołą, w klubach, w szkołach, w poradniach zdrowia psychicznego i fizycznego, a nie tylko w kosciele, gdzie uwijają się wokół Niego chłopcy w czarnych sukienkach. Coś więcej o tym Ojcu proszę.
Czerwiec 8th, 2013
Decyzja odebrania sobie życia porusza nas bardziej i wątpliwości pojawia się więcej. Co nie znaczy, że się odmawia komuś do niej prawa. Przynajmniej ja bym nie odmawiał nikomu prawa do śmierci jeśli ją wybierze. Pewnie, że wchodzi się ze swoimi kryteriami oceny i jeśli ktoś próbuje sobie odebrać życie z tego powodu, że go rzuciła dziewczyna to budzi to więcej sprzeciwu niż w sytuacji, kiedy próbuje to zrobić bo mu się właśnie zaczyna rak mózgu. Czyli jasna rzecz, że wchodzi tu nasz własny sposób oceniania i ten co próbuje własnym życiem rozporządzać nie jest odrębnym światem. Ale Pan to do skrajności doprowadza. Skoro nikt nie jest odrębnym światem to biust tej pani do nas należy? To bez sensu. Gdyby iść w tę stronę konsekwentnie to najlogiczniejszy jest szariat.
Między ludźmi jest pewien konsensus co do tego co uważają za rozsądne ale on nie jest punktowy jak w szariacie tylko płynny. Dlatego są spory. Czy piętnaście procent szansy że rak się nie pojawi to dość by zachować biust czy trzeba aż 32 procent? A może siedemdziesięciu? Nie ma odpowiedzi. Dla jednego jest to 15%, dla drugiego 70 a trzeci sobie obetnie jak będzie miał 0,0005% szansy na raka. Który będzie wariatem? Ano to zależy gdzie sami jesteśmy na skali. Czy dla nas robi różnicę czy to biust czy dłoń? Dla jednego różnica jest zasadnicza, bo rękę obciąłby przy 50% szansy na raka a biust przy 90%, a dla drugiego nie. Kto jest wariatem? Zależy gdzie na skali jest sam oceniający i jaki rozrzut sam dopuszcza. Pan by chciał to zastąpić „ojcem” który jasno to określi? Nie nadążyłby ten ojciec tych zasad spisywać, życie jest bardzo złożone.
Czerwiec 8th, 2013
Wątpliwy status najwyższego dobra – to absurd. Jeśli jest wątpliwy uniemożliwia podjęcie jakiejkolwiek decyzji. A jeśli decyzja zostaje podjęta to jedynie dlatego, że wierzymy, że wiemy czym jest dobro. Lekarz WIE, że dobrem jest życie, dobrem ważniejszym niż dobro inne (matki, szpitala….). Jeśli jako podmiot tego nie wie, jest skazany na mękę. Decyzja etyczna jest po prostu oparta na GŁUPOCIE PODMIOTU.
Czerwiec 9th, 2013
Decyzja etyczna jest oparta na głupiej wierze podmiotu w to, że coś wie. Ale pozycja analityczna nie polega chyba na żywieniu podobnej wiary co do siebie i ocenianiu analizowanego wedle tego, co „wie” analityk?
Czerwiec 9th, 2013
Inaczej się nie da. Analityk też podejmuje decyzje. Np o tym że dziś jeszcze się nie zabije :)))
Czerwiec 9th, 2013
Podejmuje. Ale kiedy jest w pozycji to nie podejmuje tylko interpretuje. Przynajmniej ja to tak rozumiem.
Czerwiec 9th, 2013
Interpretacja, a nawet jej brak jest decyzją. Życie składa się wyłącznie z decyzji – nawet decyzja bycia martwą literą czy lustrem jest decyzją. Psychoanalityk ma większą świadomość problemów z tym związanych, ale ich nie wyminie, bo to niemożliwe. Musi wiedzieć, że taka a nie inna pomoc analizantowi jest lepsza niż nie-pomaganie czy szkodzenie mu. A to, wbrew pozorom, bardzo mocne założenie. Dlaczego aż tak mocne? Bo czasem lepiej jest kogoś dobić niż ciągnąć w stronę życia. Przecież to też pomoc. i też decyzja…
Czerwiec 10th, 2013
Z mojego doświadczenia wiem, że kiedy ojca nie ma, to wszystko jest płynne, bo wszystko jest możliwe. Ale to wcale nie oznacza wolności, wręcz przeciwnie, to jest ciężar, który się odczuwa mniej lub bardziej, pewnie w zależności od tego jak bardzo tego nie ojca nie ma. Kiedy nie ma go wcale to, jak się domyślam, człowiek jest przygnieciony tą równoczesną możliwością wszystkiego. Wszystko staje się równocześnie dostępne, wszystko jest tak samo możliwe i w końcu – nic już nie jest możliwe.
Także ojciec chyba nie powie kiedy można usunąć piersi, a kiedy nie, bo on sam też tego nie wie przecież. Kto ma to wiedzieć. Ale może sprawi że tej kwestii w ogóle nie będzie, albo nie będzie ona takim problemem?
Czerwiec 10th, 2013
ojciec = głupota
Dziękuję, nie zamawiam ojca :)
Czerwiec 10th, 2013
Ale ojciec to nie tylko figura poznawcza (wiemy, że jest „głupota” przez ojca), ale przede wszystkim moc dająca życie, a więc dobro naturalne najwyższe. Analityk nie jest w prawie rozstrzygać tu–jak pisze p. Bogna Choińska–czy lepiej odbierać życie, czy je terapeutyzować. Pewno może odmówić terapii jeśli nie czuje się na siłach, ale na pewno nie może decydować co lepsze dla przychodzącego po pomoc, bo to jest stawianie się na pozycji boga ojca, a taka pozycja jest po prostu nierealna dla ludzkiej istoty, choćby nawet była bóg wie jak profesjonalnym analitykiem. „Lepiej kogoś dobić?”–kto ma takie prawo, by tak orzekać? W imię ojca i syna, opamiętajmy się.
Czerwiec 10th, 2013
Bogna, interpretacja jest decyzją, decyzja wynika z analityka nie jest on więc neutralny. To jest jasne, ale to nie o to chodzi. Chodzi o pozycję z jakiej się działa. Jeśli ktoś na przykład mówi: pani obcina piersi żeby pokazać, że nie ma różnicy między piersią a dłonią, ewentualnie (w jakimś innym kontekście w sumie nie wiem nie znam sprawy fantazjuję sobie co tam by mogło być): pani nie widzi siebie, jeśli mężczyźni pani nie widzą. Wówczas jest to interpretacja. Pani magister Jadzia tego nie powie. Zamiast tego powie na przykład: nie miałaś wyboru, bo szansa była zbyt duża więc się nie przejmuj krytykami. Albo „nie obcinaj sobie piersi bo to szaleństwo i zastanówmy się lepiej co masz przeciw męskiemu oku które rozróżnia pierś od dłoni ewidentnie i co to ma wspólnego z twoim tatą który cię na bank obmacywał w komórce”. Takie teksty nie są z pozycji analityka, tylko z pozycji zwykłego człowieka który ma takie lub owakie opinie. Natomiast te pierwsze przypadki nie są opiniami. Na przykład kiedy analityk mówi „pani to odbiera w ten sposób jakbym ja potępiał pani wybór i pani się irytuje” albo „pani widzi, że ja wpadam w niepokój na myśl o tej operacji i ma to mi pani za złe” to wciąż jest to analityczna pozycja. Coś innego niż pozycja PMJ (pani magister Jadzi). Czymś jeszcze innym jest PMJ przebrana za analityka. To subtelniejsze, ale też się da namierzyć, choć trzeba tu czujności el inquisitore.
A co do tego problemu, że każdy ma jakieś tam poglądy to on tylko pozornie ma tu coś do rzeczy. To klasyczna kwestia w stylu problemu ryb jeziorowych co go dzisiaj wymyśliłem. Otóż istnieją gatunki ryb jeziorowych i ryb rzecznych. Jeziora są połączone z sobą nawzajem tylko za pomocą deszczu i rzek. Jak to się dzieje, że te same gatunki ryb jeziorowych są w różnych jeziorach? Jak one się przedostały? Czym się różni rozmowa z analitykiem od rozmowy z kolegą? Tym, że jest z analitykiem. Kto tego nie rozumie, faktycznie wychodzi mu fura nonsensu. No ale warto żeby analityk jednak zasługiwał na nazwę. O ile oczywiście ja pojmuję o co chodzi, bo zwykle nie pojmuję. Nie wszystko rozumiem.
A swoją drogą miałbym pytanie do naszego gospodarza. Panie Krzysztofie, czego Pan nie rozumie?
Czerwiec 10th, 2013
To nie jest takie oczywiste, że ojciec daje życie. Zależy czy jest tym ojcem, czy nie. Żaden normalny człowiek nie będzie wdzięczny ojcu za sam fakt biologicznego życia. Tak myślę.
A z analitykiem się nie rozmawia:)
Czerwiec 10th, 2013
Nie jestem (i nie będę, spokojnie, nikogo nie dobiję :) analitykiem i to pewnie sporo zmienia w moim podejściu. Oczywiście, pozycja analityka jest inna, zupełnie inna nawet. Ale także analityk (teoretycznie) musi zakładać pewną wartość (np pomagam analizantowi-potencjalnemu samobójcy, bo jego życie jest coś warte). Analityk tłumaczy się wtedy, że to, co nim kieruje to pragnienie, a nie wiedza o dobru. Ale ta teoria pragnienia bez-wiednego z filozoficznego punktu widzenia wydaje się jedynie ominięciem ważnego problemu: dlaczego mam pragnąć właśnie tego? Analityk godzi się na „głupotę” swego pragnienia. Zamawia ojca. Filozof by chciał tak zrobić, ale nie daje rady, bo nie wie „dlaciego” :) Ciężko się dogadać…
Czerwiec 10th, 2013
Analityk interpretuje bo chce zeby oprocz mysli istnial tez umysl. To nie ma nikogo ratowac bo umyslu nie mozna zaprzepascic. Zmienianie komus mysli na umysl mu nie wskazuje.
Czerwiec 10th, 2013
Filozof nie może być analitykiem, bo albo jest buntownikiem i nie słucha ojca (a jak zacznie to oczywiście głupieje), albo produkuje książki, w których opisuje prawdę i szereg moralnych postulatów i nie rozumie funkcji ojca. Drugi przypadek jest beznadziejny, pierwszy jeszcze można poddać analizie. Ale nie można wykluczyć, że filozof-buntownik może nawet analitykowi do końca mówić „nie”.
Czerwiec 10th, 2013
Tak to ostatnie to sie zgadzam w calej rozciaglosci. A przy okazji – zauwazyliscie, ze tu nocami jakis belfegor grasuje po blogu? Mister X podkrada sie w ciemnosciach czy co?
Czerwiec 11th, 2013
Coś mi się wydaje, że respektowanie „funkcji ojca” nie ma związku ze słuchaniem, bądz niesłuchaniem taty. Bunt przeciw ojcu, zwłaszcza młodego syna, jest, myślę, jak najbardziej Ok. Musimy się jako ludzie odróżnić od rodziców, zindywidualizować. Na mojej terapii (hellingerowskiej) wychodziło, że faceci, którzy się na maksa buntowali przeciw ojcom wręcz powielali ich model życia, terapeuta mówił, ze to norma.Powielali ten model i dopiero podczas terapii sobie to uświadamiali, wtedy była praca z przywołaniem wdzięczności do ojców i jeśli to się udawało (a w dwóch przypadkach się udało), im się zmieniało życie na lepsze z tego „uszanowanego” ojca płynęło jakieś błogosławieństwo, siła do syna. Wiem o tym, bo utrzymujemy kontakt i spotykamy się z grupą terapeutyczną, choć juz trochę czasu minęło od terapii. Nawet wręcz nie nalezy tego ojca słuchać, to nie o posłuszeństwo chodzi (dorosły facet sam powinien wiedzieć, co robić), tylko o związek z siłą mężczyzn, która płynie z rodu przez ojca. Ta siła, jeśli ojciec uszanowany, bez względu na to, kim by był i jak bardzo by się synowi „nie podobał”, daje pałer do życia dla synka, czyni go męzczyzną .
Czerwiec 11th, 2013
Popieram pytanie Spokojnego: Panie Krzysztofie, czego Pan nie rozumie?
Czerwiec 11th, 2013
Ja też zauważyłam, że grasuje, ostatnio na Sylwestra w czerwcu namawiał, podrzucił Pana X a Jeszke zabrał. A może to ta nostalgia za silnym Ojcem się materializuje? Strach jest , bo jak Ojciec się wzmocni to może prawa wyborcze kobiet zakwestionować!
Czerwiec 11th, 2013
X jest kobietą? :)
Czerwiec 11th, 2013
„Gdy Boga nie ma, wszystko stanie się zakazane, przede wszystkim pragnienie”—ten Dostojewski czytany przez Lacana porusza (moją) wyobraznię o tyle, że ludzie, którzy do kości obierają materialistyczny kurs w życiu (choć czasami mogą być czcicielami jakiegoś cielca, np. figurek w kościele ) nie mają dla siebie-a więc i dla bliznich–litości, a już tym bardziej empatii, bo wydaje się im, że ulegając pragnieniu swojemu lub czyjemuś robią coś tak karkołomnego, co wyrzuci ich z orbity spokojnej i ciepłej jak klucha materii. Ci co nie boją się bogów, wiedzą ergo czują, że pragnienie też pochodzi od bogów. Zresztą u Dostojewskiego aż roi się od świętych ladacznic, wariatów, heretyków i nędzarzy.
Czerwiec 12th, 2013
Czy X jest kobietą? tego nie wiem- ale jeśli tak, to mamy do czynienia z Jezus Maria-Peszkową, która mówiąc „Wisi Mi Krzyż” zburzyła naturalny porządek tego B-L-OGA.:)
Czerwiec 12th, 2013
Kim by nie był/a ja bym proponował umieszczanie jakichś lepszych rzeczy. Renowacja mebli, traktorek.. ja rozumiem, że to są pewnie jakieś aluzje do głębokich przeżyć ale może dałoby się pamiętać o czytelnikach nie tylko o sobie. Coś ciekawszego poproszę. Coś co nas poruszy.
Czerwiec 12th, 2013
A na mnie, te niektóre tytuły działają np. taki „Czerwony traktorek” od razu pomyślałam, że nigdy takiego nie miałam i nawet w przedszkolu nie było i jakoś tak mi się smutno zrobiło- muszę zapytać matkę dlaczego nigdy nie pomyślała o czerwonym traktoru dla mnie?
Czerwiec 12th, 2013
Zaraz tu bedziemy mieli grupowo analityczne leczenie psychoz. Z czym sie panstwu kojarzy czerwony traktorek?
Czerwiec 12th, 2013
Spokojny, bez obaw, Imię Ojca u mnie zainstalowane.
Czerwiec 12th, 2013
Spokojny, mi się jednak wydaje, że każdy kto tutaj pisze, myśli przede wszystkim o sobie. Np ja. Można spojrzeć i tak, że Pan/Pani X rozbija pewną atmosferę samozadowolenia, która się tu pojawia czasami, chcąc nie chcąc. Więc ja bym tak X’a nie wyganiał.
Czerwiec 12th, 2013
Reply to “Rodzina, ach rodzina (10) – „Ojca raz, zamawiam””