Przekonuję się, ile to już lat, że sprawy najważniejsze są najtrudniejsze do przyjęcia. Psychoanaliza bez trzech rejestrów straciłaby rację bytu, a bez rozdzielenia Wyobrażeniowości od Symboliczności byłaby tylko kolejną z psychoterapii. Czym jest współczesna psychoterapia? Dostarczaniem wszystkim bez różnicy dobrostanu (ach to well-being) na ich miarę. W sumie jest zbiorowym urojeniem, najnowszą wersją religii, która odeszła od zbawienia wiecznego na rzecz zbawienia doczesnego. Przesada? Skądże znowu, casus A.Jolie amputującej swe piersi w imię 86% szansy na zachorowanie pokazuje, czym karmi się Wyobrażeniowość – jaki procent potrzebny jest jako ryzyko zachorowania, by Andżelina zaryzykowała odejście ze świata ze swymi pięknymi piersiami? 74, 62, 50%? A przecież istniała dla niej aż 14-procentowa szansa na trwanie z nimi po grób. Życie jest rosyjską ruletką, a statystyka medyczna kulą w rewolwerze. Wkrótce nieszczęśnicy przerażeni podobną szansą na zachorowanie na raka ręki będą ją sobie amputować; a co zrobią panowie postraszeni wysokiem ryzykiem zachorowania na raka prącia?
Komentarze do ostatniego wpisu wpisują się całkowicie w tyranię Wyobrażeniowości. Powrócę do przykładowego filmu i słów dziewczynki: „tata umiałby obsadzić choinkę [załadować na samochód]”. Czy sensowne jest formułowanie opinii, że ojcowie są od obsadzania choinek? Na Boga samego, spytajmy najpierw do czego potrzebni są ojcowie – no, do czego? Przykład komentarzy doskonale wyjaśnia istotę skotomy, punktowej ślepoty, zignorowania czegoś, ale nie byle czego. Funkcja pozoru, pośrednika między Symbolicznym i Realnym. Po co jest ojciec? To proste, by obsadzał choinki, wbijał gwoździe, przynosił węgiel do domu, patatajtował z dzieckiem na plecach. Mnóstwo rzeczy ma do robienia, zwłaszcza te, o które walczy dziko GW proponując coraz więcej i więcej szajsu, od podcierania pupć po walkę z kolkami (niech zobaczą jak to smakuje, proponuje w GW, nie dostrzegając chochlika nieświadomości, pani Renata Grochal). Dlaczego szajs? Bo wszystko to o czym jazgocze w swych agitkach GW robiłem dawno temu – czy dlatego, że byłem ojcem? Słyszę więc, że ojca czyni podcieranie pupć i wystawianie się na strugi siknięć (przedmiot finalny komedii o współczesnych ojcach), ba!, to ich nobilituje.
Proszę Was tylko, nie prawcie mi duserów, żem ktoś wyjątkowy. Wyrwijcie się z „crying games”. Wszystko to, do czego agituje od miesięcy przywoływany tu organ, może robić ktokolwiek inny. Dziecko przewijane przez mamę, tatę, babcię, dziadka, sąsiada, kochanka, przyjaciółkę, kogo tylko chcecie, nie jest obdarowywane przez ten tłum ludzików odmiennymi jakościami. Ani nie czyni to ojca lepszym niż jest, ani brak tych czynności nie czyni go gorszym niż jest. Ci, którzy tak twierdzą, tkwią w zbiorowym omamieniu przykrywającym enigmę, jaką jest ojciec w systemie rodzinnym.
„Znani psychologowie i psycholożki”, w tym roku urokliwa pani Ohme, mądrzą się prawiąc naukowe trele-morele. Mówią na przykład: dzeci potrzebują ojca! Czy tak jak papu? Jak papieru toaletowego? Jakim niby obiektem potrzeby jest tata, jaką potrzebę dziecka tataś zaspakaja, na dodatek tylko tatuś? Z gadania psychologów-celebrytów korzyść mają tylko oni (pisałem już o tym w przypadku psycholog reklamującej margarynę dla dzieci). Pokuszę się tu o pewien radykalizm, by uchwycić paradoks – dziecko nie ma potrzeby ojca, dziecko nie potrzebuje go, dziecko go pragnie!
Powracamy do kwestii z filmu: „tata zrobiłby to lepiej [obsadzenie choinki]”. Jak sądzicie, czy gdyby mama tego dziecka poprosiła uczynnego sąsiada o obsadzenie choinki, to zniknąłby powód mówienia przez dziecko, że „tata zrobiłby to lepiej”? W wypowiedzi dziecka chodzi o tatę, a nie choinkę i jej losy; po prostu, tata ma być i już; on nie jest tu ani dobry, ani zły, on ma być; on jest przywoływany – tylko po co? Co wnosi jego obecność?
Przypomnijcie sobie jak zaczyna się pewna historia w Elsynorze. Nagle ktoś zostaje przebudzony pojawieniem się ojca. On pojawia się tylko po to, by jego syn pojął jakie jest synowskie pragnienie, nieodróżnialne zresztą od ojcowskiego. Zabić! Reszta jest opracowywaniem, tylko mieleniem w umyśle śmiertelnej powagi tego „zabić”.
Pragnienie jest prawem. To z tym równaniem syn się bije.
A dziecko z filmu? Przywołując tatę w słowach, poświadcza jego pragnienie. I dlatego ma do taty prawo. Pamiętajmy, mieć prawo do czegoś nie oznacza konieczności realizacji pragnienia – konieczność tkwi tylko w artykulacji, mówieniu go – pragnienie by ojciec był, znajduje swój wyraz w znaczącym choinka. To dlatego droga pragnienia jest drogą metonimii, przemieszczania się od znaczącego do znaczącego.
Nie zgadzając się z Dostojewskim i jego „jeśli Boga nie ma, wszystko wolno”, Lacan mówi odwrotnie: „jeśli Boga nie ma, wszystkiego nie wolno”, lub jak upraszczając formę napisał komentator „wszystko staje się zakazane”. W ten sposób podkreśla inną funkcję ojca – przekładając to na teren rodzin wygląda to tak: jeśli ojca nie ma, to jest tylko: „nie wchodź na drzewo”, „nie dotykaj tej piłki”, „nie biegaj po kościele” itd.itp.; w korzystnych okolicznościach pojawia się ojciec, niestety nie ten od pragnienia; jest przywoływany znaną formułą rodzinną: „no zrób coś”. Ale to tylko ojciec wyobrażeniowy, ten, który coś zrobi, czyli obsadzi choinkę.
I tyle byłoby na dzisiaj.
KP
64 Comments, Comment or Ping
Zajebiste.
Maj 24th, 2013
Ciekawe, jak ten proces de-prawacji ma się do dynamiki rozwoju i upadku różnych cywilizacji. Młode cywilizacje są raczej ortodoksyjne, bo ludzie muszą mieć w imię czego się nawzajem wyrzynać. Potem robi się liberalnie i libertarialnie – dla neurotyka libertariańskie hasła to idealny przepis na paraliż. Nie można kichnąć, bo to obraża religię pewnego wymarłego szczepu z Mauritiusa. Może z tego powodu potoczyła się ostatnio głowa po londyńskiej ulicy. Szwedzi nie monitorowali rosyjskich samolotów – może aby nie urazić ich uczuć, no i Rosjanie wlecieli im na terytorium państwa i wykonali bombardowanie, tyle że bez bomb. Wszystkiego nie wolno, ale nie wszystkim.
Maj 25th, 2013
Panie Krzyśku
Jeśli założyć, że dyskurs feministyczny to dyskurs histeryczny, a takie WO to medium ducha naszych czasów to prawdziwy z Pana analityk.
Tylko tak myślę, ta funkcja ojcowska, cały czas się na tym Pana blogu tak tłumaczy i upewnia w swoim istnieniu – coś to o jej kondycji mówi.
Maj 25th, 2013
Ja mysle, ze ta funkcja sie tlumaczy i wyraza tu na blogu poniewaz sie nie tlumaczy i nie wyraza nigdzie indziej. Gdyby wszyscy psycholodzy albo przynajmniej analitycy w te strone mowili publicznie nalezaloby wprowadzic dla rownowagi jakis element feministyczny bo bez tego ucielesniona funkcja ojcowska zatwierdzona przez teorie jest nie do zniesienia i daje takie mutanty popromienne jak wojskowy psychoanalityk. Taki co niechec do sluzby w artylerii uraza do ojca wyjasnia. Ale dzis nam to nie grozi. Zamiast tego mamy psychologow ktorzy nawet jak powiedza publicznie, ze kobieta od mezczyzny czego innego oczekuje niz mezczyzna od kobiety to sie gesto tlumacza, ze nie zawsze i ze przeciez moga byc wyjatki j nikt nie kwestionuje ich prawa do i ten tego. Jakas rownowaga jest potrzebna.
Maj 25th, 2013
Ojciec musi być, bo inaczej by mnie nie było. Już mniej ważne są te choinki i inne przyjemności życia rodzinnego. Z moim ojcem prawie w ogóle nigdy nie rozmawialiśmy i On sobie specjalnie nigdy nie zawracał sobie głowy jak zyję, choć był moment, że chciał mnie zatrzymać w domu, ale potem już nie i jestem przyzwyczajona do tego, że On ma swoje sprawy, ale kilka razy w życiu (i wystarczy) powiedział mi coś takiego, co mógł powiedzieć tylko Ojciec, co upewniło mnie w tym, że naprawdę żyję, osobowo i naprawdę osobowo umrę i że przynależę do Jego rodziny. I nawet jak będę oświecona (co wkrótce już nastąpi) będę pamiętała, że w samsarze są ojcowie. I Matki.
Maj 25th, 2013
Na stronie Kronosu jest wywiad z Collette Soller pt. „O upadku ojca mówi się od czasów starożytnego Rzymu”- Collet w przystępny sposób wyjaśnia, co mówi Lacan, o funkcji ojca. Zachęcam do lektury, bo mam wrażenie, że przykład z choinką, nie wszystkim, właściwie przybliżył ten termin.
Maj 25th, 2013
Elka,
co to „Kronos”? Czy chodzi o niedawno wydane zapiski Gombrowicza? No, Gombrowicz musiał odczuwać brak „funkcji ojca”–jak to żargonujecie–bo te spineczki i sukieneczki, w których paraduje mały Witold na fotografiach z dzieciństwa (przebrany za dziewczynkę przez wychowujące go ciotki) niezle pewno go go dołowały, zresztą sam o tym wspomina w „Dziennikach”.
Maj 25th, 2013
Mi to google wyrzucilo, ale niestety cos mi ten caly kronos nie hula, moze tylko chwilowa miemoc serwera:
http://www.kronos.org.pl/index.php?23150,908
Maj 25th, 2013
Adres dobry, mnie hula!
Maj 26th, 2013
Dobry adres, dzięki Joshe. O ile zrozumiałam, bo jeszcze nie połapałam się w terminach lacanowskich, to te dwie sprawy, czyli „funkcja ojca” i „osoba ojca” realnego u Lacana nie muszą być integrowane, by dziecko czuło się „na swoim miejscu” jako dorosły, zdolny tworzyć własne więzi? U Hellingera trzeba przyjać i funkcję i osobę Z WDZIĘCZNOŚCIĄ. Bo ojciec daje coś najcenniejszego–życie. W ustawieniach możemy mieć bezpośredni, uczuciowy wgląd w losy naszej rodziny. Działa to dość szybko, bo jest to wgląd, pewien fenomen, a nie żmudna praca umysłu na polu tak śliskim jak nieświadomość. Ale może i odpowiednie słowo doprowadza, zwłaszcza bardzo zdeterminowanych, powiedzmy „amatorów czułej prawdy” do prawdy o sobie?
Maj 26th, 2013
Coś takiego u Lacana, z tego co ja rozumiem. Ta funkcja ojcowska jest w wiekszosci przez matkę implemantowana i realizowana, to matka separuje dziecko od samej siebie i mówi „nie”, chociaż potrzeba jakiejś konkretnej osoby w świecie realnym, która będzie uosobieniem, realną reprezentacją tej funkcji i z ktorą dzeicko (i dziewczynka i chłopiec) bedzie mogło się zidentyfikować i chyba nawet nie musi to być ojciec, ani nawet facet, choć zwykle jest to facet, facet ważny, a zatem pewnie i ojciec.
Ja też i tak rozumiem autorytet jako kogoś ważnego, nie dyscyplinę i nie nakazy i nie autorytaryzm i nie despotyzm i nie wojsko. Te ostatnie mają coś bardziej z osią masochizm i obsesja wspólnego. Ale mogę się mylić, bo psychoanalitykiem nie jestem, nawet na terapii nie byłam żadnej nigdy.
Nic nie wiem o Hellingerze. Niemniej brałam udział kiedyś w takim warsztacie psychoanalitycznym i tam były takie aktywności przestrzenne w grupie i wtedy to straszne wrażenie na mnie zrobiło.
Maj 26th, 2013
Wg. Hellingera kiedy matka seperuje dziecko od siebie, wtedy dziecko (czy to chłopiec, czy dziewczynka) musi tę arcyważną osobę, jaką jest matka niejako obsadzić w innej roli (nie może Jej po prostu zignorować). A więc np. chłopiec obsadza się w roli męza matki i żadne partnerki nie będą juz go miały jako męzczyzny (po całości), bo on jest zaangażowany w odgrywanie życiodajnej roli męza matki. Żadna kochanka, ani żona nie wygra z tak arcyważną figurą, jaką jest matka w roli żony „osieroconego” chłopca. Chłopiec szuka wtedy w kobietach matki, a ze zadna kobieta nie jest w stanie (po całości) zastąpić matki, opuszcza te kobiety.
Podobnie z córeczkami tatusia. Jestem właśnie na etapie rozpoznawania mojej więzi z ojcem. Przez lata miałam przerwaną więz z matką, bywało, że mama traktowała mnie jak rywalkę, nie córkę. Moje związki z męzczyznami nie udawały się, wychodziłam z nich, nie wytrzymywałam roli żony.
Ustawienie hellingerowskie pokazało tę sytuację dobitnie. Musiało jeszcze upłynąć sporo czasu, bym tę sytuację przyjęła, bo nie jest łatwe dowiedzieć się, że było się całe dotychczasowe życie partnerką ojca (córeczką tatusia”). W moim przypadku , z tego, co czuję i wiem, to nie ojciec mnie potrzebował jako zastępczej partnerki, ale ja jego, bo dostałam taki przekaz od mamy. Chociaż w tych napięciach kto komu co „kazał” łatwo się pogubić i pewności tu jeszcze nie mam. Ale to przyjdzie, bo jestem w tym procesie. Jednak po ustawieniu doświadczyłam po raz pierwszy w zwiazku z męzczyzną, że lubię być kobietą, że mężczyzna (nie męzczyzna-ojciec) może być tak pożądany, ulubiony, fajny, że nie muszę się go bać, etc. etc. :)
Maj 26th, 2013
I jeszcze jedno muszę podkreślić. Zeby związek między kobietą i mężczyzną był udany oni oboje muszą , jak to określa Hellinger, „wziąć do serca swoich rodziców (zwłaszcza Matkę) i przyjąć od nich wszystko. Bez oceniania, żalów, pretensji. I to przyjąć rodziców jako rodziców (bez edypalnych uwikłań). Wtedy jest nadmiar i można dawać partnerowi.
Maj 26th, 2013
Renato, już zrozumieliśmy przekaz. Przyjmiemy rodziców do serca z wdzięcznością.
Maj 26th, 2013
Wojtas, cieszę się. Czyli na ten temat mam już zamilknąć?
Pozdrowienia :)
Maj 26th, 2013
Kiedyś taki mój profesor powiedział mi – dziewczyno nie pisz w liczbie mnogiej – no chyba, że jesteś w ciąży! Tak mi się skojarzyło :)
Maj 27th, 2013
:) Ja też miałam takiego profesora mizogyna, że kiedy wyszłam za mąż i zmieniło się moje nazwisko na liście, on uparcie wywoływał mnie panieńskim. W końcu delikatnie sprostowałam, że ja teraz się już inaczej nazywam. „Tak? A od kiedy?”–zapytał profesor (nota bene poetyki), „A od miesiąca”–odpowiedziałam zgodnie z faktami. „A to teraz będzie pani musiała na nazwisko męza zacząć zasługiwać”–powiedział.
Tak mi się skojarzyło :)
Maj 27th, 2013
Ale ja tego profesora uwielbiałam haha, bo miał zajebiste poczucie humoru :)
Ogólnie ja nie lubię zbyt serio, po każdej stronie politycznej barykady. A skoro mówić o polityce to Lacan gdzieś tam się w liberalny środek wpisuje. Chociaż taki Zizek krzyczy, że obecnie to już nic nie wiadomo, gdzie prawo gdzie lewo, bo skoro lewica okupuje uniwersytety i staje się nową klasa uprzywilejowaną, to takie konserwy i tradycjinalistów należy pojmować jako obrońców proletariatu, zwykłych ludzi, ktorzy mają bardziej podstawowe problemy, niż równouprawnienie kobiet – jak np co włożyć do garnka.
Także we współczesności wszystko się porypało. I jak czytam Spokojnego i on tak o tej równowadze to przypomina mi się sztampowy argument wszystkich ekstremistów po obu stronach barykady, tych co palą rolnikom farmy na zachodzie w imię prawa zwierząt i tych co podpalają kliniki i mordują lekarzy od aborcji. Oni zawsze też coś o równowadze mają do powiedzenia :)
Maj 27th, 2013
Rozgryzlas mnie. Uwielbiam sobie czasem cos spalic.
Maj 27th, 2013
:)
Maj 27th, 2013
Musisz mnie słodki lepszymi argumentami częstować a nie takim pitoleniem o równowadze w kosmosie :)
Maj 27th, 2013
Jeszcze pozwolę sobie skomentować piersi Angeliny Jolie. Jako osoba prywatna to jej wybór i tu nie ma wyborów lepszych ani gorszych. Jedni sobie wytną, inni nie wytną nawet w obliczu śmierci i nie postronnym oceniać cudze wybory w tych sprawach.
Jeśli chodzi a Angelinę jako osobę publiczną, celebrytkę, to daje to jakiś przekaz ludziom, dla których Angeliny coś znaczy, a znaczy. Jest ikoną kultury masowej i nie tylko. Znalazła się na liście Forbes najbardziej wpływowych kobiet świata i jest tam jedna z najmłodszych http://www.forbes.com/power-women/list/
Podobnie jak np kościół katolicki w Polsce też coś znaczy. Wszystkie akcje na mamografie i te miliony wydane przez państwo nie osiągnęły nawet namiastki tego, co osiągnął kościół, w którym przez ambonę niedzielną przeszło hasło badań i wczesnego wykrywania. Autorytety coś mogą niewątpliwie. W Polsce autorytet dzierży kościół, nie GW i nie TV.
W przypadku raka piersi wczesna diagnostyka jest kluczowa. To jest w ogóle ciekawa sprawa, zjawisko społeczne, ponieważ rak prostaty jest częstszy niż tak piersi, w ogóle się o tym nie mówi, nie prowadzi badań, nie podnosi świadomości społecznej i nie tworzy milionowych programów rządowych nastawionych na wczesną diagnostykę. Jedni mówią, że to takie męskie, że faceci nie szukają pomocy i nie użalają sie nad sobą. I czytałam taki artykuł na BBC z którego wynikało, że jest to nawet postawa racjonalna z medycznej perspektywy, ponieważ większość tych nowotworów prostaty to wiek i też są niezłośliwe, więc lepiej nie wiedzieć, bo chroni to przed traumą i wszelkimi skutkami terapii i można w zasadzie z tym żyć do końca i lepiej funkcjonować seksualnie niż gdyby to leczyć.
Maj 27th, 2013
Angelina z okresu lat 14-20 to dziewczyna z kliniki – samookaleczenia, depresja, substancje i próby samobójcze.
Maj 27th, 2013
Może jesteś na dobrym tropie, Joshe. Może to kolejne samookaleczenie… ukryte pod nakazem well-being.
Maj 28th, 2013
Jak sie jest Angelina Jolie to sie nie ma wlasnych piersi tylko piersi do calego narodu naleza. Tu jednostkowa psychologia ma niewielkie znaczenie. Dlatego mnie bardziej interesuje czy ona bedzie teraz dostawac role i jakie. Obciela cycki nam wszystkim. Co my teraz zrobimy?
Maj 28th, 2013
Jak cię reporterka prosi „powiedz pan coś mądrego” to może czujesz się jak Andżelina, którą proszą „pokaż cycki”.
Maj 28th, 2013
Spokojny, ale teraz podobno technologia tak się rozwinęła, że jej od razu zrobili takie cycki, że hej, że nie do poznanie, więc pokazywać jest co.
Maj 28th, 2013
Angelina rozpętała znów debatę o genach, statystykach itp, co znowu pokazuje, że tutuł jednej z najbardziej wpływowych kobiet świata nie jest tylko pustym hasłem. Po jej adopcjach, wskaźnik adopcji w USA podwoił się a socjologowie zaczęli pisać o tzw „angelina effect”.
To takie piękne zdjęcie
http://paulkatcher.tumblr.com/image/50508496865
Maj 28th, 2013
A to chyba jedno z najpiękniejszych zdjęć jakie znam i do tego na takiej przetartej kozetce, w obiektywie wielkiej Anie Leibowitz, która jest lezbijką :)
http://4.bp.blogspot.com/_cKgqIl-1R8Y/TP0QI8Zyp6I/AAAAAAAAGec/GOUr5DHzuQ8/s1600/annie20leibovitz200038eg.jpg
Maj 28th, 2013
Nie mam wątpliwości, że Angelina jest „szalona”, w sensie klinicznym, metaforycznym, czy jak tam sobie świat chce, ale nalezy ona do współczesnego „świata bogów”, do których my współcześni w jakiś tam sposób się modlimy (choćby ten „efekt Angeliny”, masowa adopcja dzieci, o którym to zjawisku pisze Joshe, przecież to vota) i jako bogini (współczesnym boginiom brakuje „tylko” nieśmiertelności i wiecznej młodości) robi, co może i chce dla świata. Staram się trzymać z daleka od świata bogów (w trosce o własne zdrowie psychiczne), ale Angelina mnie wzrusza i zyczę jej by zagrała –bez tych cycków, czy z nowymi cyckami—kilka fajnych ról, w których mogłaby się poczuć jak zwykła kobieta i odpocząć od bycia „świętą”
Maj 28th, 2013
rozpisać można to tak:
I. Kant, Dostojewski (Karamazow)
A. Jeśli Boga nie ma, wszystko jest dozwolone, a wiąże się to z:
B. Jeśli Bóg istnieje, wiele rzeczy (może wszystkie, łącznie z kontynuowaniem własnego istnienie) jest zakazanych
II. Lacan, Żiżek
A. Jeśli Boga nie ma, wiele rzeczy (może wszystkie, łącznie z kontynuowaniem własnego istnienie) jest zakazanych, a wiąże się to z:
B. Jeśli Bóg istnieje, wszystko jest dozwolone
Komentarz do tez Kanta i Dostojewskiego:
A.I Gdyby zabrakło Boga, człowiek straciłby oparcie w zasadach i poczucie sensu swego istnienia. Wszelkie zasady przestałyby go obowiązywać i większość z nas (a może wszyscy) zaczęłaby żyć na granicy zbrodni, potworności i szaleństwa.
B.I Bóg musi istnieć, bo gwarantuje nam stałość i sensowność zasad, którymi powinniśmy kierować się w życiu. Bóg to ich gwarant, w jego i tylko w jego imię dokona się postęp moralny człowieka
Komentarz do tez Lacana i Żiżka:
A.II Człowiek nie może odwołać się do żadnych zasad. Zapewne w dużej mierze psychoanalityczny rodowód etyki wzmaga poczucie niemożności podjęcia jakiejkolwiek decyzji, skoro nigdy nie jest ona zagwarantowana pierwiastkiem boskim, ?pionowym?. Jak pisał Jacques Derrida ??Jakkolwiek staranne jest teoretyczne przygotowanie do podjęcia decyzji, moment decyzji, jeżeli ma być decyzją, musi być odmienny do gromadzenia wiedzy. W przeciwnym razie nie ma odpowiedzialności. W tym sensie nie tylko osoba musi podjąć decyzję nie wiedząc wszystkiego [?] Decyzja, jeśli ma zaistnieć, musi zmierzać ku przyszłości, która nie jest znana, która nie jest przewidywalna? . Lacan owo chwianie się w pustce po zniknięciu Boga widział tak, że im głębiej jest ktoś przekonany o śmierci Boga a to znaczy także, o braku uniwersalnej moralności, zewnętrznych nacisków kształtujących standardy etycznej jednostki, tym głębiej internalizuje ?Boga? w sobie czyniąc go częścią represyjnego superego nakazującego przestrzeganie norm. Im głębszy zaś lęk, im większe zagubienie i samotność, tym bardziej surowe superego. Wiąże się to z oczywistą dla psychoanalizy popędową genezą boskości, innymi słowy: popęd czerpie etyczną siłę jedynie z represjonowania samego siebie . Jeśli zasady znikają z otoczenia podmiotu (nie są już zewnętrzne, możliwe do ?obejścia? jakimś rytuałem), wtedy stają się wewnętrzne i jak mawiał Freud: ?potrafią zaszczuć ego na śmierć?
B.II W imię zasad, w imię Boga dokonywano w dziejach straszliwych wojen, tortur, męczarni i upokorzeń. Usprawiedliwieniem było zawsze działanie zgodnie z wolą Boga lub odpowiednio zinterpretowanej zasady, która znajdowała się w pismach świętych. Nawet tak proste i zdawałoby się ogólnie obowiązujące prawo jak ?Nie zabijaj? bywało i bywa przekraczane przez ludzi w imię Boga lub w imię wyższego porządku, niedostępnego dla niewiernych (np. dzisiejszy terroryzm).
Trochę to uprościłam, proszę o komentarz
Maj 28th, 2013
Wojtas jak mnie prosza powiedz pan cos madrego to sie czuje dokladnie jak mowisz. Jak mezczyzna ktorego prosza „pokaz cycki bo bysmy chcieli miec tak jak z ta Angelina i zeby sie ludziom tez tak podobalo”. Moze ona jak jej kazali pokazywac to sie czula jakby od niej chcieli demonstracji pelnej publicznej erekcji. No wiec sobie obciela w obawie, ze jej w koncu cos wyrosnie z duzym prawdopodobienstwem.
Maj 28th, 2013
Co to jest ten Bóg, że tyle hałasu o Niego? Przecież jak się kocha Boga to Osoba Ukochana nie represjonuje, a jak represjonuje, niech spada na drzewo. Na szczęście nigdy nie kochałam Boga, a wywody Karamazowa choć niewątpliwie interesujące, są jakieś takie sumieniem jak jadem nasączone, a nie miłością (ale czytałam to lata temu). „Popędowa geneza boskości”–to zgrabnie powiedziane. Moim zdaniem, jeśli założymy bogów, czy Boga, to oni mogą być szaleni.
Maj 28th, 2013
Renata chodzi o to, żeby było wiadomo co robić jak nikt nie patrzy.
Maj 28th, 2013
Spokojny, naprawdę tylko o to? :))))))) Przecież prócz Tego Pana jest jeszcze wielu innych i może mają większe poczucie humoru nawet .
Maj 28th, 2013
Sorry jeśli uproszczę ten filozoficzny komentarz, jednak dla mnie całe to zagadnienie sprowadza się do dwóch konkretów. A mianowicie Abrahama, któremu Bóg nakazuje zabić syna i Antygony, która łamie prawo.
To chyba Kirkegaard dużo pisał o pierwszym i chodzi tu chyba o to, że gdy Bóg jest absolutem, to relacja z Bogiem jest bezpośrednia, intymna i wtedy nie trzeba jej zaposredniczać ani w prawie (10 przykazań), ani dobru (abstrakcyjnym), ani miłości (chrześcijańskiej miłości bliźniego), ani konkretnym człowieku (poholokaustowym humaniźmie). Bóg mówi zabij syna i Abraham Bogu wierzy.
Z tego co ja rozumiem Lacan był daleki od absolutu, podobno też upewnił się swoimi grzeszkami i ekscesami, aby nikt nigdy za absolut go nie stawiał, jak np postawiono za Ojca Freauda i w takich USA skończyło to się jak skończyło.
A Antygona, ja nie wiem jak w innych dziedzinach, ale w psychologii ( a moje zaplecze to psychologia), Antygona zawsze była stawiana za przykład powtwierdzający tezę, że kobiety nigdy nie osiągają najwyższego rozwoju moralnego, który ma polegać na bezwzględnym przestrzeganiu prawa. Podobnie o Antygonie mówi się na lekcjach polskiego w liceum, przynajmniej w moim liceum tak mówiono.
Antygona prawo łamie i jak ja rozumiem Lacan jest po stronie Antygony. Nie rozumiem tego dokładnie jeszcze ale wydaje mi się, że Lacan wprowadza tu pojęcie semblant i redukuje do zbioru semblantów i Boga i idee i prawo. W mniemaniu Lacana wynegocjowany zbiór semblantow ma nam to wszystko trzymać do kupy, wiązać rzeczywistość i chronić przed szleństwem. I zapewne dlatego mówi się o Lacanie, że jest postmodernistą. Oczywiście to nie jest tak, że te semblanty są arbitralne, wymyślone i dowolne.
Główną właściwością semblantu jest to, że ma być wystarczająco uwodzący i zwodzący (seductive and decisive).
Być moze ja to upraszczam i w ogóle źle interpretuje, niemniej tak to czytam i widzę.
Maj 28th, 2013
Trochę uprościłam z tym prawem i rozwojem moralnym i dobrem, ale nic.
Maj 28th, 2013
Tutaj pojęcie semblant wyjaśnia wielki profesor filozofii z Melbourne, na którego seminaria lacanowskie uczęszczam dzięki namiarom od pana Krzysztofa :) Dzięki Panie Krzyśku raz jeszcze!
http://www.lacan.com/griggblog.html
Maj 28th, 2013
I według niego semblant to nie fallus
Maj 28th, 2013
A imperatywy moralne to chyba też dla klinicysty głównie obsesja i miłość masochistyczna, choćby i najpiękniejsza, co by się zgadzało jak popatrzmy na życie prywatne Kanta :)
Maj 28th, 2013
No bo jakie to piękne z tym niebem gwieździstym nade mną i prawem moralnym we mnie :)
Maj 29th, 2013
Renata nie chciałabyś takiego prawa moralnego w sobie pod gwieździstym niebem, bo ja bym chciała!
Maj 29th, 2013
Miało być „deceptive” nie „decisive”
Maj 29th, 2013
Joszko, pod gwiezdzistym niebem zachodzę na łąki, jak tam spotkam żuczka, to go nie rozgniatam umyslnie, jak nosorożca, uciekam na inną łąkę–po co mi to prawo moralne? Poza tym codziennie o tych tablicach, prawach mi ktoś prawi, więc choćbym nie chciała (bo ja z lasu), to i tak siedzę w nich po uszy. Antygona, Abraham z „Bojazni i drżenia”—a kysz, a kysz tragicy.
Maj 29th, 2013
:) to była ironiczna podpucha Renatko… Ja mam podobnie
Maj 29th, 2013
Dziękuję Joshe za komentarz :)
Maj 29th, 2013
Joshe,
jest jeszcze jeden ciekawy wątek (oczywiście u Szekspira też widoczny w „Hamlecie”), zasygnalizowany przez Pana Krzysztofa. Otóż historia Hamleta ujawnia ojca i –jak tu mówimy–„pragnienie ojca”, które jest także–bo jak inaczej–„pragnieniem syna”. Ale w „Hamlecie” jest także królowa–matka. Ktorą zreszta przenikliwy Książę rozumie jako kobietę o zmiennych pragnieniach (jest taka scena, gdzie odnosi się do niej jak do kobiety, a nie do matki), ale jako matkę usuwa (bo ona „usunęła” jego ojca). I to kończy się dla Gertrudy tragicznie. Zabijając męża, zabija także ‚matkę” w sobie.
Biedny Hamlet!
Maj 30th, 2013
Kiedyś ważna dla mnie kobieta – bardzo mądra, silna i piękna – powiedziała mi, że Hamlet to jest opowieść o życiu każdego i każdy człowiek mógłby opowiadać o swoim życiu Hamletem. Ja wtedy tego nie rozumiałam, bo miałam lat kilkanaście, ale mi to zapadło w głowie i myślałam, że jak dorosnę, postarzeję się to może zrozumiem. Ta kobieta to nie moja matka. Niestety zmarła tragicznie, więc nie miałam okazji zapytać się o co jej z tym Hamletem chodziło. W ogole nie zdąrzyłam zapytać się jej o wiele innych rzeczy. Niemniej gdy ktoś przywołuje Hamleta to tak mi się to kojarzy.
Kiedy zdarza mi się w życiu trudna sytuacja, jakaś draka, konflikty z inną osobą lub kryzys, wtedy pytanie jest jedno – czy przeczekać czy podjąć walkę – przyglądać się z boku i odpuścić czy wkroczyć do gry i rozegrać jak potrafię najlepiej nawet jeśli trzeba będzie bezwzględnie zaatakować lub postawić wszystko na jedną kartę. O tym dla mnie jest „być albo nie być”. I to jest najważniejsze pytanie w trudnych sytuacjach. I myślę, że identyfikuję się wtedy z Hamletem. Co decyduje o tym jaka będzie odpowiedź na to pytanie. Być może ma to związek z prawem ojca – z tym w co się wierzy i co się uważa za ważne.
A poza tym to nie znam interpretacji Hamleta i wcale mnie nie interesują. Chciałabym poznać tamtą interpretację, której już nie poznam.
Maj 30th, 2013
Najgorsze dla Hamleta jest to, że on nie ma wyboru. Być może wydaje mu się, że ma, ale tak naprawdę nie ma. Moze dlatego to jest opowieść o zyciu każdego :)
Maj 30th, 2013
Ja też nie znam „kanonicznych” interpretacji „Hamleta”, ale dla mnie hamletowskie „być albo nie być” to po prostu ‚żyć albo nie żyć”. W każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Pozdrawiam Cię z deszczowego Krakowa. Byłam w kinie na filmie Jachimowskiego (Jakimowskiego?, w każdym razie polski reżyser) „Imagine”. O ślepcach zamkniętych w klinice. Film pięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęękny!
Maj 30th, 2013
A mnie podoba się budowanie dobrostanu, a nie tylko ciągłe redukowanie nieprawidłowości. To nieustanne wytykanie błędów i skupianie się na nich oraz praca, aby „coś tam” poprawić… Myśle, że negatywnych zdarzeń, wydarzeń, świadomości naszych braków każdy z nas, każdego dnia ma pod dostatkiem. Ta ciągła naprawa wszystkiego wokół nas już mi „bokiem wychodzi”.
Według mnie dużo lepiej by się ludziom żyło i lepiej by funkcjonowali, gdyby uczyć ich autodeterminacji, motywacji, treningu nadziei.
Można różnie oceniać to co zrobiła A. Joli. Mogła przecież utrzymać ten fakt w tajemnicy a włożyć silikony i już. Trzeba mieć naprawdę dużo odwagi, aby przyznać się do tego publicznie. I jeszcze do tego robi to gwiazda, w świecie której przyznanie się do wstrzyknięcia botoksu w „kurze łapki” lub powiększenie ust rzadko kiedy ma miejsce, gdzie kult ciała i piękności jest obowiązujący.
I nie bardzo rozumiem, co do tego ma Imię Ojca.
I myślę, że gdyby zaczęto produkować na masową skalę sztuczne penisy (tak jak to jest obecnie ze sztucznymi piersiami), to wielu mężczyzn, właśnie ze względu na swój dobrostan decydowało by się na wymianę, niektórzy nawet może z chęcią, jeśli ten nowy byłby dorodniejszy…
Z jednej strony przejawiamy pęd ku śmierci, ale też bardzo chcemy żyć.
Jeśli ktoś ma duszę hazardzisty, może grać w ruletkę, jego sprawa.
Maj 30th, 2013
Hannah,
mnie też „redukowanie nieprawidłowości” zupełnie nie bawi. Najlepiej polubić własne i cudze „nieprawidłowości”, oraz błędy i wypaczenia. Bo i tak się wszyscy zmieniają, Wisła płynie, czas po cichu robi swoje. A w końcu jak już znamy swoje „nieprawidłowości” i nie idziemy na nie z siekierką, to można oswoić i polubić :)
„Trening nadziei”. Nawet jak nie trenujesz, to i tak się na nią nadziejesz.
Maj 30th, 2013
Hannah
Angelina nie tylko przyznaje się publicznie, ale pisze do New York Times list otwarty pod tytułem „My medical choice” w którym dokładnie opisuje całą procedurę i to, że oprócz dwóch malutkich nacięć wszystko jest jak było, zachowane sutki etc. Pisze o swojej motywacji, wsparciu Brada, ale także o tym ile kosztują badania genetyczne w Stanach i że zdaje sobie sprawę, że $3000 może być dla wielu kobiet przeszkodą. Wiem, że z tą motywacją to pojechała, bo napisała coś w rodzaju, że moze teraz powiedzieć swoim dzieciom, ze nie muszą się martwić, że stracą ją przez nowotwór. Co jest hmm… trochę jednak „porąbane” z wielu powodów.
To że NYT list publikuje coś znaczy. Ponieważ z takim brytyjskim BBC to dwa najwazniejsze i chyba najbardziej prestiżowe światowe media, które starają się coś tam o świecie pisać w oderwaniu od polityki i tzw swojego podwórka.
Maj 30th, 2013
http://www.nytimes.com/2013/05/14/opinion/my-medical-choice.html?_r=0
Maj 30th, 2013
Myśle, że gdyby napisała, że sprawiłam sobie nowe fajne cycki i zalatwilam sprawę nowotworu piersi za jednym razem to by to było mniej kontrowersyjne niż jest.
Oczywiście, że faceci też chcą być piękni i sprawni, jedno bardziej sprawni inni bardziej piękni.
Też wydaje mi się, że w takim kulcie młodości – a zatem piękna, zdrowia i sprawności nie ma nic złego, pod warunkiem, że się nie przesadza. Każdy chce być młody i piękny i tyle, i nie wiem czy to jest taki znak naszych czasów.
Maj 30th, 2013
Jednak kult młodości to trochę inna rzecz niż well-being.
Maj 30th, 2013
Well-being to dobrostan i chyba jest tak współcześnie, ze wielu zastępuje pojęcie zdrowia pojęciem dobrostanu. Nawet WHO – swiatowa organizacja zdrowia coraz czesciej pisze o well-being a nie zdrowiu, więc coś jest na rzeczy.
Maj 30th, 2013
Ja myśle, ze Agelina załatwiła sobie dwie inne rzeczy tym zabiegiem – jakieś osobiste acting-out oraz charytatywną promocję wczesnej diagnostyki. Dwa w jednym :)
Maj 30th, 2013
Jest też jeszcze inny aspekt, myśle, że pozytywny. A mianowicie entuzjastyczny odzew ze strony wszystkich organizacji „Amazonek” – oto w ich społeczność wkracza raźnym krokiem prawdziwa bogini (jak pisze Renata).
Dla kobiet cały ten nowotwór piersi to podobno wielka trauma, jak dla facetów nowotwór prostaty, który robi z nich impotentow na dobre. Dla kobiet to się zmienia, bo diagnostyka jest lepsza, i gdyby nawet to czekają gdziestam nowe cycki, które w zasadzie są nie do poznania. Podobno Amazonki te sprzed 20, a nawet 10 lat to zupełnie inna opowieść i totalnie inne cycki niż te współczesne. Ja nie wiem, ale ja widzę w tym nadzieję. Jeśli po kobietach w rodzinie chadza nowotwór to czemu nie wykorzystać wszelkich narzędzi współczesnej medycyny, żeby przed traumą a być moze i przedwczesną śmiercią się chronić.
Maj 31st, 2013
Czy gdyby mężczyźni wiedzieli, że istnieją narzędzia, żeby się chronić przed rakiem prostaty i uniknąć impotencji, która spotkała dziadka i ojca, czy nie korzystaliby z tych narzędzi?
Niestety tego tutaj mają gorzej niż kobiety.
Maj 31st, 2013
Nie wiem czy A. Joli „załatwiła” coś jeszcze sobie, trzeba by ja o to zapytać. Na pewno pozytywne jest to, że również w Polsce zaczęły się zgłaszać kobiety na badania mammograficzne a jeszcze do niedawna nawet jak miały bezpłatne zaproszenia, to nie korzystały z tego.
Co do Imienia Ojca, to ja bym bardziej podała przykład tego, co dzieje się teraz w mediach z powodu wprowadzenia niedzieli jako dnia wolnego od pracy…
Maj 31st, 2013
Hannah Ty byś podała taki przykład, no to podałaś, ktoś inny inny. Mi Twój przyklad nic nie mówi. Angelina napisała co napisała a ja sobie o tym myśle, co sobie myśle, ktoś inny coś innego – myśli to fajna rzecz, a rożne myśli na ten sam temat to jeszcze fajniejsza rzecz – tak sobie myślę.
Maj 31st, 2013
Ale gdybyś chciała ten swój przykład rozwinąć, to ja poproszę, ja chętnie się dowiem.
Maj 31st, 2013
Ja się wcale nie dziwię mężczyznom, że nie chodzą się badać. Samo domniemanie, że „z tymi sprawami” może być coś nie tak, nie budzi wesołości. Co dopiero wyobrażenie tych narzędzi, którymi właśnie posługuje się medycyna!. Do tego jeszcze badanie per rectum. Lepiej już chyba umrzeć w godności, niż katować-kastrować się za żywego. My, panie, ponieważ jesteśmy „ubyte” z urodzenia…czy piersi ubędzie o jedną czy dwie – bez znaczenia…a zresztą powiedzą, że teraz takie możliwości rekonstrukcyjne że ho, ho, ho! No i stanie się to nawet trendy. Ale czy warto być eksperymentem w rękach medycyny?
Maj 31st, 2013
Reply to “Rodzina, ach rodzina (9) – pragnienie i prawo to ta sama rzecz”