W międzyczasie (5)


Nie jest to środek tygodnia, ale od czasu do czasu, jak obiecywałem, piszę na tematy „obok” – zawsze coś się uzbiera z miesiąca czy trzech. Tym razem idzie o filmy klasy B, których przykładami posługuję się dla ilustrowania różnych psychoanalitycznych tez. Jest tyle dzieł wybitnych filmowych, których analiza byłaby wskazana, a tu człeku zajmujesz się filmową miałkością, hollywoodską produkcją masową, z niewielką wartością, albo żadną. Dlaczego?

Ponieważ większą część filmów oglądam w TV, to dobór filmów wskazuje na poziom tych kanałów telewizyjnych, lecz…zważcie, że obce mi w tym blogu kolejne warianty Szklanych Pułapek, Facetów w czerni i Misji niemożliwych do przeprowadzenia. Nie odnoszę się ani do łamaczy kości, ani avatarów i terminatorów, nie przyglądam się analitycznie serialom, choćby skadinąd inetresującego Elementary i Kościom – nie znajduję w nich niczego godnego uwagi, by wspomnieć o nich na blogu. Lecz co znajduję interesującego w klasie B filmowej?

Aby pokazać Wam co, włączyłem dziś TV w okolicach godziny 14. Na chwilę, dla znalezienia przykładu. Było to akurat na PolsatFilm. Film bajecznie prosty i bajecznie głupi – oto 40-latka po rozwodzie jedzie na Hawaje, sama, by „odżyć”. Tam, jak to na Hawajach, cudownie zbudowany ratownik i instruktor surfingu, o circa 15 lat młodszy od wciąż ponętnej Heather Locklear (zawsze byłem pod urokiem imion niepolskich, ach jak to brzmi: Wrzosie mój drogi. Wiele lat temu wymiękłem poznając dziewczynę o imieniu Tymianek –  to były czasy!), zaczyna robić to, co robi od zawsze w fantazmatach kobiet – odmładza je. Powiecie pewnie, ale shit, ale popłuczyny, ale zgrana płyta. I co z tego?

Po pierwsze, wszyscy z wielkim trudem przyznajemy się do własnych fantazmatów (nie mam tu na myśli własnego, osobistego fantazmatu). One są takie banalne! Ale która z pań nie śni o czymś odmładzającym? Który z panów nie śni o własnym haremie, stadku używanych ciał? Która to niewiasta nie śni o Richardzie Gere, hipertancerzu, co to i nieco starawą żonę wprawi w rozkwit, i swą nauczycielkę tańca obudzi do młodości, choć przybrała ona postać apetycznej Jennifer Lopez, której rozkwitowi nic nie zagrażało – a jednak? Spójrzcie jak na koniec jest ubrana – już wiemy, że istnieje soczystsza soczystość; w tańcu jak to w tańcu: facet mi przewodnikiem i dyrygentem; nawet feministki polskie w takiej sytuacji wymiękają.

Kochani moi czytelnicy, fantazmaty czynią nas banalnymi – no, chyba że je przekroczymy, co wszelako zależy od szczęścia, jego łutu. Nie banalnymi jesteśmy tylko w rejonach literatury „wyższej”. Porywające są w niej postaci Makbetha, który bez swego kobiecego powodu niczego sam by nie zrobił, Pani Bovary, która nawet i bez presji kołtuństwa oddałaby się panom oficerom (nasza panienka Walewska tylko w mitologii polskiej uległa presji matki i ciotek, a w ogóle cysarz to ma klawe życie), bohaterki Jane Austen, które na drodze do suwerenności kobiecej i tak większość czasu tracą na znalezienie sposobu usidlenia ówczesnego surfera, przez uczynienie siebie obiektem jego pragnienia strawnym dla niej samej. Filmy europejskie wciąż tkwią w niewoli literatury, swej dumy i swych uprzedzeń w stosunku do zwyczajności, przeciętności Amerykanów.

Po drugie, cenię filmy klasy B (w czym jestem Zizkowcem) nie ze względu na ich urodę  i efekt inspirujący, ale ze względu na ich przywiązanie do nie-całych-prawd. Bergman robił filmy tylko o prawdach, bez żadnych „nie”; lecz kto z nas słyszał kiedykolwiek debaty na ten temat między ludźmi, między nim a nią? Sceny z życia małżeńskiego nigdy w takiej postaci nie miały miejsca i raczej mieć nie będą. Ludzie się rozwodzą, a dopiero „po” skarżą się, że nie mieli okazji do debat sypialniano-kuchennych. Filmy klasy B pokazują tyle ile trzeba – życie nie odbiega klasą od filmu; życie ma klasę B i dlatego co niektórzy z ludzi nie przyjmują tego do wiadomości.

I w końcu, no co z tą Locklear? To przyjrzyjmy się. Pierwsza scena – rozwiedziona matka z dwojgiem dzieci robi zakupy świąteczne, w tym dużą choinkę. Może 5-letnia córeczka mówi: trzeba zadzwonić po tatę, bo bez niego nie uda się nam załadować choinki na dach samochodu. Na to może 10-letni syn strofuje siostrę, oczywiście na boku: nie przypominaj mamie o tacie, nie jest to dla niej miłe. Pani Heather zaś stwierdza: mamie uda się zapakować choinkę.

Teraz scena druga: dom, a w nim obsadzanie choinki w stojaku i kolejne interakcje. Siostra: tata by umiał włożyć choinkę do stojaka. Brat: nie mów tego przy mamie, ja mamie pomogę. No i mama: ten stojak ma z 10 lat i jeszcze nam posłuży; córka: ale kupił go tata; syn: choinkę potrzymam, a zaciski trzeba dociskać, o tak. W końcu choinka stanęła i stała może godzinę-dwie; w końcu wywaliła się. Choinkę i tak obsadził ex-mąż, „tata-przyjechał” bo miał zabrać swe dzieci na ferie.

Tym są zwyczajne urywki życia, nie-całe-prawdy o życiu, nie-całe, ale zasadnicze. Jest córeczka tatusia (z powodu braku ojca nie cieszy ją rozwód rodziców), synek mamusi (z braku ojca jest bardzo zadowolony i zajmuje natychmiast jego miejsce) i mama, reaktywacja panny na wydaniu, niby wszystko sama, ale nic sama zrobić nie umie (nawet na Hawaje wysyła ją przyjaciółka). Znacie to? Niby schemat, ale sceny powyższe to przeuroczy dowód na istnienie kompleksu Edypa i na to, że rodzina, w jakimkolwiek kształcie by nie była, nie może obyć się bez ojca jako funkcji.

Dlatego ilustruję tezy analityczne filmami klasy B. I nic mi po tym, że nie mają one klasy filmowej. Mają to, czego szukam dla Was, by o psychoanalizie mówić i robić to inaczej niż czynią to podręczniki.

KP

P.S. Do lipca czeka mnie zatrzęsienie czynności, więc wybaczcie możliwe zachwiania w regularności wpisów. Lecz nie pobłażajcie mi, tak jak ja nie pobłażam sobie.

Pisaniu towarzyszyła muzyka zespołu Calexico – bynajmniej nie klasy B muzyka.

 


35 Comments, Comment or Ping

  1. Joshe

    Maj 19th, 2013

  2. Renata

    „Mężczyzni idą na wojnę, ojcowie ją kończą”–to z Hellingera i a propos tego filmu klasy B, w którym to pojawił się ojciec, by postawić jak należy choinkę. Że fantazmatem kobiecym jest pozyskać młodość na zawsze? Tak. Jedna z najbardziej porywających scen literatury klasy A to –dla mnie–ta, w której zapuszczona w małżeństwie Małgorzata smaruje się cudownym kremem-eliksirem młodości podarowanym jej przez samego czarta i wyfruwa przez okno, by najpierw policzyć się z wszystkimi pozostawianymi, potem wpaść na bal do monsieur Woalnda, a potem oddać się Mistrzowi. Byłam pod urokiem tej sceny przedwczoraj, wczoraj, jestem dzisiaj i kto wie, czy także nie jutro i pojutrze.
    A literatury klasy B nie czytam bo–jak na razie–nie schodzę ze szpilek, choć czasami już rozglądam się za wygodniejszymi sandałkami :)

    Maj 19th, 2013

  3. Spokojny

    Joshe a nie lepsze to?
    http://www.youtube.com/watch?v=CB_KRHXU1BA
    Tak z ciekawości pytam.

    Maj 19th, 2013

  4. Joshe

    Z tymi pięknymi okolicznościami przyrody w pakiecie? Może i lepsze.

    Maj 19th, 2013

  5. Renata

    Balet i joga—obie aktywności wymagają dyscypliny, tylko że jedna wiedzie do piękna, a druga do zdrowia. W ćwiczeniach tego gostka dostrzegam elementy tzw. jantra jogi, którą praktykuje się u nas w dzogczen. Byłam w grudniu na odosobnieniu z jantra jogi (która jest też rodzajem praktyki, a może bardziej przygotowaniem do niej, bo oczyszcza kanały energetyczne) i powiem Wam–to dyscyplina, która uszczęśliwia ciało i duszę :) Nie wiem jak balet, ale chyba tylko część duszy odpowiedzialnej za dążenie do nieposzlakowanego, wzniosłego piękna :)

    Maj 20th, 2013

  6. Joshe

    Miałam kiedyś za współlokatora instruktora jogi i sporo dziewczyn przyprowadzał. Widać skuteczny taki podryw na jogę. To nie był dobry współlokator, miał w sobie taką postawę ogólnej olewki, co pozostałym domownikom działało na nerwy. Trudno powiedzić czy taki po prostu był, czy się tak tą jogą relaksował.

    Maj 20th, 2013

  7. Renata

    Joshe, trudno jest w ogóle na tym tu świecie cokolwiek powiedzieć, a już zwłaszcza o czymkolwiek orzekać, np. o ludziach postronnych, a o bliskich tym bardziej. Bliskich się kocha, a jak nie–to się cierpi. Tyle wiem.

    Maj 20th, 2013

  8. Joshe

    To prawda, Renatko, niemniej ja sobie tak żartuje trochę powyżej, moze nie najlepiej, niemniej jednak.

    Maj 20th, 2013

  9. Renata

    Ja ostatnio czasami tracę poczucie humoru ze względu na różne zyciowe „wielkie draki w chińskiej dzielnicy” (o, to własnie kino klasy B), ale mam to wielkie szczęście życiowe, że nigdy nie tracę humoru na długo, bo jestem wańka-wstańka i te najlepsze cechy, pogodę ducha mimo wszystko, mam po rodzicach. Chwała rodzicom, po raz kolejny :)

    Maj 21st, 2013

  10. Joshe

    Jednak nie myślę, że życie to filmy klasy B. Ja bym chciała i nie miałabym nic przeciwko prostocie, happy endom, umięśnionym instruktorom i innym księciom.

    Tymczasem życie to takie kino niezależne, tu cię zaskoczy, tam cię przyciśnie i pozostawi z uczuciem konsternacji i zagubienia i nic sobie nie robi z widza i nie oszczędza go i nie głaszcze. Książę z bajki okazuje się idiotą, a księżniczka umiera przedwcześnie na hiva.

    Maj 21st, 2013

  11. Spokojny

    Nie wiem dziewczyny co to jest ale jak wy we dwie gadacie o tych chłopach i jakie w tych sprawach jesteście i jakie życie jest, to ja mam wrażenie jakiegoś takiego pitolenia. Może to jest to, że wy to do gospodarza mówicie nie do siebie? Ja nie wiem. Ale coś mi w tym jakoś nie tego.

    Maj 21st, 2013

  12. Joshe

    Może racja Spokojny. Może to defilady przed gopodarzem, może przed lustrem, a może przed Spokojnym? Może po lacanowsku zwykłe onanistyczne zabawy słowami.

    Niemniej dzięki za feedback :)

    Maj 21st, 2013

  13. Joshe

    Inna sprawa, co można powiedzieć o fantazjach i innych fantyzmatach, oprócz tego, że każdy je ma. Mam wrażenie, że psychoanaliza coraz liberalnej się z nimi obchodzi.

    Jak chce się z kimś porozmawiać to się pisze maile.

    Maj 21st, 2013

  14. Joshe

    Wojtas, czy to kolejny serce rozgrzewający feedback?

    Czy kobiety potrafią między sobą rozmawiać o czymś innym niż faceci, czy jeśli piszą to mają coś innego na myśli poza mężczyznami i nawet na drodze do suwerennosci tylko usidlanie im w głowie, jak u tych bohaterek Jane Austin. Ja nie wiem. Może to jest męska fantazja, może fantazja autora blogu także, może nawet wasza paranoja momentami. Spokojny to Ty piszesz o dziewczynach, które stają na głowie by być lepsze niż żona.

    Ja nie wiem. Ja mam wrażenie, że faceci sami się usidlają. I tak feminizm zrobił mi na przykład to, że ja w sprawach tych to w zasadzie cokolwiek, mi jest wszystko jedno – bierz co chcesz, daj co chcesz, nie chcesz nie bierz.

    Czy ja tu tylko przynudzam o facetach – nie wiem.

    Kocham analizę, kocham klinikę i ciężko pracuję nad swoimi kwalifikacjami. I tak lubię i czuję sympatię, a może i miętę, co do Was poniektórych, nie znaczy, że sobie na niej zagram. Niemniej zapraszam na kawę, gdyby los przygnał Was w moje okolice. Co mogę dodać – dynamika grupy, srynamika dupy :)

    Maj 22nd, 2013

  15. Joshe

    Btw. dobry blog Wojtas i fajna książka – mają ją nawet na chomikach – znaczy młodzież docenia

    Maj 22nd, 2013

  16. Renata

    „Mam wrażenie jakiegoś pitolenia” A coś bliżej na temat tego „pitolenia” mógłbyś? Ja bym się chętnie dowiedziała, proszę (serio proszę).

    Maj 22nd, 2013

  17. Jacek

    Ja też już to wcześniej mówiłem co Spokojny, ale może nie użyłem tak rozkosznego słowa jak „pitolenie”.

    Tylko akurat nie mam wrażenia, że mówicie o facetach.

    To co napisałaś Joshe o feminizmie to śliczne. Z tym że to kobieca odmiana tego co feminizm niby zwalcza. W wersji męskiej brzmi to: „biorę co chcę, daję co chcę, nie chcę to nie biorę.” I to podobno uprzedmiotawia kobiety, ale wypowiedziane przez kobietę jest dowodem wolności i niezależności.

    Maj 22nd, 2013

  18. Jacek

    A jeszcze chcąc nie chcąc ciągnąc wątek filmów klasy B: ja nie zarzucam Panu, że Pan nie ma gustu:) tylko mówię, że te filmy hollywoodzkie są robione po to, żeby dać przyjemne poczucie, że wszystko jest tak czy owak na swoim miejscu. I w tym jest pewien schematyzm, ale pewnie to właśnie to powoduje, że bardziej nadaje się to do analizy. Może nasze fantazje są właśnie schematyczne, one są klasy B, a nie życie.

    Faktycznie, co takiego mądrego można powiedzieć o takim filmie jak Szepty i Krzyki. No pewnie można, ale nie był on robiony aby dać przyjemność:)

    Maj 22nd, 2013

  19. Joshe

    Może to jest kwestia tego całego Jouissansce. Miłość to kosztowna sprawa, kto ma dziecko wie – same nakłady i straty. Mimo wszystko kobiety potrafią się miłością jouissanscować. Potrafią się jouissansować zmysłowością, kwiatami, smakami, zapachami i całą tą cielesną sferą, a nawet pitoleniem i zwykłymi chit-chatami. A teraz zaczynają jouissansować się obecnością w sferze publicznej i niezobowiązującym seksem. Może rzeczywiście to trochę za dużo radochy jak na prostą maszynę z jedną dźwignią.

    Była taka książka w Polsce seksuologiczna edukacyjna i tam było głównie o tym jak manipulować i usidlić faceta. Nie pamiętam tytułu, ale to klasyk, jest tam o tym jak to facet jest zdobywca, ale w zasadzie pozornie, bo to wszystko pułapka umiejętnie zastawiona przez kobietę. W moim mniemaniu ta książka ubliża i kobietom i mężczyznom.

    Czy feminizm jakieś nowe propozycje tu ma. Ma ich strasznie dużo, czasami bardzo skrajne. Na przykład oglądam takie ambitne feministyczne porno pt „dirty diaries” i myślę, że wcale nie trafia w moje gusta i chyba jednak wolę to mainstreamowe gejowskie z ładnymi chłopcami (bo w tym heteroseksualnym mało facetów pokazują).

    Czy o takich rzeczach powinno się pisać na blogu psychoanalitycznym. Nie wiem. Mam wątpliwości. Ponieważ kiedy wydaje mi się, że piszę i pokazuję kobietę, to dowiaduję się, że znów chodzi o faceta. I wiecie co myślę, że muszę przyznać tu Wam rację – chujem podparte takie publiczne forum i chujem podparte z Was chłopaki :)

    Maj 23rd, 2013

  20. Joshe

    A i jeszcze Jacku. To trochę jednak inna satysfakcja, gdy ona mówi „bierz” i on bierze, a trochę inna gdy on mówi „biorę co chcę”, a ona odpowiada „ok”.

    Maj 23rd, 2013

  21. Renata

    Och, znam to „ok” na męską kwestię „biorę, co chcę”. Zresztą od niedawna. Wcześniej panowie zgłaszali takie propozycje („biorę, co chcę”), ale natrafiali na moje „ok. z tym, że dam ile chcę”. Ale ostatni przypadek mój z mężczyzną jest beznadziejny–On: „biorę, co chcę”, a ja–„Ok, dam co w mojej mocy”. I daję i nie mogę powiedzieć „nie”, chociaż czasami On wymaga zbyt wiele jak jedną kobietę. Więc nawet się ostatnio rozdwoiłam, przywołałam swoją drugą naturę (klasy B chyba) z dzieciństwa i młodości, kiedy to bywałam bardzo niegrzeczną dziewczynką. Potroić się już chyba nie mogę. Chociaż kto wie? Może się jednak się wcześniej zintegruję :)
    Joszko, fajnie się z Tobą rozmawia. Pozdrawiam.

    Maj 23rd, 2013

  22. Renata

    I jeszcze coś dodam. Hellingerowcy mówią, a ja się z nimi zgadzam, że aby cieszyć się życiem i partnerem, trzeba przyjąć do serca oboje rodziców, choćbyśmy mieli do Nich nie wiadomo jakie pretensje. Jeśli ten proces się nie dokona , będziemy gotowi tylko na przyjmowanie „znanego, pewnego złego”, ostrożni i lękliwi na każdym kroku. Czyli–żeniąc to z psychoanalizą–jouissansce (czy to kobiece, czy męskie) jest możliwe jeśli przyjmujemy w całości rodziców.

    Maj 23rd, 2013

  23. Spokojny

    Nie potrafię zdefiniować pitolenia. Chyba, że sam bym zaczął pitolić.

    Maj 23rd, 2013

  24. Joshe

    To może zacznij, ja polecam – można się nieźle rozładować, bez dymania innych.

    Maj 24th, 2013

  25. Spokojny

    To chyba polega na tym, ze do tej pory bylo teoretyzowanie o tym jacy ludzie sa w relacjach damsko meskich. Miedzy innmi. A jak zaczelyscie o tym gadac to z poziomu teorii zeszlo to na poziom praktyki osobistej. I wtedy to jest jakos zupelnie inne i okazuje sie, ze wcale o to nie chodzilo.

    Maj 24th, 2013

  26. Joshe

    Ja nie wiem jak było Spokojny. Rozumiem, że ktoś musi ustalać reguły.

    Z punktu widzenia teorii to ja mogę Ci powiedzieć, że wielu filozofów oraz także Lacanistów mówi, że konkretny przykład mówi zwykle więcej niż, teoria, w pewien sposób ją wyczerpując i przekraczając.

    Ja mogę i potrafię operować na różnych poziomach od meta i logicznych, poprzez teorie i do konkretu. Jeśli mówimy o podmiotowości, to też należy uczyć się podmiotem mówić, a podmiot mówi w pierwszej formie osobowej.

    I tak podmiotem ci odpowiem. Toja sobie ustalam reguły o czym mówię i jak mówię. Tobie się nie podoba, Jackowie się nie podoba – trudno – jakoś musicie sobie chłopaki z tym poradzić.

    Maj 24th, 2013

  27. Joshe

    To jest nawet zabawny argument. Jeśli dziedzina, która zbudowana została na studium przypadku i której siłą jest podmiotowość i subiektywność nagle chciałaby swoje silne karty wyrzucić do kosza i zastąpić je subiektywnymi teoriami i trzecioosobowymi wywodami.

    Lacan powiadał, bez histeryczki nie wiedzielibysmy nic o seksie. Tak tak – kobieca bablanina i pitolenie.

    Co więcej. Czy wiedzieliście, że najnowsze standardy APA pisania prac psychologicznych nie tylko pierwszą formę osobową w końcu dopuszczają, ale także ją zalecają.

    Poza tym jest taka dobra zasada, bardzo Lacanowska – żyj i pozwól żyć, czy inaczej – wara od mojego jouissansce.

    Maj 25th, 2013

  28. Spokojny

    Joshe zmiluj sie. Standardy APA? Studium przypadku pierwszoosobowe? Ja nie mowie ze jestescie glupie tylko ze weszlyscie w niedefinowalna empirycznie czestotliwosc pitolenia. Co nie jest zakazane przeciez wedle prawa polskiego a takze dozwala na to kodeks psychoanalitycznej etyki i dziesiec przykazan mojzeszowych nigdy po hebrajsku nie spisanych w obliczu braku alfabetu i nawet wraz z ich egipskim 48 punktowym pierwowzorem bo on tez zakazu pitolenia tudziez przynudzania, smiargolenia, kwaszenia, trucia nie zawiera (wy tylko pitolilyscie pozostale rzeczy dodalem z rozpedu). Czyli nie ma tu grzechu. Glupie tez nie jestescie bo jak bym myslal inaczej to bym wam nie napisal co napisalem. Pis. Plis. Bylybyscie w Warszawie to bym was zabral do Snu pszczoly ale go odzyskiwacze podpalili to teraz nie wiem. Do KFC mozemy isc sie pozastanawiac kogucik czy kurka.

    Maj 25th, 2013

  29. Joshe

    Nie napisałam, ze studium przypadku jest pierwsoosobowe tylko, ze konkretne nie teoretyczne. pierwsoosobowa jest mowa podmiotu. Nie napisałam też ze jestem głupia. Niemniej nie ma sprawy, nie ma co ciągnąć temat z dupy w nieskończoność, ja lubię krytykę i wezmę i ta za dobra kartę

    Maj 25th, 2013

  30. Renata

    Pozwólcie, że dodam swoje osobiste i jak najbardziej pierwszoosobowe trzygrosze (od „Opera za trzy grosze” w wersji kobiecej)—Kobieta wg. mnie (ja według mnie) jest zmianą. Jest zmienna, podlega zmianie, jest przyczyną zmiany, a także jej skutkiem. Nie wiem, co na ten temat wie Biblia (ale Jezus nie odpędzał od siebie „grzesznicy” i to ona własnymi włosami wycierała jego święte ciało, a nie cnotliwe matrony hebrajskie), ale buddyzm szanuje kobiety, wiąże je z mądrością, przestrzenią mądrości. A więc i zmianą. Oczywiście zmiana może iść w destrukcję także. Ale mądrość powiązana jest w buddyzmie z tzw. bodhiczitą (no nazwijmy ją po polsku naturalną miłością). Jeśli kobieta jest tylko mądra może być jędzą, wiedzmą, albo tylko mądrą kobietą. Jesli kobieta jest kochająca, jest błogosławieństwem, życiem, radością. Moja ulubiona polska poetka, W. Szymborska, pisze w „Portrecie kobiecym”: „zmienia się, by tylko nic się nie zmieniło” (nie zmieniło w polu miłości Jej do świata). Jeśli przestanę się zmieniać, zasadzcie na mnie kwiatki. A co do „pitolenia” z Joszko. Lubię pitolić z fajnymi, mądrymi kobietami. Lubię też rozmawiać z mężczyznami, choć z męzczyznami rozmawia mi się trudniej, a pitolić się z nimi w ogóle nie da (no chyba że są kobiecopodobnymi gejami).

    Maj 25th, 2013

  31. Spokojny

    Budda zone i dzieciaka zostawil zeby siedziec z chlopakami, dlugo nie zagryzal a w koncu zatrul sie grzybkiem. A Jezus nie placil alimentow bo do niego sie ojciec tez nie przyznal. Najwiecej to kobiety uwaza sobie Nowicki Jan.

    Maj 25th, 2013

  32. Renata

    Nowicki Jan, o ile wiem z brukowej prasy, ostatnio rozwodzi się z –kto wie?–czy ostatnią żoną, więc doprawdy nie wiem czy ona także —idąc za wzorem Buddy i Jezusa–nie odlatuje już w zaświaty (pełne kobiet–rzecz jasna).

    Maj 25th, 2013

  33. Spokojny

    To plotki.

    Maj 25th, 2013

Reply to “W międzyczasie (5)”