Cóż żeś narobił Edypie dając się ponieść namiętności bez granic? Niewiedza twa rozgrzeszeniem nie jest, bo instynkt tobą zawładnął, czy tylko zwykła chęć władzy, żadnej różnicy to nie czyni. Nie mogłeś, ot tak po prostu, wziąć tej, co ci się pod rękę nawinie?; przecie nie każda twoją ma być, bo co synom zostawisz jako dziedzictwo? Tę jedną trzeba było byś zostawił nietkniętą; wszelako chucie tobą rządziły, a nie ty chuciami, czynić z ciebie flipperową kulkę. O Bogowie! Czemu milczeliście, czemu nie zesłaliście na Edypa trwogi? Czy za nic Edypa macie, za nic dzieci jego? A może was przy tym nie było, gdy wnosił on matkę swą jako żonę do małżeńskiej alkowy? Gdzie byliście, jeśli byliście?
Bawiąc się konwencją antyczną, chcąc przy okazji pokazać sedno szczególnego statusu człowieka w królestwie zwierząt, zmierzam dziś do sformułowania pytania, źródła irytacji dla psychosocjobiologów, wyznawców bogów ewolucji i terapeutów behawioralnych – czy nie uderza was, czytelnicy, że to co specyficzne u człowieka w rzeczywistości płciowej zawiera się w tym, że pomiędzy mężczyzną a kobietą nie znajdziedzie niczego takiego, co można by określić mianem związku opartego na instynkcie? Oto czytam wyznanie bywalczyni salonów i udepczacza czerwonych dywanów (imię i nazwisko nic tu nie znaczy, bo za tożsamość wystarcza samo słowo „bywalczyni”): „Jestem taka szczęśliwa! Od kilku godzin mam już cudownego męża. Kocham go nad życie! Jesteśmy bardzo szczęśliwi i zakochani w sobie. Dlatego postanowiliśmy wziąć ślub.” Ciekawi mnie, co będzie mówić ta bywalczyni za pół roku, przypuszczam aliści, że o tym, że nie wyszło. W życiu człowieka związku nie da się ufundować na chuci. Co prawda gigant Freud zakładał, że kiedyś ludzie w związkach między płciami kładli nacisk na instynkt, ale zdaje się tworzył w ten sposób kolejny mit o szczęściu, stanie, w którym na instynkt nie jest nałożony zbiór restrykcji. Czy kiedykolwiek tak było? Jeśli, to tylko wtedy gdy był mieszkańcem świata zwierząt. U człowieka jest cokolwiek inaczej. Zważmy – zdecydowana większość mężczyn nie jest gotowa zadowalać każdą kobietę, zdecydowana większość kobiet nie jest gotowa chodzić do łóżka z każdym mężczyzną. Podkreślmy słowo „gotowy/gotowa”, nie bierzmy tego jako „zdolny/zdolna”; zdolni to są, tylko gotowi nie są. Natomiast gotowość, jak się zdaje, jest regułą u zwierząt. Łanie czy żubrzyce spokojnie czekają na wynik samczych zapasów; zwycięzca bierze wszystkie je w stadzie, a każda z nich równie spokojnie czeka w kolejce na kopulację; żadna nie podskoczy i nie ofuknie. Wśród samiczych grup nie uświadczy się także cheerleaderek, panienek, które są gotowe sparzyć się z kawalerem X (tego dopingują co sił uwodząc swymi wdziękami podanymi w smakowitych zestawach), i nie gotowe zrobić tego z kawalerem Y (wydaje się on im być mało interesujący). U pewnych kolibrów dojdzie do kopulacji tylko z tym z nich, którego czerwień podgardla przekroczy określoną długość fali odbieraną oczami kolibrzycy. Dlatego też przybierze ona pozycję oznaczającą gotowość do kopulacji w sytuacji kolibra-atrapy, którego namalowane podgardle będzie miało określoną długość fali.
Dlaczego o tym piszę? By zarysować to coś, co zwie się naciskiem na obiekt, a co ekskluzywnie cechuje człowieka, w przeciwieństwie do tego, co nazywane jest naciskiem na instynkt (co z wdziękiem językowym słyszy się jako „ugania się za spódniczkami”, tudzież „z niej jest latawica”). Lecz nawet i wtedy język nie opuszcza domeny obiektu – amator spódniczek okazuje się być nie amatorem tychże, gdy tylko spódniczkę wdzieje jego połowica lub przyodziany w nią zostanie manekin. Wszystko wskazuje na to, że człowiek jest nim tylko wtedy, gdy na instynkt zostanie nałożona restrykcja wyłaniająca obiekt, z którym zdolna do relacji seksualnej osoba jest gotowa to zrobić. Czy ta restrykcja, wszechobecna, dostrzegalna atoli dla tych tylko co widzą, jest związana organicznie z instynktem, jak postuluje to Freud, czy też ma charakter dialektyczny, jak postuluje to Lacan (wersja lacanowska psychoanalizy jest skrajnie psychologiczna, pozostawiajaca we wrodzoności tylko niezbędne minimum) pozostaje otwarta na debatę (sam w tym punkcie jestem lacanistą).
Restrykcja jest wszechobecna, czyli uniwersalna. Wspominałem o malarstwie sakralnym, w którym ojciec Jezuska jest daleki od bycia mężczyzną i nigdy nie jest przedstawiany jako ten, który reprezentuje znamiona choćby tego, że jest mężem Maryi – postać z heblem jest domniemanym Józefem, hebel określający postać odnosi go do Józefa nie na planie ikonograficznym, tylko na planie tekstu obecnego poza obrazem. Gdzieś napisane jest, że Józef był cieślą, więc hebel w rękach faceta na drugim planie musi przedstawiać właśnie jego, a nie sąsiada złotą rączkę. Zupełnie inaczej byłoby, gdyby postać Józefa i postać Maryi nosiła obrączkę; lecz tego nigdzie nie znajdziecie – seksualny wymiar ich relacji został ocenzurowany. Podawałem przykład Rolli Gervexa, gdzie restrykcję widzimy w twarzach kobiety i mężczyzny patrzących w przeciwnych kierunkach, gdy nagość kobiety wprost, bezwstydnie, zaprasza do skorzystania z niej. Veermerowskie portrety kobiet czynią je niedostępnymi dotykowi, nie pada na nie żadna zmaza, instynkt zostaje zatrzymany w połowie drogi ku jej kibici, pocałunek w połowie drogi do jej warg, zachłanność widzenia w połowie drogi do jej oczu. Dziewczyna z perłą zostaje ustanowiona jako obiekt do kontemplacji; to tam lokuje się całość rozkoszy, nie potrzeba niczego więcej, dziewczyna z perłą staje się perłą, której wartość jest tym większa, im rzadziej się jej dotyka, im rzadziej ma się ją w rękach. Jej cielesność jest na tyle daleko, że jest ona chroniona przed jakimkolwiek poniżeniem w miłości.
No dobrze, ale co to ma wspólnego z rodziną? Wiele, oj wiele. Gdy jest rodzina to mąż obejmuje kibić żony po kryjomu, jakby ukradkiem, pan pani i pani panu wykradają chwile dla siebie z harmonagramu zajęć i osobistych terminarzy. To dziecko wyślą na podwórze (niech zaczerpnie świeżego powietrza), podrostkowi dadzą na kino (niech napełnia go erudycja), maluszkowi śpiewają kołysanki i czytają bajeczki z nadzieją, że zaśnie zanim im samym będzie chciało się spać. Starają się jak mogą i wszystko na próżno – a to ledwie wyjdzie na podwórze, a już wraca, bo buty za ciasne, zanim kupi bilety zawróci, bo zapomniał słuchawek na drogę, ledwo zaśnie, to dźwięk klamki zamykającej drzwi wybudza bachora – „poczytaj mi jeszcze, mamo”. Ok, ale czy muszą to robić w domu? To niech spróbują gdzieś indziej. Już to widzimy – gdy wychodzą są nagabywani gdzie idą i po co idą, a czy muszą dzisiaj iść, a kiedy wrócą. Nie ma zlituj. A jakby tego za mało zostawiają dorośli ślady po swym instynkcie, dziwne, ale wszędzie w domu. Te ślady tak sympatycznie, tak wzruszająco pięknie, Warron w swej encyklopedii obdarzył mianem curpicula res, czyli „małe wstydliwe”. W szyfladce przy łożu tabletki antykoncepcyjne mamy, a w szafce po drugiej stronie paczka prezerwatyw, nie wspomniawszy o małym wibratorku w torebce mamy-damy, dla niepoznaki nazywanego aparatem do masażu twarzy, filmiku porno umieszczonego tak wysoko na szafie, że nie sposób przypuścić, by dzieciak tam zajrzał. Innych przykładów nie wymienię, sami macie ich pod dostatkiem ze swego życia. Jeśli seksualne jouissance jest konieczne, a tak jest, to te fusy i męty, świadectwa rozkoszy też są konieczne i na nic wysiłki pilnowania się by ich nie było. Od czego są czynności pomyłkowe, chwilowe zaćmienia umysłu i inne twory nieświadomości?
Obok tworzenia przyjaznego środowiska wychowaczego, tych kanapek do szkół, parzonych ziółek, czytanych bajek, pomocy przy odrabianiu lekcji, wypraw do piaskownicy, gonienia za rowerkiem o trzech kółkach, nagradzaniem za piątki i awanturowania się za dwóje, tych dwoje zwanych dorosłymi chce się ze sobą rozkoszować. Niestety nie są pawianami i nie ciupciają się na widoku, równocześnie karmiąc młode (chodźcie do ZOO i wnikliwie się przyglądajcie, doradzę) – gdy nacisk jest na instynkt tak to wygląda. U człowieka jest inaczej, tam mamy nacisk na obiekt, tylko jej kibić chcę obejmować, jej wargi całować, w jej oczy patrzeć. Inne oczy, wargi i kibicie są tu na nic – gotowy jestem tylko na jej oczy, wargi i kibić; łóżko czeka na wypełnienie nami po brzegi i nikim więcej. I to jest dla małych bytów zwanych dziećmi traumatyczne – łóżko wypełnione po brzegi nimi dwojgiem, mamą i tatą, tylko nimi. Na nic płacz – słyszysz „wyjdź stąd”, na nic przyciskanie poduszki do głowy – odgłosy tych dwojga robiących „to coś” nie chcą dać spokoju. Czy zastanawialiście się, dlaczego dzieci w tej sytuacji nie walą w ścianę i krzyczą „przestańcie” lub minimalne „chcę spać”? Odpowiedź tkwi w tym, dlaczego dziecko oglądające horror najpierw zaciska powieki, potem dyskretnie unosi, by przynajmniej trochę widzieć, ale nigdy nie wyłączy telewizora. To coś ponad wszystko przyciąga uwagę.
To fallus wychynął z niebytu.
Tak bardzo, jak człowiek pozostaje nieprzystosowany do rzeczywistości przez swoje pokawałkowanie, dysproporcje sfer, które zamiast się zmniejszać się zwiększają, wymuszając na rodzinie stałą gotowość do pomocy, tak indywidualne dążenie do rozkoszy dwojga starszych w rodzinie działałoby rozsadzająco na rodzinę. Lecz jest kompleks Edypa, który trzyma pękniętą rodzinę w jako tako używalnej formie. Dzięki starszym dziecko dowiaduje się o fallusie i dlatego to jemu, a nie rodzicom chce się bardziej podporządkować. To fallus jest funkcją normalizującą.
A neurotyzm? A neurotyzm jest pochodną istnienia rodziny.
KP
P.S. Mam nadzieję, że czekacie na dalej.
56 Comments, Comment or Ping
Dzieciaki cenzurują. Zauważyłam, że matki pierwsze ulegają tej cenzurze i odsyłają ojców albo do krainy oziębłości (seksu po bożemu, ukradkiem, tylko wtedy, gdy konieczne, przy zgaszonym świetle i wyłączeniu dzwięku), albo–nie zawsze świadomie–do kochanki (do diabła?)
Kwiecień 8th, 2013
Wydawałoby się, że pary homoseksualne mają w tym względzie przewagę nad hetero – są bardziej nastawione na osiąganie jouissance, każde indywiduum jest bardziej niezależne. Ale wynika to pewnie z tego, że pary te ciągle znajdowały się poza nawiasem tzw. normalnego społeczeństwa. Jeszcze kiedyś przeklną to, co uzyskały dzięki swojej walce o równość…
Kwiecień 8th, 2013
Po co gejom małżeństwa? Przecież to faceci.
Kwiecień 8th, 2013
Puki co nie mają nawet związków partnerskich, a co tu mówić o malżenstwach. Związki partnerskie regulują sprawy spadkowe, szpitalne itd, dosyć podstawowa rzecz.
Kwiecień 9th, 2013
A poza tym ten wpis jest tak ładny, że nie da się nic wtrącić odnośnie.
Kwiecień 9th, 2013
Nie sądzę, żeby chodziło o te sprawy spadkowe, szpitalne. Ale może ma rację Pola, że nie zawsze musi chodzić o tą rozkosz. Czy więc po to jest rodzina? Żeby ograniczyć rozkosz?
Kwiecień 9th, 2013
Gejom malzenstwo est po to zeby poczuc ze sa normalni a nie porypani. Poniewaz porypanie jest kategoria z dziedziny ocen danie im. takiego cukierka moze uczynic swiat lepszym choc patrzac na.moich kumpli gejow nie daje im szans nawet na taka trwalosc jaka maja heterycy. No ale moze chociaz ta mozliwosc sie liczy i pewnie kilka par sie jednak utrzyma. To sprawia, ze mozemy miec jakas iluzje wolnosci. Po co mamy sie wszyscy dolowac? Ale w dluzszym okresie mysle ze to bedzie fiasko. Jednak co nim nie jest? Niech sie zenia chlopaki na zdrowie. A generalnie zwiazki partnerske dla heterykow to szajba. Jak sie nie chce ozenic to sie nie ozenie. A jak sie chce ozenic to sie zenie. Po co to sciemniac, krecic, kombinowac..? Nie potrzebuja papierka i chca miec na to papier? To jak isc do kosciola po zaswiadczenie, ze sie tam nie nalezy. Jest taki fragment u Allena:
– postanowilem zakonczyc analize u pana i udac sie w podroz dookola swiata. Co pan mysli o moim pomysle?
– a co pan o.nim mysli?
Jedno czym sie moge pochwalic to ze nigdy nie sciemnialem dziewczynom. Ci co sie domagaja zwiazkow partnerskich hetero to kiciarze. I kiciary.
Kwiecień 9th, 2013
Ja nie wiem, ja bym chciała, żeby mieli łatwiej, cokolwiek to znaczy.
Trwałość to ściema. Chociaż znam taką parę kolegów, ktorzy trwają i jakieś to takie bardziej stabilne niż ja kiedykolwiek miałam.
Kwiecień 9th, 2013
Znam też jedno męskie Ménage ? trois, i też trwają :)
Kwiecień 10th, 2013
Trwałość, nierozerwalność–to właśnie (jak piszecie) chyba o to magiczne słowo tu biega. A jak trwałość, to i szacowność i ukłony w stronę poniewieranych co rusz kolesi homo, których nikt nie traktował poważnie jako np. komórki rodzinnej. Może i „trwałość” służy rodzinom, komórkom, etc. ale przecież to zmiany i wymiany służą miłości.
Kwiecień 10th, 2013
Dokładnie
Kwiecień 10th, 2013
Ja tam nie wiem co służy miłości. Pewnie jak ma się dzieci to się już inaczej o tym myśli bo te kolejne miłości to te dzieci mogą nie nadążać. Moi kumple homo ci co ich znam to nigdy nie wytrzymywali dłużej niż rok w niczym. Nawet jak który dłużej niż rok wyrobił to i tak zaraz odskoki były przez internet (od zalogowania do zamówienia taksówki w celu pojechania na nieznane bzykanko ponoć nie więcej niż 20 minut potrzeba), jakieś po klubach latanie (40 sekund od spojrzenia w oczy do wejścia do kabiny) i tam takie. Nie dziwię się, że oni chcą mieć te małżeństwa, ale one jednak są trwalsze przy hetero i nie chodzi o szacowność tylko o to, żeby też cokolwiek realnego się dało zbudować. Dzieci wychować, zapisać do szkoły, żeby mogły tę samą szkołę skończyć którą zaczęły, kupić mieszkanie, spłacić je, meble kupić.. To są takie pierdoły w sumie, ale żyć od imprezy do imprezy można tak naprawdę tylko na własny rachunek. W końcu po dziesięciu, piętnastu latach po tych zmianach i wymianach to się ma już jak kometa taki warkocz dzieci za sobą które już nie bardzo kojarzą do kogo mają się zwracać w jakiej sprawie i komu ze stopni w szkole rozliczać.
Zwierzęta mają ruję raz, dwa razy do roku a przez resztę czasu mają spokój. Za to potomstwo parę tygodni albo parę miesięcy wychowują i później ono już samo lata. Ludzie mają ruję non stop a dzieci wychowuje się prawie dwadzieścia lat. I zwierzę ma futro a my potrzebujemy co najmniej dwu kompletów ciuchów i trzeba mieć gdze je trzymać bo ciężko przy sobie zimowe w lecie nosić a jak się gdzieś zakopie to to zgnije albo jeszcze kto ukradnie.. Dom jest potrzebny żeby było gdzie ubranie powiesić na gwoździu. Dlatego wymyśliliśmy te całe „rodziny”. A jak są ciągłe zmiany to komu by się chciało te cegły nosić jak nie wiadomo między czyje nogi mnie „pragnienie” zaprowadzi jutro? I tak to wszystko później takie porozgrzebywane zostaje i taki lata jeden z drugim. Tu koksu sobie pociągnie z deski klozetowej, tam zrobi loda, ówdzie do Tajlandii pojedzie na katamarany i do czterdziestki nawet jest nieźle. Dalej się już powoli robi rozpaczliwie a po sześćdziesiątce dramatycznie. Miałem takiego jednego kumpla literata po sześćdziesiątce w bandanie, co podążał drogą swego pragnienia wożąc po Polsce nastolatki w miejsca tajemnicze, co to je wyrywał te panny na spotkaniach autorskich. Nawet było spoko, ale z czasem wyszło na jaw, że one mu już nawet nie dają. On się dobiera, a one chłoną magiczność, rękę zrzucają mimochodem i wypierają i dalej tylko tę magiczność a o fiucie nie rozmawiamy. Paranoja. Mówię mu weź się chłopie przerzuć na biegówki zimą, żoną zajmij, pogoń te kretynki precz na co ci to komu ty chcesz zaimponować.. Bo on żonę miał. Faceci nie chcą ślubu bo to ograniczenie, ale czas każdego nauczy. Lacan to tylko te telegramy od kochanek go obchodziły, jak o tym donosi Schneiderman. A Schneidermana co obchodzi? Ja nie wiem. Ponoć w pornosach nie ma doświadczenia. Tak pisze. A w takim Watykanie mają. Jak donoszą technikalia Gazety Wyborczej ściągają tam same najlepsze. Czyli mężczyzna z wiekiem robi się doświadczony. Związki partnerskie, śluby gejów, celibaty.. Wszystko to ściema.
Kwiecień 10th, 2013
To wszystko zależy. Są osoby, którym jest dobrze i spokojnie razem i tak trwają i znam takich gejów tutaj u siebie w Melbourne, może to jest też inaczej, bo oni wychodzili z szaf kilkadziesiąt lat temu. Nie znaczy, że nie ma ostracyzmu w społeczeństwie, chociaż związki partnerskie i prawa przeciw dyskryminacji od dawna są rozbudowane, a 70% społeczeństwa jest generalnie za.
Jeśli chodzi o szaleństwa i takie tam, to dziewczyny potrafią dotrzymywać kroku, wiem, bo byłam taką dziewczyną. To co kiedyś było fajne, niekoniecznie jest takie teraz.
Jak ze sobą żyć, chodzić do łóżka kiedy po latach całe to poruszenie już dawno minęło. Czemu nie nakręcać się jakoś inaczej, czemu nie osobno, człowiek zaczyna szukać, zadawać pytania o granice. Obawiam się, że z wiekiem wcale nie jest jakoś łatwiej, bo już nie ma iluzji. Czasami zazdroszczę tym wszystkim odmiencom, czasami zazdroszczę wszystkim staruszkom, gotowym na wszystko.
Seksualność to jest indywidualna i delikatna sprawa i wcale mi się nie podoba, że ludzie mają tyle do powiedzenia o seksualności cudzej. Chcesz gadać o seksie, mów o sobie.
Kwiecień 10th, 2013
Wcale nie wykluczone, że ten literat miał lepiej niż ja i Ty, drogi Spokojny. Może miał i żonę i romanse i może nawet szczerość. A my porządni ludzie co – tylko te pornosy i parady internetowe :)
Kwiecień 10th, 2013
Czyli morał jest taki: małżeństwo jest po to, aby być razem, nawet gdy się już siebie nie pragnie. Bo latanie za dziewczynami jest jeszcze gorsze.
A najlepiej być biskupem:)
Kwiecień 10th, 2013
Nakgorsze Joshe jest to, ze nawet ten literat nie byl szczesliwszy. Gdybym wierzyl, ze byl to bylby jakis kierunek. Ale nie byl. Jacek dokladnie tak. Z ta roznica, ze biskup tez ma przerypane. A Joshe – czemu mialbym nie mowic o cudzej seksualnosci tylko o wlasnej skoro watek byl o cudzej? O sobie moge ci opowiedziec kiedys moze jak sie spotkamy.
Kwiecień 10th, 2013
Czyli Spokojny–„nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło”… Więc może zamiast rzucać się na szyję żonie, kochance, kochankowi homo, hetero, etcetero, najpierw zaczniemy od siebie, od głębszego bycia ze sobą?
Kwiecień 11th, 2013
Ja jeszcze mam coś odnośnie Edypa i internetowego porno. Ta strona z tzw opowiadaniami, lista najczęściej czytanych – top ten – 5 na 10 to historia Edypa i pozycja nr 1 także (8 milionów wyświetleń!), reszta to kazirodztwo, może jeden sąsiad i tyle.
http://www.literotica.com/top/most-read-erotic-stories/
I co to mówi o ludzkości.
Kwiecień 11th, 2013
Małżeństwa i dzieci im dać – to się za pięć lat będą rozwodzić i po sądach ciągać jak cała reszta świata.
Przecież ta sytuacja aktualna jest dla wszystkich idealna – tzw. „opinia publiczna” może mieć poczucie wyższości moralnej itp. poprzez lokowanie swych brudków w homosiach. Natomiast homosie mogą się elegancko rozgrzeszać z tego taplania w błocie, bo przecież „chcieliśmy po Bożemu ale nam nie dają”. To że się domagają, wcale nie znaczy że chcą to dostać. Jak było na początku i na wieki wieków amen.
Kwiecień 11th, 2013
Z małżeństwami to jest w ogóle zabawna rzecz. Kto ich udziela właściwie? Od 480 lat w Polsce kościół katolicki postanowił, że ma do tego prawo i że to jest sakramentem. Wcześniej tak nie było i małżeństwa zawierano na prawie zwyczajowym, bo państwo też nie było tym trzecim, czy jak tu chcą „wielkim innym”. Był nim zwyczaj. Czyli jakby ogół ludności. Później kościół ustalił, że to on jest tym ogółem. Do kogo geje zwracają się kiedy chcą ślubu? Do zwyczaju, do państwa, do kościoła? Do kogo zwracają się heterycy chcący by im związek do którego nie trzeba im było papierków partnerski zalegalizować by im papierek na brak papierka wydali? W sensie czy to jest ta sama instancja? Bo może na przykład można by się tak dogadać, że ślubu gejom udzielaliby ci, którzy są hetero i żyją w związkach partnerskich a związku partnerskiego heterykom udzielaliby geje? Niepokoi mnie myśl, że to jednak nie przejdzie i że udzielić ma heteryczny mąż, albo celibatowy kapłan wierzący w Boga w Trójcy Jedynego, w Panajezusa a także w Papieża Polaka Naszego i bez tego ani rusz. Ja bym na przykład chciał, żeby mi ślubu udzielał Wokulski. Często z nim rozmawiam. Jadę sobie samochodem i mówię „zobacz jak tu wszystkiego nabudowali”. A on się tylko dziwuje.
Kwiecień 11th, 2013
Mnie drzewo mogłoby ślub dać. Takie stojące samotnie na polu albo na polanie. Bo jak ksiądz daje to nakłada na mnie zakaz, któremu sam nie jest w stanie sprostać. Drzewo sprosta.
Kwiecień 11th, 2013
Małżonkowie sobie ślubują, a kapłan (tej, czy innej wiary), drzewo, urzędnik stanu cywilnego to tylko i aż świadkowie tego ślubu. Nie oni dają ślub, oni są powoływani przez małżonków na świadków. Ci świadkowie to takie „dotknięcie ziemi”, że my wam mówimy jako społeczności ludzkiej, że chcemy iść przez życie razem, my wam o tym mówimy pełni wiary, nadziei i miłości i tak nam dopomóż Bóg, społeczeństwo, drzewo, etc, byśmy wytrwali. Wokulski nie zdecydował się na ślub z Belą, bo zdał sobie jasno sprawę, że byłby to tylko jej ślub w imię salonu (można mieć męza, kochanka i przywileje z tego płynące), a on chciał ślubu przed –nazwijmy to w skrócie–poezją romantyczną. To się z Izabelą udać nie mogło. Ślub jest rzeczą bardzo poważną, sami sobie go dajemy, a Świadkowie tylko patrzą, czy nasze ślubowanie nie jest przelotną zachciewajką lub szablonem społecznym.
Kwiecień 11th, 2013
No może nie mówmy ‚homosie’, bo to już trochę pogardliwie zaczyna pobrzmiewać…
Tu się zgadzam z Renatą, że to nie ksiądz nakłada zakaz. Ludzie sami na siebie nakładają, za pośrednictwem księdza. Zresztą są przecież śluby cywilne, i kogo wtedy obchodzi czy urzędnik potrafi temu sprostać czy nie.
Małżeństwo to po prostu taka instancja, do której można się odwołać, która jest niezależna od pragnień, które są zmienne. Możemy wtedy mówić: „Przecież jesteśmy małżeństwem”. Najwidoczniej jest to potrzebne, choćby jako możliwość, bo bez tego jest tylko piekło ciągłego uganiania się. Trwałość chyba nie ma tu nic do rzeczy.
Z drzewem jest właśnie taki problem, że nikt go nie uzna za taką instancję:) Tak samo mozna by powiedzieć homoseksualistom: wymyślcie sobie własne małżeństwa. Ale wychodzi na to, że to za mało, to musi być co jest uznawane przez wszystkich.
Kwiecień 11th, 2013
A propos pogardliwego pobrzmiewania to ktoś ostatnio obraził goryle:
http://aktualnosci.web-portals.pl/945117/szalet_jak_u_monty_pythona_zarzucaj_mi_e_obrazi_em_goryle_
Kwiecień 11th, 2013
No jednak obraził ludzi, a nie goryle. Goryli nikt o zdanie nie spytał.
Kwiecień 11th, 2013
No właśnie, Ty też nie spytałeś homoseksualistów czy są obrażeni. W ten sposób nie będę mógł użyć żadnego słowa, które w uszach choćby jednej osoby na świecie będzie brzmiało pogardliwie. To jest terroryzm gorszy od komuny. I dobry przykład na tezę Lacana, że jeśli Boga nie ma, to wszystko jest zakazane.
Kwiecień 11th, 2013
Piszecie o stałości (drzewa), o spokoju małżeństwa, kiedy człowiek przestaje się uganiać, ale to wszystko ułuda.
Jak przestaniesz się uganiać Jacku, choćby tylko za własną żoną to prosta recepta na porażkę.
Ja o religii mało wiem, ale nie uważam, że człowiek ksiądz jest gorszy dlatego, że nie dotrzymuje, myślę, że to robi go lepszym. Ci wszyscy świeci, Augustyn, matka Teresa, przecież oni nic innego nie robili tylko błądzili, wątpli i nie wierzyli.
Tęsknić sobie za stałością i spokojem pewnie można, nie zmienia faktu, że życie biegnie gdzie indziej.
Kwiecień 11th, 2013
Wokulski, mężczyźni i to marzenie o tej kobiecie, tej syrenie (modliszce?), tej Jedynej, która być mogła a nie była.
A podobno to kobiety mają skłonność do ciągłego narzekania i użalania się nad sobą. Oj nie wiem.
Kwiecień 12th, 2013
Tez prawda. Mysle jednak, ze wieczne uganianie sie to jakis kolejny mit. Nie wydaje mi sie realny taki projekt.
Kwiecień 12th, 2013
Mit nie mit, może mit. Może tylko ja tak mam. Czy ja mam to rozwijać :)
Kwiecień 12th, 2013
Nie można po prostu zrezygnować z bycia mężczyzną, kobietą i zbytnio zadomowić się w roli małżonka, ojca, matki – cokolwiek to znaczy. Każdy chce chodzić do łóżka z fajnym facetem i fajną laską i małżeństwo obawiam się tego nie zmienia. Fajni faceci pragną i uganiają się za fajnymi laskami, o których inni marzą, a fajne laski pragną i nie szczędzą wdzięków fajnym facetom, ktorzy zrobią wiele by dobrać się do ich skąpych majtek.
Kwiecień 12th, 2013
Zawsze też można zgasić światło i myśleć sobie o czym tam się chce i po prostu spokojnie zrobić sobie na wzajem dobrze. To też jest jakaś opcja, być może bardziej „realna” – taki sojusz przeciwko temu uwierającemu w kroczu;)
Kwiecień 12th, 2013
Ja rozumiem. I jesli juz koniecznie musze cos o sobie to moze „nie mysl, ze nie wiem o czym mowa”. Na brak tematow do opowiadania sie nie uskarzam. Zastanawiam sie jednak nad tym, ze oprocz pragnienia, motyli w brzuchach, tego co nas kreci itd. jest jeszcze cala gigantyczna rzeczywistosc. Wychowywania dzieci, samotnosci tego wiecznie poszukujacego nowych doznan itd. I jestesmy chyba w takim wiecznym nierozwiazywalnym konflikcie gdzie mozna albo byc dzikim albo sie udomowic i jedno i drugie ma w sumie tyle samo wad co zalet. Osiadlego mozna tak samo wysmiewac za pornosy jak nomadowi zarzucac instrumentalne traktowanie kolejnych „obiektow pragnienia” albo calkowita nieskutecznosc w roli rodzica. Freud mowil o impulsach ale za nimi nie podazal. Lacan podazal. Pytanie kim bylby bez Freuda.
Kwiecień 12th, 2013
Daleko mi do wyśmiewania kogokolwiek za cokolwiek, a już na pewno nie za pornosy. Wyśmiewać to mogę siebie i nawet sprawia mi to pewnego rodzaju satysfakcję.
A z tym instrumentalnym traktowaniem, to wcale takie jasne nie jest. Czy bardziej instrumentalnie traktuje ludzi ten, kto chodzi z pornosami do łóżka, czy ten co z kochankami i żonami.
Rola rodzica, rola rodzica – też to nie jest takie oczywiste. Wydaje mi się, że jakieś takie kompensacyjne historie są najgorsze, zarówno ze strony ojca jak i matki, a ludzie ktorzy idą z życiem na kompromisy mają więcej do kompensowania.
Kwiecień 12th, 2013
Nie chodzi o instrumentalne traktowanie aktorek nie jestem jakkms kstolickkm psycholem co sie „czlowieczenstwem” przejmuje bo mu starotestamentowe fobie tylko kolejnych budzacych pragnienie w realnym zyciu. Pragnienie nie idzie rownolegle. Zeby zaspokoic swoje musisz rozbudzic czyjes. A dalej co? Wejscie w swiat kultury nie odbywa sie wtedy kiedy sie odkrywa, ze nie mozna posuwac mamusi bo ona nalezy do tatusia.Odbywa sie wtedy kiedy sie odkrywa, ze z jakiegos powodu tatus posuwa mamusie, ale nie posuwa cioci choc jest na oko ladniejsza. Co to za powod moze byc? To jest moment kiedy pitekantrop uczy sie obslugi dzwigni z jabluszkiem. Co „oni” robia za sciana to jedna rzecz. Ale co oni robia ze soba w pozostalym czasie? To jest prawdziwie freudowskie pytanie.
Kwiecień 12th, 2013
Telefon zezarl srodkowa czesc pierwszego zdania. Musi tak zostac ku przestrodze. Poprawki nie bedzie.
Kwiecień 12th, 2013
W „pozostałym czasie” patrzą sobie w przelocie w oczy, ona gotuje jemu obiad z jego ulubioną zupą, martwią się kłopotami córeczki nieodrodnej oraz syneczka wyrodnego,chodzą na spacery i imieniny do rodziny, wymieniają się książkami, kłócą się i godzą, śmieją się z podobnych dowcipów, kupują drzewo na opał, martwią się, że im braknie kasy, chodzą do kina, patrzą sobie w przelocie w oczy, piją piwo, którego wspólnie nawarzyli, patrzą sobie w oczy …
Kwiecień 12th, 2013
I ani przez moment nie ma w tym wyrzeczenia?
Kwiecień 12th, 2013
Spokojny a co Ty się tlumaczysz jakiejś babie z internetu. Ja tylko elaboruję własne gówno i to jest oczywiste.
Renata masz rację – jak zwykle.
Kwiecień 13th, 2013
Wyrzeczenie? Np. ze on wolałby blondynkę ej nocy, bardziej falistą z ochrypłym głosem, a ona by on zagrała na gitarze? E no, serio pytam.
Joshe, nie wiem czy to można nazwać racją, bo może na przykład nie wiem, co mówię? Albo marzę?
Kwiecień 13th, 2013
Joshe nie czuje zebym sie gdzies tlumaczyl. Ale jest takie cos jakbyscie faktycznie nie lapaly o co chodzi a co dla mnie jest jakas totalna oczywistoscia i tak sie zaczynam zastanawiac czemu moze tak byc. Renata mniej wiecej tak jak podalas w tym przykladzie. To oczywiscie uproszczone bardzo ale tak. Czasem ktos moze miec chec miec w lozku kogos innego i nie podaza w tym momencie za pragnieniem. I jest to nieuniknione. A wyobrazenie o tym ze mozna byc w takiej parze gdzie sie to nie pojawi jest mitologiczne. Czyli czysto tylko za pragnieniem podazac sie nie da. A stalosc ludzie wymyslili zeby przetrwac i bez niej by tu nic nie bylo. Ot taki banal. Tak czasem jest sie z zona choc sie jej nie zawsze pragnie. I mowiac szczerze nie widze mozlkwosci zeby te czesc zycia dalo sie jakos globalnie ulepszyc.
Kwiecień 13th, 2013
Spokojny a jak piszesz „nie łapały” w liczbie mnogiej, to kogo masz na myśli, mnie i Renatę, czy żony, kobiety, czy w ogóle wszystkich niekumatych?
Kwiecień 13th, 2013
A żeby przetrwać to ewolucjonistom wychodzi monogamia sekwencyjna. Ot taki banał.
Kwiecień 13th, 2013
Tudzież sukcesywna/sesyjna/progresywna, jak kto woli.
Kwiecień 13th, 2013
Seryjna miało być, ale automatyczna korekta robi swoje, więc nie przejęzyczenie.
Kwiecień 13th, 2013
Joshe o ciebie i Renate. Pozostale panie to roznie. Niektore wiedza od razu o czym mowa, inne sie irytuja, jeszcze inne sie zastanawiaja jak to w zyciu. Generalnie mysle sobie, ze temat moze byc drazliwy. Jak sie slyszy, ze facet ma rozne checi w strone innych pan i powstrzymuje sie od ich realizacji nie z powodu jakichs super wlasciwosci stalej partnerki tylko z tego powodu, ze zrozumial, ze za kazdym pragnieniem jakie sie pojawi podazac sie nie da i nie da.sie zyc tylko wedle.tej jednej zasady no to takie cos moze byc dla kobiety rozczarowujace i tam tego. No ale co ja poradze? Tak to widze. Z tym posuwaniem cioci to nieprzypadkowo napisalem. Mowil mi kiedys czlowiek jeden, ze jego ojciec.podczas jednej z pijackich burd rozebral sie do naga i podazal sladem swojego pragnienia w slad za uciekajaca ciocia. Ktora kluczyla miedzy meblami zwodzac poscig. On mowi do mnie ze jak na to patrzyl to mial wrazenie, ze za chwile stanie sie cos takiego, ze ze swiata nic sie nie ostanie. I kiedy dzis jest trudna sytuacja.to on ma czasem podobne wrazenie i wtedy moze zrobic wszystko. Na przyklad powyrywac wszystkie szafki ze scian.. Cokolwiek.
Kwiecień 13th, 2013
Jasne, tylko po co nam w takim razie psychoanaliza.
Jest taka metafora, że można mieć piękne konie i trzymać je w stajni, lub puszczać wolno (jak ten wójek), ale można też uczyć się na nich jeździć.
I dla jednych będzie to tylko kwestia estetyki, dla innych preferencji, dla jeszcze innych kwestia wyboru.
Kwiecień 13th, 2013
Nie jestem pewien po co jest psychoanaliza. Ludzie sa nauczeni wierzyc ze mogw miec wszystko a jesli nie czuja nasycenia ani radochy to problem jest w nich. I pewnie dk pewnego stopnia jest to prawda. Ale ostatecznie i tak dochodzi sie do takiego punktu, ze zycie stawia ograniczenie. Soler dzis mowi tak: jesli wyrzucili cie z.pracy i masz dola z tego powodu to przychodzenie na analize nie ma sensu. Chyba, ze uwazasz, ze zrobiles wszystko by cie wyrzucono. Jasna sprawa. Ale jest i druvie dno. Ostatecznie wszyscy podlegamy stracie, niepewnosci i jakiemus „wyrzuceniu”. Ludzie z.tym sobie radza tam lub siak a ostatecznie i tak nie wiesz co cie jutro spotka. Mnie moja analiza pomogla.bardzo. i tak jak Soler mowila cieszylem sie z jej konca. Ale nie jest to kosmiczny orgazm. Raczej takie cos, ze wiesz ze nie da sie miec wszystkiego.
Kwiecień 13th, 2013
Życie stawia ograniczenia. Myślę, że ograniczeniem przez duże O, może być np starość, przewlekła choroba, niepełnosprawność albo ciężko znoszona ciąża.
Czytałam ostatnio pewna słynna postać pisała, że nowotwór uratował jej życie, wszystko co dawno wyblakło znów nabrało kolorów itd. Czytałam też, że kobiety są bliżej życia, bo właśnie muszą się bardziej zmagać ze swoją fizycznością, bo np ciąża.
Gdy ja byłam w ciąży myślałam – tak pewnie wygląda starość. To było ograniczenie, ale sobie poszło. Nie wiem. Ja się jakoś tak nie czuję ograniczona, może dlatego, że w analizie nie spędziłem jeszcze ani godziny :)
Kwiecień 14th, 2013
Przed analiza czulem sie o wiele bardziej ograniczony. Rzecz w tym, ze wtedy te ograniczenia rozumialem raczej jako efekty wrogosci roznych palantow. Ciezko sie o takich rzeczach rozmawia jak sie nie porusza konkretow a tego nie chce, wiec w sumie jak dla mnie to sie watek w tym miejscu urywa.
Kwiecień 14th, 2013
Nie ma sprawy, miło mi się rozmawiało :)
Kwiecień 14th, 2013
Spokojny – ja rozumiem o czym piszesz:) więc może to jakiś męski problem?
Kwiecień 14th, 2013
A Joshe masz rację z tym spokojem, niestety. Zapadł mi w pamięć taki fragment gdzieś z Zizka o Kieślowskim – że kiedy w końcu przestał robić filmy, żeby mieć spokój (którego wizja jest jakos w jego filmach, w trzech kolorach, jako wyłączenie się z relacji z ludźmi) to zmarł na zawał. Na przykład bohaterka niebieskiego ma spokój. Nikogo nie kocha.
Kwiecień 14th, 2013
Jacku, ja nie wiem czy ona nie kocha. Ja ten film widziałam parę razy, a zwykle nie oglądam filmów po raz kolejny i myślałam, że ona właśnie kocha. Tylko, że to było tak z 15 lat temu jak ostatni raz Niebieski widziałam, może coś innego zobaczyłabym dziś.
Kwiecień 14th, 2013
Ciekawe, czemu takie rozmowy chcą być prowadzone akurat na blogu KP?… a nie face to face?
Kwiecień 14th, 2013
Bo robienie sobie dobrze w grupie z pięknym „gaze” w tle, ma zawsze pewną przewagę nad robieniem sobie dobrze we dwójkę?
Kwiecień 15th, 2013
Reply to “Rodzina, ach rodzina (3) – „fallus, fallus, pokaż rogi,…””