Na początek tego międzyczasu wezmę retoryczne pytania komentatorów. Bóg, mężczyzna, człowiek, a w sumie poza-płeć. Jeśli jest tylko takie Jedno, z którym scalenie się jest przeznaczeniem człowieka, to jest to możliwe tylko pod warunkiem anulowania różnicy między płciami – anulowania jej znaczenia, a nie jej znaku. Idea zmartwychwstania w ciałach nie dotyczy zniesienia znamion płciowości (człowiek nie zna cielesności poza znamionami płci); zniesione (związku z heglowskim aufhebung nie będę rozwijał) zostaje jej znaczenie. Dokładnie tak, jak dzieje się to w przypadku biseksualizmu – znamionom płci nie odpowiada przyporządkowanie jedno-jednoznaczne efektom orientacji seksualnej. To dlatego homoseksualizm, transeksualizm, transgenderyzm stał się sprawą polityczną. Swoje istnienie opiera się na znamionach płci, a nie na ich uporządkowaniu w sieci dyskursu. Polityczność tych zjawisk z tego się wywodzi – zakwestionowany, rozbity związek między znaczącym płci, a orientacją płciową, skutkuje donośnym domaganiem się włączenia w obowiązujący dyskurs kwestii znamion płci, pojmowanych jako czysty znaczący: „jestem mężczyzną/kobietą i już”; masz to uznać i nie zadawać głupich pytań (w tym interwencji:”przyjmuję do wiadomości pana/pani stwierdzenie, ale to mnie nie przekonuje”).
Lecz to tylko mimochód. Dziś skupię się na kwestii fantazmatu, jak się okazuje kluczowej dla recepcji psychoanalizy przez współczesność. Wezmę pod uwagę dwa filmy i opinie profesora Mikołejka, filozofa. W pewnym filmie francuskim (nie pomnę jego tytułu, bo oglądałem go bez uprzedniego planu) jest scena, w której zakochany po uszy mężczyzna dowiaduje się od swego przyjaciela, że spotkanie bohatera z jego ukochaną zostało przez niego co do szczegółów zaaranżowane. Ów przyjaciel skorzystał z wiedzy o śnie bohatera, by „ubrać” na randkę w ciemno przyjaciółkę swej sympatii. Problem w tym, że zakochany bohater spotyka się potem z ukochaną i zrywa z nią, ponieważ „to nie było przypadkowe spotkanie, a miłość zaaranżowana nie jest tym, co go interesuje”. Nie pytajcie dlaczego on to robi; odpowiedzi udzielą wam „specjaliści” od psychologii, nazywani osobami niekompetentnymi przez władze PTP, które z kolei udzielają tylko kompetentnych odpowiedzi i całkiem jawnie domagają się zapraszania do mediów tylko uznanych specjalistów (moja opinia? Żenada!). My spytamy, po co on to robi. Pytanie w takiej formie odcina kompetentnych psychologów od prestiżu budowanego na wiedzy, a akademików od chowania się za parawanem wiedzy naukowej. O co chodzi bohaterowi? Co jest ważniejsze od zakochania, ba, miłości nawet? To proste – zachowanie fantazmatu. Czym on jest? Na poziomie codziennego zachowania społecznego objawia się sztywnością przekonań, a raczej wiar, czasem, zwłaszcza przez pozytywistów zwanych uprzedzieniami lub magicznym myśleniem, co do tego, czego pragnie dany podmiot, co uważa za swą satysfakcję lub osobiste szczęście. W psychoterapii stanowi główne źródło obron, a w połączeniu z fantazmatami terapeutów przyczynia się do zaistnienia sytuacji, w której ślepy prowadzi paralityka (to w łagodnej wersji), lub do eskalowania przemocy, często zwanej dobrą wolą, w postaci: „mój fantazmat lepszy od twojego”. Scena z filmu doskonale pokazuje na czym opierają się relacje neurotyka z rzeczywistością – na narzucaniu fantazmatu rzeczywistości, na upartym dążeniu do podporządkowania rzeczywistości satysfakcji zaklętej w fantazmacie. To fantazmat odpowiada za generowanie przymusu powtarzania (ile razy bohater zerwie relację z ukochaną, gdy zorientuje się, że spotkanie nie było przypadkowe?).
W filmie „Spread” (znanym u nas jako „Amerykańskie ciacho”, czemu amerykańskie?) połowa filmu to ekspozycja fantazmatu bohatera (chodzi o „każdą kobietę można mieć i jeszcze coś z tego mieć”). Bohater ochoczo i bezbłędnie czyni sobie rzeczywistość poddaną. Do chwili, i tego dotyczy druga połowa filmu, gdy spotka dziewczynę mającą swój wariant tego samego fantazmatu. Spotyka sobowtóra w postaci kobiecej i orientuje się, że jest zbyt cienki dla niej. Skutkiem tego fantazmat się pruje, bohater doświadcza kryzysu jouissance i…miłość jest remedium. Okazuje się, że lekiem na kryzys jouissance jest miłość, czyli pytanie o Nią zadane sobie przez bohatera.
To jednak tylko filmy i pisanie o nich, bądź co bądź materii fantazmatycznej, zdaje się być czynnością pomocniczą, wręcz nauką pomocniczą filmologii i teatrologii. Dlatego nie ma dziś uznanego krytyka, który by nie przyznawał się do znajomości Lacana. Dlatego dziś wszyscy traktują film Lacanem, a teatr jeśli nie Lacanem to Hellingerem.
Lecz za psychoanalizę biorą się też filozofowie, nawet profesorowie. Przyznał się do tego Zbigniew Mikołejko w swej rozmowie z Dorotą Kowalską na temat feminizmu w Polsce (GW 2-3.III.br). Naruszył on, chcąc nie chcąc, dobre imię pani Agaty Mróz, która wiedząc, że jest śmiertelnie chora zdecydowała się urodzić dziecko. To łatwe, osoba nieżyjąca nie może bronić swego dobrego imienia. Nie to jest też przedmiotem mojej kąśliwości. Niestety, znawca psychoanalizy (i uczący o niej) powinien nie tylko wiedzieć, lecz przede wszystkim rozumieć istotę zagadnienia. Tymczasem pisze: „I niby podjęła decyzję samodzielnie,.., ale w moim odczuciu żyła pod batem dyskursu ideologicznego; nie wyobrażała sobie bowiem – nie potrafiła sobie wyobrazić – innej możliwości.”. Zdradził się pan profesor ze swego fantazmatu, na który składa się poniżanie kobiety, przebranego za pobłażliwość. „Owszem, zachowała się heroicznie, ale są rodzaje niemądrego heroizmu.” Fajnie, czyż nie tak? „Takie to czasy córeczko, tata idzie na wojnę z sowiecką swołoczą, tata musi, córeczko.” Czyżby w przypadku mężczyzn był to mądry heroizm? Snuje swe myśli autorytet dla młodych następująco: „Wyrządziła krzywdę nie tylko sobie, zabierając swoje młode życie w nicość, zadała ranę również dziecku, które będzie chowane bez matki. To straszne kalectwo.” Wieje odwagą nie zadawania sobie pytań. Czy tata idący na wojnę by zginąć, nie krzywdzi swym przeniesieniem się w nicość dziecka, jak i siebie? Czy to co robi tata jest heroizmem, a co robi mama jest głupotą? W obu przypadkach jest się pod batem dyskursu ideologicznego, panie profesorze. Lecz widocznie mężczyźni zajmują się mądrymi heroizmami, a kobiety rodzeniem dzieci i dawaniem im życia, co jest niemądrym heroizmem. Chyba dlatego niemądrym heroizmem, że dla pani Agaty Mróz, wspaniałej siatkarki, rozpoznanie białaczki nie było wyrokiem śmierci, w przeciwieństwie do profesora, który „wie”, że musiała umrzeć. Pan Mikołejko ma się za niedowiarka. Jest wprost przeciwnie, pan profesor wie co należy zrobić gdy młoda kobieta się dowiaduje, że chora jest na białaczkę; dla niego nie ma wątpliwości, że na pytanie: „urodzić czy nie urodzić dziecko” jest tylko jedna słuszna odpowiedź.
Ja jestem zawodowym niedowiarkiem, to znaczy kimś, kto nie dowierza wiedzy pana profesora; kimś kto wie, że można zdecydować tak i można zdecydować siak; i każdy wybór jest godny, albowiem jest samodzielny, i to nie na niby. Wszystko dlatego, że nie ma odpowiedzi na pytanie: „umrę czy nie umrę chorując na białaczkę?”. A propos, z punktu widzenia śmierci, w ogóle nie powinno rodzić się dzieci, ponieważ każda śmierć kogokolwiek szkodzi też jakimś ich bliskim. W liczeniu na cud jest tyle samo godności co w jakiejkowiek innej decyzji podmiotu.
I na koniec – formowanie się fantazmatu jest jedyną samodzielną decyzją podmiotu, na dodatek pochodzącą od dziecka. Jest to odpowiedź umożliwiająca trwanie w życiu, na dodatek z pewną dozą satysfakcji. I to bez pomocy mądrości pana profesora i umiejętności psychoanalityka. Jest tak dlatego, że ta odpowiedź jest dokonana bez udziału jakiegokolwiek Innego. Problemy rodzą się gdy fantazmat przestaje działać; to wtedy przychodzi się na analizę, idzie do spowiedzi, czyta filozofów, mędrców, mnichów.
Jestem za wyborem pani Agaty
KP
P.S.
Niestety nie znam tytułu filmu francuskiego, ani też nie pamiętam, na którek stacji TV go oglądałem. Temat fantazmatu będę kontynuował; tym bardziej, że coraz bardziej rozczarowywuję się do tekstów i poglądów pani Bielik-Robson. Odniosę się do jej ostatniego felietonu, skoro uważa siebie w jakimś stopniu również za znawczynię myśli Lacana.
Zważcie też na pewien szczególny zbieg okoliczności, który nie jest zbiegiem okoliczności. Losy Ashtona Kutchera, aktora grającego główną role w „Amerykańskim ciachu”, splotły się w życiu, gdy skrzyżowały się drogi jego z Demi Moore, panią starszą o circa tyle lat, co filmowa kochanka grana przez Anne Heche. To dowód, że fantazmat nie jest tylko bajką. On prowadzi ludzi przez życie, nawet jeśli są parą.
22 Comments, Comment or Ping
Nie jestem pewien czy grupa tych co nie poparliby wyboru pani Mroz to jest ta sama grupa ktora poparlaby wymarsz tatusia na wojne. Rze z chyba wlasnie w tym ze to jest grupa ktora ani pojscia na wojne ani urodzenia dziecks przez umierajaca by nie poparla. To rzecz jasna tez ideologia ale dosc konkretna. Unikaj cierpienia konkretnego i osobistegk jesli ma ono byc ofiara na rzecz zbiorowych iluzji – chocby panstwa albo „poslannictwa kobiety na ziemi TEJ ziemi..”. Czy to lepsza fantazja to juz inna sprawa ale przyklad z idacym na wojne slaby. Co do transow mysle ze przywitac sie takto wielkie ryzyko. Jesli transizm to po prostu terroryzm to jasna sprawa. Ale jesli to jednak mozg? Pan sie tam wital jakby Pan wiedzial na pewno. Ja bhm tak nie zaryzykowal.
Marzec 8th, 2013
Skojarzyło mi się, ze ktoś kiedyś odwołał się do innego tekstu w.w. profesora, jako do profesora, „którego-imienia-nie-chcę-wymawiać”.
Skojarzyło mi się też – ?To look life in the face, always, to look life in the face, and to know it for what it is…at last, to love it for what it is, and then to put it away.?
Marzec 8th, 2013
Ach, te fantazmaty… Człowiek myśli, że dotyka rzeczywistości… a potem okazuje się, że dotykał tylko własnej twarzy.
Marzec 9th, 2013
Młodzież mówi „miałem zajawkę”, „zajawiłem się”. Oczywiście pewno trudno jest uchwycić naturę zajawki i co ona może mieć wspólnego z fantazmatem, ale ja osobiście jestem ciekawa :)
Marzec 9th, 2013
Prof. Mikołejko „autorytet dla młodych” – jak go Pan określił-( tu też wyczuwam jakąś satysfakcję:), udzielił 15 wywiadów Dorocie Kowalskiej, z których powstała książka pt. „Jak błądzić skutecznie’ fragmenty można przeczytać w internecie pt. Prof. Mikołejko ‚ Byłem katowany przaz matkę’. Być może, ma pan rację co do fantazmatu „profesorskiego’, jako odpowiedzi, jak sam pan pisze-umożliwiającej trwanie w życiu. Natomiast mam wątpliwości czy dzieje się to bez udziału „innego” i „Innego”. Coś, co jest odpowiedzą uwzględnia tego „kto” pyta. Kolejna wątpliwość, to czy wypada psychoanalitykowi tropić fantazmaty innych, w celach publicznej polemiki?
Marzec 9th, 2013
Wcale nie łatwiej popychać swój wózek, gdy już wiesz, że w publicznym dyskursie jesteś „wózkarą” (nawet jeśli tylko potencjalną, mityczną wózkarą). Teraz przynajmniej wiem, co popycham – historię pewnego chłopca.
Marzec 9th, 2013
Te psychoanalityczne określenia („fantazmat”) jakoś rażą w kontekście takich wyborów, dość oczywistych, cielesnych, jak np. podejmowania decyzji o życiu własnego dziecka. Ja rozumiem, nomenklatura, ale jednak… Dla kobiety to są decyzje dość proste (w sensie, że niezłożone), o wiele prostsze niż dla faceta, który idzie na wojnę, aby zabijać, aby w kosekwencji ratować swoich.
Marzec 12th, 2013
Renato facef nie idzie na wojne zeby kogokolwiek ratowac. Idzie bo wojna go kreci. Gadanie o ratowaniu sluzy do tego zeby nie przyznac wprost tego faktu bo juz nie wypada. W czasach dawniejszych ludzie byli szczersi w tej sprawie. Dzis potrzebujemy uzasadnien etycznych zeby moc toczyc wojny. Stad rozwoj nauk politycznych itd. Ale tu naprawde nie chodzi o to zeby kogokolwiek ratowac. Zreszta mysle ze w slrawie aborcji kobieta nie podejmuje decyzji o zyciu wlasnego dziecka. Podejmuje decyzje o tym co bedzie dalej miedzy nia a tym facetem. Dziecko znaczy tu tyle ile ta ratowana ojczyzna.
Marzec 12th, 2013
Spokojny, naprawdę? Mój dziadek opowiadał mi, że szedł na wojnę bo wiedział, że jak nie pójdzie na front, to tak, jakby biernie pozwalał, by jego żona i dzieci były bezbronne. Może niektórych facetów wojna kręci, ale czy naprawdę to reguła? Dlaczego z uzbrojoną szczerością twierdzić, że za wszystkim chrapią (bo nie drzemią) tzw. niskie pobudki.
Co do aborcji, to tak–w pierwszym rzędzie chodzi o faceta, ale –chcemy tego, czy nie chcemy—decyzję podejmujemy o śmierci lub życiu, no niestety, nie da się tego ukryć…
Dziękuję za wymianę :) Renata-Zosia
Marzec 13th, 2013
I tak, jak jeszcze głębiej pomyślę: zarówno dzieci aborcyjne, jak i bezbronni ludzie zabijani podczas wojny to ofiary naszego wspólnego losu z jego złożonymi uwikłaniami, takimi jak np. niewiedza o nas samych (co znaczy „nas samych”? w tym zbiorowym kontekście, nas samotnych chyba w tej niewiedzy). Skąd się bierze ta niewiedza? Z „ciemności” ludzi–tak to nazwę metaforycznie, choć nieprecyzyjnie.
Marzec 13th, 2013
Wydaje mi się, że czasy kiedy dziecko było sprawą między nią a nim minęły. Dobrze czy źle – mamy to co mamy – jedni postindustrię, inni postmodernizm, a inni poedypię.
Sentymentalnie powzdychać sobie też lubię, do obrazów szczególnie :)
Marzec 13th, 2013
Napastnicy i obroncy sa z innej gliny zrobieni. Napastnikow to kreci, obroncy nie maja innego wyjscia.
Marzec 13th, 2013
Zgoda, tylko nie wiem kto tu bardziej broni i czego.
Marzec 14th, 2013
A przypomniało mi się, mój pierwszy chłopak mawiał – „atak jest najlepszą formą obrony”. Gdy go rzucałam mówił – ładnie to sobie wszystko obmyśliłaś – tak tak, liczy się strategia.
Marzec 14th, 2013
… tamten chłopak nieźle grywał w koszykówkę :)
Marzec 14th, 2013
Z wojna to jest tak, ze gdyby nas to nie krecilo nigdy nie mogloby do tego dojsc. Z aborcja podobnie. To jest umieranie na.krzyzu albo krzyzowanie tej wirtualnk realnej istoty ktory to spektakl kierowany jest do Niedobrego. Nie dosc chcacego j nie dosc dokrzalego albo moze nawet i niewiernego.
Marzec 15th, 2013
Jasne, że nie ma rzeczy, która ludzi nie kręci – niekręcenie też kręci. Tylko jeśli już to wiemy, to nie rozumiem ciągłego parcia na demaskowanie.
Marzec 15th, 2013
Nie wiem, nie znam, nie rozumiem.
Marzec 15th, 2013
Spokojny
Musisz piszać prościej, jak piszesz do mnie, bo ja nie rozumiem zawiłości.
W tym jednak, co napisałeś powyżej też jest spektakl, mimo, że o spektaklu – nieskończona rekurencja teatru.
Renata napisała, że dla kobiety to jest prostsze. Ja wiem, co ona mówi i tyle wiem.
Lacanisci piszą, że poza teatrem kobieta jest szaleństwem, a szaleństwo wymyka się wszelkim racjom.
Marzec 15th, 2013
Czyż nie kręci Cię, że ktoś znowu podszedł to Twojej pięknej osoby :) Proszę bardzo – jesteś w punkcie wyjścia :)
Marzec 15th, 2013
Joshe ale czego nie lapiesz? Jak kobieta rozwaza ab
Marzec 19th, 2013
Nie łapie o co ta drama, którą do mnie piszesz :)
Wydaje mi się, że zdarza się, że człowiek czasami zobaczy w świecie życie – choćby najbardziej kruche, albo piękno – choćby najbardziej wątpliwe. I wtedy wszystko staje się proste, choć proste nie jest. I stawia wszystko na jedną kartę i pieprzy wszystkie przesłanki, a nawet to, że się wzajemnie wykluczają, pieprzy i jego i ją i wszystko, o czym do tej pory był święcie przekonany, a wszystko by chronić to kruche coś, jakby od jego istnienia zależało nie tylko jego własne istnienie, ale istnienie całego świata.
Marzec 19th, 2013
Reply to “W międzyczasie (2)”