Okruchy odpowiedzi – mały przerywnik


Pisząc blog żyję dzięki komentarzom. To jasne, że nie do wszystkich mogę się ustosunkować. Niekiedy prowadzę korespondencję kanałem prywatnym, o ile poruszony temat jest partykularny, osobisty lub bardzo szczgółowy; tym bardziej, gdy jest ściśle fachowy. Aktualne trzy komentarze każą na chwilę przerwać nowy cykl, by zająć się zagadnieniami w nich poruszanymi. Mam nadzieję, że uda mi się zgrabnie przejść dzisiaj do przerwanego cyklu – pozwala na to komentarz Wojtasa.

Zacznę od Takiej Tam – żadna to „taka tam”, wiele kobiet myśli, rzadko aliści o tym wiadomo. Dlaczego? Może dlatego, że kobiety bardzo, ale to bardzo, przywiązane są do skromności. Czy uogólniam? Oczywiście tak, kwestia jednak tylko w tym, czy uogólniam w sposób uprawniony, a nie że w ogóle uogólniam. „Wszyscy mężczyźni to szuje”, to uogólnienie rzec jasna (zastosowanie kwantyfikatora ogólnego przekonuje nas bez problemu) – czy uprawnione? Nie, ale ja się z nim zgadzam w całej pełni. Ja bym tak nie twierdził, lecz tylko dlatego, że jestem mężczyzną i nawet jeśli wszyscy pozostali faceci byliby szujami (a tego wykluczyć nie sposób), to ja nie wpisuję się w tę kategorię. Ja, ex definitione, jestem wyjątkowy przez fakt odrobiny narcyzmu zasianego we mnie przez Innego realnego – mojego care-giver. Rzeczone uogólnienie jest efektem fantazmatu, a nie precyzyjnej oceny rzeczywistości. Z kolei mój sąd „feministki są za cenzurą podniecenia seksualnego” co najwyżej można potraktować jako definiens w stosunku do definiendum. Kobieta chcąca zakazać przedstawiania kobiet jako źródła podniecenia seksualnego jest feministką, nawet jeśli ona sama się do feminizmu nie przyznaje. Dlaczego? Bo sednem jest probierz odsączający rzeczywiste od subiektywnego. Uogólnie jest uprawomocnione tylko wtedy, gdy w sądzie nie uczestniczy Ja. Psychoanalityk na przykład wie, że powiedział coś z prawdy właśnie dlatego, że zaprotestowało jakieś Ja. Temat ten zaprowadziłby nas wszelako do zagadnienia, co oznacza wyjść poza ramy fantazmatu, poza przebrania narzucone przez identyfikacje.

Teraz Joshe. Najpierw kwestia podmiotu. Pana podmiot i mój podmiot to podmioty neurotyczne. Ja jestem neurotykiem i zapewne Pan jest naurotykiem. Nie ma czegoś takiego jak normalny podmiot. Konkretny byt nie jest bytem podmiotu – zreifikowany podmiot to zło czynione człowiekowi. Weźmy reklamę, oto paralek o nazwie Sedatif. To cudo odstresowuje, mówią. Być może tak jest, ale reklama krzyczy, że wszyscy kupują Sedatif, jak VW-Golfa nowej generacji: „zostały już tylko 602 sztuki, nie czekaj, biegnij i kup”. Kto wtedy biegnie, zapytajmy. To nie podmiot lub, jak wolicie, podmiot zreifikowany. Oszustwo dyskursu kapitalistycznego na tym polega – liczy się nie nabywca tylko nabywcy, masa kupujących, a nie kupujący. Jakie ma to odniesienie do przykładów przez Pana podanych? Bezpośrednie! Zachwalanym towarem jest tzw. dobro dziecka (nasz Sedatif, czy VW), o którym mówi się, że jeśli będziesz karmiła na życzenie, pochodzisz do szkoły rodzenia, weźmiesz urlop tato, pampersa zmienisz, ponosisz na rączkach, przy porodzie będzisz, to „kupujesz” dobro pod postacią wspaniałego dziecka (każda reklama jest obietnicą). Gdzie szukamy podmiotu? Zadajmy kilka pytań. Czy w świecie znanym Panu tata dziecięcia może bez komplikacji odmówić wzięcia tacierzyńskiego, nie udania się do szkoły rodzenia, nie bycia przy porodzie? Czy mama może wziąć przerwę na karmienie, ale które odbywa w domu, a nie w pracy, powiedzieć wszem i wobec, że idzie przewinąć maluszka, bo tatuś jego nie robi tego, krzyknąć w szkole na podrostka, że „jeśli się nie uspokoisz, to wytargam cię za uszy” bez oskarżenia o patologię? Kwestia rodziny wymaga poważnego namysłu, a nie reklamiarskiej hucpy. Czy tak trudno zauważyć, że jednym ze skutków negatywnych opisywanego wzorca jest infantylizacja rodzin. Czym bowiem jest sprowadzanie ojców do pozycji tatusiów, a matek to wilczyc wykarmiających biedne małe (za to nie byle jakie, czyli Remus i Romulus)? Czy niemożliwe jest zauważenie, że w ramach troski o rodzinę wykradziono jej funkcję wytyczania granic, akcentowania różnicy między dobrym i złym, pięknym i brzydkim, poprawnym i niepoprawnym. Kto przechwycił tę funkcję? To widać! A co osiągnięto dzięki temu? Przeżywalność niemowląt, wzrost współczynnika inteligencji, fenomenalną sprawność manualną i…jeśli proponowane warunki są tak zachwycające, to skąd ten wysyp różnych form psychoz, parapsychoz (autyzm, Asperger, ADHD), otyłości dziecięcej i szeregu innych dziwactw, o które to patologie oskarżani są akurat rodzice? Psychoanalitycy widzą w tym właśnie odpowiedzi podmiotowe, bytów bynajmniej nie zreifikowanych. Miejsce podmiotu mieści się w pytaniu: co na to dziecko? Co na to dziecko, że ma się nim opiekować tata; może wolałby, by to mama się nim opiekowała? Wolałby, by to mama, czy tata stosowała zasypkę? Jakkolwiek dziwne wydają się te pytania, to opisują one sytuację, w której maleńki byt zostaje zreifikowany, nie pyta się go, ani nie oczekuje się od niego odpowiedzi; wie się za niego, a nawet wie się za rodziców; bo czy maleńkie byciątko w ogóle czegoś chce? A byty rodzicielskie w ogóle czegoś chcą? Życie rodziny nie pozostawia się przypadkowi, zwykłej bogini Fortunie. Lub profesjonalnie: sęk w tym, że nie wiadomo (albo wiadomo aż za dobrze) gdzie jest jouissance i kogo to jouisance. Podmiot nie przejawia się pozytywnie, przez pozytywną odpowiedź. Podmiot swój status bytu buduje przez negatyw, granie na nosie, robienie w konia. Nie jest on oportunistą, jest suwerenem. Zaświadcza o tym cały system opieki – wszystkie dzieci mają mieć to samo i być takie same; dziecko jako suweren kierowane jest do psychiatry lub, co częściej, rodzice kierowani są do niego. Przyznaję rację, system przez pana opisany służy rodzinie i dziecku, lecz zapewnia jedynie dostęp do potrzeb i ich zaspokojenie. Pragnienia ma za nic, a nie tylko chlebem (sutkiem, ciepłem, bezpieczeństwem itp.) dziecko (człowiek) żyje.

Na zakończenie Wojtas, który dotknął sedna. Relacja odbywa się w domyśle, przede wszystkim w domyśle. Mówienia o jouissance prawie się nie spotyka. Oto byt człowieczy! Jest on rozdarty między miłością a jouissance. Od setek lat z przewagą tej pierwszej; przede wszystkim miłość! A co z jouissance? No, ono może poczekać; najpierw pokochaj, a potem jouissance masz w darze; gdy kochasz rozkosz masz zapewnioną. No i czeka neurotyk na rozkosz, na zwykłe zadowolenie, udane pożycie seksualne; czeka i czeka karmiąc się fantazmatem. Zazwyczaj przestaje kochać rozczarowany czekaniem. Miłość zawodzi na tym polu, ale inaczej być nie może. Rozkosz to pole własne człowieka, nie pole partnera. Neurotyk jest w biedzie, bo nie wie tego, co jest jego rozkoszą, na czym ona, jego i dla niego, polega. A gdy wie, to też nie jest zadowolony, bo jak tę wiedzę przełożyć na pole Innego, pole partnera? Jak rozkosz powiązać z miłością?

Ciąg dalszy przed Wami.

KP


6 Comments, Comment or Ping

  1. Spokojny

    Co do zasady zgadzam się w całej rozciągłości. Co do szczegółu – zaburzenia ze spektrum autyzmu – aspergery itd. są wedle wielu badań neurologiczne. Nie dotyczy to ADHD które jest ewidentną ściemą, ale akurat z autyzmem nie jest tak prosto. Być może było tego wcześniej tyle samo tylko diagnoza brzmiała „głupek wioskowy” na przykład.

    Luty 10th, 2013

  2. Joshe

    Dziękuję za odpowiedź. Też się z Panem zgodzę, ale nie naprawdę :)

    Jedna uwaga formalna, podpisuję się Jo-she a nazywam się Joanna Shemansky. I owszem zaskoczyło mnie, że dwa posty wcześniej nikt nie zauważył, że używam damskich końcówek w czasownikach, może jest i premedytacja w tym wdzianku.

    Co do bezpieczeństwa i „sutka potrzeb” w moim świecie. Mam takiego kolegę, rodaka na emigracji, mądry, młody chłop, który wierzy w męski, mocny tradycyjny byt. Wierzy też, że kobiety potrzebują rodziny i bezpieczeństwa. Wiem jakie książki czyta w przerwach od zarabiania pieniędzy i zdobywania dyplomów i podnoszenia kwalifikacji (które z kolei są tylko narzędziem do zdobywania pieniędzy). Czyta ewolucjonistow z Dawkinsem na czele, ale czyta też psychoanalityków, żeby mieć przewagę nad kolegami w pracy. Ma niepracujaca żonę, małe dzieci, ogromny wspaniały dom, piękne samochody itd. Spotkaliśmy się ostatnio przy okazji parapetówy w moim pierwszym, wlasnym domu, wiem, że chciał być miły (doceniam intencję, choć nie naprawdę) i on do mnie w ten ton: Asiu i jak czujesz się we własnym domu, czy jesteś w końcu szczęśliwa. Ja mu na to, a tak owszem bardzo, przede wszystkim wszystkim dlatego, że myśle, że dobrze zainwestowaliśmy kasę, i mam świadomość, że mogę dom w każdej chwili sprzedać i nie stracę, że będzie mnie stać na sprzedaż domu, gdy zechcę.

    Asia 1, kolega 0.

    Nie wierzę w bezpieczeństwo, jak nie wierze w glebokie dekolty. Jak się czyta o początkach feminizmu, to jest obraz lat 60, piękne kaliforninskie domy, ładne samochody o okrągłych kształtach i pastelowych kolorach, a w tych domach i samochodach kobiety mocnej klasy średniej, wystojone, z objetoscia we włosach i podkreślonymi taliami i „push up” dekoltami. Idealny bezpieczny świat tradycyjnej kobiety. Kiedyś przeczytałam, ze sprzeciw i rewolucje nie rodzą się w kryzysie i w najgorszej opresji, ale właśnie kiedy robi się lepiej. Co na to jouissansce?

    Co do mojego swiata, bo mówić za siebie mogę. Nie sądzę, że chodzi mi w życiu, tu czy tam o bezpieczeństwo i potrzeby, nie tylko. Psychoanalitycznie to ja jestem taką osobą, że jak da się kawałek papieru, żeby coś narysowała, to zawsze zabraknie kartki. Pewna ekspansywność przestrzeni. W świecie emigranta na zachodzie jest tej przestrzeni wiecej, tyle wiem na pewno. Mogę być i matką i pracownikiem i studentem i czytać sobie o psychoanalizie jednocześnie i być może nawet znaleźć i czas na psychiatrę. Nie interesuje mnie czy ktoś mnie nazwie neurotyczką, o ile zostawi mi przestrzeń, by nią być. Ja bardzo dokładnie wiem czego chcę, mam też plan.

    Pan wchodzi w dysputy z feminizmem, ale to znaczy, że jest tam życie. Tak jak ja wchodzę w dysputę z Panem, bo widzę w tym życie. Tam gdzie strony się zgadzają nie ma dialogu. Feministyczny dyskurs to jest jedna wielka rzeka niezgody, sprzeczności. Pan w ten dyskurs wchodzi i jest Pan tutaj feministą i to jest nawet zabawne.

    Pan prowadzi bloga, by utrzeć nosa „narcyzmowi nauki”, przy okazji przypadkowemu przechodniowi może się wydawać, ze uciera Pan nosa feministkom. Ja nie sądzę, wydaje mi się, ze Pan feminizuje, świadomie czy nie. W moim obrazie świata natomiast psychoanaliza należy do nauki, a feminizm jest pełen życia, jak pełne życia są Wysokie Obcasy jak sam Pan przyznaje.

    Wydaje mi się, że jest różnica miedzy bezpieczeństwem i przestrzenią, a jak ma sie do tego pragnienie, w ogóle, ja nie wiem. Wiem, że moje pragnienie jest z powyższymi kompatybilne :)

    Luty 11th, 2013

  3. Joshe

    Nie sądzę, że jest tak, że feministki, czy w ogole ludzie nie chcą być przedmiotem pragnienia. Każdy chyba chce być pożądany/pożądana.

    Ci faceci też chcą kobiet i to bardzo, są nawet gotowi założyć czerwone szpilki i publicznie maszerować w nich po ulicy. Czy to pożądanie nie jest wielkie?

    http://www.theglobeandmail.com/life/life-video/video-hundreds-of-men-pound-the-pavement-in-heels-in-support-of-women/article4572717/?service=print

    Luty 11th, 2013

  4. eska

    Tak, tak . Pozostaje się nam tylko modlić . Życie jest straszne. ………
    gdy rządzi nim perwersja i kompatybilne myślenie.
    Kochająca wysokie obcasy.)

    Luty 11th, 2013

  5. Spokojny

    Co to jest kompatybilne myslenie?

    Luty 11th, 2013

  6. pola

    A mnie jednak bardzo interesuje, paląco wręcz, kwestia ostatnia: możliwości (?) powiązania rozkoszy z miłością. I bardzo chciałbym, żeby to było możliwe. Myślę, że to taki obszar bogaty w iluzje, autościemy i myslenie życzeniowe. Niejednokrotnie sama się na tym złapałam. Mam nadzieję, że jedno nie musi wykluczać drugiego, mimo wszystko.

    Luty 12th, 2013

Reply to “Okruchy odpowiedzi – mały przerywnik”