Nie ma jak zdrówko


Wymiana myśli między Spokojnym a Tomasem precyzyjnie wskazuje, co dzieje się, gdy przestanie się uwzględniać założenie wstępne ze wszystkich wstępnych – każde myślenie o człowieku i każde traktowanie człowieka jest do przyjęcia, o ile bierze się go za podmiot. Każde olanie podmiotu, zapomnienie o nim, kończy się w najlepszym wypadku ugryzieniem w język, czego doświadczył Spokojny zrównując borderlajna z samym zwierzęciem. Zaraz potem pojawiło się „poniekąd” sugerujące istnienie, a jednak!, jakiejś różnicy między żyjącym dzięki doznaniom zwierzętom, a żyjącym dzięki doznaniom ludziom. Lecz co jest podwaliną dla tej różnicy? Pytanie to poddaję pod rozwagę wszystkim czytającym blog.

Ludzie czują, to fakt. Zwierzęta też czują, to fakt. Zwierzęta nawet odgryzają swe własne odnóża, by się uwolnić z wnyków. Żadne jednak zwierzę nie prosi swego najbliższego kumpla czy kuzyna o ich odgryzienie, podczas gdy cały problemat eutanazji zbudowany jest na kwestii, że o eutanazję jest się proszonym. Ujawnia on wszystkie aporie teologii wraz z centralnym fantazmatem tejże – zadaniem teologów i wszystkich wierzących jest uznawanie i chronienie ostatniego istniejącego (w Wyobrażeniowości) przywileju Boga. Jest nim to, że Bóg jest dawcą, lecz i odbiorcą tego życia. Dlaczego nieuleczalnie chory przede wszystkim prosi o eutanazję, zamiast ją dokonać, sam i na własny rachunek? Dlaczego aż tak bardzo zależy eutanatykowi na parafowaniu tego aktu przez Innego, zanim sam akt się dokona?

Podana ilustracja problemu ma wskazać na fakt, że podmiot ludzki był, jest i pozostanie przekreślony, rozdarty na wieki wieków amen. Nawet psychotyk niesie w sobie ten wymiar rozdzielający go tak, że rzeczywistość ludzka pozostaje dla niego nieznana; pozostaje on sam na sam ze swoją rzeczywistością, która tak bardzo przeraża ludzi. Lecz nawet w skrajnym swym autyźmie-narcyźmie nagabuje o papierosa, ciągnie za rękaw, by znalazł się ten, kto posłucha tego, co ma do powiedzenia. Zupełne odcięcie od świata ludzkiego jest tylko surogatem metafory urojeniowej produkowanej przez tych, których nazwałem Kontynentalczykami we wpisach poświęconych psychotykom, posuniętej nieraz aż do granicy, na której lokuje się świętość (do tego zmierzało całe rozumienie psychotyków przez profesora Kępińskiego).

Anulowanie wymiaru podmiotowego skutkuje marginalizacją nieświadomości, rozmyciem jej istoty. Najłatwiej dostrzec to w produkowanych banialukach na temat uczuć (np. bycia w kontakcie z uczuciami lub nie bycia w kontakcie z nimi), czyli bycia świadomym lub nieświadomym uczuć. Ciągle i na nowo należy podkreślać, nawet bić w ręką w stół, że nieświadomość nie jest cechą podmiotu, że podmiot jest jej skutkiem, a nie jej przyczyną; że nieświadomość nie tkwi w mózgu tylko poza nim, jest czymś ekstymnym, a nie intymnym. Psychotyk wie o tym najlepiej, doświadcza jej absolutnie z zewnątrz.

Bardzo rzadko można powołać się na coś, co mówiłoby prawdę o psychoanalizie. Okrzyknięty jako wspaniały serial „Bez tajemnic” jest bezdyskusyjnym gniotem. By przyciągnąć uwagę osób najważniejszych, czyli przeciętnego widza, epatuje mękami terapeuty i dylematami pacjentów, żywcem wyjętych z szumu medialnego, różnych tam „Sędzia Wesołowska ma głos”, „Gorąca linia” itp. połykaczy ogni. Tymczasem ostatnio zamurowała mnie scena z filmu podobnego do innych filmów, filmu, który nigdy nie wejdzie pod obrady Tygodnika Kulturalnego z TVPKultura – tak mało znaczący jest. Tytuł filmu: „Skąd to wiesz?” – chodzi o rzecz najtrudniejszą z trudnych: skąd wiesz, że kochasz?

Bohaterka filmu pojawia się w gabinecie psychoanalityka. Skąd wiadomo, że on to on? Ano stąd, że z miejsca prosi o mówienie i od startu nie ukrywa podejrzenia, że osoba przychodząca do gabinetu kompletnie nie wie, po co się w nim pojawia. Bohaterka, gdy tylko zorientowała się, że nie jest to zwykła pogaducha, wstaje i zmierza do wyjścia. Ponieważ nie jest zatrzymywana zatrzymuje się i wyraża pogląd, że nie rozumie, dlaczego psychoanalityk nie powie jej, po co miałaby do niego przychodzić. I tu analityk mówi: „by dowiedzieć czego się pragnie, a potem nauczyć się prosić o to”. Oto psychoanaliza w pigułce!

Wiele rzeczy i wiele wody wylać można ględząc o końcu analizy, lecz w stwierdzeniu tym leży kwintesencja istoty działań analitycznych. Nie wystarczy osiągnąć stan wiedzy o pragnieniu, wiedzieć coś o nim; trzeba jeszcze zniżyć pragnienie do domagania, uczynić je sprawą dyskursu, ubrać Realne w Symboliczne; prywatne uczynić znanym, mówionym przez Innego. To jest prawdziwe wyzwanie pracy analitycznej.

Powrócę na chwilę do pewnego listu opublikowanego na łamach WO jakiś czasu temu. Była to odpowiedź na artykuł opisujący wybory 5 kobiet. Każda z nich najzwyczajniej w świecie odeszła od męża, narzeczonego, partnera, dzieci, idąc za głosem czegokolwiek tam. Cóż, suwerenny wybór, sugeruje autor artykułu. List pochodzi od kobiety, którą tenże artykuł zainspirował do napisania o tym, że bardzo chciałaby to samo zrobić (męża nie kocha); lecz nie jest w stanie tego zrobić. Prosty przykład podmiotu przekroślonego. Dlaczego o nim piszę? Bo współcześnie twierdzi się z animuszem, że na tym polega nerwica, neurotyczność, że to jest coś do leczenia. A zatem proszę Pani, autorko listu, odejdź, skoro tego chcesz. Zrób to samo, co zrobiło 5 kobiet z artykułu. Nikt jednak nie wspomni, że przed i po tym czynie, te 5 kobiet nadal są podmiotami przekreślonymi – nadal pozostają postaciami anonimowymi, by nie powiedzieć wymyślonymi, ich wybory nadal pozostają prywatne, nadal ich rozkosze i błędy, ich pomyłki i błądzenia, żale i wątpliwości pozostają sekretem, mogą to robić tylko pozostając na bakier z dyskursem – nadal ich satysfakcje pozostają rozkoszami milczącymi.

Tajemnica w tym, że acting-out, jakimkolwiek by nie był, to nadal tylko twór nieświadomości, podobnie jak zahamowanie autorki listu. Nadal satysfakcja tych wszystkich wspomnianych osób pozostaje zaklęta w fantazmatach. Nawet jeśli wiedzą coś o pragnieniach, to nadal nie są w stanie uczynić je przedmiotami domagań. Swe satysfakcje, jak najbardziej dwuznaczne, ciągle pozostają sekretem dla i przed Innym. Dzieci, mężowie i inni nie są do nich dopuszczeni.

Zmieniło się tylko tyle, że to, co Freud nazywał „chorobą”, dziś nazywane jest „pełniejszym życiem”, alias zdrowiem.

Więc, cieszmy się tym zdrowiem, życząc sobie w Nowym Roku zdrówka tegoż więcej. Może nawet pomyślimy, a i uwierzymy, że nie jesteśmy neurotykami. Może nawet przekonamy siebie, że dojrzali jesteśmy i żyjemy dorośle. Bajki mają magiczną moc.

KP

P.S. Bohaterka wspomnianego filmu, po usłyszeniu słów analityka, opuściła gabinet, by zaraz potem doń wrócić ze słowami: „już wiem po co ludzie tutaj przychodzą”. Film nie do końca przekonuje, że zrozumiała do końca, o co w tym chodzi. Mam wrażenie, że Polacy nie rozumieją z tego zgoła nic, ale może to tylko wrażenie.


4 Comments, Comment or Ping

  1. Jacek

    Przepraszam za pytanie może niskich lotów, ale co to znaczy przekształcić pragnienia w domagania, czy też przedmioty domagań? W jaki sposób te pragnienia będące przedmiotem domagań (czyich?) stają się widoczne dla Innego/innych? W jaki sposób ci inni zostają do nich dopuszczeni?

    Styczeń 5th, 2013

  2. Tomasz Dubis

    Pytanie na które potrafi udzielić odpowiedzi kilkanaście, no może kilkadziesiąt osób w Polsce (członkowie kół, forum i jednej grupy), z czego grubo ponad połowa nie chce lub jej się nie chce, do banalnych pytań z pewnością nie należy. Na tle tego towarzystwa autor bloga bez przesady jawi się jako Prometeusz który kradnie ogień analizy, zamkniętym w swoich gabinetach analitykom i oddaje ludziom by nieśli go dalej i czynili analizę stosowaną. Tyle z mojej strony zgryzoty na docierające głosy o traktowaniu osób, które chcą się czegoś dowiedzieć w tym temacie jako wysłanników obcego wywiadu.

    Cytat z filmu – dla mnie osobiście – wzruszający, mimo, że film faktycznie – tym razem – do górnolotnych nie należy. Chyba każdy kto był w analizie wie jakie trudne to zadanie. Pokonać śmieszność, zdać się na osąd Innego, a w końcu być zdradzonym. Los bohatera do łatwych nie należy. Czy splendor wynagradza to chodź trochę? Co po splendorze, kiedy świat mi się wali – mógłby rzec ktoś. Nic, czekam na odpowiedź.

    Styczeń 5th, 2013

  3. Spokojny

    Czemu człowiek proszący o eutanazję chce by ktoś jej dokonał za niego? Z kilku przyczyn. Po pierwsze nie chce cierpieć przy tym. Czysto fizycznie. Nie chce też by go odratowano ale w gorszym jeszcze stanie co się często zdarza bo można się nie zabić ale zepsuć. Po drugie i nieskończenie ważniejsze nie chce być w ostatnich chwilach sam. Nie chce żeby najbliższe osoby pamiętały go jako samobójcę, rozdzierały nad tym szaty, szukały winnych nieupilnowania itd. Chce, żeby się wszyscy zgodzili z jego ruchem bo cały czas jest jednym z nas i takim chce pozostać. Chce się spokojnie pożegnać, uściskać najbliższych, powiedzieć co tam im ma do powiedzenia i odejść za zgodą. I niepotrzebny tu jest żaden „wielki inny”. Spokojnie starczy żona i dzieci do tego. Ja mając odejść w razie jakiegoś paraliżu też bym chciał by to wykonano wspólnie i chciałbym mieć zgodę tych co dla mnie są ważni i żeby nie musieli później siedzieć w kiciu z zarzutem współudziału w zabójstwie albo zaniedbania czy tam czegoś. Chciałbym zamiast tego, żeby ważni dla mnie ludzie mogli przyjść na imprezę pożegnalną. Wypić, zapalić, posiedzieć po czym nara. Czyli nie chciałbym uciec tylko odejść. Sam się nie zabija ktoś taki bo i sam nie żył. Nie wiem czy to jest to samo co w artykule czy coś innego bo czasami mam wrażenie, że mi sens umyka. Pewne pojęcia jakoś mi się wydają mocno abstrakcyjne.

    Co z podmiotem. Chyba problem w definicji. Dla mnie podmiotem jest to miejsce z którego jest doświadczane doświadczenie. Takie miejsce to i kot i pies i kanarek i człowiek. Wszystkie te istoty są podmiotami bo doświadczają. No i na przykład chronią siebie by doświadczać dalej. Różnię się od kota jak od ode mnie więc dwa podmioty jesteśmy. Nie jest to żadna cecha tylko właśnie to coś co sprawia, że „ty” nie jesteś „mną”. Nie mieści się to w języku bo koty doskonale czują czym się różni to czy dostanie żarcie Zdrapka czy Demon czy Gapek. To nie jest tak, że jak Zdrapka dostaje to Gapek jest najedzony ponieważ są różnymi podmiotami i nie trzeba im języka by to wiedzieć. Mam trzy koty to trzy podmioty. Tak to widzę. Tu zdaje się obowiązuje inne rozumienie i podmiot to jest to co nie wiem.. używa języka symbolicznego tak? Bardzo to chrześcijańskie faktycznie i wraz z tym fałszywe. Zdolność mowy tworzenia i rozumienia można stracić i mimo to podmiotem się pozostaje bo się doświadcza.
    Co z borderem. No tak – on moim zdaniem nie nadaje ojcowskiej postaci wymiaru jaki nadaje neurotyk. Tego „czegoś poza” jakby tu brak i stąd na przykład ta alergiczna reakcja na odpowiadanie pytaniem na pytanie zamiast „uczciwej odpowiedzi”. Ja i ty jesteśmy w tym sposobie widzenia świata równi. Czy to sprawia, że ktoś nie jest podmiotem? Ja nie wiem. Pewnie zależy jak się tego pojęcia używa. Dla mnie to mniej więcej tyle znaczy co jak by się ktoś wychował w statku kosmicznym z książki Najazd z przeszłości. Dzieciaki były wychowane przez maszyny wychowujące. Dorośli się nie przebudzili z hibernacji. No i kiedy te dzieciaki dorosły i statek doleciał gdzie miał dolecieć one stworzyły społeczeństwo które po prostu nie znało „mistyki władzy”. Oczywiście byli przy tym racjonalni i współdziałali harmonijnie bo to fantazja była literacka ale kiedy przyleciał drugi statek i z tego drugiego wyszła „oficjalna delegacja” to nie bardzo była możliwość wzajemnie się porozumieć bo nie było nikogo kto by delegacyjną oficjalność w ogóle mentalnie ogarniał. Co ciekawe jedną z rzeczy które ten drugi statek przywiózł było zaświadczenie od biskupa, że koloniści z pierwszego statku posiadają duszę. Nie jak zwierzęta. Czyli są podmiotami tak? Nie jak zwierzęta..? W rzeczywistości takie osoby mają problem z pionem. Tego nie ma. Ale podmiotami są. Tak samo jak są nimi zwierzęta. Podmiot jest przed nazwą.

    Styczeń 7th, 2013

  4. Joshe

    Z tym podmiotem to trochę tak, ze im mocniej i wiecej o nim gadane, to tym bardziej się podmiot śmieje :)

    Styczeń 8th, 2013

Reply to “Nie ma jak zdrówko”