Raz, dwa, trzy – będziesz Ty


Ile liter trzeba przelać na papier, by uczynić świat zrozumialszym? Ale dlaczego czynić go zrozumialszym, może lepiej zostawić go takim, jakim jest? To właściwie, po co pisać? Po co Kromaniończyk sięgnął po ochrę, którą za chwilę umieścił na co gładszej powierzchni skały? Nie bez powodu używam pytajnika: po co. Zostawiam na boku podobny mu pytajnik: dlaczego, tyrana współczesności. Spójrzmy na przykład – „dlaczego palisz papierosy?”; „z nudów”. Ok, lecz: „po co palisz papierosy?”.

Zdaje się, że to ma na myśli Spokojny pisząc, że borderlajn nie wierzy w Symboliczne. On nie zawraca sobie głowy niczym, co sięga poza czubek jego nosa. Jak manifestanci w sprawie ACTA, jak Palikot ze swą apostazją, tylko tyle robi, ile jego nos mówi mu, że istnieje.

Klinika nie jest typologią – nawet jeśli ująć ją tak szeroko, że powie się: są ludzie, którzy pokazują, że nie da się żyć bez Symboliczności; są tacy, co pokazują, że da się bez niej żyć; no i w końcu są ci, którzy żyją z nią, okupując swe życie cierpieniem. Wtedy borderlajn, idąc za Spokojnym, to swojski psychoanalityczny perwert, zbiorowisko okazów, począwszy od seksualnych dewiantów, a skończywszy na wygnanych z różnych kompendiów psychopatach. Ci jakowoż też interesują się Innym – tyle że stawiają mu warunek: interesuje się tobą, jeśli masz do dyspozycji fallusa. Inny jest w grze, o ile nie brakuje mu fallusa. Uskuteczniając pozór, że da się żyć bez Symboliczności (Innego), ponosi borderlajn klęskę w tym miejscu, w którym zdaje sobie sprawę, że nie da się żyć bez fallusa. Gdzie jest fallus? Tam, gdzie Symboliczne, gdzie Inny. Narcyz odkrywa fallusa w źródlanym odbiciu, potem wierzy, że go ma (lub nim jest), a na koniec ponawia swe spotkanie ze źródełkiem, by się upewnić, że fallus ciągle jest. Symboliczne w jego życiu jest terrorystą. Psychotyk jest przez Symboliczne ścigany (jako przykład film Ścigany z H.Fordem lub wcześniejszy od niego serial pod tym tytułem), borderlajn sam pcha się w jego łapska (tu film Zły Porucznik z H.Keitelem), neurotyk jest dręczoną ofiarą tegoż ( tu Symboliczne jest katem) lub buntownikiem (Prometeusz, Spartakus, itd., że o filmach nie wspomnę).

Klinika w psychoanalizie wynika z uprzywilejowania Symboliczności, z faktu, że człowiek nie pojawia się w życiu ot tak sobie. Poprzedza go spotkanie dwojga wcześniejszych ludzi (biedny Jezusek bożonarodzeniowy też nie jest owocem partenogenezy; jest owocem słowa, zapowiedzi, a niepokalane poczęcie miało potwierdzać, że da się istnieć bez udziału Realności). To, czego nie dopowiedział Spokojny, to tylko kwestia mitu, na którym opiera się istnienie borderlajna: „jestem wolny, bo mogę żyć bez udziału Symboliczności”. Hi, hi, Symboliczne mnie już nie rani; sam siebie ranię. Tylko po co? Czyżby nie wystarczała mu wolność bez ran?

Można nie wierzyć w Symboliczne, ale jak wtedy wierzyć, że się samemu jest? Na czym ugruntować pewność? Na sprawianiu sobie bólu bez cierpienia (cierpienie bez bólu pozostawiane jest idiotom-neurotykom). Tylko, co jest w interwale między jednym cięciem nożem, a drugim cięciem nożem? Czemu nie wystarcza jedno ciachnięcie krasakiem, by mieć pewność na stałe?

Zadaję serię pytań, by pokazać, czym jest klinika w odróżnieniu od opisu psychologicznego. To sposób powiązania podmiotu z Innym. Innym, o ile nie istnieje (psychotyk); Innym, o ile nie brakuje mu fallusa (perwert); Innym, o ile ma brak (neurotyk). To także sposób powiązania podmiotu z obiektem. Podmiot jest obiektem dla Innego (Innego); Inny jest obiektem dla podmiotu (podmiotu); podmiot posiada obiekt, lub stara się posiadać obiekt, który zapełni brak w Innym. Kolejność klinik jak powyżej.

Teraz zsynchronizujmy to ze sobą. Jeśli Innemu, o ile nie istnieje, towarzyszy podmiot jako obiekt tegoż Innego (najczęściej obiekt prześladowany), to wiecie już, jaka to klinika. Skoro Innemu, o ile jest dysponentem fallusa, towarzyszy obiekt-Inny dla podmiotu, to też wiecie jaka to klinika. Jeśli Inny, który ma brak, związany jest z obiektem tego braku, posiadanym lub pragnionym przez podmiot, sprawa jest jasna, a klasyfikacja elegancka.

Co zrobić aliści, jeśli synchronizacja nie jest klasyczna? Oto, Inny, o ile nie istnieje, związany jest z podmiotem jako obiekt dla tego ostatniego? Oto, Innemu, który ma brak, towarzyszy obiekt-podmiot (np. stalking, molestowanie itp.) dla Innego? To równie proste – w pierwszym przypadku chodzi o psychotyka, w drugim o neurotyka. Dlaczego? Bo Symboliczne jest nadrzędne. To proste.

Oczywiście, można zarzucać, że wszystko opiera się na tym założeniu i się z nim nie zgadzać. Wszelako, jest to spójna koncepcja kliniki, która za towarzysza winna mieć inną spójną koncepcję kliniki, wychodzącą od odmiennych założeń. To, co mam do zarzucenia psychoterapiom, to fakt, że nie dysponują spójnymi koncepcjami klinik. Najczęściej kradną je, lub są niewolnikami klinik, które pomijają kwestię istnienia podmiotu.

Spójna koncepcja kliniki jest bardzo ważna. Na czym bowiem opierać strategię postępowania w kuracji z podmiotem, jeśli nie wyjdzie się od rozpoznania kliniki? Co najwyżej, na używaniu taktyk. Lecz są to tylko działania doraźne. Istota podmiotowego dylematu pozostaje i pozostanie nietknięta.

KP


6 Comments, Comment or Ping

  1. Tomasz Dubis

    Kontynuując. To, że się nie wierzy w fikcję (!) o Wielkim Innym, nie oznacza, że struktura symboliczna nie funkcjonuje – podmiot pozostaje zanurzony w dyskursie (Innego) i jeśli się tnie to nie robi tego dla siebie tylko dla Innego (acting out rozgrywa się na scenie) zgodnie z odwróconą formułą „i słowo stało się ciałem” – w tym przypadku mamy do czynienia z „ciałem, które staje się słowem”. Tak, nacinanie ciała jest jednym ze sposobów jakie ma do dyspozycji podmiot, żeby poczuć coś realnego pośród wyobrażeniowych identyfikacji, które zewsząd go otaczają i jedna po drugiej okazuje się, że to nie ta, to nie ta, tonie! Podmiot tonie!

    Czym jest szacunek, którym to znaczącym ostatnio się wymienialiście? Właśnie tym czego brakuje borderowi (kimkolwiek by nie był). Jeśli szacunek ma związek z lękiem odczuwanym przez podmiot wobec braku w innym to analityk nie może pozwolić sobie na to by schodzić z klientem/pacjentem/analizantem do parteru i nie chodzi o to, żeby pokazać – jak mówi mój znajomy – „o to czy jesteś wyższy czy niższy”, chodzi o to, żeby rozpoznać, połapać się w tym jaką grę rozgrywa z nami podmiot w swym fantazmacie (o ile mamy do czynienia z podmiotem). Klient pyta się mnie na imprezie sylwestrowej czy jestem szefem tego wszystkiego? – ale odpowiedź na to pytanie mu nie wystarcza – „czy jesteś szefem wszystkich szefów?!”. Co to oznacza? Na upadek wiary w Wielkiego Innego analityk odpowiadać musi dokładnie w jego zradykalizowanej formie, gdyż brak identyfikacji z Ideałem Ja, z porządkiem symbolicznym, prowadzi do identyfikacji z lustrzanym odbiciem [patrz narcyzm], do identyfikacji z rolą wyobrażeniową czyli Ja Idealnym.

    Styczeń 3rd, 2013

  2. Spokojny

    Teoria o literach wyjaśnia fakt, że znaki na ciele widać. Ale nie wyjaśnia bólu. Niektórzy zagryzają palce, inni zaciskają ręce. Albo zębami zgrzytają. Jeszcze inni się tną. Ludzie opisujący jak się cięli mówią o tym, że to jakoś widać, ale mówią też o tym co czuli. Ulga jest fizyczna i wynika z poczucia czegoś a nie świadomości, że ktoś mógłby to zobaczyć i być pod wrażeniem. To rozładowanie w doznaniu. Właśnie dlatego, że to jest poza symbolicznością. Oczywiście możemy próbować przełożyć to na symboliczność ale to potrzeba teorii która nie uwzględnia braku tego wymiaru a nie interpretacja. Zaskoczony, zakłopotany czy zniecierpliwiony człowiek czasem wzdycha po to, żeby pokazać co z nim się dzieje. Ale czasem wzdycha żeby poczuć, że ma powietrze bo doznaje w tym momencie jego braku na skutek tego co poczuł. Czuje a nie komunikuje. Doświadcza a nie pokazuje. Zwierzęta doświadczają nie symbolizując. Borderline jest w tym trochę podobny. Z tym, że intelektualnie rozumie o co chodzi. Tyle, że nie wierzy. Pacjenci Freuda byli z domów gdzie władza ojca była oczywistością. Dziś nic nie jest oczywistością.

    Styczeń 3rd, 2013

  3. wojtas

    Zwierzęta symbolizują. Sposób wykonania zwykłych czynności (iskania, grzebania) jest czasem komunikacją, chociaż pozostaje też iskaniem i grzebaniem. Pisał o tym Lorenz. Pytanie, czy jest to symbolizacja niejako „w zamyśle” zwierzęcia, czy dopiero nasza obserwacja wyłuskuje z tego symbolikę. Pewnie o to idzie spór. Kto patrzy.
    Czasem mam wrażenie, że ta podkreślana niemożność ucieczki od Innego jest odruchem instynktu samozachowawczego analityka, który chce być, chce symbolizować, chce być stawiany w miejscu Innego (oczywiście by z tego abdykować).

    Styczeń 4th, 2013

  4. Tomasz Dubis

    Zwierzęta nie symbolizują, zwierzęta komunikują. Sam fakt komunikacji nie świadczy jeszcze o dyskursie. Jest język i jest mowa. Jest znaczący i jest znaczony. Jeśli jeden znaczący odsyła do jakiegoś następnego i tak w nieskończoność to mówimy o łańcuchu znaczących a zatem i Wielkim Innym, gdyż rozdźwięk między jednym a drugim (znaczącym i znaczonym) powołuje go do życia. Widzicie zatem, że status tego Innego jest stricte fikcyjny, niemniej nieodwołalny jeśli mamy posługiwać się językiem w sposób inny niż zwierzęta i to nie analityk powołuje go do życia. Jest dokładnie odwrotnie.

    Uwierzcie mi, że pisanie o Innym przez wielkie I nie jest tylko zabiegiem stylistycznym tylko odsyła do konkretnego rejestru jakim jest Symboliczność. Kiedy mówię, że „rozładowanie w doznaniu” albo jak chcą autorzy słowników „w działaniu” odbywa się na scenie i kierowane jest ku Innemu to mam na myśli Innego nieświadomości a nie Bolka, Mietka czy Krzyśka przez małe „i”. Kiedy siedzisz w domu i zapijasz pałę bo jesteś taki samotny, nikt cie nie kocha itd. to też nie robisz tego wobec małego innego. Zwierzęta odczuwają ból, okej ale czy ból życia? Weltschmerz – ból istnienia – jest domeną ludzi, powiem więcej, często jest to sensem ich życia. Różne sposoby radzenia sobie z cierpieniem określają klinikę z jaką mamy doczynienia a tak się składa, że acting-outowanie jest domeną perwersji – nie zawsze strukturalnej – ale kiedy się pojawia, analityku/terapeucie wiec, że czegoś nie usłyszałeś!

    Styczeń 4th, 2013

  5. wojtas

    Ja nie mówię o komunikacji stricte czyli hau hau znaczy spadaj – bo to jasne. Ja się zastanawiam, w jaki sposób pawian decyduje, czy to jeszcze tylko iskanie, czy już znaczące iskanie?

    Jak na mnie leci wkurzony pies a mnie się szczerzą zęby i jeży włos – to ja jestem w jakimś symbolicznym dyskursie? A przecież z pewnością coś usiłuję zakomunikować.

    Styczeń 4th, 2013

Reply to “Raz, dwa, trzy – będziesz Ty”