Najważniejsza chwila życia, przekroczenie progu, po którym pozostaje trwanie jedynie w dyskursie, przejście od słowa do litery, rozgrzała mój telefon do czerwoności. Setki kondolencji. Żeby tylko! Ktoś zamówił mszę w Rzymie, ktoś inny w Lizbonie, jeszcze inny w Wellington, „klasztory” buddyjskie też zainicjowały modły. Za kogo? Za kogoś nieznajomego, za dwie litery ułożone w ciąg m-a-m-a. Jeden byt przeistoczył się w inny. Za to wszystko, za telefony, msze, pamięć, dziękuję wszystkim – znanym i nieznanym.
Lecz ja jestem dla żyjących, umarłych zostawiam w spokoju, ufając, że jest w dobrych rękach. Przechodzę przeto do tego, czym żyją żyjący.
Trudno pojąć, ale zdaje się, że żyją kwestią nazywaną „typem borderline”. Przynajmniej można tak sądzić zaglądając do ostatniego numeru WO, w którym Grzegorz Sroczyński rozmawia z psychoterapeutką Danutą Golec o osobach typu „borderline”. Do WO zaglądam często, bo to pismo, które stara się zajmować życiem, a nie pajacowaniem polityków. A że przy okazji urządza od czasu do czasu seanse nachalnej propagandy feministycznej i chce uchodzić za nowoczesne – wybaczam redakcji to skrzywienie. O typie borderline można jeszcze niekiedy poczytać w „Charakterach”, czyli „Ch”. Pismo to jednak powiela wszystkie wady psychologii akademickiej i staje się z każdym numerem coraz bardziej branżowe – wiedzy dużo, prawdy coraz mniej.
Po czym poznać nowoczesność? Po wszechobecności typów borderline, które zastępują typ neurotyczny, stwierdza pani psychoterapeutka od startu. Neurotycy to przeżytek. Dziś planetę małp zaludniają „borderliny”, ludzie, którzy w zgodzie z zaproponowaną charakterystyką, są zakorzenieni w rzeczywistości i wykorzenieni z realcji z ludźmi (interpersonalnych czy intrapersonalnych pani Danuta o tym milczy). Krótko mówiąc, zaburzenie tkwi w „relacji z obiektem” każe stwierdzać terapeutyczny żargon, nie zatrzymując się nawet przez chwilę nad kwestią milczącego zrównania obiektu z osobą, podmiotu z obiektem. Może akurat to charakteryzuje nowoczesność? W każdym razie rzeczona nowoczesność uwydatnia zagadnienie podmiotowości – podmiot ludzki znika z pola widzenia przesłonięty przez przedmiot, wspomniany obiekt obecny w relacji, skonstruowanej jako „relacja z nim, z obiektem”. Inne możliwe relacje są pominięte, na przykład relacja (po)przez obiekt się dokonująca.
Różnicę tę łatwo uchwycić, gdy przyjrzymy się bliżej rzekomemu żartowi wspomnianemu przez terapeutkę: „Jak diagnozujemy pacjenta borderline? Jeśli po jego wyjściu mamy ochotę wbić zęby w futrynę”. Co zostało powiedziane w tym żarcie psychoterapeuty? Że pozostał on po wizycie z obiektem, a nie z podmiotem pacjenta. Kwestią jest czy z własnym obiektem (baza dla przeciwprzeniesienia), czy z obiektem pacjenta, który jak „Alien” Ridleya Scotta, robi w terapeucie krecią robotę. Oczywiście, nie bez znaczenia jest to, że obiekt ten ma postać oralną. Problemem tego żartu nie jest kwestia diagnozy (sądzenie, że to pomaga w diagnozie jest terapeutycznym wygodnictwem, oporem psychoterapeuty, chowaniem się za podwójnym parawanem, który nie przepuszcza prawdy, że pomimo fustracji terapeuty, pacjent mógł być neurotykiem, a nie borderlinem), tylko to, co z tym zrobi psychoterapeuta.
Nie powinniśmy dać się zmylić. Koncept „typ borderline” tyczy czegoś innego niż „neurotyk”; wbrew słowom pani Danuty, ich istota jest inna (podobnie jak „histeryk/czka” i „dysocjatyk”). Pokażę to na przykładzie dwóch zachowań.
Filmowy przykład dotyczy sytuacji, w której mający godziny życia przed sobą ojciec (siedział 15 lat w więzieniu, a poza tym alkoholik), prosi o poinformowanie o tej sytuacji swego jedynego syna. Poinformowany o tej sytuacji syn i spytany, czy przyjedzie spotkać ojca, odpowiada, że potrzebuje się zastanowić i zadzwoni w ciągu godziny. Po czym nie dzwoni, a ojciec samotnie umiera.
Przykład z życia dotyczy osoby, która dostaje informację, że jej matka (której przez ponad 50 lat nie znała, bo została porzucona przez nią tuż po urodzeniu) jest nieuleczalnie chora. Co robi ta osoba, skądinąd mówiąca, że „tej osoby nie znam i nic do niej nigdy nie czułam”? Pomimo tego, że usłyszała od swej rodzicielki „ja niczego nie żałuję”, zaczęła się „matką” opiekować i czyni tak do dzisiaj.
Zadajmy przeto pytanie: które z zachowań jest nowoczesne? Które z nich trzyma bardziej związki z rzeczywistością (to słowo, które terapeuci od relacji z obiektem, uznają za oś podziału między psychotykami, a resztą, a także borderline a neurotykiem)? Jaka rzeczywistość decyduje o tym, że osoba z drugiego przykładu robi to co robi? Czy jej zachowanie jest adekwatne, a jeśli tak to do czego adekwatne? Osoba z pierwszego przykładu zachowuje się zupełnie adekwatnie, jest w zgodzie z własnymi uczuciami; druga z nich robi coś wbrew swym uczuciom. Tymczasem druga jest niewątpliwym neurotykiem, a pierwsza?
Kategoria „borderline” jest czymś w rodzaju złudzenia. Nie widać powodu, dla którego odmowa zawiązywania relacji, w przeciwieństwie do nawiązania relacji „niechcianej”, miała coś istotowo różnego, co odgradzałoby „borderline” od neurotyka. Wydaje się, że nowoczesność poniża prenowoczesność kategorią neurotyczności sądząc, że jest się idiotą, gdy robi się coś wbrew czemuś innemu. Człowiekiem nowoczesnym jest „borderline”; idzie on za swoimi emocjami, za nic mając relacje z czymś innym, nawet jeśli tym czymś innym jest sam psychoterapeuta.
Dziś azymutem kierującym nowoczesnością jest adekwatność. To na tym tle „borderline” jawi się jako typ nieadekwatny – względem czego? Względem terapeuty; jego interesuje terapeuta, o ile jest obiektem, a nie dlatego, że jest osobą. Tymczasem terapeuta chciałby być tym, z kim można się liczyć.
Reasumując, problem stawiany przez „borderline” znika, gdy ma on do czynienia z córkosynem, kto „zatroszczy się” o niego wbrew temu, co córkosyn czuje i co gryzie.
KP
P.S. Nie zdarzyło mi się gryźć futryn, zwłaszcza po spotkaniu z pacjentem. Radziłbym gryzienie futryn w trakcie spotkania – pacjentom nie dzieje się wtedy krzywda.
I zdradzę się ze swoim przekonaniem – „borderline” nie jest kategorią kliniczną. To kategoria z kręgu terapeutyki tylko.
8 Comments, Comment or Ping
Wszystkie kategorie są z kręgu terapeutyki tylko. Wydaje mi się jednak, że jest grupa ludzi którzy toczą „z obiektem” grę szczególną. Czemu obiekt nie osoba? Może dlatego, że ma się wrażenie że oni ją mogą toczyć z kimkolwiek i że cokolwiek by się nie zrobiło ta gra się odbędzie. I jest ona trudna na tyle, że zasługuje być może taki typ na jakąś nazwę. Człowiek neurotyczny współpracuje. Z borderlajnem lub kimś kogo większość tak określi się nie da tak prosto. No ale taki doskonały trójkąt to jest coś. Jak się psuje trójkąt typologiczny to jest bajzel.
Grudzień 11th, 2012
Jeszcze pomyslalem sobie ze Pan nie wierzy w borderline bo wedle trojpodzialu ojciec jesf albo obecny albo zaprzeczony albo wykluczony. A w borderline nie jest ani obecny ani zaprzeczony ani wykluczony. Pan w to nie wierzy. Inaczej mowia nie wierzy Pan w matriarchat.
Grudzień 11th, 2012
Nie mówiąc już o tym, że p. Danuta jest jakby nie było psychoanalitykiem, podkreśla to tym bardziej różnice w diagnostyce, nawet w obrębie samej analizy, tej terapeutycznej i lacanowskiej z drugiej. Co widzę? – powie Lacan o terapeutach rozkładających bezradnie ręce w obliczu pacjenta, którego ciężko okiełznać.
W przeważającej większości przypadków, ojciec obecny jest w formie zwanej wyparciem. To o wyparcie chodzi Spokojnemu, kiedy mówi o trójpodziale, i właśnie o brak umiejętności stwierdzenia z jaką sytuacją mamy do czynienia rozbija się borderline. To nie przychodzący jest na rozdrożu [co najwyżej na zakręcie], a ten do kogo kierowana jest mowa. Nie wiem co widzę a więc widzę czego nie wiem.
Grudzień 13th, 2012
Nie mam poczucia żeby terapeuci którzy mówią o borderline nie wiedzieli co widzą. Ruchy osób z taką diagnozą są przewidywalne i mają swoją logikę. Powiedziałbym nawet, że są najbardziej przewidywalne ze wszystkich grup pacjentów. Zresztą diagnoza jest najczęściej powtarzalna u kolejnych terapeutów niezależnie. Działania wywołujące chęć „wbicia zębów w futrynę” są trudne do wytrzymania, ale to nie znaczy, że są niezrozumiałe. Tyle, że ich logika znacznie się różni od logiki zachowania czy myślenia osoby uznawanej za neurotyczną. Coś innego tym steruje, tak sądzę.
Grudzień 14th, 2012
W borderline z ojcem jak w piosence: „pojawiam się i znikam…”
Grudzień 16th, 2012
Tylko, że nie o przewidywalność tu chodzi. Trzeba by się „zastanowić” dlaczego terapeuta skoro tak dobrze wie z czym ma do czynienia i jakie będą koleje procesu nie przez niego zapoczątkowanego ma ochotę „wbić zęby w futrynę”? Może dlatego, że sam nie jest jeszcze Symbolem, a stawiany jest w sytuacji bycia obiektem? To jest problematyka perwersyjności, dlatego zdecydowanie wolę gdy mówi się o perwersyjności naszych czasów niż typach i przypadkach borderline, jest się wtedy zdecydowanie bliżej Prawdy. Na marginesie`”chce się wbić zęby w ścianę, bo ktoś wpycha ci w brzuch nie twoje emocje” – przepraszam, czy nie na tym właśnie polega zasada pustego ekranu, zdaje się, że niedawno było w tym miejscu coś o projekcji… Jakie to emocje? – pyta dziennikarz – „Najczęściej agresywne i destrukcyjne: złość, zazdrość, poczucie winy. Ale czasem też nudę”. Fakt, to nie są emocje terapeuty.
„Podręcznikowa definicja mówi, że borderline to osobowość lokująca się na pograniczu nerwicy i psychozy. Nie wpada w psychozę, zachowuje kontakt z rzeczywistością. – uwielbiam to powtarzane z uporem sformułowanie, >>zachowuje kontakt z rzeczywistością<< – Ale jej nie rozumie". Przełóżmy to na pole psychoanalityki. Z jaką kategorią kliniczną spotykamy się pomiędzy nerwicą a psychozą? Czego dotyczy wspomniane przez Spokojnego "zaprzeczenie"? Przyjrzyjmy się kończącemu wywiad, ładnemu cytatowi z Kohona: "Pacjent będzie musiał uznać, podobnie jak czyni to reszta z nas, że raj nie tylko został utracony – ale że nigdy nie istniał" – czy aby na pewno? Czy aby raj na pewno nigdy nie istniał? Względem czego zatem miałoby się sytuować Prawo i odwieczna tęsknota człowieka za powrotem na łono matki?
Oj, płodny to wywiad, odruchowo pozakreślałem masę cytatów – jeszcze raz sorry Martyna. Jouissance to np. "rozpaczliwa ekscytacja" bo nie wiem czy wiecie ale jouissance to nie zabawa! "Prawdziwa zabawa oznacza rozwój, – wait for it – REALNE INTERAKCJE ZE ŚWIATEM".
…i proszę mi wierzyć, że to na prawdę fajny wywiad tylko czytam i czytam a tu przypadek perwerta leży obok neurotyka a na nich jeszcze pod koniec psychotyk w jednym worze nazywanym borderline.
Nie wiem jakie są plany autora ale jest o czym pisać. Klinika współczesnego symptomu puka do drzwi.
Grudzień 16th, 2012
Ale co to za wywiad jest? Kto tam gdzieś o Spokojnym pisze? Pytam bo się zdezorientowałem. Nieważne. Myślę, że problem z borderline polega na tym, że on nie chce Symbolu tylko osobę. Symbol – człowiek jako symbol, totemy, flagi, pani kostyczna za kozetką i cały ten siajs – to jest wszystko z epoki gdzie czterdziestu niewolników Faraona ciągnęło za pal, budowali mu piramidę i jeszcze byli zadowoleni że ona taka duża. Borderline umie obsłużyć bankomat ale nie ma żadnego szacunku dla banku. To po prostu pan kazio. Border to widzi bardzo jasno. Rzecz w tym, że przez to nie mając mitu nie ma też skóry. I ładuje swoje emocje w analityka albo czuje emocje analityka jak swoje. Czasem atakuje głową naprzód, czasem tnie sam siebie itd. To nie jest tak, że on nie ma Ojca. On ma, ale w niego nie wierzy. Taki sam kolo jak każdy inny a ten „ojciec do pragnienia” to sory ale to kit dla niego. Przez to go nic nie chroni. I to nie jest perwersja. Oczywiście, że ten ktoś będzie czasem robił perwersyjny seks. Żeby poczuć kopa. Ale to nie chodzi o to, żeby poczuć że czegoś nie wolno – żeby ojciec wszedł i coś tam ustanowił – tylko chodzi o to, żeby poczuć gdzie jest granica „ja”. Stąd ktoś na przykład mówi, że jak czuje, że jest sam i się rozpada, to jak weźmie szkło i się potnie i poczuje konkretnie ból to się uspokaja. Bo to jest realne doświadczenie i związane z fizyczną granicą.
Grudzień 17th, 2012
Jest już on-line więc cieszcie się wszyscy: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,13002628,Osobowosc_borderline__Tak_daleko__tak_blisko.html
Grudzień 19th, 2012
Reply to “Opus vitae”