Razem, aczkolwiek osobno


Tak oto bieg w miarę swobodnych myśli poprowadził mnie, tudzież i nas, do osławionego przeniesienia. Osławionego, albowiem nie może być inaczej, skoro słowo to, bez jakiegolowiek konceptualnego ugruntowania, pojawia się w codziennym ecie-pecie. Dla przykładu, w porannej TV słyszy się „przenosi agresję na…” (najzwyczajniej w świecie poważny psycholog myli przeniesienie z projekcją; jego poważne niedouczenie byłoby tylko jego sprawą, lecz jeśli uczy on i egzaminuje innych, to…cóż, w ten sposób dokonuje się psucie świata), w licznych amerykańskich czasopismach i periodykach psychologicznych i psychoterapeutycznych przeniesienie jest stale obecne, służąc za wytrych do otwierania szarych komórek, klucz uniwersalny do wytłumaczenia prawie wszystkich zjawisk klinicznych spotykanych w psychoterapii. Sprawia to, że psychologia kliniczna bliższa jest dziś szamanizmowi i animizmowi. Gdy pacjent psychologa-praktyka słyszy „przenosi pan/i swe uczucia z ojca na mnie”, to efekt tej wypowiedzi bliższy jest funkcji tessery, niż czemukolwiek innemu. No bo w czym jest to co przenoszone i kim/czym jest tragarz przenoszący „przenoszone” z jednego miejsca na drugie?

Jako, że zakładam, że czytającymi ten blog są też praktycy, to musimy zacząć ab ovo.

Ostatnio na kanałach TV-Discovery króluje niejaki Dynamo – gość dokonujący cudów na oczach tysięcy widzów. Chodzi po wodzie, czyta w myślach, zmniejsza różne przedmioty, ale i powieksza, zaprzecza różnym prawom fizyki swymi dokonaniami. Widzowie są pod przemożnym wrażeniem jego „mocy”, a on sam stara się przekonać nas, że „moc” tkwi w każdym, że moc ludzka nie jest niczym ograniczona. Dynamo to taki Yoda epoki poststarwars. Widząc te wszystkie fiki-miki z łatwością dostrzegamy, że widzowie jego popisów (inaczej tego nie mogę nazwać, bo wolałbym by zaczął namnażać chleb w Somalii, niż zmniejszał telefony komórkowe, by włożyć je do butelek, w których powracają do naturalnych swych rozmiarów) coś na niego przenoszą; są pod wrażeniem trików szamana i zaczynają wierzyć, że „moc, niech będzie z Wami”. Jednakowoż, czy triki są konstytutywne dla powstania przeniesienia. Czy nazistowskie wiece i papieskie pielgrzymki bazują na przeniesieniu, a dziecko orzekające, że „przecież król jest nagi” jest wolne od przeniesienia? Czy kierowanie tłumami polega na wykorzystywaniu przeniesienia? Nawet jeśli powiemy, że tak, to nadal nie wyjaśniamy jego istoty.

Przyjrzyjmy się tajemnicy „mocy” Dynama, ilustrując ją najprostszym trikiem. Rozkłada on talię kart awersem do spodu, po czym prosi kogokolwiek z widzów, by pomyślał o jakiejś karcie; on tymczasem wyjmie z talii tę kartę, o której probant pomyślał. Dynamo trafia wielokrotnie bez pudła. Lecz jak sprawić, by nasz mag nigdy nie mógł trafić, a zatem by przestały obowiązywać reguły probabilistyki?

Wbrew pozorom jest to bajecznie proste. Wystarcza być w tłumie, ale nie razem. Wystarczy pomyśleć o karcie np. 15-ka trefl, albo nawet 4-ka kip, by Dynamo nie mógł jej wyciągnąć. Jak widzicie, wystarczy wyjść poza reguły wytyczone dyskursem, by Dynamo stracił moc. Nawet gdyby posiadał moc wykreowania 4-ki kip, to wystarczałoby, by probant powiedział do Dynama, że jednak nie jest to kip, by Dynamo stał się impotentny. Wszystko dlatego, że Dynamo ma wpływ na ludzi tylko dlatego, że pik, trefl, kier i karo, już poprzedzają uczestników gry. To wiedza posiadana zanim przystępuje się do gry. Dynamo wyjmuje 4-kę pik z talii i wszyscy wokół potwierdzają trafność wyboru. Ten myk Freud nazwał probierzem rzeczywistości – moc kogokolwiek może taką być tylko w ramach kolektywnej wiedzy posiadanej zawczasu. Chodzenie po wodzie jest cudowne tylko w ramach wiedzy kolektywnej, że jest to niemożliwe.

Powróćmy jeszcze do naszego przykładu. Probant wymyślił kartę i kolor karciany nieistniejący. Oszukał Dynamo, który chciał oszukać probanta, że ma moce działające także poza skończonością, że jest panem nieskończoności, że zna tajniki rzekomej rzeczywistości przeddyskursywnej. Kto jednak jest w stanie wybrać 4-kę kip? Tylko szaleniec, święty, analityk – ktoś, kto wie, że on sam (ona sama) nie wpisuje się bez końca w dyskurs. Dynamo sprawia, że ludzie sądzą, iż ma on moc. Jego moc w zasadniczej części pochodzi z tego domniemania. I teraz, gdy ludzie myślą, że naprawdę ma on moc, lub wierzą, że naprawdę ma on moc, to odnajdują się jako namiętni miłośnicy jego, tudzież jego wyznawcy. Gdy natomiast zakładają tylko, że ma on moc, to mamy do czynienia z przeniesieniem terapeutycznym. Rzecz w tym, żeby między wiedzą a wiarą zaistniało domniemanie tej pierwszej, nie pewność wiedzy, lecz założenie jej istnienia.

Ze strony Dynama zaś, czy wie on, że moc ma, czy tylko mniema, że ma? Jeśli wie, że ma, staje się mesjaszem, prorokiem, guru, mistrzem itd. Jeśli natomiast wie, że ta moc jest tylko domniemana, że moc nie tkwi w nim, ale w czymś, staje się analitykiem (nie zawsze praktykującym). Widzimy więc, że jedna strona domniema, że ten lub ów ma wiedzę (wie coś, czego delikwent nie wie), a druga nie wyprowadza go z błędu (nie jest to złudzenie ani mistyfikacja), pozostawia w stanie ignorancji (uświęconej ignorancji), prawdy w zawieszeniu. To te oszukaństwo ma Freud na myśli, gdy zadaje wielce poważne pytanie – czy miłość w przeniesieniu (a przeniesienie jest miłością) jest prawdziwa?

By przeniesienie zaistniało jeden warunek jest konstytutywny. Zobrazuję to jeszcze jednym przykładem ze sztuczek Dynama. Dynamo rzuca rzutką do tarczy, po czym zaprasza kogoś, by także wykonał rzut rzutką do tarczy. Gość rzuca i trafia w to samo miejsce co Dynamo. Wyobraźmy sobie, że zaproszony gość odwraca się od tarczy i rzuca rzutką do swojej (bez znaczenia, wyobrażonej czy realnej, byleby swojej). Skutek? Albo rzut nie będzie w to samo miejsce, albo nie w tą samą tarczę, a co bardziej pewne, ani w to samo miejsce, ani w tą samą tarczę. Wszystko polega na zmianie reguł gry (kto pierwszy będzie rzucał i kogo będzie tarcza – iluzjoniści cyrkowi wyciągają króliki ze swego kapelusza; reguły gry ustalane są zawczasu i dlatego żaden z nich nie wyciągnie z kapelusza ropuchy, o ile sam wcześniej nie ustalił co z niego wyciągnie). Jak łatwo wykazać, przeniesieniem można się posługiwać i stąd analityk może nim manewrować. Pod warunkiem jednakże, że klient pozostaje w obrębie dyskursu, to znaczy, że wykonuje instrukcję i rzuca do wskazanej tarczy rzutką wystandaryzowaną zawczasu przez Dynamo. Czy wynik byłby ten sam, gdyby klient posługiwał się własną rzutką i rzucał z odległości przez siebie wybranej?

Przeniesienie istnieje, bo istnieje dyskurs. To dyskurs poprzedza podmioty, zarówno klienta, jak i Dynama. Przeniesienie powstaje, albowiem istnieje złącze między nimi dwojgiem. Tych dwoje mówi i obaj przebywają w polu języka (rzutka dla Dynama i rzutka dla klienta oznacza to samo). Tych dwoje mówi do siebie. Jeden z nich zajmuje miejsce Innego, a drugi klienta. No dobrze, ale jak sprawić, by ktoś zajął miejsce klienta, nawet jeżeli byłby samym Dynamem? Wbrew pozorom nie jest to bez znaczenia. Wiedzą o tym dobrze ci, którzy chcą zacząć praktykować jako analitycy.

Złącze jest warunkiem koniecznym istnienia przeniesienia. Lecz przeniesienie jest miłością – analityk jest, nim będzie szukany. Ma być, zanim będzie miał klientów. Miejsce jego pobytu to dyskurs. Jak to jest pięknie powiedziane: „nie szukałbyś mnie, gdybyś mnie już nie znalazł”.

Lecz co znajduje wcześniej potencjalny klient, nim odnajdzie gabinet psychoanalityka? O tym pogadamy w kolejnych odcinkach.

KP


No Comments, Comment or Ping

Reply to “Razem, aczkolwiek osobno”