W psychoanalitycznym zastanawianiu się nad kobietą dobrnęliśmy do punktu granicznego, poza którym jest już tylko teren nieznany. To teren przewidywany teoretyzacjami Freuda, jak i śmiałą filozofią, która obecnie przeżywa schyłek. Tak jak pozytywizm zagnał do podziemii naukę niwelując jej śmiałość poznawczą (ponad 100 lat czekamy na tę smiałość, która by przerwała pogoń nauki za własnym ogonem) i uczynił z naukowców (niektórych przynajmniej) futurystów (czegóż to oni nie mówią, by uniknąć zetknięcia z negatywnością, i podróże w czasie będą i zmartwychwstanie dzięki teleportacji – powiedzą wszystko, byleby zaprzeczyć negatywności), tak filozofia analityczna sprowadziła myśl do prawdy o rzeczach, prawdy o czymś, bez prawdy czegoś. „Jam jest prawdą” nie ma sensu, bo nie jest o czymś, skoro Prawda stoi przed tobą. Mówienie o czymś, zdania o czymś, to tylko utożsamianie prawdy z wiedzą, to pozytywizm na terenie filozofii. „Jam jest prawdą” nie jest wiedzą o czymkolwiek, jest za to relacją między tobą a nią.
Po co ta dygresja, spytacie? Otóż obejrzałem filmową ramotę w postaci austriackiego kryminału. W nim to ateista, oficer policji, prowadzi rozmowę z księdzem proboszczem. Brzmi to mniej więcej tak: „przecież to nie ma sensu”, swierdza ateista, „najpierw w modlitwie prosi się o „nie wódź nas na pokuszenie”, a potem bierze się wszystkie winy winowajcy, którego się wykreowało, na siebie”. Z tym argumentem nie jest w stanie sobie poradzić zwyczajny proboszcz (żeby tylko on! Papieże też biją głową w mur). Przecież to nie ma sensu! Zgoda, ale dlaczego wszystko ma mieć sens?
Nauka doszła do punktu, w którym wszechoptymizmem zaprzecza istnieniu negatywności (znanej w lacaniźmie jako brak), a religia od zarania robi coś podobnego, tyle że nie zaprzecza istnieniu negatywności, tylko obiecuje jej przezwyciężenie kiedyś tam. Sęk w tym, że dla wierzących i nie wierzących problemem jest Jezus. (Przestrzegam w tym miejscu, że moje odniesienia do religii mają sens tylko w odniesieniu do myślących ateistów, w żadnym wypadku do ateistów jedynie manifestujących). Dlaczego? Bo reprezentuje on ekstrakt negatywności (podobnie jak Sokrates odmawiający ucieczki, męczennicy za sprawę, w tym dżihadyści, ale i kobiety lżone, bite, gwałcone, a wciąż trwające w swym „stand by your man”). To postaci oskarżane o masochizm, perwersję, bezrozumny upór, brak rozeznania własnego interesu, słabość ego i wszystko inne, czym współczesność i człowiek zwący się myślącym nazywa negatywność. Tymczasem tacy ludzie są na tamtym terenie, tam, gdzie sens nie sięga, lub gdzie można posługiwać się dowolnym sensem skrywającym trwogę.
„Ojcze wybacz im, bo nie wiedzą co czynią” – to wyraz szacunku dla konstytutywnej prawdy o człowieku. Podmiot ludzki jest podmiotem nieświadomości. Ludzie, wszyscy mamy nieświadomość! Wszyscy nie wiemy co czynimy, a nawet nie wiemy co myślimy! Nie łudźmy się, oprawcy Jezusa, jak i oprawcy Sokratesa i nieszczęsnych żon wiedzą czym jest zło, wiedzą co jest złe, a mimo to robią je – nie wiedzą co robią zło czyniąc. To psychoanaliza nazywa jouissance, a nawet złem radykalnym. Człowiek ma wiedzę, lecz nie wystarcza ona, by być człowiekiem. Co jest poza wiedzą? Jedni mówią, że wilk, drudzy, że wilkołak, trzeci, że w ogóle zwierzę, czwarci, że bestia i im więcej tak mówią, tym bardziej nie dostrzegają, że mówią o sobie.
Czego to nie robi się, by odgrodzić bestię od siebie; od Ewangelii po Kanta, od Akwinity po liberałów ustanawia się granicę dla człowieka: „nie czyń tego, co tobie nie miłe”. Ale komu z nas jest miłe bycie skazanym na śmierć? A z chęcią skazujemy nań Innego. Bawią i przerażają zapewnienia naiwnych mędrków, co to zapewniają, że nie mają nic do ukrycia, zatem zgadzają się na ścisły monitoring miejski, ale tymczasem hamują przed radarem mierzącym prędkość na drodze – „Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą co mówią, a nawet co czynią”.
„Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą co czynią”” – bo tylko w taki sposób mogę uniknąć pokusy stania się podobnym do nich. Biorąc ich winy na siebie uniemożliwiam sobie kierowanie się odwetem, zemstą.
W swej podróży przez krainę psychoanalizy Freud zdał sobie sprawę, że istnieją podmioty, które zamieszkują w krainie poza psychoanalizą, w kraju „poza”. To heimat negatywności. Kim są ci ludzie, co z nich za indywidua? To histerycy, którzy opuścili areszt histeryczności, którzy przyjęli negatywność za swoją, którzy opanowali trwogę kastracji, którzy odmiennie definiują całość. Dla nich całość to nie zbiór zawierający wszystko co wymagane, co trzeba, ale zbiór wszystkiego z dodatkiem braku, chociażby z brakiem zemsty, czy odwetu.
Cóż, to człowiek święty. Więcej, to kobieca twarz Boga – prawdziwe przekleństwo feminizmu. Przypomnijcie sobie ostatnią scenę filmu wielkiego – „Bez wybaczenia”. Ta scena jest copula, spójką, zwieńczeniem. Eastwood, który nie potrafi wybaczać, skazując się tym samym na stan „bez wybaczenia” w stosunku do siebie, staje nad grobem swej żony, zwykłej prostytutki z burdelu, oszpeconej, zgwałconej, wykorzystywanej i wykorzystującej; on, który kierujący się pamięcią losów swej żony akurat skończył wymordowywanie wszystkich tych, którzy zgwałcili i oszpecili jedną z ladacznic z pobliskiego miasteczka, pojął w tej chwili, jak bardzo był kochany. Jak on, rewolwerowiec, morderca dyszący zemstą, anioł zagłady dla bandy swych kumpli po fachu, mógł być kochany? To takie proste i takie przerażające zarazem. Wszystkie winy wzięła na siebie jego żona, podobnie jak nieświadoma sprawczyni tej serii mordów, ofiara oszpecenia, która w pewnej chwili gotowa jest wziąć całą winę bandy jej gwałcicieli na siebie, przerażona ogromem zbrodni, którą kieruje sprawiedliwość. Wybaczyć winy swych oprawców może tylko kobieca twarz Boga. Przezwyciężać negatywność można już teraz, nie trzeba czekać na kiedyś.
Psychoanaliza nie jest wszelako religią ani ideologią. Wie ona, że na terenie wybaczania, miłosierdzia, współczucia itp. niecenionych cnót, można się znależć, ale nie każdy może. To teren dla podmiotu, a nie dla człowieka. To poszczególność samego istnienia, czyniąca z kobiety (bo wydaje się ona być stworzona dla histerii) postać przekreśloną (co lacanizm zapisuje jako Kobieta z przekreśloną literą K), która jest nie-cała, ale tylko w odniesieniu do mężczyzny, do wiedzy, prawdy mężczyzny. Przekroślone K jest znakiem jej pobytu na terenie negatywności, ziemi nieznanej, aczkolwiek nieobiecanej.
Doktor Sommelweis wymyslił środek na radzenie sobie z zakażeniami okołoporodowymi. Florence Nightingale wymyśliła pielęgniarstwo, troskę o podmiot. Przez setki lat, wiele setek lat, mężczyźni nie potrafili pielęgniarstwa wymyślić, toczyli jedynie sprawiedliwe wojny, a gdzie drwa robią, tam wióry lecą, potrafili tylko stawiać pomniki nieznanym żołnierzom. Jedna kobieta zauważyła, że na wojnie nie walczą tylko żołnierze, walczą też podmioty ludzkie, i że troska o nie nie polega tylko na amputowaniu kikutów pozostałych po spotkaniu członków z kulami armatnimi.
Oto różnica między mężczyzną a kobietą. Uprzedzam jenak, Florence nie ma nic wspólnego ani z posłanką, ani z feministką. Dla tych pań kobieta jest wtedy, gdy może zakładać żołnierski uniform i być fizylierką, ba!, komandoską jak G.I.Jane. Z kobietą, która ociera pot z czoła faceta, który tuż przedtem ją kopnął, tudzież ociera pot z czoła męża-bydlaka sąsiadki, czy przyjaciółki, jest posłankom, polityczkom, feministkom nie do twarzy. Te stwory uwierają wszystkim. Przeklęta, kobieca twarz Boga.
P.S.
Kończę cykl o kobietach. Zajmę się ziemskimi sprawami. Co by było, gdyby wszystkich ludzi przeanalizować, albo czy można zatrudnić analizę do przeprowadzenia rewolucji? Czytelnicy, szykujcie broń, mężczyźni nadchodzą!
Dzisiejszy wpis zawdzięczam dwóm filmom, rozmowie na ulicy po sobotnich zajęciach, wglądowi jednej z osób, że można i kochać i zabić zarazem, oraz temu, że nie wiedziałem co czynię zjadając ostatni kawałek tortu urodzinowego mej córki.
One Comment, Comment or Ping
Ziemskie sprawy są bardzo ważne i kobiety też. Nowicki powiedział, że dialog z nimi prowadzi się za pomocą dotyku. Znaczy mówił o kobietach ale z ziemskimi sprawami jest w sumie podobnie. Mnie jednak zastanawia co miałby Pan do powiedzenia o Bogu Jedynym. Czemu się zawsze ludziom rozmnaża na przykład, to jedno z tych pytań.
Październik 9th, 2012
Reply to “MDaB(15) – Łk 23, 34”