Pan Tadeusz, komentator, zadał wiele pytań w swych komentarzach o charakterze bez mała paradygmatycznym, dotyczących psychoanalizy jako takiej. Oczywiście, sięgają one daleko poza tematykę cyklu aktualnie będącego na scenie, lecz mogą posłużyć za temat cyklu następnego. Z pewnością zasługują na zainteresowanie, przeto będą te zagadnienia przeze mnie podjęte. Tymczasem skrótowo zasygnalizuję parę spraw, by komentator nie poczuł się niezauważony.
Cóż byłby ze mnie za analityk, gdyby mój gabinet omijali psychotycy, albo, co gorsza, gdybym to ja ich omijał? Jakakolwiek selekcja analizantów jest obca psychoanalizie. Problemem psychotyka nie jest to, że mówi wszystkie myśli, by uniknąć kłamania; mówi je wszystkie, bo nie wie jak ma nie mówić prawdy, ergo nie wie jak być zwyczajnym człowiekiem. Należy, mój Boże jak długo!, rozwiewać miazmaty na temat analizy. Psychoanaliza nie rozsupłuje metafor i nie goni za znaczeniami (to co filmowcy amerykańscy wkładają w usta ekranowych psychologów, psychiatrów i szarych ludzi to antypsychoanaliza). Los człowieka można zmetaforyzować, ale ten sam los przemawia metonimiami. Metafory są sankcjonowane przez dyskurs; jeśli nie są, stają się neologizmami (metaforami osobistymi, do których znaczenia nikt nie ma dostępu). Analizę interesuje mowa własna podmiotu, nie przenośnia lecz przerzutnia, że posłużę się terminologią filologiczną. Nie wystarcza zaproponować hipotezę, że dyskurs jest metaforą; trzeba jeszcze powiedzieć czego metaforą jest. I na koniec, na ten czas: psychoanaliza nie jest drogą ku prawdzie; to „droga” ku wiedzy, którą można pozyskać z nie-wiedzy, czyli za cel ma zmniejszenie obszaru nie-wiedzy.
Powracamy do tematu głównego – problematu kobiet. Nie spodziewanie w sukurs przyszedł mi tekst niejakiej pani Joanny Łopat, absolwentki kulturoznastwa i indologii, fotografki i kobiety niezależnej. Odnosząc się w swym tekście „Nie lubię kobiecych spędów” (GW z 21.IX.br) do KKP taki oto passus popełniła: „Dlaczego gdy na scenie pojawił się premier Donald Tusk, kobiety pisnęły. Każda tym, czym miała, chciała go sfotografować. Przestało być istotne to, co mówił, ale najważniejszy był sposób na dotarcie do sceny, by zrobić zdjęcie. Dlaczego gdy w kurniku pojawi się kogut, kury wskakują sobie na głowy?”
Szanowna Pani Joanno, dlaczego zaskakuje Panią odpowiedź na pytanie: „co jest pierwsze, kura czy jajko?”, w brzmieniu: „kogut”? Dlaczego Panią obrusza, by nie powiedzieć zohydza, obserwacja, że gdy do babińca w pracy wpuścić jednego koguta, kobiety się zmieniają? I przypomnę obserwcje z ostatniego wpisu – tego samego amoku doświadczają kobiety gdy kogutem jest dziecko, a także gdy kogutem jest kobieta (gdyby na scenie pojawiła się księżna Kate, widok byłby ten sam). Dlaczego w końcu obrusza Panią tylko to, że kogutem jest akurat mężczyzna? Toż to czysty seksizm. Fallus nie jest płciowy. Co komu po badaniach zwanych gender-studies, jeśli istota fallusa będzie dla badaczek nieuchwytna? Triumf fallusa leży właśnie w tym – oddziela pola płci; jednych stawia na baczność, drugim pozwala pozostawać w stanie spoczynku. Gdy się odsłania jednych czyni wystraszonych, a drugich histerykami. Pani Joanno Szanowna, zapewniam, że Pani tekst odpowiada reakcji pań kongresmenek, gdy objawił się im fallus, poniekąd przypadkowo w osobie pana premiera. Tam gdzie fallus, tam histeria u progu, a z poważnego namysłu nad kobietą nie można eliminować histerii, co ku uwadze gender-studystów przedkładam.
Biblia, jak na razie, więcej mówi o kobiecie niż tomy opracowań genderystów, które dotyczą, niestety, mężczyzn. Według niej, pojawiła się na świecie, albowiem jej brakowało; bo wyrasta z braku, bo wyrasta z tęsknoty, bo wyrasta z pragnienia, które bez braku nie miałoby racji bytu. Bóg interpretuje markotność Adama-mężczyzny jako przejaw braku, o którego istnieniu sam „Bóg-stwórca wszystkiego” nie miał bladego pojęcia. Adamowi czegoś brakuje dowiaduje się Bóg, ale my przy okazji dowiadujemy się, że równie wiele brakuje Bogu samemu. Stworzył istotę, której stworzenie jest nie skończone. Stworzył Adama nie myśląc o Ewie. Dziwne, ale stworzył istotę niedoskonałą i niezadowoloną, stworzył ten doskonały stworzyciel coś niedoskonałego, bo o czymś zapomniał – że każdy byt istnieje tylko w odniesieniu do nieskończoności, w odniesieniu do braku. Wszystko to pozwala nam widzieć kobietę jako znak nieskończoności, braku, pragnienia. Więcej, jako znak nieświadomości, znak nie-wiedzy, znak niepamięci.
Powiecie, mistyka? A potraficie odrzucić nieskończoność? Obejrzyjcie jeszcze raz „Przełamując fale”. Dla namysłu nad kobietą.
Będę temat kontynuował dalej.
KP
One Comment, Comment or Ping
Chciałam skomentować ostatnie zdania, ale cokolwiek napisałam zbyt wiele znaczyło. Pozdrawiam z nieskrywaną tęsknotą, czas mi się skurczył.
Wrzesień 25th, 2012
Reply to “MDaB(13) – nie rozumiem, dlaczego…?”