„Kocham ciebie, ale zakochałam się w nim”


Szanowni Czytelnicy,

O miłości da się powiedzieć wiele; gorzej, że nie da się jej napisać. Nie przeszkadza to jednak, by pomimo „nienapisywalności” jej, powstawały tysiace tysiąców tomów o niej piszących. Nawet przesławne „Romeo i Julia” w niewielkim stopniu o miłości traktuje. Szekspir pisze w tej historii o nienawiści. I to o tej, co góry przenosi i w wierności po grób trwa; nienawiści co to żadnej krzywdy drugiemu nie chce uczynić, a wprost przeciwnie, skoncentrowana jest tylko i wyłącznie na dobru.

Dziś przeto będzie o „miłonawiści”, amalgamacie miłości i nienawiści. Nie ja ten stop wymyślam; ja go tylko poddaję dla was obróbce. Umysły zanurzone w uproszczeniach i oczekujące na instrukcje obsługi nazwą to swojskim i już od dawna sflaczałym terminem ambiwalencja – powiedzą ów termin i oczekują od rozmówcy potaknięcia głową. Czy jednak gotowi byliby przeprowadzić bezwzględną równość pomiędzy miłością a ambiwalencją, stać murem za stwierdzeniem, że każda miłość wyrasta na pniu ambiwalencji? Wątpię, zważywszy na fakt zakwalifikowania tego terminu do obszaru zwanego skadinąd patologią. Czy odezwie się ktoś, kto sądzi przynajmniej, że miłość jest doświadczeniem patologicznym?

„Hainamoration” – bardzo rzadko odwołuję się do słownictwa lacanowskiego (przede wszystkim dlatego, żeby mówić o teoremacie lacanowskim po polsku, a nie podporządkowywać piękny język polski imperializmowi równie pięknego języka francuskiego). W zasadzie czynię wyjątek tylko dla terminu jouissance; zatem „hainamoration” to moje „miłonawiść”. O czym traktuje ten termin?

O tym, o czym ludzie różnych czasów mówią, a mówiąc czynią, i czego instruktażowym wzorcem jest komentarz pani Elżbiety. Miłość jest poza językiem, a mowa w miłości niczego nie wyjaśnia i niczego nie buduje – miłość jest doświadczeniem, poznaniem bezpośrednim, poza murem mowy przebywającym. Ależ zgoda, czemu nie? Nie zaprzeczam temu. Niezmiennie warto powtarzać – rejony mistyki i metafizyki istnieją. Istnieje Realne, a więc i Realne miłości, tyle że mistyka i metafizyka nie jest oparciem dla życia podmiotów ludzkich. W życiu istot ludzkich, (poza Wyspiarzami), Symboliczne zawsze dołącza do Realnego tworząc styk „miłonawiści”.

„Kocham go bezgranicznie. Jest dla mnie wszystkim!” rzecze nadobna, sugerując, że w końcu jest za murem mowy. Miłość ją trawi, rozgrzewa i spopiela; roztapia w słodyczy lub czyni nawozem dla gleby życia. Jest Wielka, Ogromna i wciąż rośnie ustanawiając w ten sposób Nieskończoność. Któż by nie chciał jej takiej?

Zajrzyjcie do prawdziwie kobiecej literatury, do zapisków wielkiej św.Teresy z Avila. Ta księga nie może zostać napisana; ona się nieustannie pisze, tak jak miłość bez końca potęguje. Koniec jej księgi jest równocześnie końcem jej życia. W niej nie chodzi o mowę; chodzi o poznanie Realnego miłości.

A teraz małe „Bum”. Kim jest ten kogo kochasz, zapytuje Inny?

W tej wielkiej księdze miłości nie ma miejsca na takie pytanie. Dlaczego? Bo odpowiedź sprowadziłaby Nieskończoność do marnej Skończoności, czystość uległaby zepsuciu przez zmieszanie się z brudem.

Niech odpowiedź brzmi: „Jest on mężem innej”. Co powstanie w efekcie? „Miłonawiść” – cóż, miłość jest grzeszna! Kochasz raniąc Innego – inną swego ukochanego, Innego, który zadał to pytanie lub udzielił na nie za ciebie odpowiedzi („nie ma to dla mnie znaczenia. A dlaczego to w ogóle wtrącasz się w moje życie?”).

Widzicie już teraz jak Symboliczne dołącza się do Realnego. Zmniejsza satysfakcję, pomniejsza rozkoszne pobudzenie, redukuje radość dodając do niej nieco dziegciu.

A teraz mały myk. By uratować Boga, i małego Jezuska tudzież, przed nienawiścią ludzi, Chrześcijaństwo znajduje rozwiązanie podobne do rozwiązania pani Elzbiety. Ogłasza Urbi et Orbi, że Bóg, w tym Jezus, nie zna nienawiści, w ten sposób zapewniając mu uprzywilejowaną pozycję przenajczystszej miłości, pozycję „Bez grzechu”. On tak bardzo nie nienawidzi, że całą nienawiść ludzkości bierze na siebie. Co to daje? Nic nie daje – z tego aktu nie wyrasta nic, co byłoby związane z rozkwitem miłości między ludźmi, między człowiekiem a człowiekiem, między kobietą a mężczyzną.

Dlaczego tak się dzieje? Z prostego faktu, że jeżeli istnieje ktokolwiek, kto nic nie wie o nienawiści, to z tej racji nic nie wie też o miłości. Miłość została zepchnięta to gułagu zwanego niewiedzą, do gułagu, w którym i Ty się znajdziesz po śmierci. By ocalić Boga, by ocalić dla ludzi miłość, Bóg nasz chrzescijański proponuje nam miłość bliźniego swego, nawet gdy jest wrogiem naszym. Jest to do zrealizowania, ale nie poza nienawiścią. Możemy zareagować spokojnie na oplucie nas nie odpowiadając tym samym, ale nie zrobimy tego bez znienawidzenia siebie za swą bierność, lub jego za jego chamstwo, tudzież mamę czy tatę za takie nasze wychowanie, czy księdza za takie katechetyczne nauki i wskazania. To przykazanie dokłada życiu ludzkiemu nienawiści, ale…

no właśnie, wiedząc wiele o nienawiści, wiemy też wiele i coraz więcej o miłości, o miłości, o której wie Bóg mniej niż człowiek, albo zgoła nic nie wie. W sumie, moglibyśmy uczyć Boga czym jest miłość.

KP

P.S. Cytat z tytułu pochodzi od Woody Allena z filmu „Obnażając Harrego” – to świetny przykład „miłonawiści”. W nim to bohaterka (Faye) ujawnia, że kocha tym bardziej, im bardziej rani Harrego – i nic o tym nie wie (jak dobry nasz Bóg, który tak kocha Abla, że jeszcze bardziej rani Kaina – i nic o tym nie wie). Jak to możliwe, by akurat On, właśnie On, nie wiedział o tym?

Zapraszam na mój blog, by coś na ten temat się dowiedzieć i…dla zdeterminowanych na mój występ na Uniwersytecie Śląskim 13 czerwca.

Czasami nie unikam bycia narcystą. Przetłumaczyłem tytuł filmu Allena „Deconstructing Harry” po swojemu, albowiem używane zazwyczaj „przejrzeć” poza koniecznością użycia bezokolicznika odnosi do odnalezienia fałszu, a nie ukazania prawdy, którą najlepiej widać w bajce o szatach króla.


9 Comments, Comment or Ping

  1. Zawsze mnie szokowało, jak kobiety ze zwykłego napalania się na kogoś potrafią uczynić religię.

    Czerwiec 4th, 2012

  2. Tomasz Dubis

    Czerwiec 4th, 2012

  3. Elzbieta

    Moja przyjaciółka była kiedyś w takim tyglu. Flirtował z nią. A nawet deklarował. Pojechała za nim zagranicę. Wyszło na to, że wizyta była mu bardzo na rękę. Załatwił sobie ostateczne porachunki ze swoją drugą byłą żoną, z którą ciągle ciupciał, a ona pod dom przyjechała, żeby ją zobaczyć na własne, jak to się mówi oczy. Nie wracał na noce. Był wtedy z inną dużo młodszą. Zabrał ją do jeszcze innej, żeby się od niej uwolnić. Jeszcze na dwie noce przyjechała do niego znajoma z dzieckiem, najwyraźniej zainteresowana i zwabiona na lep. No to sobie porozmawiały o niczym. Nie o nim, bo o kim? Znała ją zresztą już wcześniej. Jak już wyczyścił nią prawie wszystkie kąty???, to obraził się, że nie przyszła na pogrzeb ojca w Polsce, gdzie była pierwsza żona (znana jej osobiście – a nawet ją poinformował, że do niego pojechała), dzieci, rodzina. To ja pytam kim miałaby być na tym pogrzebie. Bo ani kochanką, ani narzeczoną ani nawet kandydatką do ręki powiedzmy sobie oględnie. Zabolało go to jednak, tego mistrza od zadawania bólu z miłości oczywiście, bo przestał dzwonić. Nawet nie zrobiła mu awantury, bo komu pytam? Szczęśliwy koniec, bo mogłaby zasilić łańcuch serc zranionych. Zadała sama ból, chociaż wiem jak cierpiała Miała dosyć, bycia jakąś ścierą od kurzu, tego kurzu z miłości , chociaż zorientowała się już po kilku dniach, w jakie gówno wdepnęła. Tuż po pogrzebie ojca ożenił się z jeszcze inną, dużo młodszą, z którą już się rozstał. I to nie koniec. Teraz jego nowa żona jest od niego młodsza o jakieś 45 lat. Kandydatka, mniemam, że może ostatnia, na salową. Pumpers girl, ale czy jedyna? Wątpi przyjaciółka i wątpię ja. Zawód pana: artysta uznany. To ja już wolałabym maszynistę, tyż mechanika, a przynajmniej jedzie w jakimś kierunku i po torach, a czołowe zderzenia są raczej rzadkością. Troszkę byłoby nudno, ale trudno. A pan to chyba nadaje się do gabinetu zanim na chlebek będzie mówił bebek. .Każdy ma prawo do miłości , ale gdzie tu miłości szukać no chyba, że chorej. Elżbieta

    Czerwiec 5th, 2012

  4. :)

    A może by tak trochę dystansu?
    http://www.youtube.com/watch?v=gykaajV2kjw

    Czerwiec 5th, 2012

  5. Elzbieta

    Ależ oczywiście. Zgadzam się i temu panu, zupełnie poważnie, życzę powodzenia i spełnienia życzeń, tylko niech to mnie nie dotyczy. Elzbieta

    Czerwiec 6th, 2012

  6. Nie wyjechałe. Zrobiłem miks.

    Miłości nie da się skomentować. Jak się zaczyna o niej wałkować, to po prostu nie jest to miłość. Flirtował z nią. A nawet deklarował. Pojechała za nim zagranicę.Bo miłość to najskrytsze z uczuć jakie ja pamiętam. Załatwił sobie ostateczne porachunki ze swoją drugą byłą żoną, z którą ciągle ciupciał, a ona pod dom przyjechała, żeby ją zobaczyć na własne, jak to się mówi oczy. Albo jest , albo jej nie ma. Jak jest to milczymy, żeby nie zapeszyć, bo opowiadanie o niej może szybko przerodzić się w banał. Nie wracał na noce. Był wtedy z inną dużo młodszą. Dla interlokutora, to jeśli nie śmieszne to co najmniej sobie pomyśli: zwariowała (ł). To jest ten wyjątkowy kod zrozumiały tylko dla zaangażowanych, i choćby był największym realistą, to brnie.Zabrał ją do jeszcze innej, żeby się od niej uwolnić. Jeszcze na dwie noce przyjechała do niego znajoma z dzieckiem, najwyraźniej zainteresowana i zwabiona na lep. No to sobie porozmawiały o niczym. Nie o nim, bo o kim? Znała ją zresztą już wcześniej. Nic nie przeszkadza. Duży brzuch, który głaszczemy i okropny nos, na punkcie którego partnerka ma obsesję. A i brzuch i nos stają się piękne. Czasami najpiękniejsze, bo tylko przynależne obiektowi naszej miłości. Jak już wyczyścił nią prawie wszystkie kąty???, to obraził się, że nie przyszła na pogrzeb ojca w Polsce, gdzie była pierwsza żona (znana jej osobiście ? a nawet ją poinformował, że do niego pojechała), dzieci, rodzina. To ja pytam kim miałaby być na tym pogrzebie. Bo ani kochanką, ani narzeczoną ani nawet kandydatką do ręki powiedzmy sobie oględnie.Dlatego jak najmniej gadania, a jak najwięcej radości za doznania, które przyszło nam doświadczać. I to, i te męki, i te wzloty, i ta choroba z miłości znana z literatury, a więc z życia. Zabolało go to jednak, tego mistrza od zadawania bólu z miłości oczywiście, bo przestał dzwonić. Nawet nie zrobiła mu awantury, bo komu pytam?To make the story short nie lękaj się kochać, a lękaj się przekraczania barier, które mogą obrócić się przeciwko tobie. Bo miłość subtelną jest i łatwo ją wypłoszyć. A te fantazje czy od tyłu czy od przodu to ostrzeżenie czy aby o miłość tu chodzi.Miała dosyć, bycia jakąś ścierą od kurzu, tego kurzu z miłości , chociaż zorientowała się już po kilku dniach, w jakie gówno wdepnęła.Oczywiście osoby zakochanej nie da się nie zauważyć, bo miłość paruje z niej. Tuż po pogrzebie ojca ożenił się z jeszcze inną, dużo młodszą, z którą już się rozstał. I to nie koniec. Teraz jego nowa żona jest od niego młodsza o jakieś 45 lat. Kandydatka, mniemam, że może ostatnia, na salową. Pumpers girl, ale czy jedyna? Wątpi przyjaciółka i wątpię ja. Ale jej prawdziwe doznania ukrywa, bo są oczywiste.Zawód pana: artysta uznany. No a nikt nie wspomina o spontaniczności. Moim zdaniem tu leży pies pogrzebany jak to się mówi.

    Czerwiec 6th, 2012

  7. Elzbieta

    A wie Pan, moja Mama mi opowiedziała, że ojciec po pierwszym z nią spotkaniu powiedział: a teraz się jakiś czas nie zobaczymy, bo muszę załatwić kilka spraw osobistych. Sam pozamiatał, ścierę wytrzepał i zaczął się nią spotykać. Nie deklarował się przez dwa, aż w końcu Mama powiedziała mu: mnie interesuje założenie rodziny, więc się nie spotykajmy, bo widać łącza nas inne „interesy”. Następnego dnia był z kwiatami. Zagrała va banque. Czy to samo? Elżbieta

    PS. A miks …. wariantów na miłość jest tyle ilu ludzi na świecie. Może wariant artysty jest jednym z nich, ale nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego w tym wariancie, dotyczącym mojej przyjaciółki, miałabym jeszcze ochotę na spontaniczność. A pies to kocha zawsze i każdy by chciał mieć takiego psa, tylko psem nie koniecznie chciałby być.

    Czerwiec 6th, 2012

  8. Elżbieto, w Twoim poście brakuje chyba niektórych wyrazów. Co przywodzi mi taką myśl na myśl, że opowiadasz o braku.

    Czerwiec 7th, 2012

  9. Elzbieta

    Też to zauważyłam po niewczasie. Przepraszam za niedogodności. A rodzice bardzo się kochali mimo różnych zawirowań losowych. Bardzo skomplikowanych i bolesnych dla obojga. Ale niestety, choćbyś nie wiem co czynił, ból towarzyszy każdemu uczuciu. Bo brzuch stanie się nie do przyjęcia, a nos z wiekiem robi się coraz większy. I choć to nie o to chodzi, to celowo skupiam się na widocznym. Bo niewidoczne to jest to tam tego. Elżbieta

    Czerwiec 7th, 2012

Reply to “„Kocham ciebie, ale zakochałam się w nim””