A może by tak analik, kotku?


Kolejny raz muszę podziękować Spokojnemu za komentarz. Świetnie ilustruje on to, że człowiek nie ma do dyspozycji wszystkich znaczących. Wszystkich w ogóle, a nie wszystkich trzymanych w piwnicy. Mieć wszystkie w ogóle oznaczałoby anulowanie nieskończoności, a mieć te co znajdują się w piwnicy to policzalność, widoczna dla przykładu w tytule „Wszystkie odloty Chayenne”. Dodajmy też, że lacanowski Inny też nie ma do dyspozycji wszystkich znaczących, a na deser dla prawdziwie wierzących religijnie dopowiem, że ten czy ów Bóg też nie ma. Na pytanie „jak żyć” jedyną odpowiedzią jest milczenie. To dlatego to pytanie jest tak istotne, ale nie jedyne, które spotyka w odpowiedzi „nic” milczenia. „Dlaczego kobiety noszą sukienki?” to inne z takich pytań, odbijające nie-wiedzę odnośnie tego, jaka to różnica sprawia, że jakiś człowiek w swej garderobie trzyma sukienki, a inny garnitury. Gdy Freud cytuje powiedzenie przypisywane Napoleonowi, że „anatomia jest przeznaczeniem człowieka” pokazuje skończoność, ograniczoność naszego dostępu do tzw. „prawdy czegoś”. Kto z nas będzie zadowolony z odpowiedzi: „panie noszą sukienki bo mają c…, a panowie garnitury, bo mają p…”?

Trzecie z wielkich pytań podmiotu brzmi: „co by mi sprawiło największą satysfakcję?” Co jest moją/twoją rozkoszą nad rozkosze? Prawda, że zamilkniecie teraz? I za moment, za ledwie chwilę… udacie się do Innego, do Boga choćby samego po odpowiedź. Czy odpowiedź was zadowoli? Czy zadowoli was odpowiedź idola Chrześcijaństwa, która odracza rozkosz nad rozkoszami na święty turecki, na koniec czasu i historii? Czy zadowoli was odpowiedź w postaci muru milczenia analityka/czki?

Większość z nas, zdecydowana większość, jest najzwyczajniej w świecie potentatami paprykowymi, która gdy spotka domniemanego Innego pytanie takie wyartykułuje (pytanie zostało zadane nie Tuskowi, tylko premierowi).

Przeznaczeniem analityka jest stanie się posokowcem. Jak zwietrzy trop, to już nie odpuści. Taki trop zwietrzyłem wczoraj zaglądając do WO najnowszych. W nich to znana gwarantka satysfakcji, edukatorka seksualna, pani Alicja Dłogołęcka (niestety daleko jej jeszcze do bezzębnej staruchy edukującej parę młodzieniaszków, Dafnis i Chloe w zakresie miłości – to para napalona na siebie, jak już rzucą się na się to satysfakcja przyjdzie zgodnie z naturą; starucha wyprowadza ich z tego błędu, naturalności rejestru satysfakcji). odpowiada na pytania niejakiej Pauliny Reiter dotyczące seksu analnego. Czegóż to w tym wywiadzie nie przeczytamy? Nawet mały wykład o treningu czystości (z cyklu jak pedagodzy i seksuolodzy rozumieją Freuda); znajdziecie w nim kilka gładkich formułek, z których nadrzędność zostaje przyznana kwestii uspołecznienia – trening czystości to pierwszy stopień uspołecznienia i już. Teraz już testu nie oblejecie, a głupich pytań nie zadawajcie, np. dlaczego uspołecznieniu towarzyszy przemoc?, czego broni swym oporem dziecko? i kilka innych nie mniej zagadkowych. Lecz to tylko pejzaż oglądany z okien pojazdu wiozącego dwie rozmawiające panie do satysfakcji analnej.

Czytamy oto co następuje: „Żeby kontakt analny był przyjemny, to kobieta musi tego naprawdę chcieć”. Tak jest powiedziane! Naprawdę chcieć, cóż to znaczy? Czy gdy dziewczę płoche, czy zwyczajne po prostu, przed swym pierwszym „razem w łóżku” z chłopcem, rzecze do niego „nie, a może nie dzisiaj, a może nie tutaj, ale boję się..itd” naprawdę chce, czy naprawdę nie chce? Jeśli nie umiemy zadawać pytań profesorom, pod urokiem których jesteśmy, pozostają nam tylko ich odpowiedzi. A pytanie zadane przeze mnie brzmi: czy prawda leży w „nie chcę”, czy w „chcę, ale boję się”? Dlaczego znana edukatorka zdaje się sądzić, że prawdziwa prawda leży w kobiecym „nie chcę”, a podejrzewa brak prawdy w kobiecym „chcę”?

Powtórzę za Lacanem, Freudem i szeregiem mniej znanych analityków: bycie człowieka oparte jest na pozorze, choć on sam pozorem nie jest. W tym kontekście największym pozorem jest mylenie prawdy z realnością. To w pytaniu jest prawda kierująca się ku realności (czego chcę w stosunku analnym?). Zdumiewające jest słyszeć eksperta twierdzącego, że jedynym sensem stosunku analnego jest satysfakcja, by był on przyjemny (to już lepiej głaskać Mruczusia mruczącego rozkosznie tuż obok – przyjemność gwarantowana). Stosunki seksualne mają sens, według pani Długołęckiej. Jest nim albo rozrodczość, albo przyjemność. Czyli, chcesz mieć dziecko idziesz do łóżka i/lub chcesz mieć przyjemność idziesz do łóżka. Zastanawia mnie czego dotyczy ta wiedza i w związku z tym pani ekspertce dedykuję pytania wraz z odpowiedziami, bo w zdolność jej odpowiedzi nie wierzę.

Po pierwsze, ludzie wymyślili łoże małżeńskie (nie konkubenckie i nie partnerskie); wnioskuję, że po to, by było gdzie robić dzieci i/lub zażywać przyjemności seksualnej; ale w takim razie po co pary spędzają w nim mnóstwo czasu nie robiąc nic takiego?

Po drugie, dlaczego miłość prowadzi nieuchronnie do seksu (lecz nie nieuchronnie do przyjemności, czy robienia dziecka), a seks do miłości tylko ewentualnie? Zgryźliwie (motyw tego wyjaśnię za chwilę) dodam, że nie śmiałbym stawiać panią ekspert przed wyzwaniem dla niej za trudnym, kusząc ją zadaniem ponad jej siły – czym jest ewentualność, a czym konieczność.

Nie ma miłości, która nie potrzebowałaby pozoru, na którym może się oprzeć („Ale kochasz mnie, prawda?”. „Ponad życie, najdroższa!”). Ludzie mają stosunki seksualne w najróżnorodniejszych formach. Bardzo rzadko, gdy rzecz dotyczy robienia dzieci, trochę częściej, gdy rzecz dotyczy przyjemności (w takich przypadkach wolą wybierać podróż poza małżeństwo), a najczęściej dlatego, by na tym pozorze podtrzymywać miłość.

Gdy w roku 1988 kończyłem dobrze zapowiadajacą się karierę seksuologiczną nie pytano się mnie dlaczego. Więc dziś odpowiadam. Dlatego, że w całym wywiadzie dwie rozmawiające ze sobą kobiety ani razu nie użyły słowa miłość. Seksuologia jest ukrytą formą kuplerstwa, ułatwia efektywne pieprzenie się (pani ekspert w formie anegdoty sugeruje jaki żel nawilżający odbyt należy kupić). Nie oferuje żadnej wiedzy o miłości, a przecież wiedza o niej jest najważniejszą z wiedz, bo dotyczy wszystkich. Jest ważniejsza nawet niż wiedza o zdrowiu, bo na tę chorobę chcą zapaść wszyscy.

Sokrates powiedział był: „Wiem, że nic nie wiem, a jedyne co wiem dotyczy Erosa [miłości]”. Z całą mocą idę tu za Lacanem stwierdzającym, że był on największym psychoanalitykiem ludzkości, a na dodatek nie brał za tę wiedzę nawet złamanego grosza.

KP

P.S.A tak przy okazji sprawdźcie od kogo czerpał wiedzę o niej Sokrates. I jeszcze jedno, koniec mej sesksuologicznej przygody był równocześnie początkiem przygody psychoanalitycznej, ale już w fotelu psychoanalityka.

 


7 Comments, Comment or Ping

  1. Wspomniana wyżej pani magister Jadzia wbrew pozorom wie co robi. Im więcej będzie tak gadać, tym później więcej przyjemności mieć będzie o ile się rzecz jasna znajdzie taki kozak.

    Maj 21st, 2012

  2. Ciekawe jest to ukryte założenie – że facet to zawsze chce w kakao?

    Maj 23rd, 2012

  3. Elzbieta

    A swoją drogą to nie tylko blogowicz, czytaj piszący autor tego szczególnego blogu mnie intryguje, ale i Spokojny nie jest daleki od mojej nim fascynacji nim. Bo ten tego to tego nie da się obejść.

    Maj 23rd, 2012

  4. Elżbieta ma rację we wszystkim. Natomiast Wojtasie nie zawsze facet chce w kakao, niemniej to jest to pytanie które ja właśnie chciałem postawić tylko nie chciałem żeby nie psuć konstrukcji. Bo czego pani magister Jadzia chce w analu to mniej więcej jest jasne. Ale czego chce w analu ten pan? To jakaś plaga. Co ściągnę pornosa, to oni ciągle to robią. Mnie to psuje oglądanie bo na co to, po co to tak? Nigdy to mnie nie jarało.

    Maj 23rd, 2012

  5. Elzbieta

    Proponuję zatrzymać się i popatrzeć w niebo, albo jeszcze lepiej pogłaskać kota lub psa. Może być pod włos. To jest dopiero doznanie. Elżbieta

    Maj 24th, 2012

  6. Jeśli chodzi o kakao to ja także musiałbym tego naprawdę chcieć, żeby to zrobić. Bez tego bym nie chciał.

    A co do fascynacji Spokojnym, którą czasem trudno ścierpieć, zważywszy poziom własnych zalet, to mam taką teorię. Autor bloga stara się przecisnąć obraz świata przez głowę, co zresztą całkiem dobrze idzie i jest w tym sensie fascynujące, że prawie da się (oczywiście jak się naprawdę chce). A Spokojny wchodzi tak jakby od dołu, (żeby nie powiedzieć od tyłu) i redukuje napięcie związane z trudem przeciskania wszystkiego przez głowę. Więc może znowu opozycja między przyjemnością wstrzymywania i przyjemnością popuszczania. Dopiero jedno i drugie w odpowiednich proporcjach daje właściwy smak.

    Maj 25th, 2012

  7. Elzbieta

    Szczęśliwie zapadła cisza nad granicą dobrego smaku. ELŻBIETA

    Maj 27th, 2012

Reply to “A może by tak analik, kotku?”