Panna Psyche ostatnio mi się objawiła. Raz, że Wyspiarze (prawdziwie obcy Kontynentalczykom temat) swym istnieniem do bólu podkopują wiarę w jej obecność; dwa, że trzy autorytety wielkie deliberowały ostatnio na temat duszy i jej miejsca w życiu. (Zapis, zapewne skrócony, ich dyskusji pojawił się w jednym z ostatnich numerów TP). Filozof, ksiądz i psychiatra-psychoterapeuta wypowiadali się na temat duszy i kwestii czy dusza choruje. Przyznaję, że niczego nowego z tej dyskusji się nie nauczyłem. Ksiądz, jak to ksiądz, podkreślał nadrzeczywistość duszy – lecz nie określił jej jako obecności Innego „w” człowieku (czyżby był to rodzaj herezji?). Psychiatra-psychoterapeuta wypadł blado, bardzo blado. Stwierdził, że w swej pracy nie ma do czynienia z duszą (tylko jak rozumiem z psychiką, która siłą rzeczy ulokowana jest w mózgu), a jak już ma do czynienia to odsyła duszę do księdza (czemu nie do mistrzów, mnichów i kapłanów innych wiar?). Filozof po filozofijsku stawiał tezę, że dusza stoi za „przymusem” zadawania pytań przez człowieka.
Trzy stanowiska, a skutek? Najbłahszy u praktyka od leczenia: „to nie moja sprawa” mówi i tyle go masz. Nie zaprzecza istnieniu duszy i jej chorobom, tylko nie jest specjalistą od nich. Filozof jest uczciwszy. Stwierdza, że dusza zadaje pytania, na które trudno jest odpowiedzieć, nie przyznając przy okazji, że na które, co bardzo możliwe, odpowiedzi nie ma. Ksiądz, co oczywiste, tego tym bardziej nie przyzna, bo odpowiedź, jedna na wszystkie trudne pytania, istnieje. Jest stała od mniej więcej 2000 lat, co każe z przerażeniem skonstatować, że prapraprzodkowe nasi sprzed ponad 2000 lat to naprawdę mieli przerąbane, pozostawiając dzisiejszych pytających o to samo w stanie swoistej perwersji – skoro już tak długo odpowiedź istnieje, to dlaczego ją tak wielu odrzuca.
O duszę nie tak trudno. Pokazał ją niedawno pewien Paprykarz, Kontynentalczyk jak się patrzy. „Jak tu żyć, panie premierze?” spytał. Trzech adwersarzy udzieli na to pytanie następujących odpowiedzi:
Filozof zagai, że wielu mądrych ludzi udzielało na to pytanie wielu różnych odpowiedzi (ten styl zaobserwujecie łatwo oglądając przemowy prof. Hartmana i prof. Mikołejko w TVPKultura), podzieli się wiedzą o tych odpowiedziach, nie da własnej (bo nie ma już mędrców wśród nas), i zostawi z zachętą, by wybrać dla siebie najbardziej przekonującą.
Ksiądz z absolutną pewnością, ale z brakiem lub z wrażliwością zwaną „otwarciem na innego”, zadekretuje, że „odpowiedzią jest Jezus”, sugerując przy tym, że należy pogłębić wiarę lub zgoła nawrócić się na nią.
Psychiatra-psychoterapeuta orzeknie, że nie masz Paprykarzu problemów natury psychicznej, a dusza twoja nie bardzo mnie interesuje; proponuję przeto pójście do szachermachera od duszy, czyli księdza, kapłana, mnicha, spowiednika, guru itd. (propozycja mocno zależna od uprzedzeń osobistych).
Odpowiedzi niby różne, ale wspólne w nich jest to, że wszystkie one odsyłają duszę w niebyt. Wszystkie dają „kota w worku”. Spośród mrowia możliwych wybierz, którą chcesz; odpowiedzią jest Jezus, a nie odpowiedź Jezusa; znam odpowiedź (skoro odsyłam do księdza) ale jej nie zaproponuję lub w ogóle nie znam.
Już od dawna nie pokłada się nadziei w duszy, zbyt indywidualna się wydaje. Czy to jedna dusza w każdym człowieku przebywa, czy też każdy człowiek ma swą i tylko swą, jedną duszę? To nie takie proste. Jeśli człowiek jest pytaniem, to co oznacza stwierdzenie „życie nie ma sensu”? To odpowiedź przecież, tyle że na pytanie zadane przez nie wiadomo kogo. Wyspiarze tak mają, pytania nie zadają, posługują się odpowiedziami. Czy mają więc duszę? W każdym razie pewne to nie jest.
Wyjaśnijmy przy okazji różnicę. Wszyscy kiedyś zadajemy pytania. „Którędy dojść do…?” to pytanie wynikające z niewiedzy, ale pytanie „jaki jest sens życia?” wynika z nie-wiedzy; nie z braku wiedzy, ale z wiedzy, której nie ma i nie będzie. Więc: „jak żyć, panie premierze” może spotkać się tylko z „tak jak pan pragnie”; „dobre sobie, ale czego ja pragnę?” Może tego, by wiedzieć jak żyć? „Fajnie,tylko dlaczego z tym pytaniem zwracasz się akurat do mnie?” „Czym to niby zasługuję na takie wyróżnienie?”
Bezgraniczna cierpliwość w znoszeniu nieprzychylności kosmosu, bezduszności rzeczywistości, nieobliczalności losu – oto czym jest dusza. Ziemia woła, Zimia prosi, a gwiazdy milczą. Czy Ziemianie są sami? Kto zna odpowiedź, niech natychmiast się odezwie. Lecz jeśli nie zna, lub się nie odezwie, i tak nie przestaną Ziemianie zadawać tego pytania. To tym nieustawaniem, tym dążeniem, niekończącym się, do opierania się temu co nie daje się usłyszeć, jest dusza.
Duszą się woła, duszą się kocha – inną duszę?
Co Wy na to by popisać o miłości?
KP
2 Comments, Comment or Ping
Sens życia znał najlepiej pan Witek który na molo w Sopocie kapelusze kowbojskie sprzedawał. W ofercie były zwykłe po 25 i z ciachem po 30. Jak ktoś chciał z ciachem, to on brał kapelusz przed siebie na kolana, karatał go od góry i mówił ciach. Wtedy się takie dwa półdupki z tego łepka kapeluszowego robiły i to był z ciachem po 3 dychy. Pan Witek rozszerzył kiedyś ofertę o porady i taka porada kosztowała 10 złoty. Ponieważ mówił mądrze, ludzie kupowali te porady i słuchali a ich serca przepełniały się ufnością. Jeden przyszedł kiedyś i mówi
– jaki jest sens życia
– tu dyche połóż. O tak. To teraz słuchaj. Najpierw robotę znajdź. Dobrą robotę masz?
– dobrą
– to dobrze.. To teraz uważaj.. Babę masz?
– nie mam
– babę musisz mieć. Dobrą babę poszukaj. Żeby duże balony miała. Baba z dużymi balonami jest więcej robotna rozumiesz mnie?
– rozumiem
– to teraz tak. Babę znajdź, odwal robotę i dzieciaki mają się uczyć. No. To tyle.
– a sens życia?
– nie wiesz jeszcze?
– no nie
– drugą dychę połóż. O tak. To teraz uważaj. Tak rób, żeby ten..tego.. NO. Tak właśnie rób. I żeby ten tego ten.
Pan Witek otworzył wiele umysłów. A tu on na występie w Irlandii:
http://www.youtube.com/watch?v=adE8MVp4Eo0&feature=related
Maj 15th, 2012
Ano właśnie. Bo co zrobić z tymi , którzy duszę mają, a nawet i w nadmiarze, a nie mają tej drugiej duszy w zasięgu ręki nie mają. No i te walory, jak słusznie zauważa pan Witek, dusza musi mieć. A jak ma w nadmiarze, a duszy spotkać nie idzie. A więc od duszy do ciała, albo od ciała do duszy, byle ta dusza była. Jaki dusza ma sens, skoro tylko ciało ona ma. Na początek to wystarcza, ale co dalej. Bo miłość, do której zmierzamy, pan Witek też, to harmonia duszy i ciała, żeby wychodziło ten tego. A tu ani ten. Ani tego. A tylko to ten tego spełnieniem jest. Pan Witek nie patyczkuje się, a jak mawiał pewien profesor filozof, mawiał delikatniej, to o tę harmonię rozchodzi się. Kolejność nie gra roli. To wolno amerykanka. Byle ten tego, byle z zachowaniem jakiś proporcji. I ciała z duszą . I duszy z ciałem. Ale to ideał. Pan Witek też tak uważa i ja się z nim zgadzam .Tylko co z tego. I ciało jest i dusza, a ten tego za cholerę nie wychodzi. Jakie jest wyjście. Zamiast ten tego, duszne rozmowy o duszy, o ten tego,na fotelu u specjalisty. Takiego na chorą duszę oczywiście speca. Tylko, że już nawet, na ten tego nie ma chęci i dusza. I ciało, bo i po co. Wiara się wypaliła. Ale, żeby nie było jak na pogrzebie cioci ta podleczona dusza nagle zaczyna szukać ciacha, bo dusza jest nieśmiertelna, a ciało jakoś w tłoku ujdzie. Tylko jedno uwierające skołatanej duszy pytanie nasuwa się. I pytać od nowa zaczyna: o co chodzi? Czy o ciało czy o duszę chodzi jej, bo o harmonii to już chyba nie ma już co marzyć. A może właśnie tylko harmonia pozostaje, a czasu mało zostało. I znowu się trzeba spieszyć, bo ulotni się. Pozdrawiam Spokojnego, specjalistę od duszy no i pana Witka, tez specjalistę. A ten tego, mi się bardzo podoba, bo o to chodzi w tej całej zabawie. EO
Maj 21st, 2012
Reply to “Duszo, moja duszo, gdzież się to podziałaś?”