Jak wspomniałem kilka dni temu będę kontynuował temat wywołany filmem na temat psychoanalizy i autyzmu. Tym razem, aliści, będę bronił psychoanalizy w jej zmaganiach z autyzmem. Czy warto?
Ma rację Spokojny – istnieje związek między występowaniem splotu objawów określanych mianem autyzmu, a pewnym defektem mózgu. To wyczerpuje zakres wiedzy na ten temat. Chyba przyznacie, że to tyle co nic. Istota autyzmu nadal zostaje poza zasięgiem tych co: ” Rozkładać, badać, wiązać i odkrycia/Wciąż nowe czynić – to ich pasja życia.”
Jakie jest znaczenie tego co zwą „defektem mózgu”? Osoby z zespołem Downa mają defekt genetyczny – czy pomaga to im jednak znosić ich dole i niedole życia? Czy poza wysiłkami, mniej lub bardziej udanymi, zapobiegania społecznemu wykluczeniu przez wszczepianie tych osób w środowisko szkolne i rówieśnicze, udało się zrobić cokolwiek więcej? Gdzie są związki intymne między osobami z takim defektem i bez takiego defektu? Gdzie są dzieci z takich związków powoływane do życia poza ryzykiem genetycznym? Nie będę ciągnął retorycznych pytań ponad zasadną potrzebę, by wskazać, że dziś, odkrycie, przecież niefikcyjnego defektu mózgu, przynosi korzyść, ale tym, którzy pozostają poza światem ludzi dotkniętych defektami. Ci, spoza tego świata tworzą mrzonki, te fikcyjne konstrukcje wyrosłe na glebie behawioryzmu, który uznaje za osobę normalną tylko taką, która umieszczona w ściśle kontrolowanych warunkach będzie reagowała, a przede wszystkim zachowywała się (spójrzcie na dzieci z ADHD) w przewidywalny i jasno określony sposób. Ostateczną konsekwencją behawioryzmu jest i pozostanie traktowanie niedostosowania jako patologii. „Ten system nie zna podmiotu, który stałby naprzeciwko niego” – to cytat z książki Helmuta Gollwitzera opisującej rzeczywistość sowiecką lat 30-tych i 40-tych ubiegłego wieku, rzeczywistości wprowadzającej behawioryzm naprawdę w czyn.
W jednym z odcinków Greg House znajduje się w szpitalu psychiatrycznym. Spotyka tam pacjenta, który w wyniku napaści traci żonę. Odpowiada na to urojeniem, w którym ma siebie za Supermana. Wiemy już, że po to by ratować wszystkie żony świata przed losem jego żony, albo wszystkich mężów świata przed jego własnym losem. Czy ta różnica ma znaczenie? Oczywiście, że ma, ale nikogo to nie interesuje. Psychiatrę interesuje tylko zamknięcie w szpitalu i uzyskanie wglądu, że jest to urojenie. W świecie proponowanej normalności nie ma Supermanów – to proponuje psychiatra; przy okazji wyjawiając w ten sposób urojenie własne. Otóż, ten wariat piszący dla was blog twierdzi, że Supermani istnieją. Od czasu do czasu pojawiają się to tu to tam i ratują ludzi, a wraz z nimi cały świat. Ostatnio w Fukushimie i gdzieś na Mazurach, gdzie wyciągnął z zatopionego samochodu dwie kobiety. Może naprawdę wierzyli oni, że są Supermanami ratującymi świat albo czyjeś rodziny, tudzież cokolwiek innego. Jeśli nie wiemy nic o urojeniu, nazwiemy ich bohaterami, jeśli wiemy, to po bohaterstwie nazwiemy ich chorymi i umieścimy w szpitalu. Pierwszych namaścimy orderami za odwagę, o drugich zapomni nawet historia wspomnieć. Tym jest sedno etykietowania. Są wariaci rozpętujący wojny i są wariaci ratujący świat. I jedni i drudzy mogą być kierowani urojeniem. Cóż z tego kiedy tylko pierwsi są psycholami?
Do tego prowadzi redukowanie psychola i psychoz do kwestii urojeń. Teza radykalna brzmi: likwidując urojenie związane z Supermanem likwidujemy też samego Supermana – bo kto, jeśli nie wariat rzuci się w płomienie by ratować człowieka, lub porwie się na chodzenie po wodzie w tym samym celu?
Behawioryzm krzyczy, że to niemożliwe, i zaraz potem dodawał, że rozpad systemu komunistycznego również. Benedykt XVI spitrał na Kubie i zamiast pójść po wodzie dał znać, że „wiecie, moi wierni, należy liczyć się z realiami”. Czyżby był nieodrodnym synem behawioryzmu?
Dlatego jestem psychoanalitykiem. Nie wystarczy dostosować autystyka, daunika (wybaczcie proszę, zwłaszcza osoby z tym defektem, ten neologizm; nie obraża on tylko postuluje istnienie słowa, którego jak narazie nie ma), adhd-ika (to samo) do rzeczywistości większości. To najwyżej pozwala spać spokojnie innym wokół. To wszelako nie pozbawia niedostosowanych ich zgryzot, niepokojów, mrzonek, snów i urojeń. Dostosowanie jest wymuszaniem uznanawania granic możliwego i niemożliwego. Z pewnością niedostosowani mogą nauczyć się wiązania sznurowadeł i klejenia kopert, ale czy mogą porywać się na chodzenie po wodzie? Behawioryzm na ten temat milczy – „nie ma tu miejsca dla niczego poza z góry ustalonymi planami i produkcją; wszystko, co rośnie, samo w sobie jest podejrzane.”
Tylko w perspektywie podmiotu, gdy na horyzoncie to podmiot jest wszystkim, autyzm i inne niedostosowania znajdują swe bycie. Swe, a nie czyjeś.
KP
P.S. Tak oto uczyniony został wstępny krok ku wpisom dotyczącym kosmosu psychoz. Unikałem do tej pory tego tematu, ale dopadł mnie on. Zatem pójdę po wodzie i zobaczę gdzie dojdę.
Tytuł tego wpisu pochodzi z Fausta, akt IV (wraz z cytatem w tekście samym). Zapomniałem ostatnim razem dodać, że tytuł poprzedniego wpisu pochodzi od Georga Friedmana, na którego powołał się Gabriel Marcel w swym referacie „Granice cywilizacji przemysłowej”.
2 Comments, Comment or Ping
No dobra. Ale co innego mówić, że się osobie z defektem mózgu umożliwi lepsze życie w tym w czym ona żyć musi a co innego mówić, że matka zimna, ojciec wykluczony i dlatego dziecięca psychoza. Mając dziecko z autyzmem wolałbym usłyszeć jasno – to defekt mózgu, to nie twoja wina, nie jest twoja kobieta zimna, nie jesteś wykluczony, po prostu ono musi tak mieć puszczaj mu bombelki będzie się cieszyć. Tak się jakoś da żyć. Z przekonaniem, że jakbym się bardziej postarał coś w sobie zmienić to by się udało i ciągłą porażką żyć dużo trudniej.
Marzec 31st, 2012
Jak wielu Pana seminarzystów, ich przyjaciół i przyjaciół ich przyjaciół i jeszcze wielokroć działania tych przyjaźni, zaprasza znanych sobie autystyków, dauników oraz Innych na Pańskie seminaria? Ilu Dauników, wiedzionych przez Nich Samych puka do gabinetu psychoanalityka? Psychoanaliza to „wisienka na torcie”, nawet nie lizana przez Nich przez szybę. Ot, Qultura taka.
Kwiecień 2nd, 2012
Reply to “„w zuchwałym swym mozole/Podziwu godne sprawię rzeczy””