Rzadko zdarza się, bym w pełni zgadzał się z komentarzami, a tak właśnie jest. Przy czym mam na myśli komentarze na jakiś temat, a nie osobiste wycieczki tych, którym ostatni mój cykl sprawił dyskomfort. Ale cóż, pawlakanizm do czegoś zobowiązuje, a został powołany do życia nie moimi słowami. Pawlakanizm nie boi się słów i nie stroni od zajmowania się tematami, które mają być „cicho sza”. Psychoanaliza nie powołuje do życia świętości, raczej chroni już dawno obecne, jak na przykład wolność słowa.
Tyle tytułem wstępu, nie bez związku zresztą z kolejnym cyklem, który rozpoczynam. Skłania mnie do tego sprawa zwana ACTA i wywiad, który przeczytałem w Newsweeku. Gość Newsweeka to pan Hołdys, mówiący, że jest twórcą. Być może. Tylko co go do tego uprawnia?
Czy wierszokleta jest twórcą? A żępajło? Wyobraźmy sobie, że robię zelówki; robię bo lubię. Idą jak świeże bułeczki. Zyskuję popularność bo nie oszczędzam na gumie, a cenę wyznaczam dumpingową. Czy mam coś wspólnego z twórcą, bo z wytwórcą już tak? Pan Hołdys twierdzi, że jest się twórcą bo należy się do stowarzyszenia twórców. Według niego gdy jakaś grupka zwana zarządem zgodzi się na to by nazywać go twórcą, tym samym promuje go na bycie twórcą. Twórcy in spe bardzo chcą być twórcami-rezydentami stowarzyszenia twórców, bo ono gwarantuje tantiemy. Tym jest mierzalna wartość twórcy, całkowicie oderwana od wartości jego dzieła branego jako egemplarz. Czy w takiej sytuacji jest to dzieło sztuki?
Przyjrzyjmy się Jankowi Muzykantowi, Paganiniemu prozy Prusa. Czysty talent na swym stradivariusie z brzózki wystruganym gra cud muzykę. Słuchają jej żabki w strumyku i krówki na polu, którym Janko pastuchuje. No i zafrasowany Prus. Czy Janko jest twórcą? Bo pan Hołdys zdaje się twierdzić coś takiego: jeśli zostanie przyjęty do stowarzyszenia artystów to tak. I nawet jeśli będą jego muzyki słuchać żabki w strumyku (bo kto słucha muzyki w kolejce do dentysty choć z radia się sączy), to wystarczy by była odtwarzana aby płacić tantiemy jej twórcy.
Jaka jest relacja między owocem potu twórcy a wartością tegoż owocu? Nie wartością mierzalną konkretnym miernikiem, ale wartością mierzalną słowem (wspaniała, fantastyczna, niezwykła, piękna, poruszająca, genialna, denna, nijaka, bez wyrazu, koszmarna, kiczowata)? Żabki nam tego nie określą. Prus owszem („muzyka Janka była piękna”). Ale czy wystarczy jeden Prus (nawet wielki Prus), by muzyka Janka przestała być sprawą uszu Prusa? Muzyka Janka nie może być tylko oparciem dla uszu Prusa by stała się sztuką. Uszy wielu też nie wystarczą, wystarczy doświadczenie z disco-polo by to zrozumieć. Teza pierwsza brzmi: wiele uszu musi stać się uchem kolektywnym. To odróżnia coś popularnego od czegoś pozaczasowego. 100tys. uszu na koncercie świadczy jedynie o popularności, a nie o wartości danej muzyki.
Ucho kolektywne – co to takiego? To społeczne afirmowanie wytworu twórcy, to wyniesienie prostej rzeczy (np. serii dźwięków) do godności wielkiej Rzeczy; gdy tak się stanie taka Rzecz przebywa już w języku i zakotwicza się w dyskursie. Mówi się: ballada cis-moll, coż za urzekająca kaskada dźwięków! Oto dzieło przerosło twórcę. Twórca może być dupkiem, nawet pedofilem (casus Polańskiego), degradując go wywyższa się równocześnie jego wytwór. Jego? To twór wywyższamy nie twórcę. Ten twór stał się nasz! To my mamy do niego prawo, twórca jest tylko cieniem tworu. Zasługuje on na nasz podziw i naszym podziwem jest wynagradzany; wywyższenie twórcy (aplauz na stojąco np.) zachodzi poprzez nas, poprzez my, a nie poprzez mnie.
Tworzenie jest ryzykiem, dzieło tylko ewentualnością – nie każda rzecz twórcy zostaje ugodniona do bycia wielką Rzeczą. Pan Hołdys zaś chce być wynagradzany za rzeczy miałkie i genialne tak samo, gorzej, skoro tantiema jest uwarunkowana ilością puszczenia nagrania w radiu XYZ. Rzecz miałka bardziej się opłaca wtedy niż genialna.
Pan Hołdys winien być opłacony za rzeczy, na które zasługuje, a nie za zbiory z cyklu „The best of”, „The greatest hits of”. To skłania go do przechodzenia na emeryturę, nieprzystojną twórcy.
Czy zatem ACTA są zamachem na sztukę? Mogą być. I to każe być ostrożnym. Pomiędzy twórcą a odbiorcą grać będzie tylko komercja, a odbiorca będzie tylko nabywcą, który ma tylko pieniądz do zaoferowania.
Tak oto tym wpisem nakreśliłem temat nowego cyklu. Jest nim sublimacja.
KP
5 Comments, Comment or Ping
No tak, ale to jest o tyle nieuniknione, że odkąd istnieją tak zwane „masy” (chociaż to słowo brzmi dosyć pogardliwie, a zostało stworzone przez filozofów, którzy nie uważali przecież samych siebie za część owej „masy”), a więc odkąd istnieją masy dysponujące wolnym pieniądzem i wolnym czasem – masy te domagają się masowej sztuki, a więc jakoś ułatwionej.
Sztuka dawnych czasów powstawała na zamówienie – a zamawiali ci, którzy byli na samym szczycie piramidy, królowie, książęta, papieże. To oni płacili za to, żeby to wszystko powstało. Pobudki mieli różne.
Potem, na przykład w Amsterdamie za Rembrandta, płacić zaczęli bogaci mieszczanie – ludzie, którzy wzbogacili się na przykład na handlu. Inna sprawa, że Rembrandt swoje najlepsze obrazy namalował w starości – na niczyje zamówienie, i chyba nikt też tych obrazów nie kupował – były zbyt dziwne.
Tak więc artysta zawsze toczył tą dwuznaczną grę z tymi, którzy płacą. Bo ktoś płacić musi.
[chociaż zasada „płacisz – masz” chyba nie ma zastosowania w literaturze. Tu istnieje inny model – kafkowski, czyli literata, który pracuje w ubezpieczeniach, a nocami tworzy wielką literaturę. Tu role są odwrócone – to nie jemu płacą, to on płaci.]
Luty 2nd, 2012
Nie jestem też pewien tego „ucha kolektywnego”, czyli „społecznego afirmowania wytworu twórcy”. Jednak to ucho kolektywne zawsze ograniczało się do ucha elity – to ona decydowała co stanie się kanonem – szczególnie od czasu, kiedy sztuka stała się „niezrozumiała” dla tzw. „zwykłego człowieka”. Dla wielu ludzi Picasso na zawsze pozostanie autorem bohomazów, a Bergman – niezrozumiałych, nużących filmów.
Np. taki Bataille – jest już w kanonie. Ale dajmy do przeczytania jego Historię Oka 100 tys. nieprzygotowanych ludzi i urządźmy głosowanie – kto „za”, a kto „przeciw”. Wszyscy będą przeciw. Oczywiście to też po to było pisane – żeby byli przeciw. Tak więc społeczna afirmacja nie jest oczywista i pytanie czy może być jakimś wyznacznikiem? I czy potrzebny jest wyznacznik? Wielbiciele disco-polo nigdy nie zejdą się z wielbicielami Bataille’a.
A jedni i drudzy przecież ludzie. Chyba…
Luty 2nd, 2012
Artysta tworzy bo lubi. Rynek go zwyczajnie deprawuje, w dodatku mamiąc niespełnialną dla wielu obietnicą, że można zostać na przykład pisarzem i całe swoje życie w tym wypełnić w dodatku z tego żyjąc nieźle. To fikcja, tak jak płacenie miliona dolarów za nagranie płyty jakiegoś grajka jest fikcją. Zycie w takich fikcjach prowadzi do ścieżki zdrowia wciąganej nosem ze stołu (jeden po śmierci ojca chwalił się, ze prochy wciągnął razem z koksem, sprzedaż płyt wzrosła po tej deklaracji niepomiernie) wszystko to fikcja. Grajek to grajek. W Lascaux są malunki i nikt nie pobierał od nich praw autorskich. Nikt też nie pobierał praw autorskich od tłumaczenia tripitaki czy nawet (ci co czytają wiedzą jak muszę zęby zacisnąć by to napisać) z tłumaczenia biblii czy opisywania historii nikt tantiem nie pobierał. Ani z opisu przygód Enlila i Gilgamesza też nie. A jednak je mamy. Nie ma powodu by komukolwiek płacić za to ekstra a szczególnie pieniądze takie, które i tak trafią do psychoanalityka Marylin Monroe, tak samo zdeprawowanego tą kasą jak ona i przez to bezradnego. Jak można było jej pomóc? Jestem taką samą dziwką jak pani, wiem jak to jest, skończmy ten cyrk i chodźmy się razem nawalić za ich kasę trzeba udawać że się jest kimś specjalnym każdy to musi. Ale on był w takiej samej dupie jak ona. Stary leczę Marylin Monroe jaki czad. Która bierze milion dolarów za uśmiech. Czy ludzie nie uśmiechali się wcześniej za darmo?
Ale jest i druga strona. Ze są tacy którzy muszą darmo wszystko dostać bo nie może być żadnej różnicy w czasie między pragnieniem a realizacją. Pełna jedność. W dodatku przyjemnie jest nie zapłacić za coś co inni muszą mieć płatne stad z Chomików ściąganie książki pana Mokrosińskiego jest już za friko bo zhakowali nawet te trzy pindziesiąt ze esa. Ja wydałem w życiu jedną książkę. Poszło 4 tysiące sztuk zapłacili mi 4 tysie do ręki bo do spółki z tutaj jednym wydawałem. Poszło mi te cztery tysie nie wiem kiedy i bym puścił tę książkę do netu bo się ludzie pytają ale ci nie chcą wznowić a do netu nie mogę puścić za friko bo sobie kupili za te cztery tysie prawa autorskie. Oni nie wydadzą, ja nie mogę rozdać, cztery tysie poszly na ściechę po stole. Jakaś paranoja. Lacana ściągnąłem z Chomików i nic nie zrozumiałem. Kristevą przeczytałem też nic nie zrozumiałem. Powinna mi zwrócić pieniądze to bym oddał tłumaczowi Lacana a on by mi oddał i jemu by Lacan oddał za mnie. Książka której sie nie zrozumiało powinna być bezpłatna. Plus straty moralne.
Luty 2nd, 2012
Trochę chodzi tu chyba o bardzo współczesne rozumienie sztuki, czy kultury w ogóle, jako produkcji specyficznych towarów – kulturowych. W ciekawym eseju Miłosza „O twórcach” zwraca on uwagę, że pojęcie „twórcy” i „twórczości” jest stosunkowo niedawne, kiedyś go nie było. Okazuje się dziś, pisze on, że „twórcy w każdym uprzemysłowionym kraju stanowią nie byle jaką armię – i że mają świadomość swoich w stosunku do reszty społeczeństwa uprawnień. Zasługujemy na pełną opiekę społeczeństwa, które powinno nas opłacać, ponieważ to my jesteśmy twórcami jego kultury.”
A więc z jednej strony produkcja kultury – i żądanie, by za tą produkcję płacić. O takim twórcy mówi Hołdys i takie jest jego prawo do nazywania siebie twórcą. W nowoczesnym świecie to proste – twórca to ten, kto dostarcza specyficzny towar zwany kulturą, tak jak lekarz dostarcza zdrowie, policjant bezpieczeństwo, a górnik węgiel.
Ale patrząc na protestujących w maskach miałem dziwne wrażenie, że nie są wcale lepsi. Dla nich kultura to też produkcja, tyle że oni żądają dostępu do tej produkcji. Bo podobno dostęp ten świadczy o wolności. A mnie to nie przekonuje.
Bo jedni i drudzy posługują się tą samą logiką – „dóbr” kultury, jako towarów – które się ma, lub nie ma, daje lub nie daje, udostępnia lub nie, kradnie, zabiera, pokazuje, gromadzi. Trzyma się je na Chomiku (jak tą książkę Lacana) jak kartofle w worku.
Luty 5th, 2012
Nie może być żadnej różnicy między pragnieniem a spełnieniem, bo frustracja to jest przemoc wobec dziecka. Dzieci wychowane bez przemocy mają prawo dostać co chcą. Jak nie na raty, to na złotą kartę. Jak nie mają karty to z chomików. Myśl, chęć realizacji, ciekawość i zaraz to znika. Nie można w internecie wytrzymać minuty nie klikając myszą, trudno więc sobie wyobrazić, żeby ktoś płacił za każde kliknięcie bo by się nikt nie wypłacił.
Luty 5th, 2012
Reply to “Hołdami Hołdysa hołduj”