Podmiot przed, podmiot po


Ostatnim razem pisałem o autorytecie, znamionie charyzmy i pewności swego. Wbrew obiegowym sądom koncept wiedzenia i wiedzy nie jest czymś oczywistym. Posiadanie wiedzy nie oznacza umiejętności posługiwania się nią, tym bardziej że analityk, dla przykładu, posługuje się nie-wiedzą tak jakby była wiedzą. „Tak jakby”, może to jest oblicze wiedzy?

Nie jest dla mnie tajemnicą, że irytuję wielu. Więc w ramach irytowania przywołam kolejny, który to już raz?, passus z ust Jezusa (wielkich od pozostałych różni to, że to co z ich ust pochodzi się pamięta). Pytany o dobro („a czym jest dobro?”) odpowiedział, że to wie tylko jego ojciec (ciekawe, że problemu z prawdą nie miał, bo odpowiedział, że sam nią jest).

Nie bez podstaw przywołuję tu dobro, czyli wymiar etyczny. Wśród psychoanalityków lacanowskich wielu jest złotoustych (pisałem to już z niejakim odcieniem ironii). I ci to złotouści mieszają się i kwaśnieją, gdy spytać ich o dobro – czym, moi złotouści, jest dobro psychoanalizy? Jaką to korzyść wynoszą podmioty po spsychoanalizowaniu się? Jeśli przyjmiemy, że podmioty nawiedzające gabinety analityków podlegają zmianie, a przynajmniej jakiejś reformie, przeobrażeniu, to czy taki skutek implikuje wymiar etyczny, czy ma coś z dobra?

To w obliczu tej kwestii jaśniejsza staje się obsesja środowiska analityków lacanowskich związana z ukończeniem analizy. Dlaczego prosta odpowiedź, że osiągnięta korzyść w postaci uleczenia, poprawy, czy tylko „odpędzenia złych uroków” nie jest traktowana jako wystarczająca? Czym miałoby być dobro implikowane końcem analizy?

Przywołam w tym miejscu wizytę Schneidermana i zbulwersowanie niektórych zmianą jego pragnienia z „do” do „od” psychoanalizy. Opinie na ten temat nie zdziwiły mnie, bo od lat są powtarzane ustami analityków: „Schneiderman nie skończył swej analizy!”. A to drań, co? A to zakała! By jeszcze bardziej to uwydatnić – najpierw Zizek analizę skończył, a gdy zaczął mówić Zizkiem, to zaczęto mówić, że nie skończył. Wniosek narzuca się sam – po skończeniu analizy lacanowskiej podmiot zmienia się w byt niezmienny, byt, którego pragnienie przestaje ślizgać się po sieci znaczących; podmiot osiągnął kres na drodze pragnienia, na nic więcej liczyć  nie może, jego brak został po brzegi wypełniony jednym pragnieniem. Nic mu nie brakuje, albowiem ma psychoanalizę.

Oczywiście ta ironia jest zamierzona, a skrajność moim zdaniem służy jakiemuś dobru. W takim kształcie, przy takim układzie współrzędnych, podmiot nie jest władny suwerennie stwierdzić, że analizę skończył. Tak czy owak koniec jego analizy musi mu zostać oznajmiony. Lecz czy wtedy początkowa zależność od Innego nie zamieni się w zależność zwielokrotnioną od drugiego oblicza tego Janusowego Innego? Co to za oblicze? To proste – czystości doktryny, wierności dogmatom i klepaniu creda. Jeżeli człowiek po analizie nie może zmienić dróg swego życia, zmienić ścieżki swego losu, odmienić swych wiar, to koniec analizy jest równoważny sakramentowi. Je także daje się dożywotnio i po głębokim rozpoznaniu. Niestety, nie eliminuje to zagrożeń. Jak uczy życie, w kręgu kapłanów nadal znajduje się pedofilów. Opinia publiczna uwielbia ekscytować się podskórnym życiem analityków (kto z kim sypia?, kto jest gejem?, kto kogo zdradza?, kto chodzi do kościoła?), a osoby wyciągające te szczegóły na światło dnia są uznawane za nieprzyjaciół do grobowej deski.

Tak jak wyświęcenie kleryka na księdza nie ma bezpośredniego związku z korzyścią dla późniejszych jego wiernych, natomiast przekłada się na korzyść osobistą samego duchownego, tak skończenie własnej analizy nie przekłada się z konieczności na psychoanalizowanie z korzyścią dla pacjentów analityka. Wolę zatem, by zanalizowany analityk opuścił szeregi analityków praktykujących, niż z tego czy innego względu musiał analizować. Czym przeto jest korzyść z faktu bycia zanalizowanym?

Pisałem ostatnio i wyżej, że posiadanie wiedzy nie oznacza od razu umiejętności posługiwania się nią. Nie wszyscy wiedzą, że podniesiona przeze mnie dziś kwestia przeobrażenia podmiotowego (czyli co dzieje się z podmiotem w analizie) nie prowadzi dogmatycznie do twierdzenia, że odniesiona przy tym korzyść, o ile tak to zdefiniować, jest rodzajem dobra, to pytanie sformułowane przez samego Lacana: czy przemiana ego podmiotu w analizie implikuje wymiar etyczny? Zarys odpowiedzi Lacana brzmi – analiza prowadzi podmiot do punktu transgresji, w którym pragnienie jego traci nieco na enigmatyczności, to znaczy zmniejsza się nie-wiedza na jego temat, do miejsca, w którym znaczący odarty jest ze swych efektów znaczeniowych, to znaczy sytuacji, w której dalsze interpretowanie tylko zaśmieca pragnienie, jako że nie jest potrzebne do tego by pragnąć. Taki znaczący staje się bazą dla pragnienia analitycznego, które odarte z sensu potrzebuje „pacjentów” by się tlić i płonąć. To samo ma miejsce podczas nauczania, wykładów. Nauczający angażuje słuchaczy, a podtrzymywane przez nich pragnienie nauczyciela realizuje coś z histeryczności pragnień audytorium.

No tak, ale na czym miałaby polegać korzyść pacjenta, słuchacza? Sokrates bez swych uczniów byłby nikim, analityk bez analizantów także. Ki diabeł, czy to świat zombie? Czy zanalizowani analizanci mają być jak ofiary wampirów, sami stający się wampirami?

Niekiedy podziwiam Zizka. Nie zostawia za sobą analizantów-analityków skupiajacych się wokół zizkizmu, a mimo to żyje analizą. Tyle że nie pomaga potrzebującym. Może wierzy w moc medycyny, kto wie. A może rozumie, że wielu, bynajmniej nie mniejszość, pacjentów oczekuje zwyczajnej pomocy, a nie zrobienia analizy do końca. „Uleczenie duszy” jest dobrem niewątpliwym, a stanie się analitykiem?

Dziś już nie odpowiem, albowiem refleksja na ten temat zawiodła mnie do enigmy samego pragnienia. Dlaczego analizant zaczyna analizowanie innych? Mam na to taką oto odpowiedź: „Upiorna lampa,/ której plugawe światło/ wysysa ze mnie oliwę życia/jakbym był knotem.”

KP

P.S. Ostatnie słowa pochodzą z XVIII-wiecznej sztuki Antonia Zamory „Siłą zaczarowany”.

 


8 Comments, Comment or Ping

  1. Tak mi się skojarzyło z Jezusową prawdą i dobrem. Ostatnio próbowałam poniekąd uchwycić problem związku prawdy i dobra (etyki) w piosence pisząc m.in.: „I’m not lying, but I’m not telling the truth. What I’m trying is to make things good…” I doszłam właśnie do wniosku, że dokładnie tak: wiem, czym jest prawda, ale omijam ją, dla jakiegoś dobra. I tutaj tkwi problem, nie mam pojęcia o dobru.

    Styczeń 17th, 2012

  2. Tomasz Dubis

    Francisco Goya - Diabelska lampa

    Styczeń 18th, 2012

  3. Tomasz Dubis

    Powyżej Francisco Goya i „Diabelska lampa” czyli scena z Zamory.

    PS Znienawidzona przeze mnie i jak sądzę przez większość analizantów poza milczącego kapłana [spotkałem się z interpretacją, że jest mu po prostu niedobrze…] dolewającego oliwy do ognia, podtrzymującego pragnienie… DIABŁA

    Styczeń 19th, 2012

  4. wojtas

    Jako ilustrację tezy, że „stosunek seksualny nie istnieje” polecam pierwszy odcinek brytyjskiego serialu Black Mirror.

    Styczeń 20th, 2012

  5. Tomasz Dubis

    Oglądać puki można! Megaupload zamknięty. Trzeba by się kiedyś zająć problematyką „praw autorskich”.

    Styczeń 21st, 2012

  6. Tomasz Dubis

    …lepiej, „dóbr intelektualnych”, gdzie dobro wymiennie stosowane jest z własnością. Dobro, prawo, własność. Coś w tym jest, że masowo odmawiamy płacenia za dostęp do dóbr kultury. Jeśli tylko jest taka możliwość omijamy przysłowiową bramkę i jedziemy, w nawiązaniu do komentarza Spokojnego sprzed jakiegoś czasu.

    Styczeń 21st, 2012

  7. Jacek

    Nawiązując do powyższego komentarza i po wczytaniu się w zawiłą problematykę sławnego ACTA – czy nie jest tak, że internet stał się obecnie czymś w rodzaju przestrzeni potencjalnej, wyobrażonej Wolności? Bo wszyscy zgadzają się na mnóstwo ograniczeń wolności w życiu codziennym, a nie zgadzają się na to samo w internecie. Oczywiście nie chcemy „kraść” czyjejś „własności intelektualnej”, ale jednocześnie nie zgadzamy się na wskazanie, kto ma być odpowiedzialny w sieci za egzekwowanie prawa. Tak jakby samo to ograniczało wolność. Bo może i ogranicza, tyle że ta wolność internetowa jest czysto wyobrażona. Bo na przykład sedes i kanalizacja to też dobro kultury, bo nie trzeba iść do wychodka na mróz, ale za sedes zapłaci każdy, bo nie da się go ściągnąć z megaupload. A kanalizację wprowadzono odgórnie w ramach „cywilizowania”, czyli narzucania „dóbr kultury.”

    Reasumując: czy nie jest trochę tak, że padamy na kolana przed „Wolnością” jaką potencjalnie mamy w internecie (a która nie wiadomo do czego właściwie ma służyć – do oglądania filmów za darmo? czy to jest wolność? albo do czytania Wikileaks – czy sama możliwość przeczytania wykradzionych dokumentów zwiększa przestrzeń wolności?), a już dużo gorzej traktujemy zwykłą „wolność” w życiu codziennym?

    Styczeń 26th, 2012

  8. Spokojny

    Chciwość panowie i panie. Żaden z tych, co ich można jednym tchem wymienić nie tworzył dla zysku. Zaden nie miał wyspy, samolotu, miliona dolarów za zaśpiewanie ola ola ulalalala ajlawiu tunajt tunajt ani nie opowiadał publicznie że zimą śnieg pada i go to boli bo pasjami nie nosi majteczek i nie było to publicznie komentowane za kolejną bankę papieru a mimo to tworzyli i było to coś warte a poniektóry to się nawet nie pomyślał tam podpisać. Ja na swoim jak najwięcej wartym blogu też się nie podpisuję a tworzę i mnie znajdzie kto szuka w kniei mazurskiej, gdzie Swaroga słup zbruczański dostojny ptaszkom się przygląda i odlatujących ptaków głosy. Ale jest chciwość, bo wpadli ludzie na to, że to można by wszytko kapitalizować. I teraz już nie robią tego dlatego, że człowiek tworzy bo tak ma, tylko siedzi jeden z drugim i myśli co by tu napisać albo zaśpiewać jeszcze albo zatańczyć żeby urwać te parę złoty. Namalować żeby nie wypaść z obiegu, pokazywać się, tworzyć „produkt” czy „tę produkcję” i później płacze jeden z drugim jak mu tę „produkcję” czy „projekt” kopiują w necie bo się już przyzwyczaił że jest ubermenschem i jak podjeżdża furą za to olaolaumtarara kupioną to cała platyna jego. Rzyg panowie i panie. Ludzie spiewali i grali i występowali i malowali i tworzyli naukę i literaturę odkąd istniejemy na Ziemi. Nie przestaną. Ale przestaną płacić tym baranom odkąd oni użyją netowej policji, bo będą tworzyć za darmo w necie i za darmo w necie się wymieniać. Czytać, grac i spiewać bo lubią. A ci skąpcy zostaną ze swoimi dwoma kotami po 50 tysięcy i będą się sami wymieniać. Doda zaśpiewa dla 50 tysięcy dwa razy dla Brada Pita, który jej za to kawał opowie wart stówę i oboje będą bogaci i ich PKB będzie rosło wykładniczo w miarę jak on będzie opowiadał jej a ona będzie jemu śpiewała. Moja twórczość jest za friko. Prostytuuję się w inny sposób i gdzie indziej i tam jestem drogi.

    Styczeń 28th, 2012

Reply to “Podmiot przed, podmiot po”