Zaczynając aktualny cykl zasygnalizowałem unikalność psychoanalizy wyodrębniając ją z pola religii i nauki przez odwrócenie się od nich plecami (separacja – terapeuci lepiej robiliby, gdyby zamiast separowania swych pacjentów odwracali ich plecami, czy to do siebie, czy do ich innych: rodzice, partnerzy, zwierzchnicy, podwładni itd.) i zwrócenie się ku czemuś, czego oczy nie widzą („pójść gdzie oczy poniosą”, gdzie echo słów poprowadzi). Tak czy owak nasz rozumek zostaje za nami, a przed nami roztacza się tylko brak.
Annie jak i innym zwrócę uwagę, że nigdzie nie użyłem sformułowania „poddanie się krytyce”. Staram się nie mylić porządków, do których sam tak bardzo staram się was przekonać. Krytyka płynie z Wyobrażeniowego, od małego innego – to dlatego mówi się o niej, że jest życzliwa albo napastliwa, uczciwa albo wroga; krytykujący czeka na odzew, na spór, na dyskusję (wszystko to przejawy walki o prestiż). Używam ostatnio określenia „poddanie się osądowi”; to sytuacja zerojedynkowa. Gdy mówię, że „ten film to szajs”, to przekreślam go ostatecznie. Gdy powiem, że „jesteś moralnym zerem” czynię podobnie. Akt osądu nie pozostawia miejsca na negocjacje, na żadne „ależ proszę mnie zrozumieć”. To akt bezlitosny, akt odcinania kogoś od siebie. To wyrok z obszaru ostateczności („precz z mych oczu!”, „chamem jesteś!”itp. odzywki). Osąd nie dotyczy sądów atrybucyjnych („ja z tobą tak ubranym nigdzie nie pójdę”), tyczy tylko sądów egzystencjalnych, wyraża unicestwienie, nienawiść, wygnanie człowieka z raju, przekleństwo, skazanie na samość w wiecznej tułaczce. By zobrazować to od strony nieco praktycznej: jeśli ktoś mówi do nas: „wczoraj mówił pan do mnie niedelikatnie”, to wyraża jedynie przyganę. Krytyka ma to do siebie, że zawsze jest słuszna, bo wyraża coś z psychologii osoby krytykującej, np. jej wrażliwość. Osąd odwrotnie – nigdy nie jest słuszny, bo nacelowany jest na śmierć, koniec, nicość. Pochodzi z pola Symbolicznego i dlatego niesie w sobie echo śmierci, albowiem symbol zawsze zabija rzecz, której dotyczy.
Psychoanaliza od startu dotyczy skutków od zawsze istniejącego napięcia między dwoma obrazami Bogów – tak, właśnie tak; nie między dwoma obrazami jednego Boga (tego od miłości i tego od nienawiści), ale dwoma obrazami pochodzącymi od dwóch Bogów (jeden od Boga miłości, a drugi od Boga nienawiści). Napięcie to widzimy obecne w najświętszych księgach ludzkości. Jeden i ten sam Bóg najpierw zsyła potop, by potem uratować Noego, robi Hiroszimę z Sodomy, ale ratuje Lota. Jeden i ten sam Jezus pozwala odejść jawnogrzesznicy i zarazem w ataku amoku „r…ala” stragany kupców. Jeżeli te obrazy scalić w jeden otrzymamy przypadki borderline lub potoczne „ale ma schizy!”.
Osąd ma na celu unicestwienie, coś w rodzaju „wyrzekam się ciebie”, „idź precz”, po którym to można tylko pójść precz, odwrócić się plecami i podążyć przed siebie. Lecz i osąd może przybrać dwie postacie. Jeden ma postać histeryczną, chce by inny lub Inny stał się podmiotem: „idź precz” oznacza zniknij mi z oczu, odejdź (Ty), upodmiotowij siebie. Drugi ma postać, w której kończy się analiza: „idź precz” rzucone jest w kierunku psychoanalizy, która azali nie może odejść – pozostaje przeto odejść od niej. Tak oto staję się podmiotem pragnienia, wyrywam się objęciom histeryczności – przestaję zadawać pytanie o pragnienie innego, np.”czemu się ze mną nie rozwiedziesz?”. Jeżeli on miałby się ze mną rozwieść, to przyjmuję do wiadomości istnienie takiego pragnienia i…rozwodzę się, a nie zmierzam do tego, by on/ona się ze mną rozwiódł. Wybieram drogę, odwracam się plecami i idę przed siebie. Ku czemu? Ku temu co zapisane jest w gwiazdach, a znane jako przeznaczenie, czy ku temu co zapisane jest w gwiazdeczkach, a znane jako równanie o wielu niewiadomych?
Ludzka wiedza jest ogromna i stale ogromnieje. Od niepamiętnych czasów mędrcy lokowali ją w gwiazdach, w kosmosie ponad nami. To z obserwacji kosmosu narodziła się wiedza, ale gdzie jest ulokowana? Gdzie jest ten gigantyczny twardy dysk, którego fizyczne mozliwości zapisu już się kończą (vide ostatni numer Świata Nauki i artykuł Douglasa Foxa)?
Tymczasem Newton czy inni zapisali wiedzę w układzie symboli zwanym równaniem, nie tylko zastaną, ale także tą, którą późniejsi mędrcy z tego równania wygenerują. Psychoanaliza oparta jest na czymś podobnym. Ma swoje równania z wieloma niewiadomymi. Zbudowane są ze znaczących. Jak rozwiązuje się te równania?
Ktoś po dobrych kilku latach analizy powiedział: „źle się z tym czuję, że opuszczam te spotkania i opuszczam”. Oto równanie końca analizy, jej opuszczanie, a co robi tu „źle się z tym czuję”? „Źle się z tym czuję, że opuszczam” związane jest z opuszczaniem, a nie opuszczeniem. Gdy się [analizę] opuści, „źle się z tym czuję” nie będzie już z tym związane. Lecz opuścić spotkania może tylko ten kto pragnie, a nie ten kto ma pragnąć.
Rozwodzi się ten kto pragnie, a nie ten kto „lepiej by było, aby to on”.
KP
P.S. Zaprezentowany przykład pochodzi od osoby, która wyraziła zgodę na posługiwanie się nim.
No Comments, Comment or Ping
Reply to “Wiedza: zapisana w gwiazdach czy gwiazdeczkach – po co jest psychoanaliza (5)”