Bywają komentarze czytelników frapujące swym rozumieniem. Naprawdę czegoś uczą. Przez 22 lata staram się doskonalić swój sposób przekazywania wiedzy lacanowskiej, począwszy od czasów wdrażania się w reżim egzaminowania studentów psychologii, po czas dzisiejszy, w sporej części wypełniony objaśnianiem tej magical mystery tour dla większej lub mniejszej grupki przysłuchującej się mi w tej drodze. To 22 lata uczenia się jak należy mówić po polsku o tej doktrynie. Mówić o tym po polsku to taki mój mały cel. Dziś przeto po raz wtóry powrócę do rozróżnienia dwóch narcyzmów (szanujący się analityk wie, że to niejednorodne pojęcie).
Gabinet jednorodnych luster…jakże to cudowna sceneria dla ukrycia się Narcyza! Gdzie nie spojrzy widzi siebie w niezliczonej liczbie postaci; wszędzie jest tylko On; gotów wierzyć, że zapełnia każdy kąt świata, każdy kącik swego mózgu. Wszystko w tym świecie wisi na tej drobnej sprawie jaką jest widzialność; Narcyz milczy wpatrzony w nieskończoność swych odbić, nie ma do kogo mówić, bo żadnego „kogoś” w spectrum swej widzialności nie wypatrzy, a mówienie do siebie od zawsze dowodzi jakiegoś indywidualnego wariactwa.
Gabinet jednorodnych luster w bezkres odsyła ten sam obraz – obraz obrazu obrazu obrazu…Ponieważ obraz jest niezmienny, to jest i idealny. Nie dlatego że taki jest w swej istocie, ale dlatego że nie ma innego obrazu, a tylko inność wprowadziłaby miarę dla idealności – jedyne jest idealne ex definitione. Zważcie też na to, o co chodzi w wierze w zakochanie się od pierwszego wejrzenia, o rażenie gromem na pierwszy widok itp. W zakochaniu się widzę tylko siebie, zawsze i wszędzie, i wierzę, że jestem widziany/na zawsze i wszędzie. W zakochaniu jestem tylko Ja. W verliebheit (to słowo Freuda) jesteśmy zakochani, bo jesteśmy zafascynowani widzialnością („widzeliśmy sę dzisiaj”, „dziś się znów zobaczymy” itp.). Zakochanie się jest widoczne! Będąc zakochanymi przenosimy góry, bo siła płynie z idealnego Ja, które wyłoniło się w centrum. Zakochany karmi się obrazem wirtualnym, a nie realnym.
Pewnego razu zdarzyło się jednak, że król przywdział szaty wirtualne, jedyne w swoim rodzaju, a zatem idealne, i ruszył w nich by odbyć triumf. Szedł wśród gawiedzi niczym współczesny celebryta, a oni wgapiali się w niego i cmokali z uznaniem. I nagle tłum usłyszał (a nie zauważył) głos mówiący: „Ależ król jest nagi!”
I tu zaczyna się narcyzm drugi – to koszmarne spotkanie z osądem Innego. To zażenowanie, konfuzja, zawstydzenie. Czemuż to ja nie widziałem siebie nagiego, a teraz gdy już widzę dzięki głosowi ten obraz swój realny, czemu odczuwam zażenowanie, dlaczego osąd przez głos przemawiający wprowadza mnie w zawstydzenie?
W swym pięknoduchowym narcyzmie ludzie flirtują, zdradzają, naprawdę wierząc, że Innego nie ma, albo że uległ on magii obrazu wirtualnego i patrzy zafascynowany na romans dziejący się na jego oczach. Wkrótce przeżyje konfuzję króla – „przecież on/ona cię zdradza!”. I wyobraźcie sobie, że potem król nadal robi wszystko, by być królem przyodzianym w idealne szaty.
Oto zostałeś złapany na fundamentalnym narcystycznym kłamstwie, na tej podporze, na której budujesz swe świetne samopoczucie, swoje „chcieć to móc”, bo innej podpory wydaje ci się, że nie masz. Ktoś rezolutny mógłby spytać: „no dobrze, ale gdzie tu narcyzm? Co właściwie jest tym drugim narcyzmem?” Otóż jego istotą nie jest widzialne tylko niewidzialne widzialne (Inny dostrzega obraz realny i mówi o tym), a ty boleśnie osądzony tym realnym (jak mawiamy: realnym symbolicznego) zdajesz się na osąd jego, bo…co ci zostaje jak nie najgłębsze przekonanie, wiara, że i tak zostaniesz przez tego Innego zbawiony, a nie potępiony? Kapujecie już, co się rozgrywa w miłości? I wiecie już czym uformowana jest rzekoma siła ego?
Czy ja, jak dziecko z bajki, potrafię powiedzieć: „przecież jesteś starym piernikiem”, „nie pasujesz do tego środowiska” i setki innych zakwestionowań siebie, po których nie strzelasz sobie w łeb i nie wierzysz, że strzelonoby ci w łeb? Obraz realny, jak prawda w Ewangeliach, cię wyzwoli z kłamliwości celebrytyzmu.
No i last, but not least, psychoanaliza uczyni coś dla ciebie tylko wtedy, gdy zdasz się na osąd.
„Gdy słowa padają z ust, z tyłu pojawia się ich odgłos”.
KP
P.S. Ostatni cytat pochodzi ze słów piosenki, której tytuł służy za czołówkę tego wpisu. Tłumaczenie własne.
10 Comments, Comment or Ping
Za prawie zrozumiałe pisanie po polsku o Lacanie wypada rzeczywiście Panu podziękować. Rozumiem, że prawdziwy lacanista z różnych powodów całkiem zrozumiale pisać nie może i nie chce. Ma to pewnie swoje zalety, bo niezrozumiałe ciągnie, żeby domknąć figurę. Jednak z drugiej strony wytwarza miły ale autodestrukcyjny zapaszek kultowości.
Mnie to się kojarzy z buddyjską historią o nauczaniu przy pomocy zaciśniętej dłoni. Ludzie się tłoczą wokół mówcy, dopóki wierzą, że coś w niej jest. Od otwartej ludzie uciekają, mimo że to ta sama dłoń.
Na taką zamkniętą dłoń można fajne laski poderwać. One w tą dłoń wprojektują różne fallusy i będą ciągnąć jak ćmy-akolitki. Ciekawe jest dla mnie, na ile Pan na wykładach tę dłoń otwiera. Bo to całkiem trudny dylemat.
Czerwiec 10th, 2011
Nikt się nie odzywa a ja na spotkaniu byłem. Apostata opowiadał, jak po trzydziestu latach odbierania hołdów od paryskiej oranżerii coś mu odbiło do ameryki pojechać i się spotkał pierwszy raz w życiu z prawdziwym proszę mi powiedzieć co mam zrobić albo pójdę do kogo innego pacjentem co to za grosz nie ma szacunku. Trauma. On radzi żyć jakby traumy nie było a sam żyje tą swoją traumą naznaczony i jeszcze leci przez ocean by ją odreagować na warszawskich nieszczęśnikach. Był kiedyś taki gościu na Orle szkołe aikido prowadził. Kręcił się w kółko dostojnie, co ręką machnie to oni w powietrzu fikołek, jedną ręką sześciu kładzie, oni z hukiem potężnym padają aż się okno zepsuło i woda poleciała na matę i trzeba było kawałek zdjąć. To przyszedł pan Henio co był na dole palaczem CO i się patrzy jak mistrz kijem macha. Co machnie, to muchy porażone Energią uciekają a pan Henio że on to by taki kij zabrał. A normalnie tak by doleciał i złapał i by zabrał. Na to śmichy chichy a pan Henio stanął i doleciał i kij zabrał, a zaraz mistrza złapał w pół i w supeł powiązał. Trzyma, ten się miota na dole a pan Henio że się trochę zapasów w szkole ćwiczyło jeszcze w gimnazjum. Pijaczyna normalnie od tego mistrza mniejszy połowę ale że za grosz szacunku nie miał to i złapał i powiązał. Trauma. Tak miałem pytanie zadać jak pan przez trzydzieści lat nikomu nie pomógł to jak pan teraz jest tym kołczem? Skąd przekonanie, że pan to umie skoro przez tyle czasu wciskał pan tylko kit? Bądź uczciwy – oto nowa nauka ostatniego psychoanalityka. A twoje życie stanie się proste. Czyli on zwróci kasę tym wszystkim co do niego chodzili? Ale nie zadałem bo musiałem już lecieć. Ale było to niezapomniane obserwować ucznia Lacana jak się zachwyca AA. Ileż to ja się nagadałem z tymi byłymi aowcami. Ludzie roboty. Nie wychodzą poza to co im powiedzieli, klepią te swoje cały czas zero myśli jakiejkolwiek a on się zachwyca. Nazywam się Wiesław i jestem alkoholikiem. Nie piję od trzydziestu lat. Ale trzydzieści lat wiem przynajmniej kim jestem i nawet jak pojadę za ocean to nie zapomnę. Legitymacja jest ważna w każdym kraju. Faktycznie nie najlepiej w tym Paryżu to musiało wyglądać trzeba mu było tam zostać. Czy można zamienić traumę na kompetencję jak myślicie? Czy od mówienia o złych rzeczach człowiek się integruje, czy zapada? A od robienia tak jakby traumy nie było człowiek się przekształca w żywą maskę czy realnie zmienia na lepsze? Jest taki moment, kiedy płaczącemu nad sobą – dzieckiem trzeba powiedzieć żeby już przestał bo jest już duży bo inaczej nie przestanie, czy sam przestanie? A jak się fobii symbol rozszyfruje, to się fobia kończy czy trzeba ćwiczyć? Jak myślicie? Ale były też niezłe laski, szczególnie ta w kaloszach.
Czerwiec 15th, 2011
Spokojny, odwoaluj swój wpis, zaintrygował mnie i chciałabym wiedzieć który to ten Apostata, w imię uczciwości :))))
Czerwiec 16th, 2011
Ja bym chciał wiedzieć kto to jest ta w kaloszach. A wpis był o tym:
http://www.sinthome.pl/news/2011/06/11/stuart-schneiderman-poruszyl/
Czerwiec 16th, 2011
dzienks :D Nie wiem kto to jest ta w kaloszach.
Czerwiec 16th, 2011
Tak naprawdę to chyba nie jest aż takie ważne. Jako dziewczyna w kaloszach jest wystarczająca. Mnie bardziej interesuje czy istnieje czarna dziura o której wspominał straumatyzowany przez wolny rynek lacanista. Taki punkt w którym mówienie o traumie i odreagowywanie jej staje się jej tworzeniem zamiast jej leczeniem. Inaczej mówiąc, czy można wprowadzić dobry stan przez dążenie do niego wprost – zmierzając w jego kierunku, zamiast przez dążenie w kierunku tego co w tym dobrym się czuciu przeszkadza i integrowanie tego ze świadomie prowadzoną narracją o sobie. Schneiderman jesli go dobrze rozumiem mówił o tym, że psychoanaliza właściwie nie tyle leczy, ile wiąże z psychoanalizą jednocześnie wpędzając coraz głębiej w regresję, chorobę i udupienie i że w tym nie ma żadnego czynnika leczącego tylko dokładnie przeciwnie. Bo mówienie o traumie utwierdza stan straumatyzowania zamiast prowadzić do wychodzenia z niego. I na odwrót – dążenie do zmiany zachowania, to jak to on określił „działanie tak jakby traumy nie było” powoduje, że z czasem uzyskiwane są nowe kompetencje które czynią traume zbędną, bo ona i opowieść o niej służy do tego żeby uzasadniać bycie w sytuacji życiowej w której mają zastosowanie te kompetencje które ten człowiek juz ma i on się nie musi uczyć nowych. Czyli idąc ta drogą można przyjąć że każde pytanie o trudną przeszłośc klienta czy pozwolenie mu na skupienie się na niej szkodzi mu, bo utwierdza go w przekonaniu, że jest on „funkcją traumy” czyli daje mu przepustkę by niczego nie zmieniać. To nie jest nowa myśl, wielu ostatnio można spotkać którzy idą w tę stronę, ale w ustach lacanisty z 30 letnim stażem brzmi mocniej niż w wykonaniu kolesia który stoi plecami do swojej prezentacji w power poincie i jest kompetentny. Tak ciekawy jestem co tam dalej tego.
Czerwiec 16th, 2011
A ja myślę sobie tak, że bycie w psychoanalizie to nie tylko gadanie o traumie. Istnieje możliwość pójścia dalej, kiedy się pacjent orientuje, że międlenie traumy nie daje mu już satysfakcji, nudzi i ciąży. Wtedy dopiero mogą pojawić się nowe tematy do myślenia, nowe możliwości, chęć na działanie odmienne od dotychczasowego. Chęć na zaryzykowanie i zrezygnowanie ze znanych reguł gry.
Czerwiec 16th, 2011
No właśnie mnie też to jakoś tak zdziwiło jak on o tej psychoanalizie gadał, że to tak brzmiało jakby te sesje polegały tylko na takim histerycznym rozdrapywaniu ran. Z drugiej strony mogę sobie wyobrazić na przykład faceta który nawet nie rozdrapuje ran jakoś szczególnie tylko się próbuje konstruktywnie zastanawiać np. czemu ciągle ma ochotę przelecieć jakąś panią inną niż własna żona i tak się doszukuje że może tego brak, może tamtego ale wciąż jakąś przelatuje i trwa to całe długie lata i dopiero jakby sobie postanowił, żeby tego nie robić to mu przyjdzie olśnienie które nijak inaczej nie przyjdzie bo to jest po prostu przyjemne przelatywać inne panie i cześć. Nie ma co się nad tym zastanawiać tylko się po prostu trzeba zdecydować czy w tę czy w tamtą. To jest tak zwana konceptualizacja problemu. Być może to było spotkanie o tym czy istnieje coś takiego jak wolna wola. Freud był zdaje się ścisłym deterministą ale nie wiem skąd to wiem natomiast chyba ten pan próbował powiedzieć, że istnieje coś takiego jak decyzja i że ona jest dużo bardziej wolna niż się zdaje. Ten element decyzji to jest chyba coś czego w jego analizie brakowało i on to w tym doradztwie odnalazł. Chyba tak.
Czerwiec 17th, 2011
No tak, czy mamy prawo dopatrywać się w mowie pacjenta ukrytej treści, a jeśli tak, to jak mamy się względem niej sytuować? Przychodzi Stuart do analityka i mówi, że chce rzucić palenie, okej, zajmie to panu sześć lat, no i na końcu nie wiadomo czy nie będzie tego palenia więcej, na zachętę można dorzucić „ale co to będzie wtedy za palenie”, tylko, że nie po to Schneiderman przychodzi, teoretycznie… i na tym „teoretycznie” zasada się konflikt. Jest nieświadome pragnienie pacjenta czy nie ma? Domaganie jest wyrazem pragnienia czy nie? Przychodzisz do mnie bo coś przestało funkcjonować – i co ja mam z tobą zrobić? Pastylka czerwoną czy niebieska? Chcesz zobaczyć jak głęboka jest królicza nora? Chcesz kurwa czy nie?! Ten który przychodzi nie chce wiedzieć tak więc jakim prawem wciąga się go w analizę? Gdzie nie spojrzeć przemoc.
PS Zdaje się, że chodzi Ci o Panią Martę Konarzewską ;)
Czerwiec 17th, 2011
Mnie się zdaje, że on nie mówił, że się wciąga pacjenta w króliczą norę, tylko, że się wspólnie z nim ją kopie tam gdzie jej w ogóle nie było i się ją pogłębia. On nieświadome pragnienie pacjenta widzi chyba w tym, że pacjent chce by ktoś mu wskazał że on istnieje jako autor czegoś, a nie jako efekt czegoś. I to jest tyle ile mi się udało z tego sensu wyciągnąć.
Co do ps sprawdziłem i rzeczywiście. Czyli hologram.
Czerwiec 17th, 2011
Reply to “Srebrny młotek Maxwella”