„Jeśli w imię dobra kochamy, to nie kochamy bliźniego swego”


Przypadek bin Ladena jest formą instruktażu. Przychodzi mi nieco rozpisać się na ten temat (dajmy spokój ś.p. bin Ladenowi, bo nie o niego tu chodzi). Piracetam zareagował na dylemat, który od ponad stu lat nie daje ludzkości spać – ilekroć mamy do czynienia z dobrem, tylekroć przybywa problemów; bynajmniej, nie ubywa. W skrócie, to kwestia problematyzacji wszelkich postaci dobra.

Mir domowy, zachowanie struktury rodziny w kształcie nam znanym, świętość ogniska domowego, to nie wątpliwie znane nam dobra. Tylko co poczniemy w przypadkach przemocy domowej, jak to jest nazywane?

Tajemnica sakramentu kapłaństwa, nieprzejrzystość powołania do kapłaństwa czy życia zakonnego – to też dobra. Lecz co zrobić z przypadkami molestowań seksualnych?

Nie ma ludzi pozostających poza prawem i każdy ma prawo do bezstronnego procesu – ależ to oczywiste dobra! Co wszelako począć z postacią przywołanego bin Ladena, czy choćby Hitlera?

Od ponad 100 lat świat, świat jak i człowiek, choruje z powodu odkrycia istnienia Realnego, dokładniej znaczących tych różnych Realności. Od ponad 100 lat stajemy oko w oko z sednem człowieczeństwa – dozgonnym związkiem człowieka z jouissance, a w wymiarze politycznym, ludzkości. Stało się jasne, że droga do prawdy zaczyna się od jouissance, nie od dobra. Jeśli wychodzimy od dobra rodziny, przemoc musimy ukryć. Jeśli zaczynamy od tajemnicy sakramentu kapłaństwa, molestowania należy zatajać.

A jeśli na serio bierzemy praworządność, zastrzelenie bin Ladena – co z tym począć? Jego śmierć należy zachować w pełnej tajemnicy! Tylko czy zgadzamy się na to? Czy nie czujecie odruchu protestu?

Zazwyczaj dopiekałem profesor Środowej w swych wpisach, ale tym razem ją rozumiem – poczuła odruch „wymiotny” na widok puszenia się z powodu „dopadliśmy go”. Rozumiem ją, choć ona nie rozumie swego odruchu.

Od ujawnienia przez psychoanalizę istnienia Realnego, droga do prawdy może biec od jouissance, nawet ma biec od jouissance. „Idź i nie grzesz więcej”, od grzechu, którego się nie potępia, do…no gdzie? Do zakazu grzechu! Lecz nadal go się nie potępia. Go się tylko zakazuje, szanowni czytelnicy!

Inaczej mówiąc, nie potępiamy grzechu, nie potępiam zastrzelenia bin Ladena (wszystko nakazywało to zrobić), ale zakazuję tego! Tylko dlaczego?

Teraz będzie tylko dla twardzieli. Nie będzie dla Obamów, czy wszystkich tych pozostających poza prawem (Franco, Pinochet, Salazar, prezydenci Polski przedwojennej, Furerzy w odcieniu czewonym, czarnym i brunatnym, monarchowie absolutni lub prawie absolutni), będzie dla myślących, nieco zbulwersowanych.

Droga do prawdy ma kilka przystanków, zatrzymań, by pomyśleć. Oto ciąg tez świeckiego a-teizmu. Krok pierwszy: Bóg nie żyje (nie tożsame ze stwierdzeniem „Bóg nie istnieje” charakteryzującym polityczny ateizm)/przemoc domowa istnieje, molestowanie seksualne istnieje. Krok drugi: Bóg o tym (że nie żyje) nie wie/ludzie zajmują się tymi sprawami od wieków. Krok trzeci: jouissance jest zakazane/przemoc domowa, molestowanie, podlega ocenie prawnej/odpowiedź ludzi na fakt oczywistości kroku pierwszego i drugiego. Krok czwarty: jouissance jest chorobliwe, jest to cierpienie, tyczy ono cierpienia za mojego bliźniego/gdyby bin Ladena skazano na dożywocie, skazanoby ludzi na cierpienie związane ze strachem (a to że go odbiją, a to że ucieknie) lub to skazujące na znoszenie jawnej niesprawiedliwości/dla naiwnie wierzących przypominam, że cierpieć za mojego bliźniego jest ideałem pewnego przekazu. Krok piąty: nieobecność Boga wyłania zło/wychodząc od jouissance docieramy do prawdy, że człowiek, każdy człowiek, ma ograniczony jedynie zakazem, dostęp do zła. Tym jest tajemnicze radykalne zło, o czym już swego czasu pisałem.

Przedstawiony wywód jest na antypodach myśli konserwatywnej propagowanej przez różnej maści pięknoduchów. Dano mi do obejrzenia fragment programu, w którym profesor Wolniewicz, z właściwym dla siebie tępym wigorem, stwierdził, że „istnieją ludzie z dobrego i złego nasienia”. Ci ze złego czynią zło, ci z dobrego…jasne, nie? Cóż, to tylko podwalina wszelkich segregacjonizmów i moralizowania. Moraliści ograniczają się do perswadowania nam, że przyjemność jest dobrem, i że droga wiodąca do dobra bucha przyjemnością.

Lecz my podkreślmy ich hochsztaplerkę – moraliści nie mówią, co składa się na dobro (zwłaszcza dobrego nasienia). W tym miejscu zainterweniujemy my: „moja miłość jest czymś cennym i nie zamierzam jej całej dawać komukolwiek, kto twierdzi, że jest kim jest (zwłaszcza z dobrego nasienia)”.

Stąd mamy problem – jeżeli kochamy ze względu na dobro, to jak mamy kochać tych ze złego nasienia?

Lub inaczej. Co warte jest kochania?

KP

P.S. Cytat z tytułu jest autorstwa Lacana, choć nie powiem, chciałbym być jego autorem.


5 Comments, Comment or Ping

  1. eska

    Wczoraj usłyszałam,że w kłótni małżeńskiej zawsze ktoś powinien ustąpić . mhh ”jesteś kobietą powinnaś ustąpić”. Usłyszałam ,że nawet kontekst nie jest ważny. Po prostu mężowi nie można powiedzieć , że z faktami się nie dyskutuje a jak chce poćwiczyć mizoginistyczne uwagi to niech poćwiczy na Innym. Wnioski : dla ”Dobra” małżeństwa mąż może mówić co chce a żona nie. Ziemia to cudowny ląd.

    Maj 16th, 2011

  2. Spokojny

    No to czemu nie ustąpisz?

    Maj 16th, 2011

  3. Spokojny

    Ale tak sobie myślę, że my którzy nigdy żadnego ojca nie znaliśmy mamy łatwiej bo nie musimy tego tekstu czytać. Wiemy to co tu jest intuicyjnie i to taki banał. Dopiero jak sobie przypomniałem parę znajomych psycholożek ojej pan nie może tak tej marychy palić i palić i te tatuaże to pewnie jakaś autoagresja nie to nie do mnie one tak mówią, to mi mówią ci co im spieprzyli spod skalpela to myślę, że tak. Że niektórym dobrze robi jak się to nazwie co tu jest napisane powyżej. Jak komuś ojciec od urodzenia zawracał gitarę swoimi chorymi pomysłami to on intuicyjnie wie, że są rzeczy które się powinno, takie których się nie powinno i cała szajba co tam tego. My z tym mamy spokój, wychodzimy od impulsu i jak słuchamy że to czy tamto to jest wartościowe jako też mir domowy albo to z tym kapłaństwem to łaskawie słuchamy z uśmiechem ale niecierpliwie kiedy wreszcie autor przestanie pitolić i przejdzie do rzeczy czyli co on tam naprawdę chce tym razem. Kiedyś mnie spytał jeden sąsiad czy bym strzelił do człowieka. Ja mu mówię do jednego tylko? To chorego się pytasz? Stary ja bym podjechał gazikiem pod sklep gdzie stoi kolejka to jak bym wyciągnął rkm to bym pojechał po tej kolejce z największą przyjemnoscią i jeszcze tym gazikiem zrobił po tym parę nawrotów. On mnie przerażony słucha, myśli wariat a ja jeszcze mu rapapapapapa robię. I raz.. I nawrót.. A on w szoku że Spokojny wcale nie taki spokojny jak go malują. Ale jakoś jak sąsiedzi robili imprezę to on ich podał na policję a ja nie. Mówię niech się bawią gówniarze zmęczony byłem ale co tam. A on ich podał. Ciekawe czemu. To znaczy ja wiem czemu. Nikt na kodeksie prawa nie zbuduje.

    Maj 17th, 2011

  4. eska

    Bo mam przekonanie o swojej racji i jestem gotowa dla niej umrzeć. Jeżeli ma się nie podważalne argumenty to uznanie cudzej racji bo ”jesteś kobietą” uważam za gwałt na człowieku . To nie znaczy ,że nie bywam kobieca. MmHHH ale to tego potrzebny jest mężczyzna a nie arganek czy gnom.

    Maj 18th, 2011

  5. Spokojny

    Przekonanie o racji to jest dobry powód żeby umrzeć to fakt. Lepsze to niż umrzeć całkiem bez powodu a przecież i tak się musi. Póki co jednak żyjecie i on ci mówi, że nie bywasz kobieca a ty mu mówisz, że mogłabyś być taką kobietą jak on sobie w sadomachicznych fantazjach kobiety wyroił ale gdyby był lepszy/większy niż jest i w ogóle bardziej prawdziwy z niego byłby mężczyzna. Czyli oboje mówicie do siebie, że to drugie nie jest w swojej płci prawdziwe czy wystarczająco w tym dobre i tak to sobie wrzucacie. Które jest, które nie jest.. To wróży trwały związek.

    P.S. ktoś z piszących tutaj komentarze mówił mi że piszę jak psychotyk albo jak bym był na bani pisząc tu od czasu do czasu bo on nic nie rozumie. Chciałem oba powyższe stanowczo obalić. Nie jestem psychotykiem bo rozumiem różne metafory. Gołąb na dachu, baba z wozu i takie takie spoko wiem o co chodzi. Na bani też nie jestem a piszę tak jak piszę bo inaczej mi się nie chce. To przez tego bloga.

    Maj 19th, 2011

Reply to “„Jeśli w imię dobra kochamy, to nie kochamy bliźniego swego””