Gdzie ci mężczyźni – belfegor


Przepraszam wszystkich za znaczne opóźnienie wpisów, ale poważne względy techniczne wraz z odbudową sieci lokalnej się przeciągały i przeciągały. Aż w końcu…

Zapewniam was, że czytam pilnie wszystkie komentarze, ale gdybym miał wyrażać stosunek do wszystkich poruszanych w nich kwestii, już dawno zniknąłby temat główny. Dziś więc tylko jedna uwaga. Na poziomie opisu psychologicznego komentujący mają rację. Każda istota ludzka wyraża sobą i przez siebie brak, czy jak wolicie psychologiczny minus – to oczywistość niezależna od płci. Gdybyśmy jednak ograniczali się do tego banału, to powielalibyśmy wszystkie truizmy psychologii. Rzecz bowiem nie w gładkich formułach przedstawianych gawiedzi. Brak ma swe modalności. Nie jest homogeniczny ze świadomością, a tym bardziej z podmiotem. Gdy mówimy: „Cóż za straszny, deszczowy dzień. Zostałby człowiek w domu.”, słyszymy w tym głos potrzeby. Odbicie potrzeby to jednak nie jedyna postać braku. Choć jawi się jako jedyna, jedyną nie jest. Czy naprawdę mówiący to zdanie człowiek chce pozostać w domowym cieple? Pospać więcej, powylegiwać? A może tylko nie pójść do pracy? Ci, którzy twierdzą że tak, sądzą, iż brak jest homogeniczny ze świadomością tej osoby i z własnym podmiotem osoby to słyszącej. Tak właśnie ujmuje tę sprawę psychologia wyjaśniając zjawisko choćby empatii – odnalezienie siebie w miejscu osoby wypowiadającej rzeczone zdanie. Dla psychologii brak znajduje się tylko w rejestrze potrzeby, w rejestrze biologii i instynktu, a biologia i instynkt są wspólne wszystkim ludziom. Łatwo dostrzeżemy przeto, jak bardzo psychologia pozostaje nadal psychologią behawioralną, psychologią nie człowieka, tylko człowieków.

Czyżby czytelnicy nie dostrzegli, że specjalny brak zaznaczałem majuskułą? Nie pisałem po prostu „minus”, pisałem niezwyczajnie, pisałem „Minus”. Robiłem tak, by wyróżnić inną modalność braku, heterogeniczną względem świadomości, podmiotu, rejestru potrzeby. Oto osoba wypowiadająca przykładowe zdanie postanawia zostać w domu, nie iść do pracy, tylko się wylegiwać w ciepełku przykominkowym. Czy to oznacza, że będzie zaspokojona, bo poszła za duchem swej potrzeby? W niektórych przypadkach tak, ale w niektórych… Trochę namysłu i sami zobaczycie, że wyłania się inna modalność braku, inny rejestr. Można zapisać go w postaci paradoksu: zrób sobie tak i tak, idź za swymi potrzebami, ale pod koniec dnia, lub jeszcze wcześniej, stwierdzisz, że to nie to. Tudzież w relacji z kimś drugim: choćbyś dał mi wszystkie skarby świata, choćbyś się starał i wciąż starał, i tak dowiesz się na koniec, że to nie to. W formule ogólnej zapiszemy: to nie (jest) To. W relacji między płciami, relacji niemożliwej i nie możliwej, to właśnie wchodzi w grę. W niej to kobieta jest chodzącą nieświadomością, ucieleśnia w sobie brak z rejestru pragnienia, a nie z rejestru potrzeby. Z punktu widzenia mężczyzny jest niezaspakajalna, tak jak niezaspakajalne jest ludzkie pragnienie. Inaczej mówiąc, daj jej czego chce, a będzie chciała więcej, jeszcze więcej i jeszcze więcej. Tu leży znak różnicy między płciami – kobieta podtrzymuje swą pozycję dzięki temu, że podtrzymuje pozycję mężczyzny jako wyłącznego posiadacza tego, czego ona chce. A to pozwala jej chcieć i chcieć – pragnie się bowiem tylko tego, czego osiągnąć nie sposób.

Ktoś zadał pytanie – co czyni mężczyzn mizoginami? Co czyni ich tymi koboldami, ogrami, trollami i dzisiejszym belfegorem? Odpowiedź, że kobieta, byłaby uproszczeniem. Wszyscy mężczyźni świata wiedzą, tylko boją się powiedzieć. To Jabba, kobieta schowana za matką: „Może głodny jesteś synku? Tylko pamiętaj o imieninach ojca, czy byłeś u lekarza? Przyjdź jutro z nią na obiad, zrobiłam twój ulubiony krupnik.” Czego Jabba poszukuje w synku, że musi go codziennie widzieć, budzić, stawiać na baczność, mitygować, wypytywać, i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze? Panie komentatorki mogłyby napisać powieść rzekę na ten temat, na temat nieustannej wojny z teściową, ściganiu się o bliższy dostęp do niego? E tam do niego! No do czego? I macie To, macie Ogonek, który z resztą przy bliższym poznaniu okazuje się być także nie To. Mizoginizm jest coraz bardziej wrogą próbą strząśnięcia z siebie tego coraz bardziej Jeszcze i Jeszcze, przerażającej wizji paszczy Jabby na chwilę przed wrzuceniem w nią ofiary.

Stąd wynika gradacja potworkowatych postaci męskich, królem których jest Belfegor. To despota terroryzujący kobiety chłodem serca, skwarem nienawiści, wielkimi  wybuchami agresjii, bezlitosnością kar, obietnicami czułości, miłością zasad. Gdy wchodzi taki do domu milkną rozszczebiotane ptaki, mury tchną chłodem, nadmiar światła gaśnie, zupa się przypala, sztućce lecą z rąk. Nikt nie wie, że ten stwór boi się ciepła, wystrasza się światłem, napawa go wstrętem wszelki kolor. Woli chłód krypty. Bowiem kto będzie miał chęć w nią wejść? Kto będzie miał ochotę coś od niego chcieć? Jednego tylko Belfegor pragnie – by nikt nie pragnął niczego od niego. Obowiązuje tylko jedno pragnienie – jego pragnienie. Jego pragnienie jest rozkazem.

Czasami Belfegor ożywa i wtedy cierpi. Marzy mu się wyjście z krypty, z podziemii Domu-Luwru, ale nawet tam, w szerokim świecie, belfegorzy i belfegorzy. Idzie za nim cień śmierci pragnienia. Chce by go lubiano, przynajmniej lubiano, lubiano minimalnie, lubienia naparstek mieć – umarły, którego przy życiu trzyma pragnienie mierzone naparstkiem.

KP

Mam nadzieję, ze kłopoty techniczne już za mną.


2 Comments, Comment or Ping

  1. Hannah

    Myślę, że zwalanie winy na matki za to mężczyźni są mizoginami to duża przesada. Myślę, że w pewnym wieku każdy człowiek trochę wie już na swój tema (bo posłucha tu czy tam o różnych psychologicznych i nie tylko teoriach), ma też własne przemyślenia i poglądy wynikające z doświadczenia i obserwacji. I dzięki temu poznaniu, zrozumieniu może zmieniać siebie i swoje nastawienie.
    To tak jak ktoś się oparzy to nie może powiedzieć, że nie wie jak to jest jak się jest poparzonym i mam nadzieję, że na podstawie tego doświadczenia zastanawia się również co zrobić, aby nie doznać tego uczucia po raz drugi.
    Chyba, że wśród mężczyzn jest mało takich, którzy odpowiadają za własne czyny, no ale nie sądzę, żeby tak było.
    Chociaż zauważyłam, że część ludzi (nie tylko mężczyźni) to co było w dzieciństwie traktują jak usprawiedliwienie dla swoich poczynań teraz.

    Listopad 28th, 2010

  2. wojtas

    Rozumiem kwestię gramatyki (czy może Gramatyki), ale i tak mam w głowie, że musi być jakiś wyzwalacz, zapalnik takiego a nie innego podziału ról. I różnice w fizyczności seksualnej obu płci pasują jako wzorzec takiego podziału – czyli „kobieta, która zawsze może” i „mężczyzna, który może tylko co jakiś czas”. Przedrozumowy, prehistoryczny Plus-Minus. Ale nie bezwarunkowy.

    Oczywiście, z gotowością seksualną kobiety to nie jest takie proste, że zawsze może (czyli że ma niezaspakajalne potrzeby) – „zawsze może” tylko z pozycji barbarzyńcy-zdobywcy. Albo reżysera porno. Więc może postrzegany rozmiar minusa u kobiety jest diagnostyczny dla narcyzmu mężczyzny.

    No ale nawet wziąwszy pod uwagę różne subtelności i tak chyba może dłużej niż mężczyzna. Co by było może w jakimś sensie pocieszające, bo jeśli w rzeczywistości mogłaby tyle samo co mężczyzna, to całe człowieczeństwo (i psychoanaliza) byłoby oparte na dyskursie barbarzyńcy :) W sumie nie zdziwiłbym się.

    Listopad 29th, 2010

Reply to “Gdzie ci mężczyźni – belfegor”