pragnienie jest obowiązkiem


I znowu szok udają, że przeżywają media. Za nimi ministerstwa, kuratoria i ludzie spotykani na ulicy. Niesłychane rzeczy się dzieją! 13 letnia dziewczyna atakuje nożem rówieśnicę w szkole! I znów peroruje się o kryzysie rodziny, szkoły i co tam jeszcze ślina na język przyniesie. Diagnozy od Sasa do Lasa. W nich królują psycholożki-dziumdzie, postulujące wysyłanie całych rodzin do terapii. Żadna z nich nie pokusiła się o postawienie diagnozy. Gdzie leży błąd?

W ostatnim wpisie zająłem się funkcją Ojca lub ojcowską funkcją, jak kto woli. Niby rzecz prosta – ma wytworzyć metaforę, metaforę pewnego „nie”, ustanawiającą zakaz. W efekcie tego, skonstruowane zostaje pragnienie podmiotu, bo nie ma bardziej upragnionej rzeczy, niż ta, która jest zakazana.

Tajemnica zatem leży we współczesnym stosunku do śmierci. Tylko pełne pojmowanie jej i poczucie obecności z jej „nie chcę jej” konstytuuje pragnienie życia. Jest to możliwe tylko przy zachowaniu majestatu śmierci. Co to takiego? To poczucie obecności nieobecności, tego, że śmierć pojmowana może być, a może należy ją pojmować jako: moja obecność przechodzi w nieobecność mnie. Śmierci nie musimy zakazywać, to pewność. Skoro nie musimy zakazywać, to nie musimy jej pragnąć. Kwestia przeto sprowadza się do pytania, jak nieobecność uczynić obecną, tu, teraz i forever.

Tymczasem traktuje się śmierć jak symptom medyczny. Albo próbuje się go opóźnić przeciwstawiając życie śmierci, albo wprost wyleczyć ze śmierci. Ten idealizm medycyny jest dziś wyraźniejszy niż kiedykolwiek. Można igrać ze śmiercią, bo i tak jest zawsze szansa na wyleczenie z niej, na przywrócenie życia. Problemem nie jest piękna pani Ohme (to urzekająca urodą psycholożka, jedna z tych co wysyła hurtem rodziny na terapię) skłonność do uśmiercania, niedojrzałość czy inna przypadłość osobowości; problemem jest życie, które nie ma znaczenia, które zostało znaczenia pozbawione. Problemem jest życie chwytane wprost jako jego frajdowatość, radosność, szczęśliwość na wyciągnięcie ręki, jouissance konsumowane jak źdźbło przydrożnej trawy, a nie podkradane ukradkiem jak jabłko w sadzie sąsiada.

Hans Kung wzbudził znów kontrowersje problematyzując miejsce Kościoła we współczesności, wieszcząc jego powolną śmierć i diagnozując obecny stan jako agonię. Nie martwię się proroctwami wyklętego już sporo wcześniej Kunga. Uważam, że śmierć wyszłaby Kościołowi na dobre. Taki już jest los rzeczy poddanej metaforze – tylko zejście do katakumb produkuje w ludziach pragnienie, a jedynie pragnienie podtrzymać jest w stanie znaczenie. Tak jak dla jakiejś 13-latki życie nie ma znaczenia, tak dla wielu przestał mieć znaczenie Kościół. Dla wielu ludzi pragnienie Kościoła jest niczym. No i przyszli pod krzyż na Karkowskim Przedmieściu księża i spietrali. Który z nich pragnął? Ale co tu mówić o pragnieniu, gdy rzecznik Episkopatu tłumaczy to: „a co, mieli być obrzuceni kamieniami?”. To co warte jest pragnienie, jeśli guzów nie przynosi, jeśli unika radykalności?

Jak bardzo Kościół przestał mieć znaczenie świadczy wypowiedź samego arcybiskupa Życińskiego komentującego manifest Hansa Kunga: „Świadczy to o zachodzącym obecnie głębokim przełomie kulturowym, w którym przyjmuje się model życia „jak gdyby Bóg nie istniał”.” (TP z 9 maja br.). No i co robić Mości Arcybiskupie? Co robić Mościa Panno Ohme z tymi, którzy żyją tak, jakby zakazów nie było? Chcecie zmienić ludzi katechezą lub perswazją? Chrześcijaństwo przetrwało, bo Jezus umarł,a nie dlatego, że żyje. Tylko jego nieobecność mogła ucieleśniać się w tych co żyją, w postaci pragnienia, by żył. Jego śmierć nie była zwycięstwem życia, tylko zwycięstwem pragnienia życia. Umieram Ja, byś Ty pragnął żyć. Dlatego ratunkiem dla Kościoła są ci, którzy żyją tak, jak gdyby Bóg był.

Taki jest los ojców i Ojca – muszą być obecni nieobecnością, być w ustach, które mówią: „poczekaj powiem ojcu (jego obecność) jak tylko wróci z pracy (jego nieobecność)”, „tata zdecyduje (to jego obecność), zadzwoń do niego (to jego nieobecność)”. Tyle wystarczy, by być dobrym ojcem. Powiem twardo, dążyć do ich ciągłej obecności, zwalczać ich nieobecność, to oznacza produkowanie „wściekłych 13-latek”. Albo inaczej, Ojciec jest bardziej słowem niż osobą. Na tym polega regulująca funkcja bojaźni (to ani lęk, ani strach). Wszystko co ważne nie zależy od ciebie, ciebie, czy ciebie, ani ode mnie, zależy tylko od niego i musisz się z tym liczyć. Jeśli on zabiera głos, jeśli ty, mówiąc o nim zdajesz się na niego, to oznacza, że jest on dla ciebie i dla mnie, że on liczy się z tobą i ze mną. W innym wypadku by po prostu głosu nie zabrał.

Następnym razem, chyba ostatnim przed rozpoczęciem cyklu o mężczyznach, będzie o książce, ważnej i kompletnie nie rozumianej. Chodzi o „Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni” Stefana Chwina. O samobójstwie jeszcze nie pisałem, a przy okazji kontynuował będę zagadnienie śmierci.

Mam nadzieję, że dożyję.

KP


6 Comments, Comment or Ping

  1. Przemysław Szubartowicz

    http://www.youtube.com/watch?v=o1UXBC7whrQ&feature=related

    A poza tym Chwin, w tym wszystkim, co pisze w tej świetnej książce, jest chłodny. Przypomina Nietzschego nie w afekcie formy, ale w konkluzji.

    Wrzesień 10th, 2010

  2. Przemysław Szubartowicz

    I znów mój poprzedni komentarz „czeka na dodanie”…

    Wrzesień 10th, 2010

  3. Spokojny

    Czyli jeśli nie ma metafory Ojca, to 13 latka pchnie nożem prędzej czy później i będzie się przewracał człowiek młody o ławkę po siedmiu browarach i to jest nieuchronne?
    A ja ostatnio w Turcji byłem. Jak się z arcyciekawych fragmentów można dowiedzieć Allah nie jest ojcem, tylko panem. Nie wiem czy to jakaś różnica, ale w Turcji wyczuwa się, że w miejsce islamu jest Ataturk – ojciec Turków. Jak ktoś napisał o nim „Je z nami w restauracjach kebab i zapija go anyżkową raki. Załatwia sprawy w urzędach i łypie z każdego banknotu, który mamy w portfelu. Marznie w kolejce do kina i poci się w łaźni. Nawet babcia klozetowa ma w swoim kantorku jego zdjęcie. – Jeśli kiedyś się zorientujesz, że od 15 minut nie widziałeś Atatürka, biegnij! To znaczy, że już nie jesteś w Turcji. Musiałeś nie zauważyć, że przekroczyłeś granicę.” I rzeczywiście tam tak to wygląda. Ten kto wsadzi sobie zatyczki do uszu żeby nie słyszeć nawoływania z minaretów widzi ich przeciwieństwo – laickiego reformatora w każdym kiblu, w sklepiku z warzywami, u szewca, w radiowozie, w autobusie i rozpiętego nad miasteczkiem jako wielki neon z żaróweczek. No i tak się zastanawiam. Czy jest możliwe państwo bez metafory ojca, czy też wierzą w to tylko psycholożki dziumdzie?

    Wrzesień 16th, 2010

  4. Hannah

    Zależy jakie państwo…

    Wrzesień 16th, 2010

  5. Spokojny

    Zdolne przetrwać więcej niż trzy pokolenia…?

    Wrzesień 16th, 2010

  6. Piracetam

    Co do nieobecności fizycznej ojca….
    Metafora, czy Ojciec-Totem nie zastąpi Ojca fizycznego. Mój przyjaciel nie pamięta z dzieciństwa ojca. Jest jak ON, ale nie ma z nim więzi. Mój był nieobecny. Jestem trochę jak ON, dął mi sposób spędzania wakacji, narty, itp, ale go nie było. Jak był to był nie do zniesienia czasem. Jest dobrym dziadkiem, obecnym dziadkiem. Ojciec musi balansować pomiędzy twardym istnienieniem wyobrażeniowym a realnym opiekuńczym. Współczesne kobiety nie akceptuja już tak łatwo roli „tradycyjnej” ojca. On musi już nie tylko BYĆ, ale musi de facto być matką. Po południu w fartuchu, wieczorem macho.
    Anlitycy zacierają ręce :-)

    Wrzesień 17th, 2010

Reply to “pragnienie jest obowiązkiem”