Było sobie dwóch tetryków


Dziś zmniejszam zaległości – jeszcze. Lecz na wstępie dorzucę garść uwag do dyskusji komentatorów. Rzecz poszła o starożytne kwestie, w tym o tę jedną jedyną, najważniejszą. Dlaczego dwie płcie się nie uzupełniają? Wydawać by się mogło, że podałem wystarczające wyjaśnienie – bo jedna z nich zajmuje stronę czynną, aktywną, podczas gdy druga stronę bierną, pasywną. Napisałem wyraźnie także, że wyznacznikiem tej biegunowości nie jest biologia, nie jest też psychologia i socjologia. Nadto nie jest też kultura. Napisałem wprost, że tym wyznacznikiem jest li tylko gramatyka! Napiszę jeszcze raz – Gramatykaaa…, Ludzie! Chodzi o umieszczanie się, lokowanie podmiotu w dyskursie. Podałem przykłady…i nic z tego. Przeczytałem po raz wtóry a aktywności kobiet, nawet o tym, że podrywają facetów. W pełni się zgadzam – podrywają obie płcie. Jedna czyni to mniej więcej tak: „Może pójdziesz ze mną na imprezę?”, druga jakoś tak: „Może zabierzesz mnie na imprezę?”, albo subtelniej: „Nie chciałbyś mnie zaprosić na imprezę?” O istnieniu różnicy gramatycznej chyba nikt nie będzie dyskutował chcąc to zakwestionować – bierność kobiet to strona bierna w dyskursie, aktywność mężczyzn to strona czynna dyskursu. Lecz czy jest to wyraz różnicy między płciami? By to pokazać wystarczy stać się nieco nieprzyzwoitym. Jedna płeć jest zdolna wyrażać to, o co jej chodzi, mówiąc: „Włożyć ci?”, jak wyrazi to druga? Czy już rozumiecie? Tylko mówiąc: „Włożysz mi?”

Mężczyznom komentatorom dopowiem jeszcze, że dziesiąte przykazanie: Nie bądź sobą!, ma swoje równie imperatywne uzupełnienie, jakim jest: Zawsze bądź kimś innym!

Tyle uwag tytułem dyskusji, a dziś biorę na warsztat dwóch panów o uznanym autorytecie. Jeden został nazwany nawet guru, drugi tylko psychologiem i psychoterapeutą, doktorem filozofii i kimś tam jeszcze. Pierwszy to Ronald Britton, psychoanalityk, nawet prezes Międzynarodówki Psychoanalitycznej. Drugi to Andrzej Wiśniewski. Z pierwszym rozmowę przeprowadził psycholog z wykształcenia, Piotr Pacewicz, i ukazała się ona w GW w numerze z dnia 31.07-01.08. Z drugim pani Agnieszka Jucewicz, a jej wysiłek ujrzał światło dzienne w WO z 21.08. Obaj mówili o rzeczach różnych, lecz obaj smędzili pokazując się jako autorytety bez ikry.

Pierwszy powiedział same prawdziwe rzeczy, nic nie można wywodom zarzucić. Tak, zna się na psychoanalizie. Lecz jednocześnie pokazał poddańczą wersję tejże, choćby grama odwagi Freuda, i cóż to za guru? Mówi na przykład: „…musimy się pogodzić z tym, kim jesteśmy”, a zaraz dalej: „Ostatecznie świat jest, jaki jest, prawda? I ludzie są tacy, jacy są, prawda? My sami też jesteśmy tylko sobą…” Cóż, pan Ronald ma 76 lat, ale jest analitykiem. To gdzie jego ikra? Rozpłynęła się, pozostało tylko mędrkowanie? „Pogodzić się z tym, kim jesteśmy” A wiemy, kim jesteśmy? Kim jestem ja w swym sednie? Wiem, za Freudem, że nie jestem panem w swym własnym domu. Lecz jeśli nie jestem panem, to czy to oznacza, że jestem sługą? Jak trzeba się zestarzeć, by zapomnieć, że żaden podmiot ludzki nie ma lub nie zna swego pierwszego znaczącego! „Świat jest taki jaki jest, prawda?” Ależ tak, to prawda. Chyba nawet guru nie zaprzeczy, że jest w nim tyle Złego, że Zło rzuca się solidnie w oczy. I co? Pan Britton namawia do pogodzenia się z tym, do ślepoty na Brak? Do uśmiercenia pragnienia? Przecież ten Brak dotyczy Ciebie, on Ciebie angażuję, porusza Tobą. Tylko w jego efekcie skłaniany jesteś do jakiegoś czynu. „Nie wystarczy tylko filozofować o świecie, trzeba zmieniać świat”. Pamiętacie, kto to powiedział? I kto ma to zrobić, jeśli nie podmiot? Państwo, rządy, Kościół, Armia, Naukowcy, a może Kosmici? Oni zajmą się tym Brakiem, jeśli Ty go wyartykułujesz. Czyn to sprawa podmiotu. Przy czym ja tylko podsumowałem Freuda.

A teraz współczesny psychoterapeuta. Lecz najpierw czapki z głów przed Stefanem Kisielewskim. On to bowiem jest twórcą powiedzenia, o socjalistach, co to sami stwarzają problemy, by później je w pocie czoła rozwiązywać. Co prawda ideologiczna zapiekłość nie pozwoliła dojrzeć temu facecjoniście, że tak ma sam człowiek. To on jest autorem problemów, które później z wysiłkiem, aczkolwiek bez skutku, próbuje rozwiązać. Redaktorka pyta pana Wiśniewskiego – „Co by pan powiedział o rodzinie, w której trzylatek decyduje o tym, kiedy idzie spać, gdzie śpi, co je i o jakiej porze?” Po serii uczonych wywodów, z którymi należy się zgodzić, psychoterapeuta ma do zaproponowania tylko jedno: „Trzeba stawiać granice dziecku”. Jest tylko bezradny w wytłumaczeniu tego, czemu rodzice granic nie stawiają lub przestali to umieć. I wtedy zaczyna oskarżać rodziców, że w gruncie rzeczy nie przykładają się do zadań rodzicielskich. Niedawno usłyszałem historię o 13-latku, który w obecności rodziców i psychoterapeuty rzekł był do matki: „Daj, zrobię ci minetę”. I co myślicie? Uprzedzam, nic się nie stało. Dostało się rodzicom za brak granic.

Więc najpierw walczymy z targaniem za uszy, karceniem podniesionym tonem, karaniem odebraniem kieszonkowego, jednodniowym postem, i setkami innych sposobów, które rodzice przez wieki wypracowali w pocie wychowywania swych pociech, by teraz oskarżać ich o to, że tego nie robią. Najpierw walczyliśmy z kastracją – bo to przecież swojska kastracja, a raczej zagrożenie nią, bo to ona ustanawiała granice, by teraz zaczęło nam jej brakować.

Niekiedy oglądam program o tym, jak to w GB i USA, wynajmuje się rodziny do uczenia granic dzieci współczesnych. W tych to rodzinach muszą one stawać o 5 rano, czyścić stajnie i obory, być karceni odebraniem kluczy od pokoju i codziennego wiktu. A wszystko kręcone kamerami! Więc płacimy rodzinom wynajętym za to, co moglibyśmy robić sami! Za darmo! Jest tylko jedno ale – u siebie w domu nie zgodzilibyśmy się tego robić pod okiem kamery, współczesnego Wielkiego Brata. W tym się wyraża nieufność wobec rodziców. Nieufność nieskrywana. Nieufność jako zasada. Tylko czy muszą w tym uczestniczyć psychoterapeuci i psychologowie? To pytanie zadaję po swojemu i panu Wiśniewskiemu i pani Zawadzkiej. Mam bowiem wrażenie, że nie okazują szacunku rodzicom, i że żerują na ich panice i bezradności, by później tańczyć w Tańcu z Gwiazdami.

„Oh, Lord! Please don’t let me be misunderstood!”. Jak dla mnie to modlitwa o to, bym: Boże! Nie pozwól mi stetryczeć, pozwól mi pozostać z mą pasją, której wyrazem jest niezgoda i protest.

KP


2 Comments, Comment or Ping

  1. Spokojny

    >Mężczyznom komentatorom dopowiem jeszcze, że dziesiąte przykazanie: Nie bądź sobą!, ma swoje równie imperatywne uzupełnienie, jakim jest: Zawsze bądź kimś innym!

    ale po co?

    Dalej o nieufności wobec rodziców. Ja mysle, że to jest nieufność wobec ojca jako koncepcji. Nikt ma nie być niczyim ojcem juz więcej tylko będziemy mieli matki kochające i będziemy żyli w społeczeństwie nirwanicznej wolnej miłości. I niech nikt nie śmie nam tu opowiadać o swoich planach żeby globalnie w dupę dać pasem szerokim. Już nikt nie może bo nikt nie jest ojcem. Taka jest nowa koncepcja. Czy to źle?

    Dalej jeszcze jest o gramatyce. Ze to ona jest źródłem umiejscowienia podmiotu w dyskursie. Ok. Ale co jest źródłem gramatyki?

    Sierpień 28th, 2010

  2. wojtas

    Gramatyka jest źródłem (wszechrzeczy).

    Sierpień 30th, 2010

Reply to “Było sobie dwóch tetryków”