W naszym cyklu zgłębiamy kobiety z przeciwległego bieguna względem tych z pierwszych 11 obrazków. Te pierwsze są na bakier z Minusem, uwiera je, jest poniekąd jak ciało obce, mniej lub bardziej jest im z nim do twarzy, a ponieważ muszą go starać się zakryć, przesłonić, zdają się być te panie kobietami bez głębi, kobietami dwuwymiarowymi. Wykazanie takim paniom, że Minus istnieje, że posiadają go, kończy się dla panów na ogół źle. Panie owe pałają w takich sytuacjach żądzą rewanżu, wpadają w ataki wściekłości biorąc wykazanie istnienia Minusa za przyłapanie ich na „kłamstwie”. To Freud o tych paniach ukuł fantastyczne powiedzenie: „kochają one swe urojenia tak, jak kochają siebie”. Kochają one swoje ciało albo szacunek dla siebie tak, jak kocha się siebie.
Panie z przeciwległego bieguna w jakiś sposób starają się żyć ze swoim Minusem bez rozwodu. Na razie opisuję panie, które wcielają Minusa, ucieleśniają go, rozpuszczają. Lecz nie bez konsekwencji. Zafrapował mnie komentarz najświeższy Andrew Ryana – powrócę do niego w oddzielnym wpisie, by wskazać na podstawowe niezrozumienie w nim tkwiące. Kryzys funkcji ojca, co jest czymś całkiem odmiennym od funkcji mężczyzny, istniał od zawsze. Jest tak, ponieważ nawet w tym komentarzu autor myśli o funkcji ojca jako ideale, ale nie o czymś idealnym (w psychoanalizie mówimy o ideale Ja). Jeśli kiedykolwiek istniał ideał, to tylko na początku i od momentu swego zaistnienia następowało już tylko psucie. Ojciec ideał to tylko Bóg-Ojciec – tak też myślą konserwatyści. Oni zawsze uważają, że dawniej to naprawdę było idealnie i im dawniej, to tym bardziej idealnie. Ojcowie jacy są, każdy widzi – prawdziwy ojciec jest w krainie Idei, niebie Platona. Pragnę także zauważyć, że kobiety, począwszy od obrazka 12, nie występują na stronach Cosmopolitana, ani na stronach żadnego innego pisma czy pisemka. Nie są bożyszczem naszych czasów, bożyszczem tychże jest kobieta z dowcipu z ostatniego Playboya; „nasz związek nie przetrwał próby czasu” rzekła ona. Na to on: „ależ przecież ten czas trwał tylko 30 sekund!”. I jeszcze jedno Andrew Ryanie – realnym psychoanalizy jest seksualność, uniwersalne realne dla wszystkich ludzi, nawet dla Pana, skoro zdaje się pan sądzić, że onanizm nie istnieje, lub też postuluje pan, by wiedzę na ten temat ocenzurowywać.
Wracamy przeto do tematu, którego dzisiejszą ilustratorką będzie nie kto inny jak sama św. Faustyna. Nie zamierzam pisać dziś czegokolwiek odkrywczego na jej temat – nie nurtuje mnie czy była psychotyczką, nie frapuje mnie jej psychopatologia. Prawdziwym znakiem zapytania jest ona i jej kobiecość, ona i jej ciało. Lecz napiszmy to jako „jej” ciało. I znowu, nie piszę tu i nie mam na myśli organizmu z jego poceniem się, oddawaniem moczu i kału, chrapaniem i dziesiątkami innych funkcji. Mam natomiast na myśli ciało w ujęciu analitycznym – ciało nierozłączne od mówienia, ciało, które jeśli jest, to mówi, zawsze mówi.
Pewnego razu Faustyna zobaczyła owo coś mówiące. Ukazał się jej Jezus z brakiem ciała w jednym miejscu – tam gdzie wszyscy kardiolodzy tego świata szukają i znajdują serce. Więc zobaczyła Faustyna Jezusa cielesnego z na oścież bijącym sercem. I od razu wiedziała Faustyna co mówi to ciało swym sercem – prosiło o miłosierdzie. Prosiło o to, o co nie prosiła dla siebie – o miłosierdzie! Choć akurat jej było szczególnie potrzebne. Przecież ciężko chorowała, śmiertelnie, znosiła istnienie bez śladu ciała – bez zmęczenia, bez skarg, bez buntu, bez złości, ale i bez namiętności. Pewien ksiądz zaczął okazywać jej miłosierdzie, może miał serce? Nie dostrzegała tego, a nie dostrzegając tego, nie odwzajemniała. A jeśli nie odwzajemniała, to i nie kochała. Ciało przyszło do niej z zewnątrz jako ciało Innego, ciało którego nie posiadała, ale ciało, które gdy przyszło, było już z nią do końca. Jej, ale jednak Innego.
To istnienie w radykalnej niekompletności – bycie bez oczywistej więzi z ciałem. Oczywistej, bo skończonej, kończącej się wraz ze śmiercią jak zapewniają nas ci, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Radykalna niekompletność istnienia (albo po lacanowsku – kobieta jest nie-cała, albo jeśli cała, to z „nie”. Panowie, znacie kobiece „nie” mówione w chwilach gdy serce rwie się, by powiedzieć „tak”? Mam nadzieję, że to znacie.) jest subiektywizowana, upodmiotowywana w stosunku do nieskończoności. Faustyna przyjmowała swą chorobę śmiertelną bez pośrednictwa ciała, więc i umierała bez lęku o nie. Lecz gdy umierał ksiądz Tischner, to jego „cierpienie…to nie uszlachetnia” zdradza pośrednictwo ciała, jego stałą i skończoną obecność. I stąd może męskie tęsknoty wyrywania się ku nieskończoności, ku temu co niektóre, tylko niektóre kobiety, mają na wyciągnięcie ręki. Bycie mężczyzny jest kompletne i pewno dlatego orgazm jego kończy wszystko inne i tylko dlatego panie mają dwuznaczny stosunek do żądań mężczyzny „zrób mi laskę” (jak pisze pani d.lorek – przy okazji pozdrawiam – w swym komentarzu, ale wpisanym na zapasowej stronie bloga: psychoanalitycznepanopticum.com) – bo po niej i tak się wszystko skończy.
Ta nieskończoność, ten realny jej dotyk, to ciało, które tylko łudzi nas, że jest nasze, podczas gdy zawsze jest ciałem Innego, to do tego ma dostęp kobieta, więcej, tylko ona! Więcej, tylko niektóre z nich.
Ot, to tylko tajemnica kobiety – tajemnica, o której istnieniu kobiety nie wiedzą. Lecz wiedzą za to mężczyźni. Niestety, tylko ci, którzy mieli traf taką kobietę spotkać.
KP
PS. W swym gabinecie spotkałem przez te lata tylko dwie takie panie. I to dzięki nim dane mi było odczuć granice psychoanalizy. Obie już nie żyją i dla obu śmierć była tylko przejściem w nieskończoność, radykalnym krokiem, bo innych kroków nie ma.
No Comments, Comment or Ping
Reply to “porozmawiajmy o kobietach – obrazek 15: tylko On”