W ramach remanentu – seksuologiczne koszałki-opałki


Leży przede mną pokaźna sterta gazet, wycinków, zakreślonych fragmentów. Wszystko po to, by skomponować na jakiś temat wpis. Lecz jak się to ma do cyklu? Nijak, aktualiów mnóstwo i codziennie się mnożą. Do tego dochodzą komentarze, niekiedy ważne, bo podnoszące istotne kwestie. Dawno temu postanowiłem, że od czasu do czasu będę robił remanenty ustosunkowując się do nich. Zrobiłem do tej pory ze dwa. Pomyślałem więc, że trudno z tym zwlekać. Stąd decyzja o remanencie.

Zacznę dziś od niejakiego Andrew Ryana. On lub ona podzielili się uwagą na temat mojej frustracji seksualnej w związku z zajmowaniem się kobietami. Odpowiem krótko – jeśli jest to on, to z pewnością nie frustrat seksualny, ergo, kobiety go nie interesują. Co najwyżej żyje z nich lub wykorzystuje je. Jeśli to ona, to istota sfrustrowana tym, że nie piszę na temat kobiet laurek. Lecz ponieważ uważam, ze ich pisanie to zadanie dla przedszkolaków, to czynnościami infantylnymi się nie zajmuję.

Hannah odpowiem tak: gdyby orgazmem rządziło jedynie osiągnięcie go, to nie wiedzielibyśmy dlaczego byliby zatrudniani do tego mężczyźni. Wokół orgazmu powstała cała mitologia kobieca podzielana przez kobiety odkąd istnieją one na świecie (dla Starowicza profesora trwa to już miliony lat, co jest mitologią męską, mitologią odwiecznej bogini, Boga-kobiety, utajonego wielbienia tej, która przeciwstawia się śmiertelności mężczyzn). Pisze Hannah: „jest możliwe osiągnięcie orgazmu przez kobietę dzięki mężczyźnie”. Oczywiście, że tak. Tak jak jest możliwe osiągnięcie orgazmu przez kobietę nie dzięki mężczyźnie! Dlaczego mężczyźni mieliby pracować na rzecz orgazmu kobiety komentatorka nie pisze. Napiszę więc za nią. Faceci to maszyny proste i kobiety z tego korzystają. Wzywam wszystkie panie komentatorki i wzywam Andrew Ryana, by odniosły się do tego co teraz napiszę. Prostota mężczyzn najlepiej uwidacznia się w wysiłkach dostarczania kobietom orgazmu. A to jeden powie w trakcie „miałaś orgazm?”, drugi „dobrze ci było?”, trzeci „zaspokoiłem cię?”. Co tam jego orgazm własny, osobisty. Jej orgazm to dopiero triumf! W ten oto sposób facet oddaje władzę kobietom. Kobieta swoim „tak” czyni z takiego chłopka-roztropka Machomana, chełpiącego się indora. Swoim „nie” maszyna prosta, zwykły pal lub w wersji ulepszonej młot pneumatyczny, staje się frustratem seksualnym. Sprawy to nieco złożone, bo pani takiego faceta może potwierdzić istnienie niedostarczonego orgazmu, lub przeciwnie, zaprzeczyć istnieniu orgazmu dostarczonego. I tym jest Minus kobiet – rzecz nie tyczy w żaden sposób orgazmu, ani przyjemności seksualnej. Rzecz tyczy satysfakcji. Kobiece „tak” lub „nie” służy podtrzymaniu wrażenia, stanu, nieustaysfakcjonowania.

XX wyznaje inną mitologię, tę mówiącą o harmonii między mężczyzną a kobietą. Idealna harmonia to krzywa płaska, natura nieożywiona, ekologiczno-naturystyczny raj, gdzie nikt nikomu w szkodę nie wchodzi. Lecz jednocześnie to świat bez namiętności, a z kolei nie ma namiętności bez perwersyjności, która przecież odchyleniem od natury jest. Jak żyć w związku, w którym wyeliminowano by namiętność, pożądanie, żądzę? Kto z kobiet i mężczyzn pragnie czegoś takiego? Gdy Lacan naucza, że „związek seksualny nie istnieje”, nie mówi, że nie istnieje stosunek seksualny. Mówi tylko, że żadna harmonia, czy to na bazie zero-jedynkowej, czy na bazie dobrania jakiejś proporcji, nie istnieje w życiu człowieczym.

To dlatego zaprzestałem zajmowania się seksuologią, która karmi swych pacjentów taką manną z nieba. Mam przed sobą wywiad pani profesor (cholernie łatwo jest być profesorem, wystarczy mówić rzeczy chciane) Marii Beisert, znanej mi w latach 80-tych pasjonatki seksuologii, a zarazem psycholożki. Ale od kiedyś tam, jest pani Maria profesorem i chociaż może teraz mówić co chce, to głupio jest gdy mówi banialuki. Oto w wywiadzie pod tytułem „Czego nie wolno seksuologowi” (WO z 5 czerwca 2010, nr22) powołuje się na zasadę, kanon pracy psychologa -„głównym narzędziem pracy psychologa seksuologa jest słowo”. Strzygę uszami na takie zapewnienia i uszy, lub raczej oczy mnie nie mylą, bo czytam dalej: „ja jednak muszę i chcę (sic!) posługiwać się językiem naukowym. On służy utrzymaniu odpowiedniego dystansu, więc chroni pacjenta (przed czym?!). Wprowadzę słownictwo alternatywne pozbawione emocji i jakichkolwiek elementów erotycznych (sic! co to za dziwadło rozmawianie o seksie bez użycia języka erotycznego – tu też widzimy mitologię orgazmu w grze. Jeśli pacjent używa języka erotycznego, to nie zadowala pani profesor, jeśli zadowala panią profesor stosując się do jej reguł „proszę nie mówić na to maluśka, proszę mówić na to krocze” (brr!), pacjent staje się facetem-maszyną prostą („czy jest pani zadowolona pani profesor?, versus „czy osiągnęłaś orgazm?”). To nie mój wymysł, to przykład z praktyki pani profesor. Gdy życzyła sobie, by pacjent powiedział co robi ze swoją partnerką, on powiedział tak: „Łapię ją za…nie wiem, jak to nazwać…za maluśką.” Wtedy zapytałam: „Czy chodzi o to, że dotyka pan krocza partnerki?”. Przypomnę kanon – głównym narzędziem pracy psychologa seksuologa jest słowo! Pytam więc czyje? I już wiemy – słowo pani profesor, ginekologiczno, medyczno-anatomiczne Krocze, a nie słowo pacjenta, pieszczotliwe, miłe, czułe, powabne, nieśmiałe, zauroczone Maluśka. Oczywiście, nieco perwersyjne też ono jest.

Odpowiadając więc XX napiszę; tak właśnie wygląda związek seksualny. Jeden dotyka Maluśką, a druga dotyka Krocza. To nawet nie synonimy. Zatem jak miałaby wyglądać harmonia?

I na koniec sprawa środków antykoncepcyjnych. Są one woalem, za którym kryje się Minus w postaci Periodu, swojskiej Miesiączki, tego utrapienia kobiet. Środki antykoncepcyjne hormonalne mają nań wpływ, mają nad nim kontrolę. To też wyjaśnia nieco tajemnicę ich „nieskuteczności”, czyli „brałam, ale zaszłam w ciążę”. Już wiecie dlaczego?

KP


10 Comments, Comment or Ping

  1. Hannah

    Prostota mężczyzn uwidacznia sie również w sposobie zaspokajania kobiet przez mężczyzn.
    Z reguły ogranicza się to do posmerania w kilku tzw. strefach erogennych a potem przejście do „sedna”.
    I jak tu potem odpowiedzieć facetowi, że „było dobrze”?
    Jak mu wytłumaczyć, że to nie o to chodzi?
    A nawet jak mu się tłumaczy, to on nie rozumie…
    Mówi: powiedz konkretnie co mam zrobić.
    No ręce opadają :-)

    Czerwiec 10th, 2010

  2. XX

    Ha ha ha coraz weselej się tu robi :) Mistrz Ciętej Riposty! Pan Krzysztof obsmarował XX czyniąc ze mnie martwą ekologiczno-naturalistyczną wyznawczynię harmonii :D Ale! dzięki wielkie, uwolnił mnie Pan od dążenia do harmonii! Koniecznie trzeba z tym pójść do prasy i uwolnić pozostałe kobiety, bo to prasa namieszała chyba najwięcej.
    Hannah czytałaś wyżej to: „Tak jak jest możliwe osiągnięcie orgazmu przez kobietę nie dzięki mężczyźnie! Dlaczego mężczyźni mieliby pracować na rzecz orgazmu kobiety..”? Dobrze, że Ci ręce opadają, stamtąd bliżej do satysfakcji ;)

    Czerwiec 10th, 2010

  3. Hannah

    Do XX: bardzo śmieszne, że boki zrywać…
    (teraz też potraktujesz to dosłownie?)

    Czerwiec 10th, 2010

  4. XX

    wybacz Hannah, przesadziłam ;)

    Czerwiec 10th, 2010

  5. Hannah

    Spoko XX, jestem luźna jak guma od majtek :-)

    Czerwiec 10th, 2010

  6. Andrew Ryan

    Po pierwsze: jeśli wymaga to dookreślenia to Andrew Ryan to ON.
    I tak ? nie chodzi tu o kobiety, a tak naprawdę o mężczyzn, którzy nie potrafią poradzić sobie z tym, że Im ? kobietom, radzi się teraz lepiej, niż Nam ? mężczyznom. Stąd cała ta 12-częściowa piaskownice i te komentatorskie ? zabawki.

    Po drugie:
    Cytat: Prostota mężczyzn najlepiej uwidacznia się w wysiłkach dostarczania kobietom orgazmu.
    To zdanie już w swych założeniach jest fałszywe, bo mężczyzna zawsze na pierwszym miejscu stawia swój własny orgazm, dopiero potem ? liczy się orgazm kobiety. A jeśli się pyta o to, czy jej było dobrze, szuka tylko potwierdzenia swojej wykreowanej męskości. W żadnym z tych aktów nie ma w ogóle zainteresowania orgazmem kobiety.

    Czerwiec 14th, 2010

  7. XX

    A ja jednak przemyślałam sobie sprawę i nie zgadzam się z twierdzeniem, że harmonia to nuda. Chyba mamy różne pojęcia harmonii. Wierzę w idyllę i wierzę, że można w niej szczęśliwie i w pełni spełnienia żyć. Ale do tego trzeba dojrzeć lub w tym wyrosnąć. pa!

    Czerwiec 15th, 2010

  8. Tomas Dubis

    Panie Ryan, nie wdając się w specjalnie w zagadnienie wyższości Cosmopolitan nad Men’s Health do czego sprowadza się „radzenie” kobiet(om), poddam w wątpliwość tezę przedstawioną w punkcie drugim, gdyż moje doświadczenie podpowiada coś dokładnie odwrotnego, powiem więcej – fakt, że wśród mężczyzn jest tylu onanistów wynika bezpośrednio z faktu, iż przyjemność jakiej mężczyzna może dostąpić w kontakcie fizycznym z kobietą, konfrontuje go bezpośrednio z zależnością od Innego, zatem woląc utrzymać bezpieczny dystans, prędzej skoncentruje się na orgazmie kobiety, niż pozwoli sobie na chwilę zniknąć jako świadomy podmiot w momencie miłosnego uniesienia.

    Czerwiec 21st, 2010

  9. Andrew Ryan

    Mężczyzna początku XXI wieku odnajduje się w świecie zupełnie innym, niz ten – sprzed 100 lat. Powolna, ale przeciez zauwazalna ewolucja metroseksualizmu, nowa organizacja rodzina, w ktorej ojciec juz nie tylko nie pelni funkcji glowy rodziny, ale zepchniety na bok, w rodzinie tej nie potrafi znalezc sobie miejsca (nie mowiac o tym, ze nie wie, jak ojcem byc), wysmiewany przez popkulture (bo przeciez niemal kazda postac ojca chociazby w sitcomach sprowadza sie do glupawego pana z brzuskiem, ktory spedza cale zycie przed tv), mezczyzna – sfrustrowany pracownik korporacji, albo swojej wlasnej firmy – nastawiony na zysk, ktoremu cale zycie przelewa sie miedzy palcami, seksualny frustrat obserwujacy cale stada mlodych, nastoletnich, rozerotyzowanych nastolatek na ulicach, ktorych sam miec nie moze, zagrozony przez wylegajacych na ulice i coraz bardziej wyemancypowanych homoseksualistów. W koncu mezczyzna – ktory dowiaduje sie wlasnie, ze patriarchat jest zly. A na drugim biegunie – kobieta, ktora juz od jakiegos czasu z pelnym sukcesem zaczyna pelnic role typowo meskie (podczas gdy mezczyzna, takze zaczynajac pelnic role – ale typowo kobiece, czuje ze traci swa meskasc!), odnajduje sie w tym swiecie i walczy o swoje! I tu wlasnie – Panie Dubis – doszukiwal bym sie „lepszego radzenia sobie kobiet, niz mezczyzn”, albo stawiajac sprawe odwrotnie – „gorszego radzenia sobie mezczyzn, niz kobiet”.

    Niestety typowa – dla tego bloga arogancja, sprowadzila kwestie ta do „wyższości Cosmopolitan nad Men?s Health”!

    I jeszcze jedno – sadzilem, ze w poczatkach XXI wieku – nawet psychoanaliza – nie odwoluje sie juz do onanii…

    Czerwiec 27th, 2010

  10. wojtas

    Jako że to chyba blog na WordPressie, polecam wtyczkę Akismet.

    Grudzień 29th, 2010

Reply to “W ramach remanentu – seksuologiczne koszałki-opałki”