Ucieszyła mnie zajmująca dyskusja zatroskanych o życie ludzi. Cenię postawy zaangażowane i choć samo słowo w tym naszym małym kraju jest uznawane za posiadające proweniencję komunistyczną, tym niemniej wyraża ono stosunek, tak bardzo potrzebny, do tego co wspólne. Przypadek, śp. Eluany uważam osobiście za punkt zwrotny, rozgrzewający do czerwoności fundamentalną kwestię stosunku do „człowieka”, a ściślej do „braku” w człowieku.
Dziś zerknąłem do telewizora i co widzę? Wielce zaangażowanego redaktora Pospieszalskiego, który roznamiętnia dyskusję na temat eutanazji Eluany – moim zdaniem żadna to eutanazja, a tym bardziej morderstwo, jako że odłączenie aparatury od nieżyjącej już Eluany (tzn. braku jej „bycia”) uśmierceniem jej nie jest; jest jedynie oddaniem jej organizmu – tak! organizmu, nie ciała – naturze i jej prawom. Pospieszalski jak to Pospieszalski, roznamiętnia tendencyjnym doborem dyskutantów, z których to Marek Jurek homiletycznie grzmi niczym Savonarola, że nasze człowieczeństwo mierzone jest stosunkiem do życia.
Mama Bocianica robotycznym ruchem swego dzioba wyrzuca z gniazda trzecie, najmniejsze, bocianiątko, skazując je na gwałtowny niesprawiedliwy koniec. Mamy Bocianice robią tak od milionów lat tylko po to by życie przetrwało dalej. Robią tak w imię gatunku, za nic mając imię bocianiego szkraba. Gdyby nawet została na świecie ostatnia para bocianów z ostatnim trojgiem bocianiąt, trzecie, mniejsze z nich, czekałby ten sam los. W imię życia, które ma przetrwać. Czy w imię życia, jego zakładanej świętości, ludzie mają składać w ofierze, morderczej ofierze, pragnienia ludzkie? Pragnienie ojca Eluany oddania córki ziemi, pragnienie osuszenia oczu z łez stale tam obecnych od kilkunastu lat, pragnienie zapomnienia o bólu, pragnienie uciszenia mediów w końcu. To nie koniec litanii z pragnień, ale skoro każdą litanię należy w końcu skończyć to i ja ją skończyłem na pragnieniu czwartym z kolei.
Niektórzy powiadają, że tak, odwołując się do absolutnego charakteru etyki. Tyle że absolutny jej charakter zapewnia używanie w języku powszechników, a zwłaszcza imperatora wśród nich, osławionego „Nigdy” – (Nigdy) Nie zabijaj!; (Nigdy) Nie cudzołóż! i jego rodzeństwa: „Zawsze” (Zawsze) Dzień święty święć!; (Zawsze) Kochaj bliźniego swego! oraz „Wszystko” (Wszystko)Całego siebie powierzam Tobie. Ha! Jeśli to ma cokolwiek wyjaśniać to…stwórzmy i my a-etykę, b-etykę, c-etykę. A bo co? (Nigdy)Nie podtrzymuj życia na daremno!; (Zawsze)Miej wzgląd na pragnienia człowieka; (Wszystko)Kochaj w człowieku!
Czytajcie Markiza-Szkaradę, de Sade, odkrywcy „pustki” w systemach etycznych. Czytajcie choćby dla zrozumienia ich przemocy i pasji niszczycielskiej zawartej w ukrywanym bękarcim powszechniku „Każdy”; (Każdy)Ma strzec życia! (Każdy)Ma chwalić Imię Pańskie;(Każdy)Nie będziesz miał cudzych bogów przede mną.
Absolutność etyki nie wyróżnia żadnej z nich i nie jest straszna dla nikogo. Straszna może być tylko jej powszechność – (Każdego)Nawracaj; (Każdego Innego)Potępiaj; (Wszyscy)Kupujcie to samo; (Wszystkie) Dzieci są nasze. Dla matek Spartanek nie było straszne uśmiercanie ułomnych własnych dzieci, tak jak dla ojców synów żydowskich ich obrzezanie, a matek większej części Afryki ucinanie dziewczynkom łechtaczek. Także pierwszym chrześcijanom nie straszne było oglądanie męczeństwa ich współbraci, jak i ich własna męczeńska śmierć. Straszne może być tylko (Każdej)Dziewczynce świata ucinajcie łechtaczkę!, (Każdy)Człowiek niech czci zygotę!
Człowiek nie ma innej etyki niż ufundowanej na pragnieniu i Realnym. To spotkanie z Realnym wzbudza pragnienie czyniąc zeń probierz etyczny. Tylko Ojciec, jak ojciec Eluany, w niekończącym się spotkaniu ze śmiercią córki, pustką i ciszą miejsca, do którego zwraca się swym „płonę”, „Córko! Czyż nie widzisz, że pragnę byś żyła?”, znajduje ją jako niewidzącą, a siebie jako ogarniętego przerażającym absolutnym nakazem (Nigdy)Nie bój się śmierci!; (Zawsze) Wsłuchuj się w ciszę a nie w rozgadanie tłumów! (Wszystko)Co masz oddaj! Oddaj córce nawet jej śmierć.
Ta etyka jest równie absolutna co każda inna. Ona tylko nie jest powszechna.
K.P.
8 Comments, Comment or Ping
Niestety, etyka absolutna (zaznaczę, że jakakolwiek – co by uprzedzić zarzut fanatyzmu) nie może być zrelatywizowana do grup, które ją wyznają. Wartości przez nią określane istnieją od zawsze i wszędzie (w założeniu, rzecz jasna) i obowiązują wszystkich. Zabrania bowiem „każdemu” występowania w obronie wartości łamanych przez grupy nie uznające tych wartości, zmuszając „każdego” do biernego obserwowania pogardy dla tego, co dlań najistotniejsze, przez co pozwala ona ludziom mieć przekonania – prywatne sądy na temat wartości, ale nie wartości, których trzeba (czasem publicznie!) bronić. Zresztą, nie sądzę żeby Autor chciał w swej etyce wykreślić np. zakaz zabijania (można dodać niewinnego, jakby kto był zwolennikiem kary śmierci albo możliwości zabijania w obronie koniecznej). Taka jest, niestety (albo stety), natura absolutyzmu etycznego. Także tego, który zaproponował Autor.
Luty 16th, 2009
Absolutyzm etyczny na zawołanie przegląda się w zwierciadle relatywizmu etycznego – ładnie wyglądają po obu stronach tego samego lustra, tej samej monety. W etyce pragnienia zawiera się zaś fakt, że pragnienie podmiotu jest silniejsze od śmierci. Ba, etyka pragnienia podmiotu idzie w kontrze do moralności, przeto owe „od zawsze”, „wszędzie”, „obowiązują wszystkich” odchodzą tam, gdzie sięga tylko doktrynerstwo, czyli bycie-w-imię-czegoś, bez odpowiedzialności. Inny zaciera ręce, Zasady są wniebowzięte, tyle że nad tym wszystkim unosi się mgła Rezygnacji – nie pragnę, jestem giermkiem Surowej Reguły. Dobrze, jeśli Surowej, gorzej – gdy bez właściwości.
Luty 17th, 2009
Myślę, że punkt widzenia ojca Eluany i jego zrozumienie jest łatwiejsze do zrozumienia temu, kto przeżył podobny przypadek.
Moja Mama, niegdyś pełna życia i energii kobieta, dzisiaj z tygodnia na tydzień (w wyniku postępującej choroby) zamienia się w małe dziecko, które zapomina gdzie mieszka, nie wie który jest dzisiaj dzień tygodnia i nie pamięta co robiła wczoraj.
Trzeba ją przewijać, karmić, myć i zapewniać rozrywkę – jak małemu dziecku.
Nie o to zresztą chodzi.
Moja Mama, w chwilach kiedy jest świadoma, mówi do mnie: „Aniu, ja jestem już zmęczona. Nie chcę żyć.”
I co ja mam zrobić?
Ja, która kocham ją nad życie i gdyby można było, oddałabym jej własny mózg, żeby znowu mogła żyć normalnie.
Czy mam jej przestać dawać leki, które opóźniają jej chorobę i podtrzymują jej życie?
Z drugiej strony, w miłości do niej, chciałabym ukrócić jej męki i chętnie przestałabym jej te leki podawać.
Niestety, brak mi odwagi, chociaż uważam, że tak powinnam zrobić, właśnie ze względu na moją miłość do Mamy.
Zazdroszczę ojcu Eluany.
Luty 17th, 2009
Zaangażowanie w sprawę Eluany ciekawie komentuje też Sławek Sierakowski (pełny tekst na stronie Krytyki Politycznej):
„Polityczna instrumentalizacja sytuacji granicznych przez środowiska katolickie to jedno, ale warto zapytać też, jaką funkcję społeczną spełniają te późnonowoczesne krucjaty, skoro tak skutecznie angażują uwagę mas. Są one dla społeczeństw konsumpcyjnych doskonałą okazją, żeby bez wysiłku powspółczuć słabszemu. A najsłabszy jest przecież zarodek albo chory w stanie wegetatywnym. Pomoc sąsiadce albo choćby interwencja, gdy zza ściany słychać płacz bitego dziecka, wymagają znacznie więcej wysiłku i dają znacznie mniej satysfakcji niż partycypacja w krucjacie, gdy ratuje się od razu całe życie. A i reszta się ucieszy, bo dostanie za darmo bilet na sens prawdziwej sensacji, podczas którego w bezpieczny sposób będziemy mogli zmierzyć się z egzystencjalnymi problemami życia i śmierci. Histeryczne reakcje na problemy związane z granicami życia, stają się naszym fałszywym zadośćuczynieniem za nasza bezradność i zaniechania wobec życia konkretnych, cierpiących ludzi”.
Chciałam tez zwrócić uwagę na zdarzenie, które ostatnio także angażowało ludzkie namiętności czyli „k..a, niech ktos sprzątnie ten uje..ny stół” z Durczokiem w roli głównej. Artykuły w gazetach, dyskusje w internecie, oburzenie, pochwały, wypowiedzi ekspertów, tłumaczenia się – a wszystko wokół kilku dość niewinnych (i nieosobowych, bo przecież nie powiedział: „niech ten ch…j sprzątnie stół” – to by było rzeczywiście niegrzeczne) przekleństw.
Owszem, można to traktować jako błahostkę: czymże jest filmik z Durczokiem wobec kwestii życia i śmierci! Ale czy wrzawa wokół tych kilku szczegolnych słów nie dotyczy tez wyborów etycznych, tego, co jest dobre, a co złe? Też wyborów dotyczących tego, jak żyć, a jak nie żyć, co jest prawdziwe, a co nieprawdziwe.
Wydaje się, że łatwiej odpowiedzieć na te pytania odnosząc się do problemu eutanazji niz do kwestii „przekleństw naszych codziennych”. Co jest żywe/nieżywe w ‚k..”, „ch..”, „poje…niu”?
Luty 17th, 2009
Hannah – moja poprzednia wypowiedź nie jest komentarzem do twojego wpisu, bo nie czytałam go przed napisaniem swojego.
Althusser (był, zdaje się, pacjentem Lacana) udusił swoją żonę poduszką, by nie cierpiała dłużej. W przypadku żony (lub męża) to wydaje mi się łatwiejsze niz w przypadku rodziców.
Ale, jak mówił Stalin: „Oba rozwiązania są gorsze”.
Luty 17th, 2009
Dziękuję za pomysł, ale nie skorzystam z powodów powyższych i oczywistych ;-) Ale dziękuję za troskę. Miło mi.
Luty 18th, 2009
Gwoli wyjaśnienia: To nie był pomysł ani troska. Nie pisałam też, żeby komukolwiek zrobiło się miło lub niemiło. Interesuje mnie wymiana myśli, dyskusja, interpretacje i skojarzenia (nawet jeśli ryzykowne lub hermetyczne), a nie grupa wsparcia.
To nie tyle kwestia mojego paskudnego charakteru, ile medium: internet pozbawia wypowiedź komponentu niewerbalnego, podkreślającego lub zmieniającego znaczenia komunikatu. W rozmowie szybko można reagować na odczytania tego, co się mówi, na forum internetowym – trudniej.
Luty 18th, 2009
A może Althusser udusił swoją żonę bo miał już jej zwyczajnie dość.
Tego jednak nigdy się nie dowiemy…
Luty 18th, 2009
Reply to “Ojca(per)wersje”