Czy pamiętacie sale szpitalne? Czy potraficie wspomnieć chorych, ich twarze, oczy przymknięte, ręce założone na pościeli, dżwięk tykającej aparatury, pikanie pik-pików. Czy znacie pomruk odwiedzających, te wszystkie „u ciotki dobrze; Heniek się żeni, a Anka jest w ciąży..”, te wszystkie „jak się czujesz?” mówione cierpiącym istotom, zamkniętym w sobie, zostawionych sam na sam z własnymi myślami. Niekiedy jakaś istota nagle zawyje udręczonym głosem, w panice krzycząc, że się dusi i już za chwilę w te pędy pojawia się, a jakże!, aparatura do wszystkiego, i tlen w niej i mini elektrownia i ciśnieniomierz. I zaczynają akcję rescytutacyjną, badż taką przypominającą. Krzątanina, krzątanina, krzątanina wokół aparatu. I zaraz okrzyk zadowolenia – „Nic pani nie jest!”. Aparatura wyjeżdża, z nią lekarz i załoga szpitalna. Dla uspokojenia nerwów ekipy dadzą uspokajacz w zastrzyku lub karzą wypić miksturę. Było, minęło. Żadnych słów uważanych za zbędne, twarze wpatrzone w monitor wystarczą za działanie.
„Może przyśnił się pani zły sen, pani Kaziu?” „Może pomyślało się pani coś strasznego?” „Może mierzi panią pikanie zza ciany, a może tęskno pani za mężem, za spaniem przy nim mimo choroby i w chorobie?” Głucha cisza zamiast, mowa co wyzwolić nie może się z sali szpitalnej, mowa co nie mogąc odnależć adresata, zalega ciężarem na sercu, wątrobie, płucach, trzewiach po prostu. To jest właśnie człowiek bez godności i nic tu nie pomogą zaklęcia w postaci praw do godności i mantry, że „każdy człowiek obdarzony jest godnością” choćby i pochodziły z ust papieskich.
A ptaszki świergocą, o czym wie każde dziecko. Ćwierkają zadowolone z wypełnionego brzuszka-wola, nucą swą serenadę dla jakiejś wybranej, lub nie, ptaszycy. A dzieło stworzenia piękne jest, harmonia rozbrzmiewa, ptaszki się jednoczą, jajeczka wysiadują. Nic nie zakłóca fałszywym tonem idylli żywotów wszelakich. Czasami tylko gwałtownie szczebiot radosny zamilknie zdławiony pazurami kota czy innego, koniecznie większego ptaka. Ot walka o byt!
Piewcy idylli wśród nas, ewolucjoniści, sądzą, że język człowieczy, mowa ludzka, wyewoluowała ze śpiewów ptasich. Po co? Czemu człowiek musiał stać się gadatliwy by propagować swój zestaw genów? Czyżby nie wystarczało ćwir-ćwir? To ćwir-ćwir tak efektywne w łączeniu się w pary dla spłodzenia nowej kopii genów. Skąd ten mur między ludzką samiczką i ludzkim samczykiem, że muszą nagadać się najpierw co niemiara, by wstrzyknąć z siebie w siebie nośnik życia? Czy ewolucja buduje ten mur, czy też próbuje ten mur zburzyć? A czemu to burzyć go potokiem słów, hektolitrami atramentu przelanego na papier w listach wylewnych, listach-wyznaniach, listach błagalnych, listach rozpaczy? Nie lepiej prościej i skuteczniej zastosować mały lub wielki gwałcik?
Jeśli nawet język odziedziczyliśmy po ptakach, to mowę naszą skąd? Czemu ptaszek nie milczy wymownie, by ptaszyca jego pochyliła się nad nim z troską? Czemu ptaszek nie śpiewa tysiąca pieśni po jednej dla każdej z tysiąca ptaszyc? Czemu ptaszkowie zawsze znajdą ptaszycę i nie znają przez to gniewnego śpiewu wybranki na nutę „spieprzaj gówniarzu!”? Czemu wśród ptaków muru nie ma, a wśród ludzi jest? Podmioty ludzkie stoją po obu stronach muru i po to mają mowę. Mur wyzwala mowę, ale co stworzyło mur? Żaden ewolucjonizm nie jest do pomyślenia bez odstępstw kreacjonistycznych – „Hej, ty!” z jednej strony muru spotyka „Hej, ktoś ty?”; „No jak kto kto? Ja!”; ” A ty, ktoś ty?”, „No Ja! A któżby inny?”
W rozmyślaniach nad godnością polecam wszystkim ten wers z tytułu wpisu z wiersza, tekstu piosenki, Agnieszki Osieckiej, no i oczywiście niezapomnianego Ptaśka.
K.Pawlak
3 Comments, Comment or Ping
Zycie to forma istnienia bialka, ale w kominie czasem cos zalka. To tez Osiecka.
Luty 4th, 2009
A tak przy okazji, a może także o godności? – media od kilku dni pokazują nagrania, na których widać, jak kilku wyrostków znęca się nad nauczycielem w jakiejś szkole – wyzywa, wrzeszczy, wykonuje defekacyjno-seksualne ruchy, nawet bije etc. Ten nauczyciel – nic, nie reaguje. Słyszę od dyżurnych psychologów, że to upadek autorytetu szkoły i pedagoga, nic nie słyszę o kryzysie funkcji ojcowskiej. Czy gdyby ten nauczyciel wstał i walnął w mordę tego młodego kretyna – byłoby godnie? A jakby mu ojciec dał w swoim czasie klapsa, to byłoby godnie?Bo jak pani dyrektor tej szkoły mówi: „Rozmawiałam z matką tego ucznia”, a potem słyszę tę matkę: „No, niepotrzebna ta policja była, niepotrzebna kara” – to myślę, że parę spraw się popieprzyło.
Luty 5th, 2009
Poznałam mężczyznę. Wystarczyło jedno spojrzenie i kilka zdań. Mówiłam mu „Traktuję cię jak podmiot” a on mi odpowiadał „Taktujesz mnie jak przedmiot”. Kłopoty ze słuchem? ;-)
Nie.
Później okazało się, że sam świadomie chce się wyświetlać na ekranie jako przedmiot. Dlaczego? Ja nie wiem.
Właśnie zostałam poinformowana, że „Warto wziąć pod uwagę, że bywa mowa pusta i mowa pełna. Godność przebywa tylko w mowie pełnej, czyli tej, która każdemu człowiekowi przychodzi z wielkim trudem”.
To w naszych codziennych relacjach nie ma miejsca na godność?
I czym w takim razie różni się godność od szacunku i braku lekceważenia?
Luty 5th, 2009
Reply to “o przydatności duszy w życiu ptasim”