Zwróciłem uwagę na tytuł recenzji pewnej książki – „O cierpieniu bez narcyzmu”. Gdy psychoanalityk zauważy słowo o ścisłej proweniencji psychoanalitycznej – O wprowadzeniu narcyzmu, ściślej, zainstalowaniu narcyzmu w aparacie psychicznym, to klasyka freudowska przecież – zwraca na to pilną uwagę. Określenie „narcyzm” zadomowiło się w języku potocznym i zideologizowało mowę codzienną. Od pewnego czasu funkcjonuje jako obelga; „Ty narcysto!”. Są narcystyczne zaburzenia i narcystyczne funkcjonowanie. Ba!, narcystyczna sztuka. Nie wiem na ile jest wiadomo, ale mówi się, ze współczesne rodziny wychowują narcyzów, psychologowie paplają o przezwyciężaniu narcyzmu. O co w tym wszystkim chodzi?
Tytuł recenzji dotyczy książki anielsko uśmiechniętego skromnisia, pana Szymona Hołowni, o tytule „Ludzie na walizkach”. Jest to zapis rozmów z osobami dotkniętymi przez los, czyli ludźmi, którzy są ofiarami zdarzeń czy okoliczności, o których z ulga mogą powiedzieć, że w niczym nie zawinili, są niewinnymi ofiarami (klarownym przykładem jest tutaj wykładowca KUL, którego cudownie wyleczona córka zginęła w wypadku samochodowym). Ich narcystyczna, dzięki Bogu!, konstrukcja, została dotknięta ciosem. Autor książki nie wykracza w tym miejscu poza banał. Rozpisuje partyturę symfonii „Człowiek i Śmierć” w częściach: życie na granicy śmierci, oswajanie kalectwa, lekarskie decyzje o tym, kto będzie żył, a kto umrze itp. Tylko że to wszystko jest łatwizna, śmiem stwierdzić narcystyczna łatwizna.
Autor ksiażki jest „autentycznym” katolikiem. To nie grzech, ale z pewnoscią ograniczenie. Wpatrzony jest bowiem w śmierć, jak całe chrzescijaństwo przecież. Jest to jedyna droga do szczęścia prawdziwie wielkiego. Szczęścia poza śmiercią, doczesne szczęścia są małe, maciupeńkie. Cóż im do szczęścia prawdziwie wielkiego? No to i cierpienia doczesne są niewielkimi cierpieniami. Trzeba wielkiego bum by cierpienie było cierpieniem, ostatnia faza raka to jest cierpienie! – ma się to równać duperelom w rodzaju fryzjerki z przeciętnego miasta, która w ucieczce przed gehenną domu rodzinnego wychodzi za mąż za pierwszego, który się jej oświadcza, po czym ląduje w jego domu rodzinnym na wsi mając na karku teściów i całą rozplotkowaną wieś? Ta pani cierpi bijąc się z myślami o ponownej ucieczce i marzeniami o prostym męzczyźnie, bo tylko taki mógłby chcieć równie prostą jak ona fryzjerkę.
Pan Hołownia ma na uwadze umierającego na raka (nie każdy umrze na raka), sparaliżowanego chorobą (większość z nas ma szczęście i nigdy tego nie doświadczy), ojca tracącego tragicznie ledwo co uratowaną córkę (to bardzo rzadkie zdarzenie), tracąc z oczu powszechność, uniwersalność cierpienia. Jego niewidoczność zamienia w spektakularność, bezgłośność w symfonię.
Człowiek w obliczu śmierci marzy o życiu, to truizm. Sęk w tym, że człowiek zawsze marzy o życiu, nawet gdy nie umiera, nawet gdy zdaje mu się, że jest nieśmiertelny. Autor ksiażki, a jeszcze bardziej autor recenzji (pan Cezary Polak) są narcystycznymi katolikami – w obliczu chrześcijańskiej aporii związanej z nierozwiązywalnością kwestii śmierci, proponują swym interlokutorom śmierć właśnie.
Co zaproponowałby pani fryzjerce? Cierpienie bez końca ma się rozumieć, cierpienie aż do śmierci, koniecznie naturalnej śmierci. „Proszę przeczytać moją książkę” – zrozumie wtedy pani, że pani cierpienie to pryszcz. „To ca mam zrobić, co mi pan propnuje by moja osoba i moje życie zwróciło pana uwagę, panie Szymonie?” Mam zachorować na raka? A może skakać na główkę do byle sadzawki?
Ale autorowi nie zależy na cierpiącym, tylko na cierpieniu. Z nim się nie walczy, je się ubóstwia. Jest to przecież jedyna pewna ścieżka spotkania i ze szczęściem i z Bogiem.
Dlaczego psychoanaliza została tak źle potraktowana przez religię? Jest u Freuda jeden z największych wglądów w istotę cierpienia wpisanego w człowieka. Nikt do jego czasów nie miał odwagi tego zobaczyć. Nic ani w mikrokosmosie, ani w makrokosmosie nie służy szczęściu człowieka. W mikrokosmosie? Oglądajcie, oglądajcie co jakiś czas filmy Harolda LLoyda, a łatwo pojmiecie cierpienia, nieszczęścia mikrokosmosu. W makrokosmosie? A nieszczęścia fryzjerki czemu nie oburzają? O impotencji makrokosmosu zaświadcza niezwykła reklama telewizyjna – pewien ojciec wybrał się na świąteczne zakupy z dzieckiem. Upatrzyło ono sobie suwenir wielkiej wartości i znikomym znaczeniu, hurra gadżet. Gdy ojciec odmawia dziecko wpada w histerię, niszczy regały w sklepie, tarza się po podłodze wrzeszcząc co sił w płucach. W tym momencie pojawia się nad głową ojca napis „Używaj prezerwatyw!”, a ja dopowiem: albo cierp. W każdym razie potrzebujesz do tego, i w jednym i w drugim wypadku, narcyzmu.
K.P.
7 Comments, Comment or Ping
Brawo!
A oprócz tego pozwolę sobie dorzucić drobną, złośliwą uwagę, że źle się dzieje w państwie watykańsko-polskim również odnośnie (narcyzmu) miłości. Jezus Cię kocha miłością większą, niż możesz sobie wyobrazić. Idź, spotkaj Jezusa! On teraz na Ciebie czeka!!! Płacze!!!!!!! Wszyscy utońmy w jego niezmierzonym uczuciu! Kocham Cię, bracie/siostro, bardziej niż możesz sobie wyobrazić, miłością Boga samego. Z kolei jeśli jestem trochę bardziej zrównoważony, to nic o tym nie mówię, może więc i Bóg tak bardzo nie kocha? Jeden zda się ks. Hryniewicz na gruncie Polskiego katolicyzmu rzucił próbował wprowadzić „puste piekło” do myślenia katolików, zaraz został obrzucony wiadrem rzygowin. Żeby panowie z Frondy mieli swoją rozkosz z przysrania pijakom, cudzołożnikom i wesołkom.
„Gdy wieczorne zgasną zorze,
zanim głowę do snu złożę,
modlitwę moją zanoszę,
Bogu Ojcu i Synowi.
Dopierdolcie sąsiadowi!
Dla siebie o nic nie wnoszę,
tylko mu dosrajcie, proszę!”
i jeszcze:
„Ujmij trochę łaski nieba!
Daj spokoju w zamian, chleba!
Innym udziel swej miłości!
Nam – sprawiedliwości!”
Styczeń 3rd, 2009
Tylko głowy nie odwracać od istoty.
To zatrważające, iż Ci co dla Boga i o Bogu
tak mało o pod miocie istoty mizernej, jednynej
tylko cierp ienia i miła ości sztandary łopocą zbiorcze.
Bo może o Boże, łatwiej za hasłem się wlec milcząc
lub zawodząc jako miejsce ma to na procesjach
niźli pytania bez odpowiednie, nie znośne, śmiertelne
dosłownie z kolan dźwignąć.
Slogany przyłóż do rany kochany i znoś
lecz pamiętaj Bóg Cię kocha.
Styczeń 3rd, 2009
Skoro już przy cytatach jesteśmy (Tolka z „Dnia świra” i Alberta z Norwida – ten o sztandarach trochę tak brzmi), to ja dorzucę trzeci, Lecha Janerki:
O Boże, nie mnij mnie!
Lub może mnij mnie mniej!
A skoro o narcyzmie mowa, to o ile znamy już korzyści, jakie niesie dla psychoanalizy histeria, to jakie – jeśli jakieś – niesie obsesja? Czy obsesja coś w ogóle niesie?
Styczeń 3rd, 2009
Jakie korzyści niesie histeria, bo jakoś nie znajduję w tekście a jako jej przedstawicielka z chęcią bym się pokrzepiła…
I ten Bauman jeszcze…
Styczeń 5th, 2009
Cały czas jeszcze chodzi mi po głowie ta histeria.
Napisał Pan „Histeryk-mężczyzna jest jak kobieta – nie jest dla żadnej albo jest dla wszystkich. Jest albo świętym albo Don Juanem.”
Jest jak kobieta? Wydawało mi się, że kobieta ma więcej opcji niż albo Zakonnica, albo Femme fatale, albo chodzi o coś innego. I, że celem jej nie jest bycie dla nikogo. Dla mnie jest tu coś niejasnego.
Napisał Pan jeszcze, że „histeryczne pragnienie, nie prowadzi do spełnienia”.
Czy mężczyźni-histerycy, tak jak większość mężczyzn, również kierują swój popęd na tzw. „obiekt częściowy” i dążą do zredukowania kobiety do tegoż obiektu częściowego?
Jeśli nie, (bo to histerycy) to teoretycznie mężczyzna i kobieta histeryczni powinni dążyć do tego samego, do widzenia w drugiej osobie pełnej fallicznej obecności a więc do spełnienia.
Czy to, że mizogin jest inny od mężczyzny-histeryka (histeryk nie jest dla nikogo tak naprawdę) oznacza, że może być kimś dla kogoś?
Czy jest u niego jakaś „wartość dodana”, bo z tego co wysłuchałam (ostatni wykład krakowski), to jak się takiego faceta „namierzy” to trzeba uciekać co sił w nogach i to szybko.
Czy jest jakiś le sinthome, jakiś atom rozkoszy, który połączyłby oba światy (męski i żeński)?
Styczeń 5th, 2009
Nikt nie zwraca uwagi na mikrokosmiczne cierpienie bo wszyscy z lubością i miłością lubimy cierpieć. Codziennie.
Wystarczy się tylko rozejrzeć dookoła, żeby zobaczyć mnóstwo nieciekawych relacji: przełożony-podwładny, mąż-żona, chłopak-dziewczyna, rodzice-dzieci, znajomi itp. (niepotrzebne skreślić).
Skąd to?
Czy bierze się to z religi chrześcijańskiej, czy może natury ludzkiej?
Rozwiązanie z każdej takiej sytuacji jest z reguły bardzo proste i skuteczne.
Wystarczy się odważyć.
Dlaczego więc tkwimy w tym co nam nie odpowiada i mamroczemy tylko, że chcemy coś zmienić, gdy tak naprawdę kochamy to udupienie i cholerną, cholerną sprawia nam to przyjemność?
Styczeń 5th, 2009
Anielsko uśmiechnięty skromnis, pan Szymon Hołownia kupil sobie Lexusa, podaje za pudelkiem. http://www.pudelek.pl/artykul/14612/holownia_kupil_sobie_lexusa/
Nie przeznaczyl tych pieniedzy na pomoc bohaterom ksiazki, oj nie. I tak ten idol JP2, co i kurwa z premedytacja w wywiadzie powie, co to do tvn poszedl tylko i tylko po to, by promowac ware katolicka, objawia sie niczym prawdziwy i niedoscigiony wzor poboznosci i hipokryzji. Ma chlopak talent!
Styczeń 5th, 2009
Reply to “narcyzm cierpienia”