Wyobraźcie sobie wy, którzy czytacie mnie stale i wy, co wpadniecie tu jakby przypadkiem, że usłyszałem dziś niezwykłą psychologiczną bajeczkę. Na początek fakty: nikt nie wie jakie są rzeczywiste przyczyny skoliozy, nagłego wyginania się kręgosłupa w bardzo młodym wieku. Jedni mówią, że takie, inni że inne. Wszyscy natomiast mają jakąś porcję racji, więc badania trwają dalej.
I oto poddano badaniom kurczaki, tak to nie pomyłka, nie psy i szczury, ukochany świat badań psychologicznych, ale właśnie kurczaki, nawet nie kury i koguty. Odpowiednio je krępując wywoływano sztucznie zmiany skoliotyczne, po uzyskaniu których zbadano chemię szyszynki nieszczęsnych tych stworzeń.
Eureka! Zakrzyknięto z radością i ogłoszono, że stwierdzono bardzo silnie podwyższony wskaźnik substancji chemicznych odpowiedzialnych za depresję u ludzi. Udowodniliśmy, twierdzą dalej naukowcy, wpływ czynników psychologicznych w przypadku skoliozy.
Co powiedzieć w takiej chwili? Nie poczuwam się do pokrewieństwa z kurczakiem pomimo 85% wspólnych genów. Autorzy zapominają, tak jak i genetycy, że pokrewieństwo wywodzi się z Symboliczności. Jestem człowiekiem nie z powodów genetycznych, tylko językowych, z powodu lineażu. Będąc synem jestem jednocześnie ojcem, dziadkiem, wujkiem, zięciem, ojcem przybranym, teściem. Sprawdźcie, jest to całkiem realna sieć! Taki lineaż nie obejmuje jednak wszystkich przedstawicieli gatunku homo sapiens. Gdyby tak było, nie nakazywanoby nam kochać bliźniego swego, nie nakazywanoby odszukiwać tego horroru w naszych sąsiadach i całkiem bogu ducha winnych obcych. Dlaczego horroru? Bo bliźni we wrogu moim sprzeciwia się całej mojej naturze. Gdyby tak nie było, nie miałoby żadnego sensu powiedzenie „człowiek człowiekowi wilkiem”.
Mimo to badacze każą nam wierzyć, że człowieka od kurczaka różni pojemność mózgu. Oto najmniej istotna z róznic uznana zostaje za gwaranta podobieństwa. Masz brachu mózg, chodzisz na dwóch łapach, niekiedy nawet piejesz, z mniejszą lub większą ochotą pokrywasz swe kurki, to siedź cicho i słuchaj – kurczaki popadają w depresję! Nic że ani słowem o tym nie gdaczą, nic że nie zalewają się łzami, ani nie wskakują na grzędę, by potem przywiązać sobie kamień u szyi i skoczyć w dół. Mają depresję i szlus!
Depresja jest w tle skoliozy, wrzeszczą z triumfem. Choć u kurczaków nie rozwija się nigdy spontaniczna skolioza, a u ludzi młodych spontanicznie łatwo, bez wiązania ich w dziwacznych pozycjach, to depresja zdaje się wyjaśniać wszystko, oczywiście depresja chemiczna. Znaleziono punkt wspólny, zwą go zaburzenie nastroju.
Dlaczego zatem nie poddać psychoterapii kurczaka? Przecież to nasz bliźni – zostawić go sam na sam z ponurymi myślami, niechęcią do życia? Może poszukać z nim trzeba myśli automatycznych? Rozśmieszyć co nie co, zażartować? Czemu brać w psychoterapeutyczne i psychologiczne dyby skoliotyków, wśród których widziano niejednego młodego człowieka, radosnego i zadowolonego, luzaka i swego człeka, by podsypać mu do korytka trochę antydepresyjnej chemii, a potem psychologizować i psychoterapeutyzować? Byleby tylko nie myśleć, byleby tylko stracić busolę wskazującą na człowieka, na podmiot.
K.Pawlak
One Comment, Comment or Ping
Może modny, nadużywany termin „depresja” i jego odpowiedniki tak nam spowszedniał, że już i kurczaki na tę „cywilizacyjną chorobę” zapadają… To i reszta dżungli też? Dawno się tak nie uśmiałam. Odechciało mi się już tej depresji. :)
Grudzień 27th, 2008
Reply to “proliferacja wyobrażeniowości – ślepy zaułek psychoterapii”