Gdy odpowiadałem na pewne zapytanie szkicując w gruncie rzeczy odpowiedź, zdałem sobie sprawę, że jadłospis jest świetnym przykładem tego, co można by nazywać narzędziem dyskursu kapitalistycznego. Wczoraj miałem okazję się o tym przekonać, gdy zaszedłem do restauracji amerykańskiej i podano mi menu. Refleksja nad tym co tam wyczytałem jest jednocześnie wstępem do kwestii zasygnalizowanej komentarzem Alberta i jego obserwacją odmiennego stosunku kobiet i męzczyzn do jadłospisu.
Najpierw, co takiego zobaczyłem w menu? Najwspanialszą, tłuściuteńką kaczusię w niezapomnianym sosie z południowych ziół; najsłodsze polędwiczki wieperzowe, soczyste od swieżego soku, przetykane polewą z sosu z wszystkich pieprzów świata; najkruchsze żeberka w wyjątkowej kompozycji sosów z wszystkich smaków świata itd. Czytając to postanowiłem być nieco kapryśny, jako że lubię od czasu do czasu nieco ukobiecić swoją egzystencję. Zacząłem przeto wypytywać kelnera – zacząłem od niewinnego pytania z jakich grzybów zrobiony jest sos grzybowy. Kelnera zamurowało, nie wiedział. No to drążyłem biedaka dalej – co to za megaziemniak, jakiej odmiany on jest (wielka połeć mięsa na nadziewanym wykwintnym farszem ziemniaku). Strapiony kelner oczywiście nie wiedział, ale zapewnił mnie, że ziemniak jest duży itd.
Gdybym był malkontentem, albo przejawiał kryzys starczy, zrzędziłbym pod nosem lub tetryczył wnukom i dziatwie wszelkiej płci, że kiedyś to byli kelnerzy, a teraz świat schodzi na psy i restauratorstwo także. Podobno na starość ludzie stają się konserwatywni, nie lubią współczesności, czasy młodości traktując barwnie, zwłaszcza różowo i tiulowo. Widać ta choroba jeszcze mnie nie dotknęła, bo myślę inaczej.
To nie kelnerzy się zmienili tylko jadłospisy. Nawet szpinak, udręka dzieciństwa dużej liczby ludzi, jest najdelikatniejszy, a sok, którym jest pokropiony, jest z najświeższych cytryn. W takim jadłospisie jest tylko jedna potrawa. To juissance. Nie dajcie się nabrać, karkówka, cielęcinka, żeberka, a może udziec? Skądże znowu! To tylko przybrania jouissance. Opychaj się jouissance, jednym jouissance w różnych garniturkach i sukienkach. Tym samym jouissance dla każdego.
Jeśli wejdziecie do supermarketu kupicie to samo, wszyscy to samo – jedno jouissance, któremu na imię „najtaniej”. I to jest istotą dyskursu kapitalistycznego – monoprodukcja jouissance w różnych przybraniach, o różnym wyglądzie. Dlatego istnienie jouissance podmiotów ludzkich, ich jouissance, konfuduje kelnera, producenta jouissance także. Przecież on już wyprodukował porcję jouissance pod postacią wpisu w menu. A w tym menu wszystkie potrawy są oblane grubo polewą jouissance, wszystko smakuje równie wspaniale. Nie ma w menu miejsca na absmak. Nie ma w nim braku.
I dlatego nadzieja w podmiotach kobiecych i męskich. Jeszcze istnieje jouissance męskie i kobiece. Jeszcze, albowiem już się produkuje jedno jouissance poza płcią, unisex i trzecia płeć, nie, nie trzecia, jedna płeć.
Dlatego histeryk(cza) ze swym talentem wyszukiwania braków, wskazuje na luki w menu, kwestionując producenta rzekomo jednego jouissance. Dlatego podmiot obsesyjny ze swą sztywnością i dożywotnim przywiązaniem do bigosu, golonki, żurku, szybciej opuści restaurację ustanawiając brak w samej jej przestrzeni, niż skusi się na zmianę jadłospisu.
I dlatego jestem sceptyczny wobec nawoływań Ziżka do jakiegoś rodzaju rewolucji mającej przełamać globomonopol producenta jouissance. Szybciej pokładam nadzieję w podmiocie i jego pragnieniu, niezniszczalnym pragnieniu.
Sam nie wyszedłem z restauracji, zjadłem obiad, ale spytany standardowo jak mi smakowało odpowiedziałem, że megaziemniak pachniał rybą, co z resztą było prawdą. Kelner na to rzekł: „Nasze ziemniaki są specjalnie sprowadzane ze specjalnie zakontraktowanej plantacji o najwyższym znaku jakości i przechowywane są w specjalnie tylko do tego celu przeznaczonej lodówce”. Cóż warto to wszystko odnotowac w menu. Tego tam nie ma?
Podmioty, wszystko w waszych słowach – kropla drąży skałę, kropla pragnienia podmiotu.
Autor
15 Comments, Comment or Ping
Żiżek, jesli o nim była mowa, namawia do opcji zerowej, czyli do tego, by odrzucić wszystkie dotychczasowe pomyły i myśleć od nowa. Sądzę, że on nie wyklucza podmiotów i pragnienia, a nawet wprost przeciwnie – któż jak nie podmiot może wszystko odrzucić? Tylko że jako ideolog stawia tę kwestię wobec nie-psychoanalityków, czyli wobec wyzwań politycznych. A jeśli idzie o rewolucję i lewicę, której sprzyja, a o której było w tym blogu wcześniej, to zacytuję ciekawą opinię Żiżka na ten temat:
„Nie podoba mi się, że narcystycznie rozumiane szczęście zajęło główne miejsce na sztandarach lewicy. O co dziś walczy lewica? O homoseksualne małżeństwa, o prawo do aborcji, o szacunek dla odmienności, o równouprawnienie kobiet, o niedyskryminowanie mniejszości, o prawa zwierząt i ochronę przyrody. Nie atakuję prawa do odmienności, aborcji i małżeństw homoseksualnych, ale to nie są najważniejsze problemy dzisiejszego świata. To są problemy klasy średniej w bogatych społeczeństwach. Lewica ucieka w spory o tożsamość i wielokulturowość, bo boi się stawić czoła prawdziwym wyzwaniom. Popiera nowy rodzaj radykalnie indywidualistycznej cywilizacji, w której elementarnym prawem staje się osobiste spełnienie, a nie ma odwagi lub – w imię swoich narcystycznych celów – nie ma zamiaru upomnieć się o tych, którzy przegrywają na rynku. Lewica stała się nośnikiem skrajnie narcystycznego indywidualizmu, który idzie w parze z przyznaniem państwu prawa do stosowania różnych środków nadzwyczajnych – jak tortury czy wzmożony nadzór policyjny. Byle ochronić przyjemności tych, którzy mają do nich dostęp”.
Grudzień 7th, 2008
Hm. Megaziemniak o zapachu ryby, brzmi interesująco. Ciekawe, jak smakował.
A czy nie jest raczej tak, ze zamieniły się nie tylko jadłospisy, ale tez kelnerzy? O ile wielość restauracji mozna łatwo wytłumaczyć, to jak zrozumieć ignorancję kelnera, który podaje kawę przez zupą? Och, gdyby to był jego buncik przeciwko byciu kelnerem, to byłoby to nawet zabawne. Ale nie, on zasad nie łamie, on nie wie, że są.
Czy można być podmiotem w swiecie anomii? Jakich reguł potrzebuje podmiot, by realizowac swoje pragnienie?
Grudzień 7th, 2008
Nie wiem czy można nazwać trzecią płcią mężczyzn, którzy wykazują w swoim zachowaniu cechy histeryczne, ale…
Ostatnio, na mojej drodze stanęło trzech takich osobników (więc wydaje mi się, że można to nawet nazwać jakąś reprezentacją) i przyznam, że zdziwienie moje było wielkie.
Wynikało ono z jednej strony z odmienności w ich zachowaniu, jak również z tego, że mogłam się przejrzeć w nich jak w lustrze (wszak jestem histeryczką ;-)).
Obserwując ich chwiejność nastroju, wybuchy złości niewspółmierne (moim zdaniem) do wagi problemu, mogłam zobaczyć jak mężczyźni patrzą na kobiety, kiedy one tak się właśnie zachowują.
No i przyznam, że uczucia które się pojawiły były bardzo różne.
Od wstydu (za samą siebie), poprzez współczucie, na lekkim rozbawieniu kończąc.
Wtedy to właśnie pomyślałam sobie, jacy to mężczyźni (ci konserwatywni) są biedni musząc to wszystko wytrzymywać i jeszcze być miłym, wyrozumiałym itd., kiedy nie wiadomo „ale o co chodzi”… :-)
Nie chcę przez to powiedzieć, że któraś płeć jest lepsza lub gorsza.
Jest inna.
Po prostu, zobaczyłam taki obrazek i się nim dzielę.
P.S. A ja patrzyłam na tego kelnera z prawdziwym podziwem, kiedy to przy zapisywaniu zamówienia, dopytywał się czy pepsi chcę z lodem czy bez?a może cytrynkę, czy sos taki czy taki i do wyboru wymienił chyba pięć rodzajów surówek, chociaż w menu zapis potrawy był z jednym sosem i jedną surówką.
I wszystkie fanaberie obecnych zapisywał cierpliwie i z uśmiechem, chociaż jak to stwierdził jeden z kolegów uczestniczących w obiedzie „chyba zabraknie mu bloczku” :-)
Grudzień 8th, 2008
Och, taki kelner to prawdziwy Don Juan
„może” dokąd nie zabraknie mu bloczku
czyli odpowiada na domaganie kobiety aż do własnej śmierci.
Imponujący przykład prawdziwej miłości i podporządkowaniu się prawu.
Tylko czy TO dostrzeżono i doceniono np. przez i jego Ukochanie,
poza wspomnieniem (jeszcze żywego) na blogu?
Myśląc o męskiej i kobiecej histerii
wydaje mi się, że to wzajemne BRACZENIE SIĘ
jednoczy nas w „dziurze” o co trudniej w opozycji
histeria vs obsesja.
Grudzień 8th, 2008
Jednoczenie w „dziurze” napewno tak, ale gdzie w takim razie jest fallus? ;-)
Grudzień 8th, 2008
Na moje oko (choć go nie widać) w sprawczości,
także tego iż takie pytania się piszą.
Czy to trochę nie podobnie do szukania Boga?
Niby go nie ma a działa i mówi przecież i przez to,
że pisać teraz mogę te konkretne literalnie rzeczy.
Może nie o miejsce i pozycję fallusa chodzi
lecz jego pragnienie, dążenie, działanie
wiecznienieodgadłe?
Lecz to są gdyby umysłu i może Autor Bloga
rzuci moc rozjaśniającą dosłownie?
Grudzień 8th, 2008
A ja się zastanawiam, czy jeśli weźmiemy dwie „dziury”, to czy możliwy jest związek męsko-damski, a jeśli tak, to jak wyglądałby on w praktyce?
Grudzień 8th, 2008
oh, praktycznie tylko w bywaniu czasem, jakoś
a i to cudem
choć myślę, że miałby przewagę
nad zwykłym (i tak nie możliwym) związkiem taki
przez inną perspektywę patrzenia na siebie
z tzw. dziury lub dołu.
Skutkiem mogło by być wynoszenie partnera
(tak jak i my dziurnego) bo nikt nie chciałby
jeszcze większego dołka. Ale to możliwe
by było tylko trafem umiłowania.
Tak myślę, sobie.
Grudzień 8th, 2008
ale tu niezwykle piszecie. A gotowanie? Te wszystkie bulwy, korzenie, liście, mięśnie, okropne same w sobie, międlone i siekane, robią się we wzajemnym towarzystwie zupełnie inne. Kłopot tylko, kiedy trzeba podać nazwę potrawy. Niech się kelner biedzi.
Grudzień 8th, 2008
Czy bulwy, korzenie, liście, mięśnie – międlone czy siekane są okropne same w sobie?
Grudzień 8th, 2008
weź taki seler albo pietruszkę, nie mówiąc o cebuli. Co z nim zrobić samym w sobie? Ugotowany w wodzie cuchnie, jest mdły, starty – suchy i wiórowaty. Ale kiedy się łączą różne aspekty, kwas, słodycz, sól – to dopiero poezja. Kiedy gotuję rosół, początek jest straszny – piana, nieprzyjemny zapach, na desce piasek i obierki. Potem już coraz wspanialej.
Grudzień 9th, 2008
A mnie zastanawia , skąd ta rekordowa ilość komentarzy pod wpisem z dnia 7.12.08. Doprawdy, nie wiem. A może filozof maczał w tym palce?
Nie uczestniczyłam w sobotnim obiedzie i nie poznałam kelnera, który nie rozróżniał podawanych ziemniaków ale wysłuchałam sobotniego wykładu autora bloga. Zanim Mistrz zezwolił na posiłek, na różne sposoby eksplorował teorię George Berkeleya. Autor ” Traktatu o zasadach poznania ludzkiego” słynie z takiej oto myśli; „Istnieć to być postrzeganym ( esse est percipi)” Gdyby doktryna Berkeleya była prawdziwa to restauracja jest wymarzonym miejscem na doświadczanie istnienia. Prędzej czy później, kelner musi nas dostrzec ( no zgadzam się , są tacy pechowcy, których nikt nie wypatrzy ale pewnie, istnienie nie jest ich zamiarem). Czyżby zatem, pojęcie kelnera uruchomiło wśród czytaczy bloga pragnienie bycia widzianym?
Grudzień 10th, 2008
A może po prostu temat był interesujący, bez żadnej teorii spiskowej.
Grudzień 13th, 2008
Albert, wykład krakowski o „Obesji” drogowskazem jest…
Grudzień 19th, 2008
Nie da się poważnie podjąć… do tak postawionej sprawy o histeryczności, tym bardziej, że komentarz niewielki ma związek z wpisem Autora bloga. Brawo dla Alberta za podniesienie rekawicy z przymrużeniem oka.
A jedzenie pyszne jest i najpyszniejsze jeżeli jest wspólne, niezależnie jakie cechy histeryczne czy też nie-histeryczne się przy tym objawiają. Tutaj uczestnikom uczty można już nie współczuć. Często zaczyna wtedy nawet niesmaczne bardzo smakować, tak myślę.
Grudzień 27th, 2008
Reply to “o kapryśności kobiet i łopatologii mężczyzn – może jest szansa na przezwyciężenie dyskursu kapitalistycznego”