o tym, że nikt nie chciałby wiedzieć kiedy umrze


Ten blog powoli nabiera rumieńców. nie przypuszczałem, że komentarz do wypowiedzi na temat anorektyczek spotka się z odzewem. Kilka wpisów dotknęło frapującego tematu czy można pragnąć śmierci i czym jest, o ile jest, wybór śmierci.

Opisując dylemat anorektyczek, otwierając kwestię ewentualnego rozwiązania przez smierć, nie przesądzałem odpowiedzi. Jeden z wpisowiczów napisał był, że 20% z nich kończy swój żywot. Padło wtedy pytanie, co dzieje się z 80% nadal żyjących. Mamy zatem dwie kwestie: sprawa „wyboru” śmierci co piatej anorektyczki, oraz sprawa 4/5 pozostałych – czy nie wybrały, a może zrezygnowały po drodze z tego wyboru.

Problem procentów pomijam – jakiekolwiek proporcje by nie były pytania nie zmieniłyby się. Dlaczego tak dużo przeżywa? Proszę udać się do oddziałów leczących anoreksję. Gdy zobaczycie stosowany reżim, przymus karmienia, wszechobecne Oko śledzące poczynania delikwentek, przymus ważenia się, arbitralne wyznaczanie limitu wagi (nie mam na mysli tutaj dowolności tylko arbitralność matematycznych wzorów, dzielenia, mnożenia i potęgowania, bez oglądania się na wychudzone podmioty ludzkie), reżim aresztu domowego itp, większa częśc odpowiedzi będzie wam znana. To leczenie w większej swej części, nie waham się nazywać je „rzekomym”, oparte jest na wyprodukowaniu prawidłowej wagi, a nie na zrozumieniu i zrobienia czegoś z dylematem anorektycznym.

Co wybiera anorektyczka podzielona niemożliwym wyborem między „życiem suchym jak wiór”, a życiem, które należy do kogoś Innego? Wybiera ani ani, ani jedno ani drugie. Jeżeli jedzenie należy wyłącznie do Innego, dla niej pozostaje Nic do wyboru i Nic właśnie jest wybierane. Śmierć się w to wplątuje jakby przypadkiem.

Posłużmy się przykładem opracowywanym przez Lacana. Jeśli spotykasz na swojej drodze modliszkę wszystko zależy od tego, czy wiesz kim dla niej jesteś. Jeśli nie jesteś modliszkiem nie martw się. Jeśli wiesz, że nim jesteś, jesteś pod działaniem trwogi – możesz coś zrobić o ile opanujesz trwogę. Jeśli jesteś modliszkiem tylko tego nie wiesz, to…Sami wiecie co. Tak właśnie jest z anorektyczkami.

Podstawmy teraz w miejsce modliszki Śmierć, która stanęła na wprost nas, na naszej drodze. Śmierć karmi się życiem. Co wtedy? Gdy wiemy, że jesteśmy życiem dla niej, co możemy zrobić? Co zrobić z wiedzą o terminie śmierci? Tu podmiot ma wybór, ale w znaczeniu psychoanalitycznym. Nie wyjdzie z tego spotkania żywy, ale może się pozycjonować wobec Śmierci. Tym jest wybór podmiotu. To pozycjonowanie się, które może być albo pasywne, albo aktywne. Powiemy inaczej, kobiece bo histeryczne, pasywne, a w sensie deskryptywnym masochistyczne (bez kontekstu klinicznego), które jest czekaniem na śmierć, ofiarowaniem siebie Innemu, bezwolne, cierpiętnicze, dobieganiemdo ostatniego tchnienia, dogorywaniem. Aktywne pozycjonowanie, męskie, choć lepiej powiedzieć mężne, to wybór śmierci zanim odda się ostatnie tchnienie, to coś w rodzaju autoeutanazji, jakiś championat, przemożenie się, pokonanie siebie.

Nadeszły czasy gdy coraz częściej znamy nasz termin. Ta kwestia staje się sprawą nieuniknioną. Senator Gowin ogłosił projekt „testamentu śmierci”, możliwości wyboru „zaprzestania leczenia”, kolejne prawo w katalogu praw człowieka. Dziwne prawo. Zawsze istnieli ludzie, którzy odmawiali leczenia się, nie chodzili do lekarzy i już. Co zatem mówi to prawo? Że nie mielismy go gdy już byliśmy leczeni, nasze życie należało wtedy do lekarzy, rodziny, Boga, nie mieliśmy życia choć martwi nie byliśmy, byliśmy, jak ujmuje to Lacan, niemartwi, światem materii ożywionej, jak bakteria czy glon. Tak wyglada życie 80%.

Człowiek nie pragnie śmierci, ale coraz częściej chce ją wybrać, ponieważ jedyne co go utwierdza w „byciu” to pragnienie samo. Podmiot bowiem jest pragnieniem, Innego co prawda, ale Innego pragnącego.

K.Pawlak


3 Comments, Comment or Ping

  1. Przemysław Szubartowicz

    Czy śmierć pragnie człowieka, skoro człowiek nie pragnie śmierci? Ależ śmierć po prostu pragnie byle czego, byle kogo. Dodajmy – koniec analizy jest także śmiercią. I to podwójną, że tak powiem. Śmierć anorektyczki czym różni się od śmierci analizanta, poza tym, że tamta leży w grobie, a ten już nie leży (na kozetce)? Bo były analizant już może spokojnie umierać, a tamta już może spokojnie nie wybierać między-między? A analityk też trupio mlczy. Można by rzec – sub specie aeternitatis, a nawet sub specie „obsesionitatis” – że w psychoanalizie trup ściele się gęsto.

    Grudzień 3rd, 2008

  2. renata bożek

    Kiedy jedzenie należy do mnie? Jak sądzę, wtedy, gdy wiem, że lubię ciastko truskawkowe, bo tego oczekuje ode mnie/pragnie Inny, i dalej je lubię i zjadam z przyjemnością. Ale jak sprawić, by anorektyczka to wiedziała i jadła, by uznała, ze jedzenie nalezy do niej?

    O jaką śmierć chodzi, gdy pan pisze, że ze spotkania ze śmiercią nie wyjdzie się żywym? Kto/co umiera w śmierci symbolicznej, realnej, organicznej? No i jesli „śmierć karmi się życiem” to czy też życie nie karmi się śmiercią? Jeśli tak , to swietnie byłoby od czasu do czasu poumierać.

    Chyba, że, jak w wierszu ee. cummingsa, który mu się nagle przypomnial: „Jesli nie mozesz jeść musisz/ zapalić a nie mamy/ nic do palenia: no dalej/ chodźmy już spac […] jesli nie mozesz śpiewać musisz/skonać a nie mamy/ nic do skonania, no dalej/ chodźmy juz spać”. Miłych snów?

    Grudzień 3rd, 2008

  3. renata bożek

    Wiersz cummingsa mi się przypomniał, choć byc moze jakiemuś „mu” się przypomniał też. Albo to po prostu literówka :-)

    Grudzień 3rd, 2008

Reply to “o tym, że nikt nie chciałby wiedzieć kiedy umrze”