Zasiadałem dziś do wpisu na blog z zamysłem rozważenia zagadnienia „dziury w Symbolicznym” na przykładzie ludzi o pogladach konserwatywnych, nie zwyczajnych ludzi co to myślą w znanych sobie kategoriach, ale o osobach z usystematozowanym systemem przekonań. Wszystko po to, by opisać kilka refleksji na temat Symbolicznego, rejestru tak ściśle zwiazanego z Wielkim Innym.
Lecz na blogu pojawił się wpis wymagajacy komentarza, bo przybrał on postać pytania, a raczej dwóch. A ponieważ poruszona tam kwestia wiąże się także z tematem zamierzonym, nic nie stoi na przeszkodzie, by zająć się sprawą „co to znaczy chcieć jeść NIC”.
Symboliczne nie jest w stanie oznaczyć terminów negatywnych, in absentia jak ujął to Freud. Wyobrażeniowe z kolei nie daje rady przedstawić tychże w taki sposób, by trwoga była z terminem takim związana, a nie w stanie swobodnym (w znaczeniu freudowskim). Tam gdzie NIC, tam nieuchronnie opanowuje nas trwoga. Ale trwoga nie obywa się bez obiektu. To NIC wywołuje trwogę i trwoga tego NIC dotyczy. Tutaj Lacan poprawia Freuda, który nie przypisywał trwodze żadnego obiektu.
Jak można jeść NIC? No to spójrzmy: ktoś dzisiaj zjadł prełnodaniowy obiad. Czy zjadł NIC? Odpowiemy z miejsca, nie! Lecz teraz ktoś zjadł dzisiaj tylko zupę; czy zjadł NIC? Chyba nie, z ociąganiem powiemy, że zjadł zupę. No dobrze, ale ktoś dzisiaj zjadł tylko kromkę z masłem – czy zjadł NIC? Dla niektórych osób nadal ten ktoś coś zjadł, lecz dla innych już „dziś nic nie zjadłeś”. Kim są ci inni? Są to ci, których NIC trwoży. Jak łatwo zauważyć dla tych to własnie osób kromka z masłem = NIC. Ba, ale ktoś dziś zjadł jedno winogronko. Czy zjadł NIC? Teraz dla wszystkich, prawie wszystkich, ten ktoś je NIC – „dziecko, Ty Nic nie jesz, bój się Boga!”. Widzimy jak Symboliczne próbuje nazwać NIC, chwytając się minimalnego minimum. Anorektyczka całkiem bezwiednie chwyci winogronko i przełknie je nie zauważając tego. Zjadła NIC. Dla innych to NIC jest sprawcą ich trwogi. Problem w tym, że anorektyk jest poza trwogą. Je NIC tak, jak inny je śniadanie. Nikogo nie trwoży jedzenie śniadania, no za wyjątkiem niektórych paranoicznych psychotyków. Dlaczego tak się dzieje?
Bo anorektyk pragnie tylko tego, pragnie tego, co tylko on pragnie, co jest tylko jego pragnieniem w niczym nie zmieszanym z tym, co pragną inni. Jak to jest możliwe?
„Córeczko, powiem ci co masz pragnąć. Ja wiem czego chcą dziewczynki. Nie wolno ci pragnąć własnych rzeczy, własnych spraw. jesteś za głupia by wiedzieć co pragnąć” A drugi rodzic wtóruje: „Córeczko moja, nie masz NIC do zrobienia na tym świecie. Mama/tata decyduje o wszystkim. On/ona chce dla ciebie wszystkiego. NIC ci nie będzie brakowało, tak jak NIC ci nie brakuje. Mama/tata chce dla ciebie tylko jednego, by NIC ci nie brakowało”.
Dlatego pozostaje pragnąć NIC, bo braku musi brakować, by podmiot pragnął, by podmiot był. Jeśli braku nie brakuje, podmiot nie pragnie, podmiot pozostaje spetryfikowany. Anorektykpragnie czegoś, czego w żaden sposób nie pragnie inny. Pragnie czegoś, co jest poza domaganiem innego. Nic innego nie może pragnąć, bo wszystko inne, nawet najzwyczajniejsze obiekty pragnień są w obszarze innego. Anorektyczka pragnie jeść NIC, bo tylko to jej pozostało. Jej ciało zostało zawłaszczone przez innego i to on pragnie takiego ciała jakie chce. jej kobiecość nie jest obiektem jej pragnienia, bo „mężczyźni chcą tylko jednego córeczko i NIC nie możesz na to poradzić”. Życie jej nie jest obiektem pragnienia również: „choć NIC nie masz do zrobienia na świecie, to musisz życ dalej”.
Czy warto żyć skoro życie nie należy do mnie? Do obiektów, które pragnę? Podmiot rozdarty między życie jak wiór suche („musisz żyć”), a życie życiem innych, życiem którego mu nigdy nie brakowało, cóż ma wybrać?
Czekam na wasze odpowiedzi.
Dygresja: w rejonach gdzie króluje głód, anoreksji nie ma. Dlaczego? Tam nawet jedno winogronko dziennie jest CZYMS, nigdy nie jest NICZYM. Tam Inny pragnie dla podmiotu nawet winogronka, do głowy mu nie przyjdzie, że mógłby pragnąć pełnodaniowego obiadu. Więc stwierdźmy: anoreksja to efekt pragnienia dla córeczek Wszystkiego.
Anorektyków synków zostawiam na boku, bo to klinika inna, ta od psychoz.
K.Pawlak
4 Comments, Comment or Ping
Na pewnej stronie internetowej, tej z rodzaju „popularnych”, przeczytałem informację, że – cytuję – „do 20 proc. anorektyczek ulega swojej chorobie i umiera, nie wolno tych zaburzeń bagatelizować!”. Poza poppsychologicznym wezwaniem, że „nie wolno bagatelizować”, gdzieś nad tym unosi się odpowiedź: że anorektyczka – rozdarta między „musisz żyć” a „żyć życiem innych” – może wybrać śmierć. Czy więc śmierć jest jej wyborem? Czy śmierć to jest NIC? Czy anorektyczka żywi się śmiercią? Skoro zaspokojenie pragnienia z nią się wiąże?
Listopad 29th, 2008
Acha, tylko co z tymi pozostałymi 80 proc.? Trafiają do psychoanalizy? Hm…
Listopad 29th, 2008
Lepiej śmierć wybrać.
Grudzień 1st, 2008
Myślałem chwilę o wymiarowości NIC.
To ważna jest przestrzeń w życiu.
A nikt o niej nie mówi.
Przez chwilę sądziłem, że dałoby się ustalić podobne parametry,
wymiary jak dla istnieniowości obecnej i byłej czyli 3D.
Lecz NIE.
Tu trzeba innych szukać wymiarów – układów odniesień.
Czy zetknięcie z NIC jest spotkaniem z ZEREM absolutnym,
mrożącym krew w żyłach podmiotu od jednej sekundy – no NIE.
Czy jest ciszą miażdzącą śmiertelnie – też NIE – da się ją przetrwać.
Implozją, zasysem ciśnienia – też nie bo da się tam być.
A może ma tylko jeden wymiar – punkt – nie bycia czegokolwiek.
Na pewno nieznośny dla człowieka, podmiotu
– bo nie daje oparcia – i bezradzia totalnie.
Może NIC to jednowymiarowe realne?
NICZEGO – to (nic z ego) lub (ni czego oś) i czegoś za razem
NOTHING – to (nie rzecz) a może (nie myśl) NOT ING – (nie dzianie)
Zależy jak plącze się język.
Grudzień 1st, 2008
Reply to “enigma pragnienia anorektycznego, a miało być o konserwatyzmie”