Jakiś czas temu zwróciła moją uwagę mała notka w „Dzienniku”. Niby news, ale analityka coś zafrapowało. Otóż szefem kancelarii wiceprezydenta USA będzie niejaki Rahma Israel Emmanuel, syn emigranta z Izraela mówiący płynnie po hebrajsku (!) – to ci informacja, ma się rozumieć niesłychanie ważna; uważajcie biegle władający ki-suahili, nie kręćcie się w pobliżu pana Obamy by nie zostać kolejnym członkiem wszechświatowego układu. Podobno ojciec Rahmy, tym razem Benjamin M. Emmanuel nadał naszemu bohaterowi imię terrorysty żydowskiego, pardon!, syjonistycznego, co to zginął od wrażej kuli terrorysty arabskiego.
Komentatorzy tej sensacji nie zauważają, że każde z imion męskich należy do patrona utytłanego krwią, czy to jako kat czy to ofiara. Niewinność widac nie jest w cenie w świecie męskim. I co dalej z tą pasjonujacą historią? Jakiś redaktor izraelskiej codzienniówki spytał się ojca Rahmy czy jego syn będzie miał wpływ, pozytywny ma się rozumieć, na stosunki amerykańsko-izraelskie – skad u licha ma to wiedzieć ojciec? Dumny ojciec, którego dobry psychoanalityczny fallus przebił się do czaszki i zadziałał niczym szampan, odpowiedział: „Oczywiście, wpłynie on na prezydenta, aby był za Izraelem. Dlaczego by nie? Kim on jest, Arabem? Nie będzie przecież mył podłóg w Białym Domu”.
Cała ta rzekoma sensacja jest psychologicznym truizmem. Nasi bliźni, co to gdy tylko otworzą porankiem oczęta widzą służby, służby, służby, masona, masona, masona, dalej nie kontynuuję bo palce oszczędzam, zdają się wiedzieć, że istnieją ojcowie, którzy powiedzą na przykład tak: „Ten pomywacz do podłóg, ależ on szkół nie skończył, on miałby kształtować politykę? Ojej, trzymajcie mnie bo pęknę ze śmiechu”
Nawet jeśli syn w rzeczywistości jest tumanem, po awansie na sekretarza takiej persony, ojciec „zmieni” zdanie. Po prostu chodzi tu o „bycie ojca”, o „bycie ojcem”. Wszyscy wiedzą o istnieniu ojców, których synowie są tumanami, pomywaczami et caetera, pod warunkiem, że nie chodzi o mnie jako ojca. Ja jestem ojcem sekretarza wiceprezydenta. Inaczej mówiąc, patrząc na syna widzę siebie jako syna, który chciałby mieć Taaaakiego ojca. I w ten sposób opisaliśmy funkcję ideału Ja.
To syn czyni Ojca, a nie ojciec syna. To, kim staje się syn ustanawia Ojca jako ideał. Ojciec, który ustanawia syna jest „tylko” ojcem grzechu.
Więc zapamiętajmy – jaki syn taki Ojciec; jaki ojciec taki Grzech.
A konkretnie odwołujac się do przykładu. Ojciec Rahmy był terrorystą, bojownikiem Irgunu. jedyne co ustanowił w miejscu syna to Grzech – Arabowie zareagowali wściekłością na ten dyshonor, nasi bliźni paranoicy obwieścili, że oto Mossad zainstalował w Białym Domu agenta, sam Rahma natychmiast odciął się od swego ojca. Tymczasem syn jako wysoki urzędnik Białego Domu ustanawia Ojca jako coś więcej niż tylko terrorystę.
Implikacje tegoż dla rozumienia chrzescijaństwa na razie odłożę na sposobniejszą chwilę. Pamiętajcie ojcowie – wasze istnienie zależy od synów. Od was niewiele zależy.
Krzysztof Pawlak
One Comment, Comment or Ping
Bardzo mądra lekcja…
Grudzień 1st, 2008
Reply to “jaki ojciec taki syn – aneks do funkcji ojcowskiej”