Popęd cz.VIII – popęd śmierci-aneks[1]


Życie, poza śmiercią, jest nieprzewidywalne. Myślałem, że czas skończyć temat popędu. Czy nie za dużo tego było? Co może być interesującego na dłuższą metę w tym temacie? I oto okazuje się, że porusza ludzi koncept popędu śmierci. Więc w sto lat po sformułowaniu tego postulatu coś w nim mocno dotyka ludzi. Ludzi, to znaczy tej ich części, której do teraz nie łatwo jest nie być na marginesie. To kobiety, kochani Panowie. Nie może to być przypadek, że trzy kobiety zadały mi ostatnio wyjątkowo wnikliwe pytania wynikające z faktu istnienia popędu śmierci. Faktu istnienia. Popęd śmierci jest faktem, drodzy Panowie. Ma swą faktyczność, a nie hipotetyczność. Ale co ja będę pisał, kobiety to wiedzą, mężczyźni za to spekulują o nim. To, że kobiety to wiedzą wynika z ich pytań, będących równocześnie problematami.  Problemat pierwszy, chronologicznie pierwszy, to : czy można psychoanalizować ból? Problemat drugi: czym jest satysfakcja popędu śmierci? Problemat trzeci: jak żyć gdy traci się złudzenie ciągłości samego życia?

Pierwsze z pytań zadano mi drogą mailową, wkrótce po moim „odżyciu”. Co mogę, ja, który całkiem niedawno jeszcze, przez wiele miesięcy miał za towarzystwo nieprzerwany intensywny ból, powiedzieć o tym jak traktować ból? „Ból jest sygnałem” uczą. Gdy ich zapytać czego sygnałem ból jest, odpowiadają „czegoś niepokojącego”. Ich to pewnie niepokoi, ale czego sygnałem ból jest dla obolałego? To sygnał „czegoś złego”. Tak oto zaczynamy się kręcić wokół znaczących enigmatycznych. A im więcej takich znaczących jest, tym więcej się nie wie. Zacznijmy w takim razie od początku. Co robi psychoanaliza? Ona nie robi nic nadzwyczajnego, ona tylko symbolizuje. Tylko nie rozumiejmy za szybko i za wiele. Ona nie posługuje się symbolami, ona tylko symbolizuje. A jeśli tego nie może, to przynajmniej uczy posługiwania się symbolicznością. Ci, którzy czytają ten blog już jakiś czas, nie koniecznie od początku, orientują się, że symboliczność to pole języka i mowy. To nie jest pole obrazów (images) i wyobrażeń(imaginations, fantasies). To tylko pole języka i mowy. Jak każde pole ma ono swe granice. A zatem nie można używając języka i mówieniem powiedzieć wszystkiego. To czego nie można powiedzieć, co jest niemożliwe do powiedzenia, nazywa się Realnością. Ból jest Realny. Śmierć  jest, to chyba nie dziwi, Realna. A Realne jest pewne. „Pewne” aliści nie nadaje się do analizowania. „Pewne” nie jest kwestionowalne, a to co można zakwestionować, jest tworzywem psychoanalizy. Powracamy zatem do bólu, to znaczy będę o nim mówić z pierwszej ręki. Ból, nie pobolewanie, nie ćmienie, nie bolesności przelotne, ból jest pewny. Tym bardziej pewny, im bardziej starasz się go zwalczyć. Wkrótce już wiesz, że chodzi o to, by odrzucić wszelkie anestetyki. Gdy je zażywasz dowiadujesz się co nie co o przymusie powtarzania, mechanizmie wszelkich uzależnień, Nie zapobiega to bólom, za to niszczy nadzieję na jego brak. Ból każe ci myśleć o śmierci jako doświadczeniu satysfakcji. Gdy boli ciebie, bo chyba nie tylko mnie, myślenie o śmierci odbywa się bez lęku, chociaż w bólach. Nie da się analizować bólu i śmierci, bo nie da się nadać im ani znaczenia ani sensu – nie da się usensownić tego, co samo nie ma sensu. Ból jest zielonym światełkiem. Każe ci ono pójść tą drogą.

Bodajże w 1969 na uniwersytecie Princeton Lacan miał wykłady. Na jednym z nich jakiś słuchacz zadał mu pytanie o śmierć jako nowy system psychoanalizowania, który mógłby zastąpić seksualność. Lacan odrzekł, że jeśli ktoś taki, co system taki odnajdzie/wynajdzie, się objawi, to on uklęknie przed nim. Lacan już teraz tego nie zrobi. Lecz nikt taki się nie pojawił. To zagadnienie z kręgu fiction. Czy pokonamy śmierć, czy pokonamy ból? Nie chciałbym tego.

Nie chcę tego, a wyjaśnię to odpowiadając na pytanie Agnieszki z działu komentarzy – czym jest satysfakcja popędu śmierci? Popęd, pozwólcie że przypomnę, charakteryzuje się czterema składowymi. Po pierwsze źródło, czyli nazwę to inaczej niż się to zazwyczaj mówi, erosfera, strefy erogenne – miejsce uzewnętrzniania się popędu odczuwane jako, jest to po drugie, parcie. Parcie wyznacza drogę popędu do, po trzecie, obiektu. Lecz to nie obiekt jest celem popędu. Popęd okrążając obiekt powraca do erosfery. Powrotowi towarzyszy, po czwarte, satysfakcja, która jest celem popędu. Z natury rzeczy przeto popęd jest autoerotyczny. Przykładowo, w akcie seksualnym każdy z partnerów ma swą własną satysfakcję i „dba” o nią sam. Jeżeli nie „dba” to jest aseksualny. W akcie seksualnym gdy jeden z partnerów dąży, sięga po całowanie, dotykanie itp., to drugi daje się całować, dotykać itd.

Modelem funkcjonowania popędu jest popęd seksualny, którego satysfakcja jest powszechnie znana, chociaż różnie nazywana (rozkosz, orgazm, klimaks, szczytowanie, dojście itd.), która sama w sobie ma związek ze śmiercią („druga śmierć”). Popęd śmierci nie jest drugim popędem obok popędów seksualnych. To ten sam popęd, ale o innej genezie. Nie będę opisywał genezy. Skoncentruję się na pytaniu o satysfakcję. Czy jest to rozkosz? Na pewno tak. Czy jest to orgazm? Na pewno nie. Z tym zastrzeżeniem to piszę, że to moja opinia, bo innych mieć nie można. Śmierć to kurs tylko w jedną stronę. Więc nie mogę nic powiedzieć o satysfakcji po drugiej stronie. Po pierwszej stronie już tak, satysfakcja była mi dana. Lecz miejmy na uwadze fakt, że słowo satysfakcja jest daleko niewystarczające do opisania takiego doświadczenia. Wolałbym posługiwać się lacanowskim neologizmem jouissance, które to pojęcie zostawiam na przyszłość do konceptualizacji.

Na czym więc polegała moja satysfakcja w granicznym momencie mego życia? Wyżej opisywałem, jak umiałem w danej chwili, ból trwający bez końca, ból nakazujący rozważać zagadnienie śmierci bez opierania się temu. Tu własna, osobista psychoanaliza, była mi pomocą – to co ci się nasuwa nie odpychaj, myśl tę myśl, nie przemyśliwuj – myśl po myśli tę myśl. Czy pachnie to buddyzmem? Nie, to psychoanaliza. I tak doba po dobie. I nagle paroksyzm bólu, ból straszliwy i krew sikająca z ust. I nagle cięcie, nie ma mnie już, „umarłem”. Straciłem przytomność. Dla Innego stałem się zwłokami, bo nie trupem. W stanie zwłoczym byłem 6 minut. Nagle otworzyły mi się oczy. Nikt mi w tym nie pomógł. Ocknąłem się? W/g WSJP oznacza to powrót poczucia rzeczywistości. No to nie ocknąłem się według Wielkiego Słownika. Ale nie według siebie. Ocknąłem się, ale bez poczucia rzeczywistości. Za to z poczuciem niesłychanego spokoju. Nie zależało mi na poruszaniu swych zwłok. Zaraz potem pojąłem, że nie ma bólu. Jest nic, jakaś błogość niczego, zero napięcia i chęć bycia w tym. Niesłychane uczucie braku grawitacji bez stanu nieważkości. Nieważkość była „po innej stronie”. Z tej innej strony płynęła do mnie łódź, a w niej ktoś. Pierwsza myśl „to Charon”. I nagle przywrócono mi rzeczywistość. Dzięki reanimacji. Ten niesamowity stan trwał jeszcze 24 godziny. Lecz o dalszym jego ciągu nie będę pisał. Wtedy zrozumiałem rozważania Sokratesa o śmierci. Nie ma znaczenia, czy śmierć ma znaczenie, czy nie ma znaczenia. Nicość jest w niesamowity sposób „urzekająca”. Więc czego się bać?

Pozostało mi napisać jeszcze o „grubych czynionych jeszcze grubszymi” i „grubszych chcących być jeszcze grubszymi”. To, jak i kontynuacja tematu będzie do przeczytania w następnym wpisie.

 

\


No Comments, Comment or Ping

Reply to “Popęd cz.VIII – popęd śmierci-aneks[1]”