Popęd cz.V – konstrukt kulturowy i symboliczny[2]


Obiecałem napisać nieco więcej o popędzie śmierci, o tym „to jest głupie”, a co nad wyraz logiczne jest. Jeśli 2+2=4, to zdanie „skoro się urodziłeś to umrzesz” jest prawdziwe. No, chyba że 2+2=4 jest „głupie”. Lecz czy ktokolwiek i kiedykolwiek powiedział, czy napisał, że prawda jest mądra? Więc może jednak jest głupia? Zatem o głupocie będzie ten wpis. Tak, głupocie, bo to skrajny wyraz istnienia popędu śmierci.

Jednym z najbardziej skomplikowanych tekstów Lacana jakie napotkałem był ten o głupocie. Nie o braku inteligencji, ale o namiętności jaką jest głupota – głoszenie głupstw przez tych, którzy nie wiedzą, że są ignorantami. Weźmy Kajfasza, człowieka niewątpliwie inteligentnego i cwanego, zestawu cech tak potrzebnego ludziom u władzy będących. Otóż mówi on do członków Sanhedrynu znamienne słowa, że lepiej jest zabić jednego człowieka, niż skazać na nie istnienie cały naród żydowski (naród jest lepszym słowem niż lud, bo Kajfasz niewątpliwie miał na myśli lud żydowski). Czy naród może umrzeć? Czy może umrzeć coś co nie żyje? Według Kajfasza może, a może nawet wkrótce. A Jezus nie może umrzeć, on musi umrzeć. W tej konfrontacji racja jest po stronie tego ostatniego. Kajfasz nie jest jasnowidzem. Jak każdy z nas nie zna on przyszłości. O ile sam on umrze, i ja i wy w końcu też spotkamy śmierć, to owa śmierć jest horyzontem, poza którym istnieje tylko niewiedza. Jak mówimy „śmierć jest kwestią czasu”. Życie mi dane i śmierć mi dana wyznaczają czas, czas mi dany. Być może poza tym czasem nie ma innego czasu. W tym czasie, czasie mi danym, wracam do domu, jadę pod jesion by poczuć smak pocałunków dziewczyny, dzwonię do dziecka by powiedzieć mu, że może na mnie liczyć. A tam, poza horyzontem, czy pocałuje mnie dziewczyna i czy wrócę do domu? Tu życie, a tam śmierć. Tu coś, a tam nic.

Tam psychoanaliza nie sięga. Psychoanaliza nie jest wiarą, nie jest religią. Lacan wprowadził koncept „znaczącego polskiego” to z polska, lub „znaczący-polska” z francuska. Miał na myśli to, że Polacy stają się nimi tylko wtedy, gdy nie ma Polski. Czas rozbiorów i czas IIWŚ, czas nie istnienia Polski, to czas umierania Polaków. Po co? By zaistniała Polska, nawet gdyby nie było Polaków. Znaczący-Polska to znaczący braku znaczącego. Więc jeszcze raz, czy istnieje Polska, gdy nie ma już Polaków? Bo gdy Polski nie ma, to Polacy istnieją. Więcej, godzą się na własną śmierć, by była Polska. Czyż to nie głupie? Oto inny przykład głupoty Polaków, powód do największej dumy, hasła wypisywanego na sztandarach bojowych, tego o walce „za naszą i waszą wolność”, tych słów pełnych uniesienia „Polsko, jak słodko dla ciebie umierać”. Więc umierajmy, by Polska była. A hymn? „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my [Polacy] żyjemy”. A co komu po Polsce, gdy Polacy zginą? A Orlęta Lwowscy? A głupota Powstania Warszawskiego, gdzie by uniknąć wymordowania przez Sowietów, zgodziliśmy się na wymordowanie przez nazistów? I głupota słów o wolności wywalczonej dla nas i innych przez własną śmierć. Więc przypomnę, na początku XIX wieku wybuchło powstanie niewolników na Santo Domingo. Celem było wywalczenie wolności. Napoleon wysłał w celu stłumienia powstania wojska, w tym legię polską. No i Polacy zaczęli strzelać i zabijać tych, którzy walczą o wolność. Kilkuset Polaków  przeszło na stronę niewolników. Wtedy Polacy zaczęli strzelać do Polaków. Po uzyskaniu wolności i powstaniu Haiti ci, którzy przeszli na stronę niewolników zostali na Haiti tworząc diasporę polską. W zasadzie dzisiaj już nieistniejącą, zapomnianą i niechcianą przez Polaków tutaj. Tyle są warte hasła. One nie umierają i nie umrą nigdy. Po prostu nie mają znaczenia – wystarczyło, że Napoleon wydał rozkaz zabijania walczących o wolność.

Tu pojawia się kolejny przejaw popędu śmierci. Dlaczego ludzie zabijali ludzi – dylemat H.Arendt, i nie tylko jej. Psychologia jest bezradna – trudno jest przyjąć do wiadomości, że na dziesiątki milionów żołnierzy i dalszych dziesiątek milionów cywilów składają się sami psychopaci. Religia jest bezradna – trudno uwierzyć, że diabeł mógł przekabacić na swą stronę setki milionów ludzi, w głównej swej części składającej się z chrześcijan. A odpowiedź jest prosta – wystarcza tylko wydać rozkaz. Wystarcza tylko mieć wodza, nawet wybranego demokratycznie. Dlaczego ludzie wybierają na wodza kogoś, kto głosi hasła eliminacji ludzi? Są głupi? A jakże, tak! Jak każdy z nas pod wpływem popędu.

I na koniec, w IV odcinku serialu Czernobyl jest wielki fragment działania popędu śmierci. Trójka żołnierzy otrzymuje rozkaz wymordowania (myśliwi i leśnicy stosują eufemizm „odstrzał”) wszystkich zwierząt domowych. Sceny są przerażające. Współcześnie przywykliśmy do scen eliminacji milionów ludzi; wymyśliliśmy nawet słowo na to – holocaust. Lecz jakim słowem nazwać zagładę wszystkich zwierząt domowych, zwierząt ufnie i z radością biegnących do gwiżdżących, by je przywołać, trójki ludzi z karabinami. Ludzi, którzy muszą potem każde zwierzę dobić kilkoma strzałami, wrzucić je na samochód, na koniec wyrzucić truchło do wspólnego masowego grobu, który na koniec ma być zalany betonem. Sceny żywcem wyjęte z filmów dokumentalnych dotyczących zagłady ludzi. Na koniec zaś trójka strzelców nadużywa alkoholu, aby obudzić poczucie winy, bo jak wiadomo Freud śmiał przypisać superegu popęd śmierci.

Tyle o popędzie śmierci. Nie przyjmujemy do wiadomości jego istnienia, albowiem sami w duszy myślimy o sobie, że my strzelać nie będziemy i nie będziemy wykonywali pewnych rozkazów. Pamiętajmy wszelako, że w czasach wojny odmowa wykonania rozkazu kończy się śmiercią. Popęd śmierci nade wszystko.

Następnym razem zajmę się popędami seksualnymi.

KP

 

 

 


No Comments, Comment or Ping

Reply to “Popęd cz.V – konstrukt kulturowy i symboliczny[2]”